ďťż

Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami )

bigos - mój pamiętnik, wspomnienia, uczucia, przeżycia ...

‼O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny”
( Leopold Staff – Deszcz Jesienny )

Coś Leopolda chyba gryzło jak to pisał, chandra czy inne diabelstwo i stąd pewnie te sączące się jęki. Musi on nie bardzo jesień lubił! A przecież teraz w górach ‼tu cichosza tam cicho” ( Grzegorz Turnau – Cichosza) i nie ma turystów i nie ma gawiedzi ( Bazyl ). Jeno wicher wyje, wilcy zbierają się w watahy a dźwiedzie wietrzą pierzynki przed snem ‼i pięknie jest” ( Lech Janerka – Jezu jak się cieszę ). Ale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim może się to podobać, że są tacy którzy wolą lato i ciepełko, że już tęsknią za słupkiem rtęci w okolicach trzydziestki na plusie, że też chcieliby w zimowy sen zapaść. Leniwe są to bestie! Bo przecież właśnie teraz, jak pisał o narciarzach Kornel Makuszyński ( Zima, śnieg narty itd. ) nadchodzi ‼...czas ruji, właściwiej mówiąc sportowy okres, pełen wichrów i śniegów, taki to ci się wtedy wyrzeka i żony i kochanki i dziatek miłych i ciepłego łoża, śnieg mu uderza na mózg (...)”.
Szlag by...zabrnąłem już w zimowe zaspy a przecież relacja moja ma dotyczyć właśnie tego okresu, za którym niektórzy tęsknią, czyli pory komarów, bąków i innych sympatycznych stworzeń. Jest więc już i tak odrobinkę spóźniona a ja plotę jakieś dyrdymały miast przejść do meritum. Wybaczcie, już się poprawiam i zaczynam.

Uwaga! Ze względu na brutalność scen i niewybredne słownictwo tekst przeznaczony wyłącznie dla osób pełnoletnich o stalowych nerwach. Przed ewentualnym rozpoczęciem lektury proszę kliknąć poniższy napis:

Świadom(a) zagrożeń zeń płynących, po konsultacji z lekarzem rodzinnym decyduję się na brnięcie przez Bazylowe, jakże nieświeże już wypociny ( Fe! )


Piątek, 13.07.2007 godz. 21.30
Zaciszne ( póki co ) M3 w centrum Rzeszowa. Połowy: lepsza i gorsza. Gorsza przechadzając się po pokoju duma jakby przedstawić lepszej pewien arcydelikatny plan wyjazdu samopas bladym świtem dnia następnego. Zagaja:
- Jaką pogodę zapowiadali na łikend?
- Juto ma być nieciekawie: 26 stopni i możliwe ulewy.
Dobrze, dobrze nawet bardzo dobrze – myśli sobie gorsza.
- Ale w niedzielę ma być słońce i upał.
Zniese i to – kontynuuje myślenie gorsza, po czym mówi:
- To ja bym może wyskoczył na dwa dni?
- Gdzie?
Głos wewnętrzny na to:
‼ Po cóż ci, kochanie wiedzieć, że do lasu idę spać,
dłużej tu nie mogę siedzieć, na mnie czeka leśna brać” ( Dziś do ciebie przyjść nie mogę ). Na fonii:
- W Bieszczady.
- Znowu?
W myślach: jakie znowu? Oburzające - cóż za brak wyczucia czasu! Ostatnim razem byłem w kwietniu! Głośno, z rozżaleniem i smutkiem:
- Ale ja na głodzie jestem.
- Ale w niedzielę ma być upał, nad wodę byśmy pojechali.
Do siebie, oczywiście w myślach: Boże! Tydzień w tydzień nad wodę, i znów smażyć się, ociekać olejkami słuchając wielce rozbawionej gawiedzi. Tfu!
Głośno, z troską w głosie:
- Kochanie, ale woda w zalewie nie będzie jeszcze odpowiednio nagrzana. ( Ale ściema! )
‼Ale żona, jak to żona, Nic jej nigdy nie przekona” ( Jan Brzechwa – Ślimak )
- Ważne, że będzie słońce grzało.
- Na okrutnym głodzie jestem....
- No to rób jak uważasz.
Aha! Czyli wybór: weźmiesz pigułkę niebieską – zostaniesz i wszystko będzie jakbyśmy nie rozmawiali, weźmiesz czerwoną – pojedziesz i będziesz miał na co zasłużyłeś.
Wziąłem niebieską – koniec relacji.
E...tam, niebieską - na głodzie zawsze wybiera się czerwoną więc trzydzieści sekund później: - latarka, śpiwór, palnik...gdzie jest ten cholerny scyzoryk? Aha, chyba przy rowerze w sakwach. No jesteś w końcu, bo spać już trzeba.
Sobota, 14.07.2007, 4.00

Piiik – pik, piiik – pik, piiik – pik, budzika pikanie próbuje unieść moje powieki. Tymczasem instynkt samoobronny nuci: ‼ Czwarta nad ranem, Może sen przyjdzie...” (SDM – Czarny blues o czwartej nad ranem). Tfu! Bazyl, natychmiast wypluj te słowa! Przyjdzie sen, Connex odjedzie i cały wyjazd w pi....(znaczy się nie dojdzie do skutku). No dobra, już dobra, śmigam.
Szybkie poranne oblucje i już mijam sterczący niczym monstrualny pal ( powiedzmy :wink: ), charakterystyczny pomnik w centrum Rzeszowa.
Dworzec autobusowy PKS. Taka elipsa, po środku której parkują odpoczywające autobusy a po obwodzie rozmieszczone są stanowiska, z których moim ulubionym jest nr 5. Piąteczka – to stąd właśnie stalowe dyliżanse wyruszają na południowy wschód. Oprócz mnie, na ławeczce pod piątką tylko jedna osoba. Lico i szyja obficie pokryte tatuażami, rysy twarzy wskazujące może nie tyle na szlachetność czynów jej posiadacza co z pewnością na zdecydowanie i śmiałość w działaniu.
- Kafel jestem! Masz śluga?
- Bazyl. Niestety nie palę. (Wykrztusiłem przez ściśnięte gardło ) No nie żeby to Kafel ściskał, tylko jakoś tak mi zaschło.
On popatrzył tylko na mnie w taki sposób, że do razu wiedziałem iż wiele straciłem w jego oczach.
Co jak co, ale Kafel to telefonować lubi. Jeszcze piątej nie ma a ten wydzwania po kolegach i oznajmia im radosne nowiny: że będzie impreza, że przed dwoma dniami opuścił ‼sanatorium” , że nadciąga w rodzinne tereny do Brzozowa. Będzie się działo!
Tymczasem minęło pięć po piątej a tu autobusu jak nie było tak nie ma. Spojrzałem na rozkład jazdy a tu niespodzianka: odjazd przesunięty z 5.00 na 5.35. Czekamy dalej! Minęła 5.35 ... i nic, 5.45 ... i nic, 5.55 ... i nic, 6.00 – jest! Na odcinku 100 metrów 25 minut spóźnienia. Właściwie to niedużo, ale ja miałem w planie przesiadkę, na którą już nie ma co liczyć. Troszkę mi nabruździli w ten plan. Ale spoko – będziem naginać plan do rzeczywistości. Póki co prujemy trzymając kierunek.
Puk! Czółkiem w szybkę. Dźwignąłem jedną powiekę. A...to pętelka w Niebylcu, szatan nie kierowca. Powieka osunęła się na miejsce.
I tak to sobie drzemiąc dojechałem do Sanoka. A tu, zaraz po wyjeździe z dworca, po środku skrzyżowania przed fabryką Autosan stoi człowiek. Niczym szczególnym się nie wyróżnia, ot biała czapka, żółta kamizelka, białe rękawiczki, w zębach gwizdek. Ale moc ci u niego wielka! Wystarczy że jedną rękę uniósł do góry, drugą skierował w bok i już cały sznur pojazdów niczym kierdel potulnych owieczek podąża we wskazanym kierunku. Nasz woźnica też uległ tej zbiorowej hipnozie i zamiast jechać prosto do Zagórza, skręcił w lewo.
‼A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most...” (J. Tuwim – Lokomotywa) i już po chwili oczom podróżnych ukazał się znak informujący, iż zmierzamy prosto na Przemyśl. W autobusie zapanowało wielkie poruszenie. Pasażerowie popatrzyli po sobie na prawo i lewo, coś jak w kościele przy przekazywaniu znaku pokoju, lecz teraz z niepokojem w oczach. Co śmielsi podnosili się z miejsc, bunt z każdym pokonanym metrem narastał. Na szczęście kierowca w porę się opamiętał, szarpnął kierownicę i pomknęliśmy jakieś 40 km/h, mijając górę Sobień prosto do Leska. Owacje na stojąco i fala meksykańska nie ustawały.
No tak - 5 nad ranem. Piękny autobus w krainę imaginacji.
Nie dalej jak dwa dni temu.
...ale, ale
czekamy ...



No tak - 5 nad ranem. Piękny autobus w krainę imaginacji.
Nie dalej jak dwa dni temu.
...ale, ale
czekamy ...
Przez całe lata prom w Bieszczady startował o piątej. A teraz przyszło nowe i ukradło nam 35 minut czasu bieszczadzkiego. Toż to już nie wykroczenie, nie przestępstwo a zbrodnia!:twisted:
C.d. relacji wrzucę wieczorem.
Jeszcze rzut beretem i już oczom naszym ukazuje się ‼Wielkie miasto w samych górach, dwie ulice jeden gmach” (KSU – Ustrzyki). Wysiadka. Tym razem nikt mnie nie wita. Pewnikiem poszła fama, że nie pije, nie pali i nie...je cukiereczków. Dobrze, że sklep stał na swoim miejscu. Szybciutko poczyniłem sprawunki (w tym prowiant) i ruszyłem w kierunku dolnego stanowiska autobusowego, przy którym stał taki wypasiony autokar. Okazało się że to linia pośpieszna do Lublina i jadą przez pogórze, czyli najpierw w kierunku granicy a później w północne strony. W to mi graj! Niestety pośpiech to pośpiech i kierowca poinformował mnie, że nie zatrzymuje się tam gdzie bym chciał wysiąść. Zatrzymuje – nie zatrzymuje, ważne że po kilku minutach byłem na miejscu i nie musiałem wyskakiwać w biegu. Najsamprzód udałem się naprzeciwko, Nikosa odwiedzić. Bynajmniej nie tego Nikosa, który pod połoninami częstuje serem i pogawędką lecz niegdysiejszego ideowego przywódcę jego starszych kolegów (foto_a).
- Strzała Nikos!
- Strzała Bazyl!
- Co ty tak ku wschodowi spoglądasz?!
- Może przyjdą, ocalą?
- Ocalą?
- Linką chcą mnie opleść i do DeTa zaprząc...
- Jak kiedyś tobie podobni cerkwie.
- Jak cerkwie, ale....
- Ale?
- Bo widzisz, lat już ździebko minęło, więc zdawać by się mogło iż ludzie teraz mądrzejsi. Przecież to historia już, można by obok prawdę na tablicy wypisać, ale niszczyć – jaki w tym sens?
- Moim zdaniem żadnego. Może się jeszcze otrząsną. Ale ci, ku którym spoglądasz, lepiej żeby nikogo już nie ocalali.
- Może i masz rację...
- Wypijem po maluchu?
- Ano wypijem!
- Na pohybel jedynie słusznym!
- Na pohybel!
- Piącha-czacha Nikos!
- Piącha-czacha Bazyl!
Teraz ruszyłem w kierunku cerkwi, którą w latach pięćdziesiątych pobratymcy Nikosa zamienili na magazyn, a która obecnie służy jako kościół. Podobno z jej oryginalnego wyposażenia nic nie pozostało ale na szczęście ocalała od zagłady i można nacieszyć oczy jej widokiem (foto_b).
Po chwili, całkiem naprzeciwko, piąłem się już polną drogą ku górze. Pnę się i pnę, aż tu nagle, zza zakrętu wyłania się całe stado bizonów. Pierwotny instynkt łowcy wstrząsnął mną do głębi, zacząłem strzelać na prawo i lewo (foto_c, foto_d). Koniec końców, po ustrzeleniu co atrakcyjniejszych sztuk wyrwałem, no może nie serce wołu ale też coś w ten deseń, czyli zbożowego batonika z kieszeni i pożerając go z iście wilczym apetytem pognałem dalej przez otaczającą mnie prerię w kierunku majaczącej w oddali Figury (foto_e). Tuż przed nią ściągnąłem cugle, rozkulbaczyłem i zarządziłem popas.
No Panie Bazyl.. Jestem pod wrażeniem zacnej opowieści i czekam na ciąg dalsiejszy...

Przez całe lata prom w Bieszczady startował o piątej. A teraz przyszło nowe i ukradło nam 35 minut czasu bieszczadzkiego. Toż to już nie wykroczenie, nie przestępstwo a zbrodnia!:twisted:
C.d. relacji wrzucę wieczorem.
No co wy... To przesunięcie pozwala nam, Przybyszom ze stron inszych, zdążyć na inkryminowany środek lokomocyi i zdążyć, jako i wy, w puszcze i chaszcze. (a pociąg często się spóźnia...)
Czekamy jak pęcherze.

No Panie Bazyl.. Jestem pod wrażeniem zacnej opowieści i czekam na ciąg dalsiejszy...
... zza zakrętu wyłania się całe stado bizonów. Uderz w stół...
Dzięki za dobre słowo.

No co wy... To przesunięcie pozwala nam, Przybyszom ze stron inszych, zdążyć na inkryminowany środek lokomocyi i zdążyć, jako i wy, w puszcze i chaszcze. (a pociąg często się spóźnia...)
Czekamy jak pęcherze.
Skoro tak, to robię wycof ze stanowiska.
A w autobusie z pęcherzem bida.:wink:
Zaległem na łące wspierając głowę o plecak, z którego wydobyłem to co trzeba. Półleżąc zamoczyłem wąsa w pianie podziwiając dookolnie (foto_f). Tak pełną gębą oddychając, robiąc sobie dobrze we zmysły wzroku i smaku, kątem oka spostrzegłem pędzącego w moim kierunku dzikiego konia bieszczadzkiego. Chwilami zdawało mi się, że on nie tyle pędzi co leci. Spojrzałem tedy w głąb puszki szukając weń braku treści czyli ewentualnej przyczyny pegazostwa. To nie to! Treści całkiem sporo, trzeba będzie zrobić unik. W samą porę odskoczyłem od plecaka, który znalazł się na jego drodze. Uff! Niewiele brakowało! Cordura plecaka już nigdy nie będzie taka jak dawniej (foto_g). Po chwili poszybował dalej, a ja mogłem się z powrotem ułożyć wygodnie. Jak już się umościłem, zaczęło się: kapu – kap, kapu – kap, kapu-kap, kapu-kap, kap, kap, kap, kap.....Zatachałem dobytek pod buczka, rozsiadłem się wygodnie, padać przestało. ‼Chyba już pójdę, nie? Co tu będę tak sam siedział....” (Psy).
Droga moja prowadziła w dół, w kierunku jaru górskiego strumienia. Ale nim dostałem się w okolice potoku musiałem pokonać całe łany pokrzyw, które jęły mnie bezlitośnie smagać po odkrytych miejscach czyli po łydach, kolanach i udach. Aaa..., uuu...., sss....niosło się po lesie. Ale ja ‼nie dam się.....dopóki sił, będę szedł, będę biegł, nie dam się!” (E.Stachura – Siekierezada) ... tyle że wpierw wdzieję długie portki. He, He! Teraz to mi możecie...
Po chwili podążałem już brzegiem jaru porosłego piękną buczyną. Na dole lekkie przedzieranko przez wspaniale gęste leszczyny i wyskoczyłem na bity trakt opasający ten masyw (foto_h). Drogę tą jeno przeciąłem i niczym jeleń karpacki potruchtałem ku następnym szczytom.
Wokół las. Wszędzie drzewa! Z przodu, z tyłu, po bokach. Do tego ciągle pod górę, a nawet jeśli czasem z górki to też jak pod górę, bo akurat się przewróciło i leży takie nieposprzątane. Po prostu cudo! Nie na darmo od kilku dni, tygodni czy nawet miesięcy, narastało we mnie:
‼Ja muszę do lasu
i tam, ach, pędzić muszę
i korę ciepłą obwąchiwać
i ściółkę wonną drapać” (Kury – Ja muszę do lasu).
Tak węsząc wśród poszycia wyskrobałem się na pierwszą hopkę, z niej hyc na następną, by w końcu wylądować na trzeciej, najwyższej. Dreispitz zdobyty! Pora na Steinfels. Boczną, lekko rysującą się grańką opadałem ku tej kolonii, zamieszkałej niegdyś przez przybyszów znad Renu. Po niedługim czasie soczyście zielony baldachim liści ustąpił na rzecz wibrujących wszelakim owadem łąk porastających tereny dawnej wsi (foto_i). Chabazie dwumetrowe a wśród nich jedynie nikłe ślady zwierzęcych ścieżek, z których korzystając, oblepiony tzw. dziadami, pajęczyną, i tym całym nasiennictwem ziołopuchowym przedarłem się do drogi. Z drogi prosto do potoku schłodzić przegrzany organizm. Zimna, krystalicznie czysta woda przemyka pomiędzy palcami, i twarz obmyta, i szyja, i ...a niech tam, zaszaleję, tors nawet.
Następny przystanek zrobiłem na przycerkiewnym cmentarzu (foto_j). Przed samym terenem cmentarza, wśród zadrzewienia zrobiony daszek z brezentu i folii, drewniane siedziska i miejsce po ognisku. Przez chwilę zastanawiałem się do czego i komu służą te udogodnienia. Po wejściu na cmentarz okazało się, że chyba służą bądź służyły komuś jako schronienie, podczas gdy teren cmentarza jako miejsce noclegowe dla koni. Cały teren pokryty końskim nawozem, w tym dwa nagrobki wyjątkowo obficie. Moim zdaniem na 100% nikt z rodziny opiekuna tych koni nie był tu pochowany, ośmielę się twierdzić nawet że był on też innego wyznania, więc z takiego cmentarza śmiało można zrobić stajnię i szalet dla koni – przecież na własne gniazdo by nie nasrał. Badylem zgarnąłem na bok to co było do zgarnięcia i ruszyłem dalej.
Przez mostek, obok drewnianej wiaty i kapliczki (foto_k) poszedłem w kierunku granicy, a tym samym w kierunku wypału węgla drzewnego znajdującego się na terenach po wsi Stebnik. Nim doszedłem do wypału udało mi się jeszcze ustrzelić czatującego na obiad gąsiorka (foto_l).

Tak węsząc wśród poszycia wyskrobałem się na pierwszą hopkę, z niej hyc na następną, by w końcu wylądować na trzeciej, najwyższej. Dreispitz zdobyty! Skoro już wlazłeś w szkodę(rezerwat) to przynajmniej napisz czy fajny :twisted:

Skoro już wlazłeś w szkodę(rezerwat) to przynajmniej napisz czy fajny :twisted: Z mapy wynika, że go ledwie musnąłem na środkowym wierzchołku (681), tak że nie mogę się wypowidzieć co do jego atrakcyjności. Idąc wierchem nie widziałem żadnej różnicy pomiędzy stroną północną czy południową. Las piękny, wierchołki "klimatyczne".
Czuj-druh!
Pozdrówka - Bazyl
e byłem tam na tym końskim szalecie w zeszłym roku. Wtedy to nie było tak obesrane. Sam nie wiem... wtedy to mnie sie wydawało że to przyczajka dla pograniczników.
a to sie zmienilo na tym cmentarzyku- pare lat temu wypasali tam krowy i tylko krowie kupy sie przewalaly! i ani pol konia! z drugiej strony ciekawe czemu zwierzeta pasa sie akurat na cmentarzu, wokol tyle lak! moze trawa smaczniejsza?? ;0
Jestem w końcu na wypale, po którym krzątają się: jeden Brodaty i Ten Drugi.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry!
- Do granicy daleko?
- To tu.
- Ale do samej granicy?
- To tu, dalej nie wolno.
- Dlaczego?
- A co się tak wypytujesz, nie wolno i już.
- To ja pójdę sobie tylko pstryknąć zdjęcie i zaraz wracam.
- Nigdzie nie pójdziesz.
- Dlaczego?
- Bo zadzwonimy po straż i będziesz miał kłopoty.
- No skoro tak, to się pchał na siłę nie będę. Pstryknę sobie tylko retorcik.
Ostatni retort malowniczo dymił na tle błękitnego nieba więc obróciwszy się tyłem do brodatego rozmówcy, sięgnąłem po aparat. No i okazało się, że to był mój wielki błąd. Brodaty i Ten Drugi dostali białej gorączki czyli szlag ich trafił, ewentualnie cholera wzięła:
- Spróbuj tylko to ci łopatą przypierd...(kości porachuję) - Krzyknął brodacz idąc w moim kierunku.
Naszła mnie chwila refleksji. Jeśli faktycznie znieczulą mnie łopatą a później niczym podstępna Małgosia, schorowaną i wygłodniałą Babę Jagę, Brodaty i Ten Drugi wrzucą Bazyla do pieca - i szukaj tu wiatru w polu.
Agresor złapał za łopatę a ja tymczasem poluzowałem popręgi i zrzuciłem plecak jednocześnie wyszarpując z przytroczonego doń pokrowca piłę. ‼Stoję na ulicy z nią, śmiechy wkoło nas...” (Aya RL – Skóra).
Po ubitym placu rozpoczęliśmy rytualne krążenie taksując się spod przymrużonych powiek. Wiatr ustał, ptaki zamilkły, owady zawisły bez ruchu w powietrzu. Łopata jego rzucała oślepiające błyski, piła moja szczerzyła wściekle zębiska. Drzwiczki w retortach zaczęły się przeraźliwie telepotać, dym z sino popielatego zmienił się na rdzawo czarny, słońce jakby przygasło. Napięcie sięgało zenitu. Niespodzianie agresor cisnął we mnie:
- Warszawiaku je...(jeden)!
Ten, jak mu się zdawało ciężkiego kalibru pocisk mknął ze świstem w moim kierunku tnąc powietrze. Wzorem Neo z Matrixa odchyliłem się do tyłu na zgiętych kolanach, układając resztę ciała poziomo ponad ziemią. Poły płaszcza nie powiewały malowniczo z powodu cięć budżetowych scenografii. Słowny pocisk otarł się o koszulę na mojej klacie i minąwszy lewe ucho ugrzązł w zboczu na drugim brzegu Stebnika. Wyprostowałem się natychmiast gotowy do kontrataku. Przez chwilę miąłem w ustach zdanie, którym chciałem go powalić na ziemię. Miąłem odrobinę zbyt długo, bo on tymczasem cisnął we mnie niewybrednie:
- Gówniarzu! Nierobie!
W tym momencie ‼coś we mnie drgnęło, coś się zmieniło” (Chłopcy z Placu Broni – O Ela).
Podobno ‼John Malkovich jak grał Ruska to mówił ‘madier fakier’”(Kult – Mars napada), a że ja tak dobrze obcych języków nie znam, więc powiedziałem to samo tyle że po polsku dodając:
- Widzę że nerwową tu macie robotę. Żegnam.
No i pogonili Bazyla. Cóż było robić, zawróciłem i po krótkiej chwili kontynuowałem wędrówkę troszkę inną trasą.
co za skurwiele tam trafily!!! a ja zawsze spotykalam takich milych smolarzy... ale jak widac w kazdej grupie spolecznej jest zroznicowanie..az by sie chcialo takim jakos na zlosc zrobic...

co za skurwiele tam trafily!!! a ja zawsze spotykalam takich milych smolarzy... ale jak widac w kazdej grupie spolecznej jest zroznicowanie..az by sie chcialo takim jakos na zlosc zrobic... Buba, też mi się nie spodobało ich zachowanie ale na razie nic nie dodam, gdyż będzie jeszcze o tym mowa w dalszej części relacji. Z takim zachowaniem spotkałem się po raz pierwszy (też zawsze spotykałem porządnych ludzi wykonujących to zajęcie) ale nie żywię do nich urazy - ot mały, nieprzyjemny incydent. Dość długo zastanawiałem się czy opisywać czy nie, ale musiałbym później przeinaczyć inne spotkanie, czego nie chciałem robić, więc opisałem zajście zachowując doń dość czytelny (mam nadzieję) dystans.
moze w dalszej czesci opowiesci bedzie jakies wytlumaczenie ich zachowania bo jak na razie to sie noz w kieszeni otwiera...
Pewnie ich jakiś krawaciarz ze stolycy pięknej orżnął przy zakupie węgielku, to i każdego tura teraz gonią na 4 wiatry;P
Ciągnij Bazylu opowieść, bo to już i wątek sensacyjny się tu wkradł...i już do końca być musi spisane:)
Pozdrawiam,
Derty
Cofnąwszy się nieco dałem hopsa przez potok toczący swe wody ku Morzu Czarnemu i nagle, tuż przed Bazylem rozpostarła się ściana słynnej bieszczadzkiej sukcesji w całej, jakże splątanej okazałości. Gdzie nie spojrzę maliniaki i całe łany jeżyn poprzerastane rzadkim laskiem. Spojrzałem ku górze i się mi wydawało, że je pokonam w kilku susach. Dałem więc nura w tą rozbuchaną zieloność, która okazała się być niezwykle podstępną i bezlitośnie zaczepną. Długo by opowiadać za co mnie nie obłapiała, dość powiedzieć, iż po dwóch kwadransach wynurzyłem się na drugim jej brzegu opromieniony chwałą zwycięzcy i cały w sznytach. No! - Powiedziałem i ruszyłem z kopyta we wcześniej obranym kierunku.
Z grani rozpościerały się wycinkowe widoki ( foto_ł, foto_m ). W tej dość wysokiej trawie omalże nie rozdeptałem żmiji, jak powszechnie wiadomo, będącej w odróżnieniu od pędzących leśnymi duktami motocykli crosowych czy quadów, śmiertelnym i niepożądanym czynnikiem zakłócającym spokój ducha każdego prawdziwego i zrównoważenie rozwijającego się turysty:wink:. W oczy zajrzał mi... kadr z filmu Wolna Sobota z wypowiedzią Gawełka: ‼To mówię Panu, u nas w Bieszczadach to żmije bardziej potrzebne...niż turyści. To mówię Panu wprost!” Jeszczem się dobrze nie uspokoił a tu następna. Obie były maści kasztanowatej i tak na oko miały po sześć lat. Zapytacie: dlaczego akurat sześć? Ano owe bestie były całkiem dorodne, a jakby miały lat siedem to już by piszącego te słowa nie było gdyż ‼...taka żmija, jeśli tylko siedem lat człowieka nie widzi, to tak rośnie i puchnie, że w smoka się zmienia potężnego, co to wygląda jak byk ogromniasty na niskich nogach, z olbrzymimi szklanymi oczyma i zębami kłańcastymi, cały pokryty skórą podobną korze smrekowej, ale ta smokowa srebrna i błyszczy” (S. Vincent – Prawda Starowieku). Tak więc przeze mnie będzie o dwa smoki w Bieszczadach mniej, a dr Winnicki jak się o tym dowie, to mimo iż to nie BdPN, chyba się pochlasta:mrgreen:.
Po kilkudziesięciu minutach dotarłem znów w pobliże granicy lecz prawie natychmiast zawróciłem i dość znacznie się od niej oddaliłem. Nie to żebym chciał, ale usłyszałem silniki więc wolałem nie sprawdzać kto zacz przemieszcza się wzdłuż pasa granicznego. I dawaj jakąś starą drogą zwózkową w poprzek stoku aż do niezwykle ukwieconych łąk, z których rozpościerały się smyrające duszę panoramki ( foto_n ) .
Jedno sztachnięcie, drugie sztachnięcie, trzecie sztachnięcie
.... toż to w nałóg można wpaść.

Jedno sztachnięcie, drugie sztachnięcie, trzecie sztachnięcie
.... toż to w nałóg można wpaść.
I ani mi w głowie odwyk!
Mądrzy ludzie powiadają, że w górach trzeba dużo pić, żeby nie dopuścić do odwodnienia organizmu. W trosce więc o swoje zdrowie wyduldałem jedno opakowanie wody wzbogaconej jęczmiennym słodem i witaminą A, której zawartość wynosiła cirka 5%. Pycha! Motylki sobie motylą, brzęczołki sobie brzęczą, Bazyl sobie sączy – harmonia w przyrodzie zachowana być musi! Słoneczko się już chyliło, wychyliłem i ja , po czym ruszyłem pokonując bełkotliwy potok ku następnym, widokowym wierchom ( foto_o, ). Po sesji zdjęciowej wycofałem się nieco by założyć obozowisko w miejscu dogodnym a od strony siedzib ludzkich niewidocznym. Najsamprzód wyszukałem odpowiedniej grubości drzewa, których gałęzie dawały gwarancję wytrzymałości ciężaru dorosłego człowieka. Zrobiłem dwie pętle. Jedną zarzuciłem na konar drzewa, drugą sprawdziłem czy dobrze będzie trzymać i ...oplotłem nią drugie drzewo. Pomiędzy nimi rozpostarłem swoje łoże. Rachu-ciachu i już wisi sobie ono pomiędzy drzewami ( foto_p ). Na tym właśnie wyjeździe postanowiłem wypróbować ten sposób biwakowania. Od lat nosiłem się z tym pomysłem, a powstał on pod wpływem lektury opowiadania Józefa Czechowskiego ‼Tętno Gór” zamieszczonego w Pamiętniku PTT z 1992 roku, którego obszerny fragment cytuję:
‼(...)W Górach bywam często. Niejednokrotnie odczuwam niedosyt doznań. Nierzadko, kiedy znajduję się w uroczym miejscu, na Górze, jest moim pragnieniem aby kontemplować barwny spektakl zachodu słońca aż do zmroku, w spokoju, bez zakłóceń i frustracji związanych z poczuciem upływającego czasu, z koniecznością dotarcia na czas do miejsca zarezerwowanego noclegu. Marzę o tym aby w ciepłą, pachnącą noc majową mógł być moim udziałem koncert słowików (...)...tymczasem jestem skrępowany jakimś planem, muszę określoną trasą dokądś dojść na umówioną porę. Wszystko to zubaża słodycz wsłuchiwania się w puls Natury, trwa zbyt krótko.
(...) W czerwcu 1971 roku wyjeżdżam w Bieszczady. Zabieram ze sobą hamak. Na temat dzikości tych Gór krążą legendy; to coś dla mnie. Jednocześnie spodziewam się, że będzie to dobry poligon dla sprawdzenia przydatności nietypowego sprzętu biwakowego. W godzinach popołudniowych opuszczam Krościenko i ruszam w dolinę Stebnika. / To ci dopiero sic! – przed chwilą, przy skanowaniu opowieści zauważyłem, że rozpoczynaliśmy swoją przygodę z hamakiem w tym samym rejonie / Szary deszcz zlewa się w jedną nieczytelną plamę z szarością bujnie rosnącej tu olszy oraz z bieszczadzkim błotem. Pierwszy, hamakowy biwak dodaje wiele kolorytu tej nieciekawej błotnej wędrówce. Następne biwaki są kolejnymi odkryciami nieznanych zjawisk w otaczającej przyrodzie oraz tych, które stanowią o naturze człowieka.
Ta bieszczadzka przygoda w ogólności przynosi potwierdzającą odpowiedź dotyczącą niezwykłych zalet tego typu biwaków. Wyodrębniają się tu dwa rodzaje zagadnień: zagadnienia czysto techniczne oraz zagadnienia psychologiczne. Te ostatnie zdecydowanie dominują.
(...) Otwórz się, odrzuć ściany, zerwij kaganiec nałożony przez ludzi — ten, który nałożyła ci Natura jest dostatecznie dobry. Ułóż się pośród miękkich traw, a jeśli tych nie staje, spocznij w hamaku. Zasypiając, oddaj się bez reszty, zaufaj. Przebudzony pierwszym promieniem słońca wynurzającego się zza wierzchołków gór, doznasz olśnienia i sam osądzisz jak wiele dotąd traciłeś z życia.
(...) Tak wiele wspaniałości spotykam: szmery dżdżystej nocy leśnej, ciemnej jak atrament i życiem pachnącej; nagłe rozkwity błyskawic, co jak gigantyczny flesz rozświetlają góry nocą to tu, to tam; niezgłębioną przestrzeń nieba nakrapianą iskrami gwiazd; ogniki świetlików łagodnie pławiące się w nocnej wilgoci traw pachnących.
Czy potrafiłbym wymarzyć coś ponad to?
Nasycony jestem; czuję to i wiem, że warto się było narodzić. I wdzięczny jestem losowi, że mnie umiejscowił w gronie tych niewielu, którym dane jest otrzymywać tak wiele.
Od tamtego czasu odnotowuję setki biwaków hamakowych najczęściej w samotności, w ciszy, w niesamowitej scenerii przyrody. W takich sytuacjach odczuwam żywy oddech Natury, odsłania się jej logiczna harmonia a jej Duch staje się kategorią poznania niemal zmysłowego. Hamakowe biwaki są najpiękniejszymi przeżyciami jakie znam. Koloratura miejsc biwakowych sprawia, że posiadają one niezwykłe walory estetyczne. Niejednokrotnie nie mogę oprzeć się myśli, że podobne przeżycia mogły być udziałem ludzi w raju. (...)”
Troszkę długi ten cytat, ale autor opisał tak pięknie zalety tego sposobu spędzania nocy, iż nie mogłem się powstrzymać i mu uległem. Nie przedstawił w tekście wad, ale starym wygą hamakowym będąc pewnych trudności nie odczuwał. Mianowicie wyjście Bazyla nocą na tak zwaną stronę stanowiło nie lada wyzwanie i skończyło się wykonaniem półobrotu w powietrzu z miękkim lądowaniem twarzą w trawie u stóp tego jakże wspaniałego łoża. Ale ja się nie poddam, będę ćwiczył i trenował do skutku.
Ale, ale...nim przy koncercie psów z pobliskiej, Narodowej wsi zapadłem w sen, wykonałem jeszcze kilka niezbędnych dla ciała i ducha czynności. Wdziałem czołówkę, pewną ręką chwyciłem piłę i ruszyłem trzebić okoliczny bór. Włażę w gęstwinę a tu jak nie trzaśnie, jak nie załomoce i poszły stokiem z rumorem. Po tropach poznałem, że w kopytkach były, więc albo jeleniowate albo biesy czy czady. Przeżegnawszy się na wypadek wszelki, rozpocząłem szatkowanie suchego zalegającego tu i ówdzie. Poporcjowane paliwo obwiązałem linką i zatarabaniłem w pobliże obozowiska. Starym, indiańskim zwyczajem, za pomocą kostki rozpałki do grilla roznieciłem ogień i chwilę później skapujący tłuszczyk radośnie skwierczał w jego płomieniach. Gdy wyglądało już na dostatecznie chrupkie i odpowiednio zrumienione a serek z grzaneczki jął powoli ociekać, zasiadłem do stołu. Przyrządzone jadło zapijałem przepysznym napojem, o którym Bufet, wokalista rzeszowskiej kapeli Wańka Wstańka, śpiewał niegdyś porywającą pieśń:
‼Najlepsze piwo to Leżajski full,
Gul, gul, gul,
Gul, gul, gul,
Leżajski full,
Gul, gul.
Takiego piwa nie pił nawet król,
Gul, gul, gul,
Gul, gul, gul,
Leżajski full,
Gul, gul."
Coś niewyraźne to zdjęcie,z czego zrobiłeś hamak,czym przykryty?

Coś niewyraźne to zdjęcie,z czego zrobiłeś hamak,czym przykryty? Niewyraźne bo się nie przyłożyłem, a hamak kupiłem w sklepie który tani jest. Wykonany jest z poliestru i posiada doszytą moskitierę zamykaną na suwak (a że to niezły bajer jest, przekonałem się leżąc w nim i słuchając szaleńczych bzyczeń próbujących dostać się do środka wygłodniałych komarzyc). Wytrzymałość do 100 kg - ja ważę troszkę mniej (85) więc nie wiem czy faktycznie stówkę uniesie. W kazdym razie nic nie pękło, nie urwało się itp. Co do zadaszenia to miałem ze sobą płachtę ogrodniczą ale nie wypróbowałem gdyż noc była niezwykle pogodna. Z netu wiem, że też hamaczyłeś więc jeśli masz jakieś sugestie bądź sprawdzone patenty to proszę o podzielenie się wiedzą gdyż wkrótce wiosna.
..co do hamakowania to zaczynałem kiedy nie było takich fajnych tanich lekkich sprzętów, a moskitiera to pewien rodzaj luksusu, który nie był znany biednym harcerzom.. więc korzystaliśmy z pokrowca do kanadyjki... nadaje się jako hamaczek prawie perfecto, wytrzymały brezent.. tyle ze ciężki... do tego dwa kawałki drewna.. kawąłek linki, i pałatka czy inny rodzaj płachty.. pierwsze noce bywają ciężkie... kręgosłupek się zastanawia do czego służy ów przyrząd, a Ziemia czeka na wywrotke...
Nie wiem jakie są kupne bo korzystam z własnoręcznie robionego.Dość łatwo samemu zrobić taki sprzęt.Ja mam dwupunktowy(może być trzypunktowy-niewywrotny,jednopunktowy-na ramie,do powieszenia w skale),uszyty z materiału spadochronowego(nierozerwalny).Nośność zależy od zawiesia-próby robiliśmy do 7 osób siedzących i się rep urwał.Wymiar szmaty to 140 x 300 cm.Musi być obszyta taśmą coby można było w tym siedzieć poprzecznie.Całość mieści się w woreczku takim jak na kondon na śpiwór z Decathlonu,i waży 20 deko z taśmami i dwoma karabinkami(tytanowe Irbisy ruskie).Sam hamak waży pewnie z 3-4 deko.Niestety nie mam moskitiery(może ktoś wie gdzie można kupić materiał) ani dachu.Ale używam już od 20-tu lat i jest fajnie.Dodam tylko że jest niewywrotny(odpowiednio dobrana i szerokość,i długość) i bardzo wygodny,najlepsze łóżko jakie posiadam.
Hej:)
Browar, a z czego byś chciał moskitierę? Bo możliwe, że mam nawet w labie kilka mb jakiegoś materiału siatkowego. Tyle, że musiałbym jutro wparować do roboty i sprawdzić.

Ja hamaczka nie lubię - rano się prostuję 3 godziny - szkoda czasu na wygibasy o świcie:P

Pozdrawiam,
Derty
Derty,za mały hamak faktycznie jest niewygodny.Ale długi(co najmniej 3m samej szmaty + zawiesia) jest bardzo wygodny.A na moskitierach się nie znam,ale chciałem sobie uszyć taki woal na kapelusz(jak mają pszczelarze),żeby nie latały mendy brzęczące koło nosa.
PS Sprawdź co tam masz za materiał,ale się nie śpiesz,mamy jeszcze z pół roku :-)

Hej:)
Ja hamaczka nie lubię - rano się prostuję 3 godziny - szkoda czasu na wygibasy o świcie:P

.... pierwsze noce bywają ciężkie... kręgosłupek się zastanawia do czego służy ów przyrząd, a Ziemia czeka na wywrotke...
...używam już od 20-tu lat i jest fajnie.Dodam tylko że jest niewywrotny(odpowiednio dobrana i szerokość,i długość) i bardzo wygodny,najlepsze łóżko jakie posiadam. Jak napisałem, to był mój raz pierwszy i jak to za pierwszym razem bywa wszystko odbyło się spontanicznie i jakoś tak szybko, że i zbyt dużo ze spędzonej nocy nie pamiętam gdyż jak już usnąłem to w błogim stanie przespałem do samego rana, ale po przebudzeniu towarzyszyło mi uczucie odprężenia i zadowolenia:grin:. Zdecydowanie więc skłaniam się ku opinii Browara, który jako koneser, po dwóch dziesiątkach lat doświadczeń nadal czerpie wiele przyjemności z tak spędzanych nocy. Trzykropkij i Derty pewnikiem spali na brzuchu:mrgreen: i pewnie stąd ich nieprzychylne zdanie w temacie spoczynku w zwisie.
Dzięki Bazyl za ten za długi cytat.
Czytam go kolejny raz o niedosycie doznań, o kontemplowaniu wrażeń bez pośpiechu i frustracji naganianaj czasem.
W czasie letniej wędrówki schowałem się za grzebieniem zdobiącym połoniny i zalegając w bezruchu patrzyłem z ukrycia na kolejne grupy pędzące po bieszczadzkich ceprostradach.
Gdzie oni sie tak śpieszą ? ...pojawiło się pytanie.
A może to ja jestem nienormalny w tym jednostajnym pochłanianiem obrazów ? ...padała diabelska podpowiedź.
Teraz po tej lekturze jestem już spokojniejszy. Są jeszcze na świecie nienormalni.

Dzięki Bazyl za ten za długi cytat.
.... Są jeszcze na świecie nienormalni.
Hmmm....nie ma sprawy:grin:
Bladym świtem dnia następnego, czyli gdzieś tak około szóstej zwinąłem cały majdan i po szybkim śniadanku wyruszyłem w dalszą drogę. Nabrzmiałe rosą trawy skierowały mnie ścieżynką ku dróżce, biegnącej wg mapy pobliskim laskiem, sięgającym swym jęzorem prawie do zabudowań wsi. Tyle co wlazłem na rzeczony płaj a tu
‼Gdzie spojrzę, wszędy rąbią: albo buk do huty,
Albo sośnię na smołę, albo dąb na szkuty...
...wszak i drew po chwili
Nie najdą, żeby sobie izbę upalili...” (J. Kochanowski – Satyr)
Zrąb czyli, tyle że bez drwali,. Pewnikiem wypoczywali jako że siódmy dzień tygodnia był. Plątanina powalonych drzew nie dawała szans na kontynuowanie wędrówki wcześniej obraną trasą i chcąc nie chcąc musiałem ominąć ten galimatias boczkiem, pokonując kilka, na szczęście płytkich jarów. Na dole wypadłem na pastwisko, na którym rosły sobie przysmaki ( foto_r ). Jeszcze kilka kroków i wylazłem na drogę z asfaltu, a wzdłuż niej zabudowania, przed samochody, z nich muzyka zalatuje – jakoś tak dziwno i straszno zarazem. Toż to szok cywilizacyjny! Wrzuciłem piątkę i rwąc zelówy parłem przed siebie. Po drodze minąłem zabytkową kapliczkę ( foto_ s ), cerkiew , przydrożne krzyże ( foto_ t ), piękną zabudowę ( foto_u ) i ...zatrzymał mnie przydomowy sklep z powodu, że otwarty. Przed nim ławy i stolik pod zadaszeniem z winorośli, a przy nim amatorzy płynów chłodzących. Po krótkiej chwilce liczba amatorów przy stoliku zwiększyła się o Bazyla obejmującego dłonią tę smukłą i zroszoną. Dowiedziałem się, że buty to mam dobre...na żmije, że tam gdzie idę to żebym nie szedł bo dróg nie ma, że jak Kazia ucięła to do Ustrzyk na pogotowie w stanie upojenia jechać trzeba było, ale go uratowali i wiele innych ciekawych historii. Rozmówcy byli bardzo mili i sympatyczni ale las czeka. Ruszyłem więc dalej i w momencie gdy już moim oczom ukazał się kres asfaltu usłyszałem za plecami silnik samochodu terenowego. Się nawet oglądać za siebie nie musiałem by sprawdzić kto to jedzie. W końcu dopadli!
Minęli Bazyla i na mostku zaparkowali. Jeden wysiadł i podszedł ku mnie.
- Dzień dobry. Podporucznik Strażnik!
- Dzień dobry. Bazyl turysta – odpowiedziałem wyciągając dłoń, w której trzymałem plastikową kenkartę.
- O, Pan z Rzeszowa! – zagaił notując w kajecie.
- Ano z Rzeszowa – ciągnąłem pogawędkę.
- I co Pan tu robi?
- Spaceruję i odpoczywam.
- A na Stebniku to był Pan wczoraj?
- Był.
- Bo my Pana szukaliśmy wczoraj i dziś, a ja to sobie nawet palca rozwaliłem łażąc za Panem. I tu pokazał mi owo rozwalenie.
Pewnie wlazł za mną w te maliniaki, a że tam leżało pełno oślizłych żerdzi wśród poszycia to i nieszczęście gotowe.
- Przepraszam, nie chciałem sprawiać kłopotu.
- I co to się tam na tym wypale działo?
Tu nastąpiła krótka opowieść z łopatą w tle.
- Wszystko się zgadza – powiedział wysłuchawszy.
- Czy będzie Pan wnosił skargę?
No i tu mnie zastrzelił! Mundurowe służby za mną gonią, żebym skargę wnosił – czegoś my to doczekali! O tempora! O mores!
- Eeee...tam, skargę. Każdy czasem ma zły dzień, poszedłem sobie inną drogą i też było cacy.
- A wie Pan dlaczego tak się zachowywali?
- Nie, nie wiem.
- Widzi Pan, powody są dwa: pierwszy, że niedopici byli, znaczy się brakło – nic Pan nie zauważył?, a drugi, że nie dalej jak miesiąc temu redaktory z Warszawy przyjechali, porobili zdjęcia, wywiady i opisali ich w jakiejś gazecie w sposób, który nie przypadł im do gustu.
- A to takie buty!
- Ano takie, nie będzie Pan wnosił skargi?
Co on taki namolny z tą skargą.
- Nie, nie będę.
- No to wróćmy do Pana.
I tutaj nastąpił szereg pytań: którędy szedłem, gdzie spałem, dokąd idę i po co, jak długo będę w Bieszczadach, dlaczego nie zgłosiłem trasy do odpowiednich Placówek SG (mimo iż nie ma takiego obowiązku to SG apeluje by zgłaszać trasę wędrówki przebiegającą w bezpośredniej bliskości granicy), czy mam śpiwór, kompas, telefon (tu poproszono mnie bym podał numer) itp. A wszystko to przerywane było łączeniem się z macierzystą Jednostką, która co rusz zadawała pytania dodatkowe. Takie małe przesłuchanko ale w atmosferze miłej i sympatycznej. I tu muszę się podlizać, bo nie wytrzymam – jeszcze nigdy nie trafiłem na funkcjonariuszy SG, którzy by byli nieuprzejmi lub niekulturalni. Co prawda nie raz wydaje się iż zbyt dużo pytań zadają, ale w końcu taka ich praca. Jedno jest pewne, prześwietlili Bazyla ze wszystkich stron, a trwało to równe pół godziny. Podziękowaliśmy sobie i się pożegnaliśmy, oni zawrócili a ja w końcu porzuciłem asfalt na rzecz bitego traktu, którym chciałem dostać się w okolice przygranicznych łąk i samotnie stojącego krzyża.
Dróżka jedna na mapie, w terenie uległa rozczworzeniu. Fartem udało mi się wybrać tę właściwą i po kilku chwilach wychynąłem z lasu na przygraniczne łąki ( foto_w, foto_x ). Kawałek szedłem nad wyraz i niezwykle niepokojąco wygładzoną Detami promenadą (asfalt będą kłaść w lesie, czy ki pieron?). Na szczęście wkrótce pozostała ze mną normalna polna droga, przy której co i rusz pasły się bardzo okazałe ‼Filipy” (foto_y). Jak już wcześniej napisałem, moim zamiarem było dotarcie do samotnie stojącego krzyża. Niestety dróżka do niego prowadzi tylko na mapie, a w terenie zakręca ku lesistym wierchom. Brak choćby nikłej ścieżyny oraz ściana blisko 2 metrowego zielska wszelakiego pozbawiająca mnie wizualnego kontaktu z krzyżem, uniemożliwiły mi ocenę ewentualnej utarczki chaszczowej a tym samym moje krzyżozdobyczne zamiary zostały skierowane na inne, bardziej przyjazne pory roku. Ruszyłem więc ku górze. W tej okolicy oprócz odciśniętych w podłożu obutych łap Bazyla dostrzec można było inne, równie piękne odciski bosych łapek (foto_w1). Po kilku warstwicach dróżka zanikła, a w lesie natknąłem się na ludzką ręką uczynione cmentarzysko drzew, czyli porzuconą przed laty ścinkę (foto_z). Tuż powyżej biegł ku szczytom wpaniale dziki jar, porośnięty paprociami, jaworami i wiekową buczyną (foto_za, foto_zb).

Po kilku warstwicach dróżka zanikła, a w lesie natknąłem się na ludzką ręką uczynione cmentarzysko drzew, czyli porzuconą przed laty ścinkę (foto_z) aż przykro patrzeć.... a porzucone drewno w lesie to dość częsty widok....
Podczas gdy fotografowałem jar, tuż powyżej kadru przeciął mi drogę dorodny jeleń. Ale prawdziwe emocje czaiły się na mnie na samym grzbiecie. Wyskakuję ja wprost z gęstwiny leśnej na biegnący działem płaj, a tam był ON.
Był troszkę wcześniej był niż ja, ale zostawił świeży trop (foto_zc) na dodatek biegnący w obranym przeze mnie kierunku. Zbytnio się nie spiesząc ruszyłem przed siebie i na wszelki wypadek zacząłem śpiewać, gdyż biorąc pod uwagę fakt, iż Stwórca nie obdarzył mnie zbyt hojnie słuchem muzycznym, wydawało mi się to najskuteczniejszą bronią. Nie myliłem się – trop długo nie wytrzymał i skręcił gdzieś w kierunku obwodnicy bieszczadzkiej, ale ja nie do końca mu dowierzając kontynuowałem recital. Wkrótce osiągnąłem hopkę, z której wypadało opuścić się w doliny. Niestety już po kilkuset metrach ścieżyna zanikła a przede mną pojawiła się szeroka, zarośnięta czepialskim poszyciem, ciągnąca się w dół stoku przecinka. Przedarłam się w poprzek i lawirując jej brzegami dotarłem do sporej polany, nad którą wznosiła się myśliwska ambona. Stoi to wejdę – pomyślałem. Wdrapałem się na balkonik lecz niestety wisząca kłóda nie pozwoliła na dogłębne zwiedzenie obiektu. Przyjrzałem się tej kłódce dokładniej i czupryną moją targnął niepokój ustawiając ją w postawie na baczność. Hmmm....to że napisy we wschodnim języku, to przecież w tych stronach nic nienormalnego – próbowałem się uspokoić. Ta przecinka to nie mogła być granica – dodawałem sobie jeszcze więcej pewności. Ale właściwie to nie ma nad czym deliberować gdyż nieopodal widać dróżkę i jar potoku (a wracać przez te krzaczory pod górę i w prażącym słońcu ani mi się śni!). Zasiadłszy nad potokiem rozścieliłem mapę, rzuciłem okiem na kompas i analizowałem przebytą drogę z ewentualnymi wariacjami w różnych kierunkach. Taaa....niemożliwe żebym będąc tu gdzie jestem, był tam, gdzie akurat teraz lepiej żebym nie był – stwierdziłem i raźno potruchtałem dalej. Wkrótce pojawiły się wokół mnie pofalowane łąki, a po kilku chwilach w oddali dostrzegłem zabudowania, wśród których rozpoznałem cerkiew w Michniowcu. Drożyna jednak zakręciła i poprowadziła mnie do Bystrego. Tam urządziłem sobie jeszcze krótki popas pod cerkwią (foto_ze, foto_zf) i niemrawo podreptałem ku asfaltowej drodze, którą chciałem dostać się do Czarnej. Wizja człapania rozgrzanym przez palące słońce asfaltem potęgowała we mnie uczucie przygnębienia związane z niechybnie zbliżającą się chwilą rozstania.
Jedzie, coś jedzie! Zamachałem – minęło i pojechało, ale po kilkuset metrach się zatrzymało i nazad jedzie! Szczęśliwy galopowałem na spotkanie, a plecak z radochy, że skryje się w cieniu samochodu cały trząsł się i podskakiwał. Powoziła sympatyczna Pani, która usprawiedliwiająco na wstępie wyjaśniła, iż nie zatrzymała się koło mnie, gdyż walczyła z myślami: zabrać, czy nie zabrać? Podziękowałem serdecznie za ten dobry uczynek i już po kilku chwilach byliśmy w Czarnej. Tam zakupiwszy to co trzeba, malowniczo rozpostarłem się na przysklepowej ławeczce i pasłem oczy okolicą. Nie minęło wiele czasu, nadjechał Connex, a głos wewnętrzny zawył:
‼Kiedy mija, tak jak wszystko
Ta euforia kilku dniowa
Wstawać i pracować i mieć
Nie bardzo mogę
Nie bardzo mogę nie
Nie bardzo chcę – (Lech Janerka - Jezu jak się cieszę)
Opowieść smakowita... mniam
Zdjęcia budzą miłe wspomnienia i mocne postanowienie: wiosną trzeba się sztachnąć!
Pozdrawiam
Długi

...hamak kupiłem w sklepie który tani jest. (...) Wytrzymałość do 100 kg - ja ważę troszkę mniej (85) więc nie wiem czy faktycznie stówkę uniesie. W kazdym razie nic nie pękło, nie urwało się itp. ... Achtung! Achtung! Nie idźcie tą drogą...i nie kupujcie hamaka w tej dojczlandzkiej sieci! Wundertandetten!!! Szmelc czyli!
A było to tak:
Letnim, piątkowym popołudniem roku ubiegłego, rejsowy prom relacji Rzeszów – Jaśliska przygarnął mnie na pokład i unosił na zielone oceany szczęścia. Przewoźnikowi uiściłem za całą przeprawę, aż do truskawkowych winnic. Wszystko pięknie, ładnie, ale Zagórz minąwszy ‼wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi” (A. Mickiewicz – Stepy Akermańskie). No i sami pomyślcie, jak długo można to wytrzymać? Odpowiedź jest prosta – póki przez bulaja nie ujrzy się napisu ‼Bar u Wandy”! Wstrzymałem pędzący katamaran, po trzystopniowym trapie zeskoczyłem na Komańczów ziemię. A że znajdowałem się w nastroju przysiadalnym, na chwil kufli kilku dołączyłem do goszczącego u Wandy towarzystwa. Z Komańczami i ich gośćmi pyknęliśmy po kilka szklanic pokoju.
‼uuu...zawirował świat, jak płatki śniegu na dworze...” (SDM – Zawirował świat)
Tak po prawdzie, to żadna zamieć nie szalała, ale że dosiąść się można było tylko do płci niepięknej, to i propozycje noclegu zbytnio nie rajcowały. ‼Dość, stanowczo dość...” (E. Stachura – Siekierezada), juki na plecy, popręgi dopasowane, piana z pyska otarta. Bazyl wystrzelił z karczmy i gościńcem pociął przed siebie:
‼Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
Nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana,
Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana” (J. Tuwim – Lokomotywa)
Tak, tak, 85 kilo żywej wagi - ale to są same mięśnie i oczy!
Słońce już zachodziło
Załącznik 27373
a do Jaślisk jeszcze kawał drogi. Jakoś, takoś, i nie dotarłem. Na nocleg zatrzymałem się w miejscu, gdzie
Załącznik 27374
Zgodę na spędzenie nocy w tej pięknej chacie
Załącznik 27375
otrzymałem od sympatycznego gościa ‼Baru u tej, co to Niemca nie chciała”, który zaznaczył, że jest to własność prywatna brata żony jego szwagra i prosi o nie podawanie jej współrzędnych geograficznych.
We wnętrzu chatki panował mrok, który absolutnie nie przeszkadzał miejscowemu czarownikowi-prorokowi przeobrażonemu na daną chwilę w batmana
Załącznik 27376
udzielać mi pokazowej lekcji latania i powietrznych ewolucji. Złośliwy chichot, który wtedy słyszałem, dobrodusznie odczytałem jako świst powietrze tnących jego skrzydeł.
Z plecaka wyjąłem hamaczek. Złącza belek konstrukcyjnych wzdłużnych i poprzecznych znajdowały się na dość sporej wysokości (tak po cycki) i właśnie o nie (złącza mam na myśli) zakotwiczyłem hamak. Ok, wisi sobie ślicznie, tylko jak się do skubańca dostać? Na Kozakiewicza rady nie dam, bo moje kijki wożą się pewnie do tej pory w czyimś bagażniku po kraju Drakuli. Dopiero teraz to widzę w całej jaskrawości! Tam kije, tu nietoperz...taaak...tylko pala brakowało na który można by się nadziać!
O! Stoi w kącie wąziutka, z desek zbita ławeczka! Przytargałem ją pod hamaczek, zdjąłem buty, hyc na ławeczkę, z niej hyc do hamaczka...”nagle gwizd, nagle świst” (J. Tuwim – Lokomotywa)
...lecę...lecę...lecę...i lecę...
‼...jak bombowiec, lecę w dół, mijam podłogę, mijam stółâ€ (Sidney Polak – 7 grzechów)
...podwójny axel z potrójnym tulupem...
...spirala śmierci tyłem do wewnątrz...
i pierdut!!! w tą ławeczkę, z której wystartowałem.
‼Ciemność...ciemność widzę...widzę ciemność” (Seksmisja)
Ból zadano mi niewyobrażalny, a od uderzenia do tej pory boli mnie prawa tylna wątroba!
Strzelił materiał, zaraz za rękawem, przez który przepleciona jest linka zawiesia.
Tak, lidl jest tani i...do bani!!!
Chociaż, przyznać muszę, że piły do cięcia drewna to mają niezłe, tną aż do kości – ale o tym jak mi się noga z pieńkiem pomyliła, innym razem.
‼Chodzi Bazyl koło drogi,
nie ma ręki ani nogi”
ale ma... piłę z lidla!

Bieszczady Ăźber alles!
No, ruszyło.
Nawet nie trzeba było długo czekać.
"Co było, to było. To było do śmichu, teraz by się zdało..." /zasłyszane/
4 słownie czyteryyy lata kazał czekać, paskud jeden, dlatego musiało boleć
Piknie, panie, piknie!
Taka niespodzianka na środeczek tygodnia...:grin:
Rozpędzaj się dalej sirze!


No i sami pomyślcie, jak długo można to wytrzymać? Odpowiedź jest prosta – póki przez bulaja nie ujrzy się napisu ‼Bar u Wandy”! Wstrzymałem pędzący katamaran, po trzystopniowym trapie zeskoczyłem na Komańczów ziemię. A że znajdowałem się w nastroju przysiadalnym, na chwil kufli kilku dołączyłem do goszczącego u Wandy towarzystwa. Nie wiem co ta "Wandzia" ma w sobie;-) ale przez nią mało nie spóźnilismy się na transport powrotny...My byliśmy po paru dniach ukraińskiej samotności i spragnieni byliśmy ludzkich gęb, no i mowy ojczystej:) Ale, że miejscowi byli spragnieni naszego towarzystwa...to było miłe i dość wciągające...:mrgreen:

Achtung! Achtung! Nie idźcie tą drogą...i nie kupujcie hamaka w tej dojczlandzkiej sieci! Wundertandetten!!! Szmelc czyli!
hi,hi,hi;

ja do wątku hamakowego nawiążę :-)
Bazylku czy ja mogę przypuszczać ?...
otóż to nie hamak ,nie hamak, a jakowaś " Bazylia "( z domu-Wadera ) owinięta w siatkę(nie mylić z szyneczką)- towaru zakupionego w promocji -jest przyczyną Twojego unieruchomienia wątroby...
wskoczyła wcześniej, a może ... wpadła w sieć suto zastawionego łoża napowietrznego?
a że oszczędzamy- więc hamaczek jednoosobowy...oczka plus mięśnie plus to niebańskie stworzenie ...to za dużo ! ;-)

krucabomba...
czy ja dobrze sczytałem nazwę wątku?
" ...głodne kawałki suto omaszczone cycatami "?
nie?
coś mam nie tak z monitorem,na ustawieniach standart tak mi się wyświetla ...
muszę się co nieco rozjaśnić ;-)

(aaaaa....brawo !!! )

Bazyl,z tego nauka że hamak musi być uszyty z ripstopu ;)

..."Co było, to było. To było do śmichu, teraz by się zdało..." /zasłyszane/ Już jutro w malowniczo położonym górskim schronisku rozpracujemy wykropkowaną część zasłyszanego :-P


4 słownie czyteryyy lata kazał czekać, paskud jeden, dlatego musiało boleć Ja tu do ludzi z wątrobą na dłoni, a tu taka znieczulica społeczna :wink:


Piknie, panie, piknie!
Taka niespodzianka na środeczek tygodnia...:grin:
...
Miło jest zadowolić kobietę, na środeczku tygodnia też :mrgreen:

hi,hi,hi;

ja do wątku hamakowego nawiążę :-)
Bazylku czy ja mogę przypuszczać ?...

Ależ oczywiście, nawet należy, tym bardziej, że:

...krucabomba...
czy ja dobrze sczytałem nazwę wątku?
" ...głodne kawałki suto omaszczone cycatami "?
nie?...
Tak, właśnie tak! Tomciu, bardzo dobrze s(z)czyt(ow)ałeś nazwę - suto jedno, suto drugie i cycaty jak malowane :lol:

Bazyl,z tego nauka że hamak musi być uszyty z ripstopu ;) Biorąc powyższe (post Pierogowego) pod uwagę, mniemam, że chodzi o stopripu w hamaku...
Bazylo !
Ty się nie wymiguj dysputami z forumkami, jeno sięgnij po kolejne cytaty które czekają na okrasę.

Biorąc powyższe (post Pierogowego) pod uwagę, mniemam, że chodzi o stopripu w hamaku... domniemanie może dotyczyć w tym względzie również tego, że może chodzić o rajstopy w hamaku:mrgreen:

fajna lektura.:) Sztachaj się dalej sirzeBazylu chaszczem na zdrowie a i omasty nie żałuj.:-D
a w radyjo przed chwilo mówiło, ze w tym dyskokokoncie mają najlepsze z Polski i z europy hamaki i że to mądry wybór.
Przeczytałem od początku - suty i cycaty reportaż
Krótko i do rymu - Relacja Rewelacja!
nie chcę krakać, ale następny odcinek relacji.... po zakupie nowego bujaka.
Może się zrzucimy?
Oj Bazyl, liczysz że jakaś nadobna forumowiczka ruszy z masażem Twoich obolałych.... no tego coś potłukł i leżąc, będziesz stukał w klawiaturę?
Bądź twardzielem, usiądź na twardym stołku i zaciskając....... zęby, pisz dalej relację.
Serdecznie
Długi
Budzik sobie już ustawiłem na 2016 coby resztę doczytać-Bazylu uczyńże nam przyjemność i czekać tak długo nie każ:-)
Troszkę się zagapiłem, ale gorąco Wam dziękuję! Miałem szybciutko coś napisać w ramach podziękowania, ale czas tak zapiernicza, tak zapiernicza...


Budzik sobie już ustawiłem na 2016 coby resztę doczytać-Bazylu uczyńże nam przyjemność i czekać tak długo nie każ:-) Pobudka!!!

Obok cytatów podaję linki do piosenek, które rzuciły mi się na uszy przy pisaniu.

Relacja pod roboczym tytułem:

‼Meteopaci zdradzają o zmierzchu”

Sobota rano (9.03.2012).

‼Telefony, telefony,
Gdzie dzwonić mam?
Jaki numer mam wykręcić,
Do kogo z was?”* ( link )

Kilka numerów się znalazło, gołębie pocztowe poleciały w świat i już zwołuje się ekipa sił połączonych z podkarpackich grodów. Zewsząd napływały esemesy, trwały rozentuzjazmowane telekonferencje. Bracia kumotrzy i siostry kumoterki ustalili godzinę wyjazdu bladym niedzielnym świtem , miejsce schadzki i rejon tzw. penetracji.
Jak już wszystko było dopięte, nastał sobotni wieczór, godzina wróżb, czyli 20.00, inaczej mówiąc pogodynki czas.
‼Szklana pogoda,
Szyby niebieskie od telewizorów,
Szklana pogoda,
Szklanka nadciąga bez humoru”** ( link )
Oj, bez! Zdecydowanie i ponad wszelką wątpliwość! Nie najlepsze wieści z frontu atmosferycznego uruchomiły komórkową kołomyję, która zaczęła kręcić się od nowa, ale w stronę przeciwną. Przyznać muszę, że do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, iż meteopatia jest aż tak powszechna i zaraźliwa. Wykosiła wszystkich w kilka minut.
Jestem sam...

__________________________
*Republika – ‼Telefony”
**Lombard – ‼Szklana pogoda”
Nastał poranek dnia następnego.

‼Jak dobrze wstać skoro świt,
Jutrzenki blask duszkiem pić,
Nim w górze tam skowronek zacznie dryl,
Jak dobrze wcześnie wstać dla tych chwil...”* ( link )
Taaa....Aura sprawiła, że nawet sraluchy parapetuchy dzioby stuliły, nie gruchały i nie nap...lały pazurami w blachę tylko siedziały cicho i spokojnie wtulone w narożniki okiennych szpalt.
Zaokienny widok zawyżał wskaźniki sprawdzalności wieczornych wróżb:
‼Ciągle pada!
Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
Żeby przyjrzeć się w marszczonej deszczem wodzie...”** ( link )
Niebo się opuszcza a ja
‼A ja?
A ja chodzę,
W strugach wody, ale z czołem podniesionym,
Żadna siła mnie nie zmusza i nie goni...”**
Oprócz rozkładu jazdy autobusów oczywiście. Dobrze, że kursów pekaesu nie odwołują z byle powodu. Po kilku minutach dotarłem na
Załącznik 31069
I przycupnąłem na ławce ulubionego terminala
Załącznik 31070
Po chwili przykołował kursowy Jumbo Jet
Załącznik 31071
Ruszyliśmy z kopyta i ‼już za chwileczę, już za momencik”*** przelecieliśmy przez erogenne strefy rzeszowskiej aglomeracji
Załącznik 31072

_______________________________
* Grupa i – ‼Radość o poranku”
**Czerwone Gitary – ‼Ciągle pada”
*** ‼Piątek z Pankracym”
>>Głos wewnętrzny na to: ‼ Po cóż ci, kochanie wiedzieć, że do lasu idę spać, dłużej tu nie mogę siedzieć, na mnie czeka leśna brać”
-ah i tu się rozmarzyłam i po czym zaczęłam szukać swego kompasu ale zorientowałam się że codzień go noszę w "torebce". pobudki o 4 nad ranem by zdążyć na autobus do Leska -skąd ja to znam :}}

"dopóki sił, będę szedł, będę biegł, nie dam się!”
-swego czasu te słowa Steda były dla mnie myślą przewodnią i od nich wszystko się zaczęło :)

"Zimna, krystalicznie czysta woda przemyka pomiędzy palcami, i twarz obmyta, i szyja, i ...a niech tam, zaszaleję, tors nawet."
-czytając relację przypomniało mi się moje najpiękniejsze wędrowanie w minionym roku (czyli samej zupełnie na wariata w zupełnie nieznane strony z namiotem wedle zasady "witaj przygodo!") czyli wigilia świętojańska idąc na lackową z krynicy i kąpiel w zimnym potoku w upalny dzień.

"(...) pocisk otarł się o koszulę na mojej klacie (...)"
-opis sceny genialny :D

" kadr z filmu Wolna Sobota z wypowiedzią Gawełka: ‼To mówię Panu, u nas w Bieszczadach to żmije bardziej potrzebne...niż turyści. To mówię Panu wprost!"
-tak się składa że mam film właśnie nastawiony do oglądania i miałam to czynić jeno relacja Bazyla mnie wciągnęła.

"Starym, indiańskim zwyczajem, za pomocą kostki rozpałki do grilla roznieciłem ogień"
- oldshatterhand nie wymyśliłby tego lepiej :D

"na wszelki wypadek zacząłem śpiewać"
-też mi się to dość często zdarza hihihi gdy adrenalinka się podnosi. zwierzaczki widocznie nie są fanami Grechuty ("tyle było dni...") a może po prostu mają lepszy słuch muzyczny :}}}

zabierz mnie kiedyś ze sobą na takie chaszczowanko hihi propozycja niedoodrzucenia bo rzadko kiedy decyduję sie z kimś iść w góry, zazwyczaj odmawiam -albo inaczej -mało znam takich konkretnych wędrowniczków

"miejscowemu czarownikowi-prorokowi przeobrażonemu na daną chwilę w batmana"
-właśnie zdałam sobie sprawę że batmany to zwierzęta których się najbardziej boję :))

"erogenne strefy rzeszowskiej aglomeracji"
-zawsze nazywam to "duży pomnik" i każdy się śmieje, może niechcąc używać brzydkich słów, zacznę nazywać go po prostu erogennym

Widzę nowy podpis w stopce -genialne! :D
Jimi - bardzo się cieszę, że spodobała Ci się moja relacja i serdecznie dziękuję za wspaniały, osobisty a mnie wręcz uskrzydlający (a jakże!) komentarz.

(...)
Oj Bazyl, liczysz że jakaś nadobna forumowiczka ruszy z masażem Twoich obolałych.... no tego coś potłukł i leżąc, będziesz stukał w klawiaturę?
(...)
Długi, faktycznie nie ma co liczyć na pomoc, bezlitosne są te forumowiczki, tylko by w chaszcze zaciągały :mrgreen: :

(...)
zabierz mnie kiedyś ze sobą na takie chaszczowanko hihi (...)

...
a że oszczędzamy- więc hamaczek jednoosobowy...oczka plus mięśnie plus to niebańskie stworzenie ...to za dużo ! ;-)
No i kurka, muszę kupić dwuosobowy 8-)
PS
Na poważnie - z przyjemnością powędruję z Tobą, kwiecień miesiącem chaszczowania - może być?
Pogoda cały czas się stabilizowała, w Brzozowie też lało:
Załącznik 31076
Wiara w lepsze dziś mnie nie opuszczała, wzrok skierowałem ku niebu
‼Ponad głowami, ponad oddechami, Ponad domami i ponad dymami”* ( link )
szukając wsparcia i ratunku przed potopem:
Załącznik 31077
Niestety bębniące o dach maszyny krople skutecznie zagłuszały moje błagania. Mijana graniówka wiodąca z Postołowa na Chryszczatą, ta wspaniała droga działowa, którą dzięki jej strategicznemu położeniu wykorzystywały w latach przeszłych bandy rzezimieszków, bandy UPA, partyzanci oraz Bazyl (http://forum.bieszczady.info.pl/show...y-i-ow%C4%99dy ), z okien wodolotu wyglądała oblepiaszczo i mlaśnie:
Załącznik 31080
Na miedzylądowaniu w Lesku telebim potwierdzał trafność dotychczasowych obserwacji:
Załącznik 31081
Powiadają: barowa pogoda. A nas na pokładzie troje: on gdzieś daleko, za sterami
Załącznik 31078
Ja na tylnej kanapie i ono, w zasięgu ręki:
Załącznik 31079
Ono leżajskie było i błyskawicznie wdarło się do mię a zmiętoszona puszka powróciła do plecaka. Zostaliśmy samowtór, on daleko z przodu, ja daleko z tyłu. Szaro, pada deszcz, sikać się chce...a na szybach cieknące strumyki łączą się w wartkie potoki, które wpadają do wzburzonych rzek tworzących miejscami spore rozlewiska...noga na nogę, najwyżej uszami wystrzeli...na supeł przecież nie zawiążę bo się jeszcze zaguźla...ufff, w końcu desant, bieg za płotki, ulgaaa...
___________________
*Stanisław Barańczak – ‼Hymn Wieczorny”
hahaha ale się uśmiałam czytając komentarze -macie Bazylu poczucie humoru :) a kwiecień jest bardzo dobrym miesiącem na chaszczowanko (choć kondycję wtedy dopiero się zaczyna nabierać), nie zbudzi się nikogo zza krzaka (conajwyżej amatorów trójnogiego misia) a jeżeli nie ma śniegu to spanie w namiocie zaczynam końcówką marca
Wylądowałem w samym centrum miejscowości:
Załącznik 31087
‼Los cię w drogę pchnął i ukradkiem drwiąc się śmiałâ€* ( link )
Śmiał się też półgębkiem:
Załącznik 31082
Całą gębą:
Załącznik 31083
I chyba nie do końca szczerze się szczerzył:
Załącznik 31084
Niby wszystko dookoła takie uchachane, ale
‼Na rozstaju dróg, gdzie przydrożny Chrystus stał,
Zapytałem dokąd iść, frasobliwą minę miałâ€*
Załącznik 31085
Pewnie się domyślał, że na zamek pójdę. Anioły też chyba wyczuły, że lekko dziś nie będzie:
Załącznik 31086
Ruszyłem na zamek, który wznosił się nad Hoczewką...niegdyś. Przeczesałem teren, znalazłem wejście do piwniczki:
Załącznik 31088
i Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że obojętnie koło takiego zaproszenia nie przejdę – zapuściłem się więc w głąb:
Załącznik 31089
Niestety, w środku ani złota, ani srebra, ani drogich kamieni, ani nawet żaby do ucałowania! Może to i dobrze, bo jeszcze by się w księcia zamieniła i musielibyśmy żyć razem długo i szczęśliwie, tfu!
No dobra, widać bogactwo mi nie pisane, może chociaż znajdzie się gdzieś w kąciku
‼Wino, wino, wino – surogat pociechy,
za zmarnowany talent – wina za grzechy”** ( link )
A niech to dunder świśnie! Przerażające pustki!
‼Daremne żale – próżny trud!
Bezsilne złożeczenia!”***
Wykoncypowałem, że ktoś tu musiał być przede mną i zajumał wszystko. Trudno, trzeba ruszać dalej. Kiesy nie napchałem, brzucha nie napasłem, to może choć ducha wzmocnię w cerkwi?

_____________________________
*VOX – ‼Szczęśliwej drogi już czas”
**KSU – ‼Wino za karę”
***Adam Asnyk – ‼Daremne żale”

Ono leżajskie było i błyskawicznie wdarło się do mię a zmiętoszona puszka powróciła do plecaka. Zostaliśmy samowtór, on daleko z przodu, ja daleko z tyłu. Szaro, pada deszcz, sikać się chce.. Sir Bazylu, bo kto to w taką podłą pogodę wlewa piwo w pustym, zimnym autobusie?:P Ja tylko raz skazałem się na taką mękę...:P Błagałem później tego z przodu, aby się zatrzymał w krzokach, całe 15 minut...aż zajechaliśmy na mój przystanek:D:D:D I później ten sprint do miejsca, gdzie muszla szumiała.... Gospodyni dziwowala się, co to za miastowy zwyczaj, żeby z 35 kg plecarem do WC wbiegać.

(...) Waszmosc Poeta mianowanym zostac powinien. zaiste :-D

aaaale, tak - patrząc na to wszystko szerzej - przebiegły ten sir Bazyl, przebiegły! Niczym wytrawny dealer :twisted:
tak nam tu ten chaszcz podsuwa i dozuje, sztacha się nim na naszych oczach, uzależnia nas powoli i niezauważalnie - a potem pewnie każe płacić za każdy następny "skręcik słowny" :mrgreen:

.... przebiegły ten sir Bazyl, przebiegły! Niczym wytrawny dealer :twisted:
tak nam tu ten chaszcz podsuwa i dozuje, sztacha się nim na naszych oczach, uzależnia nas powoli i niezauważalnie - a potem pewnie każe płacić za każdy następny "skręcik słowny" :mrgreen:
Hi, hi - w końcu hamaków za darmo nie rozdają nawet w Lidlu, ale obiecuję, że stali odbiorcy dostaną zniżki na "skręty słowne" :mrgreen:
Pozostawiłem zamek za plecami, na krzyżówce zakręciłem na zachód i wspiąłem się na cerkiewne wzgórze, na którym wznosiła się duża, murowana cerkiew
Załącznik 31097
tak mniej więcej do połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
Do dnia dzisiejszego zachowały się jeszcze studnia i budynek plebani:
Załącznik 31093 Załącznik 31094
który pozostawiony samemu sobie, niszczeje
Załącznik 31096
mimo, iż jest objęty ciekawą i nowatorską formą ochrony tj. zafoliowanym monitoringiem:
Załącznik 31095
Odchodząc pożegnałem się z funkcjonariuszami
‼W drogę – żegnajcie chłopcy,
W drogę – już na mnie czas,
Dokąd – poniosą oczy...”* ( link )
Poniosły mnie drogą wśród pól
Załącznik 31098
zabudowań dworskich
Załącznik 31100
do następnej cerkwi, która miała więcej szczęścia od poprzedniej i do dnia dzisiejszego wznosi się nad okolicą:
Załącznik 31099
Tak się plątałem z jednej strony drogi na drugą, wspinając się coraz wyżej i wyżej, osiągając wkrótce niebotyczną wysokość (tak mniej więcej 400 m.n.p.m. :mrgreen:), gdzie deszcz zamienił się w śnieg
Załącznik 31101
i jeszcze wyżej, gdzie śnieg już się w nic nie zamienił ale nieco zgęstniał
Załącznik 31102
Skończyła się droga, skończyła się widoczność, śnieg też skończył padać ... i zaczął nap.... Byle do lasu, byle do lasu, tam przeczekam. A może wracać do cywilizacji? O nie! –
‼Ja muszę, gdzie zawiało śniegiem fest,
gdzie zaspy i ogólnie ciężki teren.
Gdzie indziej jasno i przytulnie jest,
A ja tam nie chcę, mnie tam po cholerę?”** ( link )
Mrużąc oczy i kuląc się w sobie parłem zaśnieżonymi polami do góry w niewidoczną dal. W końcu wygramoliłem się na wododziałowy grzbiet i zanurkowałem w las.
_____________________
*Czerwone Gitary – ‼W drogę”
**Włodzimierz Wysocki – ‼Moskwa – Odessa”
Burza śnieżna pognała gdzieś dalej, mogłem troszkę rozejrzeć się po okolicy oznakowanej przez żubry
Załącznik 31107
i patrolowanej przez lisy
Załącznik 31109
Trzeba podjąć decyzję, w którą stronę ruszyć?
‼Szczęśliwej drogi już czas,
Mapę życia w sercu masz,
Jesteś jak młody ptak...”*
Życia w sercu a Bieszczadów na pieńku:
Załącznik 31108
Miętowa herbatka z nutą wiśni dodała mi animuszu i ponieważ już kiedyś wędrowałem po okolicy południkowo, postanowiłem dziś troszkę poszaleć i wzdłuż zamienić na w poprzek. Po krótkim odpoczynku ruszyłem dalej wybraną drogą...
‼...A droga stała się moją wybranką,
(...) Tak więc pokładam w niej zaufanie,
A ona sprawia, że jestem szczęśliwy...”** ( link )
Zaufanie zaufaniem, ale kompas też bywa potrzebny. Namierzyłem cel, mniej więcej ustaliłem odległość jaka dzieli mnie od wirażu, na którym powinienem zarównoleżnikować żeby w jakieś jary się nie wrąbać i pognałem ‼po grani, po grani, nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania”*** ( link ). Z tą przepaścią to troszkę przesadziłem, ale łańcuchów i wahania nie było na 100%! No dobra...na 100% nie było łańcuchów . Mój trud i determinacja zostały dostrzeżone przez niebiosa, przestało sypać, chmurwy się rozstąpiły, wiatr z damskiego zamienił się na męski, widoczność diametralnie wzrosła, tak iż po kilku kwadransach namierzone Miarki zdobyłem i mogłem nasycić wzrok jędrnie**** prezentującymi się krągłościami nadosławiańskiej krainy:
Załącznik 31113 Załącznik 31112 Załącznik 31111 Załącznik 31110

______________________________
*VOX – ‼Szczęśliwej drogi już czas”
**Metallica – ‼Wherever I May Roam”
***Jacek Kaczmarski – ‼Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”
****jędrny przen. m.in. obrazowy, wyrazisty (Słownik wyrazów bliskoznacznych)
"zafoliowany monitoring" - zaraz padne

fajna jest taka forma relacji. dowiedziałam się na przykład o czym śpiewa metallika w tym kawałku mimo że słuchałam go dziesiątki razy (pierwsza kaseta jaką kupiłam w życiu) hihi -podobają mi się bardzo te słowa. relacja i zdjęcia tez
halo

ha, Bazylku teraz już wiem kto Bartolomeo'u "zwinął "zimę !

kurczę,kondycja przed zimowym Pikujem u Ciebie rośnie,rośnie...:)
muszę w takim razie zahaczyć o sklepik...
oczywiście na piechotę !!!
świetny język i proporcjonalnie fotografie również
:)
Imć Soplica dziwnie blady przy termosie wyszedł.... czuć malizną :P

...
fajna jest taka forma relacji. dowiedziałam się na przykład o czym śpiewa metallika w tym kawałku mimo że słuchałam go dziesiątki razy (pierwsza kaseta jaką kupiłam w życiu) hihi -podobają mi się bardzo te słowa. relacja i zdjęcia tez
Dzięki! Co do tekstów to też przez lata całe nie wiedziałem o czym śpiewają moje ulubione kapele ale od pewnego czasu wiele tłumaczeń ukazuje się właśnie w tej formie co powyżej oraz na portalu tekstowo.pl. Oczywiście są plusy dodatnie i plusy ujemne, niektóre teksty jak się okazało są delikatnie mówiąc takie jakie są ale w końcu to tylko Rock'n'Roll

...
świetny język i proporcjonalnie fotografie również
:)
Kurka wodna, takie słowa w Twoich (Artysty fotografa!) ustach to można dwojako odczytać ale jeśli się tu nie doszukiwać podtekstów to pękam z dumy! Dzięki!

Imć Soplica dziwnie blady przy termosie wyszedł.... czuć malizną :P Bo to tylko taka dawka dla zdrowotności była, taki soczek do herbatki żeby góralska była jak już te pięćset metrów zdobyłem :)

Pozdrówka - Bazyl
Na szczycie zrobiłem sobie przerwę obiadową i nasyciwszy się widokami i żytnim z mielonką rzeszowską ruszyłem jak to bywa w górach, w dół
Załącznik 31126
Nawet słoneczko zaczęło przyświecać
Załącznik 31125
Więc poszedłem podziękować za ten niespodziewany dar do najbliższej świątyni
Załącznik 31127
Stąd postanowiłem wyruszyć na poszukiwanie skarbów, czyli różnych pozostałości z przeszłości. Tym razem sięgnąłem po specjalną mapę*:
Załącznik 31131
Parę chwil później stałem już nad ‼Śmierdzącym Brzegiem” i nawet chwilkę się zastanawiałem czy nie wyruszyć na ‼Koński Cmentarz” w poszukiwaniu Warszawy dziadka jednego z forumowiczów, ale że wcześniej nie dopytałem się, w którym rejonie można się na nią nadziać, zrezygnowałem z tego pomysłu i ruszyłem w dół biegu potoku, gdzie napotkałem ‼Modrzewiową Aleję”
Załącznik 31128
a dalej rozkopane groble i pozostałości po stawach dworskich:
Załącznik 31129 Załącznik 31130
Od stawów smyknąłem przez niewysoki grzbiecik do asfaltowej drogi.

____________________________
*mapa stanowi dodatek do książki Tomasz Litwina ‼Olchowa – Wieś i jej mieszkańcy do połowy XX wieku” (więcej o książce można znaleźć tu )

(...) Podpisane jest: wodospad na potoku pod Krywulą. (...) Może wiecie, o który potok chodzi i czy istnieje jeszcze ten wodospadzik? ciekawe czy znalazłeś odpowiedź. :?:

ciekawe czy znalazłeś odpowiedź. :?: W górę od Śmierdzącego Brzegu potok był zamarznięty a jar w którym płynie, zasypany śniegiem. W dolnym biegu oczywiście nasłuchiwałem czy jakaś Niagara nie szumi i jedyny wodospadzik znajdował się na wysokości grobli dolnego stawu i wyglądał tak:
Załącznik 31132
Ten ze zdjęcia w książce wydaje się zdecydowanie większy.

(...)
Od stawów smyknąłem przez niewysoki grzbiecik do asfaltowej drogi.
‼A droga długa jest, nie wiadomo czy ma kres.
A droga kręta jest, co dalej za zakrętem jest?”* ( link )
Za jednym z nich była kapliczka św. Jana Nepomucena:
Załącznik 31133
Za którymś z kolejnych cerkiew parafialna p.w. Zaśnięcia Matki Bożej:
Załącznik 31134
Na drodze, którą szedłem panował mimo niedzieli dość spory ruch, ale że chciałem jeszcze pobyć tu i jak najdalej odsunąć godzinę powrotu, postanowiłem od Olchowy do Zagórza dostać się pieszo. Jednak po kilku kilometrach asfaltowania stopy chciały mi nogi z d... powyrywać za takie pomysły, a mózg powoli zaczął wchodzić z nimi w koalicję. Taki bunt a ja przecież w butach szedłem, więc się cieszyć powinny gdyż mogłem im dać poczuć co to na prawdę jest droga:
‼Co to jest droga to najlepiej dowiedzieć się nogami. A już obowiązkowo bosymi. Dobrze przy tym aby piach nie był ot taki sobie ale gorący albo zimny jak w listopadzie w przymrozek i żeby nogi młode były, stare kopyta mało czują. Dobrze, żeby na tej drodze jakaś kałuża była. Kamień. Korzeń. I skaleczyć palec albo piętę odbić oooo...żeby poznajomić się z drogą dobrze to trzeba hen w inne strony iść...iść...iść. Pomylić się na rozstaju. Wejść w dzikie chaszcze.** ( link )
A tu ani piachu, ani chaszczy, tylko asfalt ciągnie się w nieskończoność. I już by mnie przekabaciły żeby rękę z uniesionym kciukiem przed szyby pędzących automobili wyciągnąć, gdy nagle zrozumiałem po co tak lazłem zamiast śmignąć jakąś okazją. Ciemny, śnieżno-burzowy front zatrzymał się kilka kilometrów przede mną i nagle
‼Jezu – kurcze – Chryste! Zobaczyłem światło!”***
Załącznik 31135 Załącznik 31136 Załącznik 31137
Po tym przedstawieniu nogi już bez oporu poniosły mnie na przystanek w Zagórzu, skąd udałem się

‼Tam, gdzie szum wielkich miast, tam, gdzie pośpiech i zgiełk,
Znów wracamy, innego wyboru nie mając.
Choć do miast powracamy, jak statki na brzeg,
Nasze serca na zawsze już w górach zostają.

Dajcie spokój więc sporom o bzdury,
Jedną prawdę na pewno dziś znam,
Od gór lepsze są tylko te góry,
Których szczyty przed sobą wciąż mam,
Których szczyty przed sobą wciąż mam.”**** ( link )

____________________
*Akurat – ‼Droga długa jest”
** ‼Siekierezada” – film (reż. W. Leszczyński, R. Zatorski) na podstawie powieści Edwarda Stachury.
***John Belushi w filmie ‼The Blues Brothers”
****Włodzimierz Wysocki – ‶Pożegnanie z górami”
"(...) jak dobrze wtedy zobaczyć naprzeciw człowieka" - ile razy każdy z nas miał taką sytuację? ja ze trzy razy kiedy widok człowieka mnie uspokoił i mogłam odetchnąć z ulgą:) raz pomyliłam ścieżki totalnie i 1,5 godziny chaszczowałam lasem, w tym połowę w deszczu. w końcu zobaczyłam czerwony GSB a nań harcerzyka. radosna kur* m* sama naniosła mi się na usta. harcerzyk był nieco zakłopotany sytuacją. poinstruował mnie że na lewo jest góra taka i taka a na prawo taka i taka wieś. "teraz to ja kurde wiem" -pomyślałam :P okazało się że szłam azymutowo tak jak chciałam ino ścieżka do której zmierzałam była z 300-500 metrów ciągle równolegle do mnie a idąc zgłupiałam już totalnie nawet brałam pod uwagę że może wyjdę na jedną wieś dalej. a sam film chyba nie będzie przesadą jak powiem że oglądałam kilkanaście razy (w tym 3 razy w Bieszczadach i raz w Grochowicach na festiwalu Stachury -akcja książki w ogóle rozgrywa się w Grochowicach i lasach Sławskich po których tam wędrowałam -ciekawym zjawiskiem było oglądanie po raz n-ty filmu ale tym razem na telebimie na tle lasu w którym rozgrywa się fabuła książki), dialogi wszystkie znam na pamięć :} jest to jedna z bardzo niewielu ekranizacji która świetnie oddaje książkę. mimo że scena z panem Bartoszko nie występuje w oryginale (wydaje mi się że jest to z innej ksiażki Stachury). tak bardzo nawiasem mówiąc, znalazłam kilka wspólnych rzeczy między filmem Siekierezada a Konopielka (są tego samego reżysera):

scena snu - potęgujące napięcie przez cykające świerszcze w obu filmach
pani nauczycielka -bibliotekarka występująca w tej samej roli w obu filmach
Kaziuk ten sam aktor i w obu filamach nazywa się Kaziuk
Bartoszko ten sam aktor i w obu filmach nazywa się Bartoszko

Załącznik 31138
niesamowity ten Zagórz, światełko wspaniałe i klimat

Znów wracamy, innego wyboru nie mając. halo,
ten Zagórz...
Bazylku widzę,że ...świetnie sobie radzisz z polowaniem na odpowiednia chwilkę :)
w Nasicznem ,pięknie przyozdobiłeś ściankę Mavo- fotografią -zmierzchowym Zagórzem,
teraz pieścisz zmysły "frontowym" Zagórzem i ...
hm...czas przybrać habit,może zawiesić szkaplerz i ...wstąpić do bazylianków.
:)
Habit może poczekać. Jako namaszczony olejami forumowymi Ekspert, sir Bazyl powinien raczej przeprowadzić teraz ten eksperyment naukowo-badawczy z zakopaniem nietoperza w mrowisku (koniecznie z dokumentacją fotograficzną) :mrgreen:

A Zagórz pięknie uchwycony. : )
Wczoraj było szaro, buro, zimno, padał deszcz na zmianę ze śniegiem i było...pięknie! W tygodniu naczytałem się na forum mnóstwo dyskusji na bardzo poważne bieszczadzkie tematy i dręczony marzeniami czy to o swojej chatce w głuszy i dziczy, czy problemem z otworzeniem budki z hot-dogami a może i piwem, czy też chęcią sprawdzenia na miejscu rewelacyjnych metod obliczeniowych dotyczących wycinki bieszczadzkich drzew dla urzędników, postanowiłem zerwać z dotychczasowym życiem i wyruszyć na tą ziemię obiecaną! Można powiedzieć, że poszedłem na całość – nie wziąłem ani oszczędności, bo nie miałem, biblioteczki – bo ciężka, telewizora – bo zepsuty, i paruset czy tysięcy innych rzeczy - bo sobie wymyśliłem, że pojadę autobusem.
Na mapie wypatrzyłem miejsce, gdzie nie ma zaznaczonych sklepów ani punktów gastronomicznych, więc w sam raz idealne pod haburgerową budkę – żadnej konkurencji!
Po opuszczeniu przytulnego autokaru udałem się do pobliskiego sklepu, w którym zakupiłem dwa piwa w celu sprawdzenia jak będą smakowały w miejscu ewentualnej lokalizacji punktu małej gastronomii oraz dwa batoniki śmietankowe ‼Pawełek”, bo ‼Bajecznych” nie mieli. Pod sklepem Land-cruiser, Mazda, Bmw i rower tzw. góral. W sklepie chyba wszystko oprócz ‼Bajecznych”. Klienci narzekali, że bardzo by chcieli mieć hutę żelaza i odlewnię, bo kiedyś w takiej na przykład Cisnej była a teraz panie, to ni głodu, ni smrodu i w każdym domu kanalizacja! Idąc po drodze, nie drodze, co ja piszę, po chodniczku ułożonym z kostki minąłem wiele domów, wszystkie ładniutkie, mnóstwo nowiutkich willi, na podjazdach samochody zachodnich marek – tak się troszkę zawstydziłem, że ja takiego nie mam ani domu, ani samochodu i że żyję w jakimś punktowcu w swojej dziupli jak nie przymierzając kura chowu klatkowego.
W końcu cała infrastruktura pozostała za moimi plecami a ja dotarłem do krzyża i drogi ku ziemi obiecanej:
Załącznik 37316
Tak sobie kombinowałem, że nie jest źle, jakąś budę na kółkach da się tą drogą przeciągnąć, byle nie podczas roztopów i większych opadów deszczu, gdyż sforsowanie tego potoku
Załącznik 37317
mogłoby nastręczyć niemałych problemów.
A droga jak to droga, wiła się raz po jednej, raz po drugiej stronie rzeki, która wiła się też bez opamiętania i mostów:
Załącznik 37318
Po którymś tam skoku z kamienia na kamień, zakończonym nieudanym telemarkiem i zwieńczonym gejzerami wytryskującymi spod galopujących ku brzegowi kończyn, na szczęście tylko dolnych, wkurzyłem się i postanowiłem ją porzucić na rzecz zwierzęcych ścieżek. Nie będzie mi tu natura pluła spod moich własnych kopyt w twarz wodą z potoku!
Dobrze jest!
Wróciło Zwierzę na wiosenne leże i jeszcze popisowywuje o tem ;-).
Podoba mi się Twoja ziemia obiecana!!!!

Wczoraj było szaro, buro, zimno, padał deszcz na zmianę ze śniegiem i było...pięknie Bo trzeba było uderzać w pierwszy dzień wiosny, kiedy to słoneczko aż parzyło w oczęta

bo sobie wymyśliłem, że pojadę autobusem Bo jazda autobusem jest pełna niespodzianek

Podoba mi się Twoja ziemia obiecana!!!! Bazyl ! Mnie się ta Twoja ziemia obiecana wcale nie podoba.


Dobrze jest!
Wróciło Zwierzę na wiosenne leże i jeszcze popisowywuje o tem ;-).
Co nie zmienia faktu, że z przyjemnością trawię Twój język polski pełen zakąsek i ogonków.
Nie daj się sprowokować temu ciemnemu charakterowi, który niechybnie wciągnie Cię w polityczne dyletanctwo.
.
Pisz proszę dalej , nie przejmując się tym , że forum nie wchłania 122 załączników w jednym poście.
Rzucaj śmiało literkami ą i ę na lewo i na prawo, bez obawy że jesteś nie "trendy"

Dobrze jest!
Wróciło Zwierzę na wiosenne leże i jeszcze popisowywuje o tem ;-).
Zapach kiełkującej zieleninki wywabił mnie z barłogu :!:

Podoba mi się Twoja ziemia obiecana!!!! Mi też :) :grin:

...jazda autobusem jest pełna niespodzianek Jedną z nich była zamknięta toaleta w Sanoku, a oczy już taaaaaaaaaakie wielkie!!! :shock:

...
Rzucaj śmiało literkami ą i ę na lewo i na prawo, bez obawy że jesteś nie "trendy"
Z miLA chEciA, przecieZ moZna troszkE siE postaraC pisaC w jEzyku polskim. :mrgreen:
Nie chciało mi się po raz kolejny wodować a tu
‼Płynie rzeka wąwozem jak dnem koleiny, która sama siebie żłobiła,
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej, tam na górze są ponoć równiny”* (link)
Ściany rosły co prawda tylko z jednej strony ale akurat z tej mojej. W poprzek stromizny pięła się śmiało sarnia perć,
Załącznik 37321
więc ubzdurałem sobie, że jak sarna potrafi to i ja dam radę! Ruszyłem z kopyta ku czekającej na mnie wierzchowinie
‼Czekały przecież na mnie od początku:
Skała szaleństwa i skała rozsądku.”** (link)
Na pewno by mi się to szybko udało, gdybym miał takie nóżki jak ta sarna
‼Jo by tys tak przebierała kiebyk takie nózki miała
Hej jak ta sarna, jak ta sarna”***
Ale że kopyta wielkie, tusza niezgorsza, gibkość nosorożca i serce w plecaku
‼I choć go trapiły wielce
Kule, gdy szedł do ataku,
Żołnierz śmiał się, bo w plecaku
Miał w zapasie drugie serce.”**** (a mi tam w cale do śmiechu nie było, drugiego serca nie miałem, to w plecaku było jedyne co zwiało doń podczas ataku szczytowego) (link)
chwytałem się taaakich, taaaaaaakich maciupkich buczków wystających ze ściółki a gdy ich brakło wczepiałem się pazurami w co się dało.

__________________________________________________ ________________________
*Jacek Kaczmarski ‼Źródło” https://www.youtube.com/watch?v=QCopoCoerRs
**Jacek Kaczmarski ‼Dwie skały” https://www.youtube.com/watch?v=qsBma7jJsOI
*** ‼Bez wójtowe pole” piosenka ludowa
**** ‼Serce w plecaku” Michał Zieliński https://www.youtube.com/watch?v=jkxrMq2jD-0
Całe szczęście, że sir Bazyl nie wczepił się w tego wawrzynka wilczełyko co mu na drodze wczepiania wyrósł, bo jeszcze ręce by mu odjęło i relacji by nie było ;)

...ciekawe co mi się przyśni po tym wieczornym sztachnięciu bieszczadzką wiosną skręconą przez sir Bazyla... 8-)

...ciekawe co mi się przyśni po tym wieczornym sztachnięciu bieszczadzką wiosną skręconą przez sir Bazyla... 8-) Czy sny były odpowiednio pokręcone? ;)
Z poziomu rzeki, jej dal z okolicznymi przyległościami prezentowała się tak:
Załącznik 37334
a rzut poprzeczny dali tak:
Załącznik 37328 Załącznik 37330
Ten rzut poprzeczny pochodzi z innego niedzielnego spaceru (z marca 2014 roku), podczas którego przedzierałem się przez ‼leśne kłopotliwie”*
Załącznik 37329
panoszące się po drugiej stronie rzeki.
A teraz rozpostarty na stromiźnie niczym parodia alpinisty, na drżących rękach i nogach, przesuwałem się centymetr po centymetrze po skosie w górę, bo w dół lepiej było nawet nie patrzeć.
‼A gdy krok się obsunie po zmylonej perci,
Kiedy ściana nie puści, dłoń od niej odpadnie,
To zieloną kosówkę wierną aż do śmierci
Przyjaciele pościelą pod zewłok – tam na dnie.”**
Tylko kto mnie tu na tym odludziu znajdzie, że o kosówce nie wspomnę?! A jeden zewłok, na szczęście nie ludzki a dziczy, już tam leżał kawałek dalej i kruk się nim opychał (kruk pozować nie chciał i zwiał):
Załącznik 37335
Trudno, trzeba brnąć dalej i wypić to piwo nawarzone. Coś tam się osypywało z chrzęstem w przepaść pod nogami ale do krawędzi było coraz bliżej. Ufff! Rany Julek, w końcu się wygramoliłem i
‼I oto znikło drżenie rąk,
Już czas na szczyt,
I opadł strach na samo dno,
W przepaści dym.”*** (link)
Od razu poczułem się lepiej i postanowiłem nagrodzić się za ten czyn potępienia godny. Z plecaka wyjąłem poddupnik, umościłem się w miejscu "najwidokowszym"
Załącznik 37333 Załącznik 37332 Załącznik 37331
i pół piwka zassałem na bezdechu, rozsmakowując się dopiero po chwili drugą jego połową.
‼Każdemu wolno wypić piwko
W jasne wiosenne przedpołudnie
Gdy trzepie człeka pod przykrywką
I język klei się paskudnie.”**** (link)

__________________________________________________ __________
* Krzysztof Wiktorowicz ‼Tłumacze ciszy”
** Zofia Jabłońska ‼Kosówka”
*** Włodzimierz Wysocki ‼I oto znikło drżenie rąk” (tłum. Paweł Orkisz)
****Jacek Kaczmarski ‼Ballada antykryzysowa”
Tak jakoś mi się błogo zrobiło i gdyby nie temperatura bliska zera to może nawet bym w delikatny letarg zapadł.
‼Nie muszę tu być, lecz cieszę się,
gdy czasem jestem,
gdy czasem jestem...
Chociaż nie muszę stąd iść (póki co) -
- też cieszę się,
gdy czasem jestem... z DALA.”* (link)
Póki co szybko minęło, gdyż zaczęło rosić więc zerwałem się do dalszej drogi.
‼Znowu deszcz, znowu mgła,
Niech się skończy, znowu sam.
Jak wytrzymać wszystko to mam?!” ** (link)
Wytrzymam, wytrzymam - wdziałem kurtkę, nałożyłem pokrowiec na plecak, padać przestało. Też pięknie, pomyślałem sobie i pociąłem ścieżyną przed siebie. Jednak mimo tej listopadowej aury, ukazujące mi się znaki, czy to na niebie,
Załącznik 37346
czy na ziemi
Załącznik 37347
wieszczyły nadejście wiosny.

---------------------------------------------------------------------------------------------
*Jacek Kleyff ‼Płachta nieba”
**KSU ‼Deszcz”
jeju, jak mi się chce tam być

Tak jakoś mi się błogo zrobiło i gdyby nie temperatura bliska zera to może nawet bym w delikatny letarg zapadł.
(...)
To ja nie wiedziałem , że ty tak młody jesteś i walczyć chcesz z naturą .
Młodzi tak mają, że walczą z naturą.
Potem gdy następuje wiek dojrzały człek akceptuje wszystko i krzyczy jak
długi
... ale nie dziw się , gdy kiedyś zobaczysz mnie jak promienie słoneczne wciągną mnie w stan określany jako "delikatny letarg zapadł"

jeju, jak mi się chce tam być Mi już też :-D


...
... ale nie dziw się , gdy kiedyś zobaczysz mnie jak promienie słoneczne wciągną mnie w stan określany jako "delikatny letarg zapadł"
Już to kiedyś demonstrowałeś, więc szoku nie doznam :mrgreen:
Ścieżyna powoli opadała skrajem ściany wąwozu i wkrótce sprowadziła mnie znów do poziomu rzeki. Teraz dla odmiany wypiętrzyło się po jej drugiej stronie
Załącznik 37371 Załącznik 37370
Skoro skarpa zrzuciła takie dość pokaźne drzewo to Bazyla też pewnie mogłaby się łatwo pozbyć! Zrezygnowałem więc z wdrapywania się na nią i przedzierając się przez nadrzeczne zarośla brnąłem dalej. Z mapy wynikało, że jeszcze jedno zakole i powinna być wioska, w której zamierzałem rozkręcić interes, czyli otworzyć fastfoodową karczmę na kółkach. Bacznie rozglądałem się dokoła próbując dopasować detale z mapy do terenu i dotrzeć do pierwszych zabudowań. Oczywiście cały czas trwała sadomasochistyczna gimnastyka, skoki przez powalone drzewa, skłony i czołganie pod tymi nie do końca powalonymi, lewa ręka odgarnia gałęzie z jednej strony, prawa z drugiej, a tu chlast jakaś wredota ze środka przez ryj ze świstem strzela – fajnie jest! Jeszcze tylko zasieki różane i jest wreszcie polanka a na niej...żadnego domu! Nie słychać ujadania psów, wrzasków bawiących się dzieci czy żon rugających swych mężów, że gdzie lezie w tych buciorach jak dopiero co izba wysprzątana!
Zamaskowana studnia nie służy już nikomu,
Załącznik 37366
bo ‼po pierwsze primo”* - nie ma komu, a ‼po drugie primo”* - nie ma w niej wody:
Załącznik 37365
‼Pusta studnia...kraina się wyludnia”** (link)

-------------------------------------------------------------------------------------
* Jerzy Janicki ‼Wolna sobota”
**Luxtorpeda ‼Pusta studnia”
Krainę wyludniono blisko siedemdziesiąt lat temu, ale w terenie można odnaleźć oprócz cembrowanych kamieniami studni, inne ślady po niegdysiejszych mieszkańcach: porozrzucane cegły na zarośniętych drzewami kopcach w miejscach dawnych zabudowań,
Załącznik 37391
zarysy podmurówek,
Załącznik 37387 Załącznik 37386
kamienne piwnice,
Załącznik 37384
kanał młynówki
Załącznik 37383
z ruinami młyna,
Załącznik 37388 Załącznik 37390 Załącznik 37389
czy szpalery drzew rosnące przy biegnących niegdyś od domu do domu drogach
Załącznik 37382
Las powoli wchłania te pozostałości
Załącznik 37385
więc z roku na rok coraz trudniej odnaleźć ślady po zabudowaniach dawnych wsi.
Po zrobieniu tego ostatniego zdjęcia, schowałem aparat do pokrowca i ruszyłem żwawo ku tym ruinom, gdyż zachciało mi się zajrzeć w ten galimatias powalonych drzew, czy czasem nie uda się wleźć do piwnicy, a tu nagle z drugiej strony rozległo się głośne fuknięcie i potężny dzik podniósł się zza leżącego drzewa i truchcikiem zagłębił się w pobliskim młodniku. Jakoś specjalnie się nie śpieszył i ciągle coś tam fuczał i posapywał ze złością, pewnie oburzony, że przerwano mu poobiednią, niedzielną drzemkę.
Jak łatwo się domyśleć, mój biznes plan legł w gruzach a ja postanowiłem sprawdzić jaka mapa jest odpowiedzialna za odniesioną już w fazie planowania klęskę. Spojrzałem na okładkę i sprawa się rypła, ‼Bieszczady zachodnie 1937-1938”. Najgorsze, że nie ma na niej zaznaczonych przystanków PKS-u, a tu trzeba szybko pędzić na ostatni autobus! Na przyszłość muszę bardziej uważać, jaką mapę ze sobą biorę...
Jasny gwint !!! Gdzie Ty się wpinasz?? Gdzieś Ty znowu polazł !! Jeeeeju. Co za wycieczka! A tego gościa to żeś tam znalazł w lesie?? Taki jakiś dziwny troche, może dziki.

Czy sny były odpowiednio pokręcone? ;) Liczyłam na jakieś sny bieszczadzkie (odpowiednio pokręcone ;) ) po forumowych opowieściach bazylowych ale widocznie w Bieszczady nawet w snach za daleko :(
Za to z tym większym apetytem pochłaniam opowiadanie. :) A nowelka jest świetna! Nastrój, fabuła, fajna puenta. :)))
Kolejny raz - dzięki sir Bazylu, że chciało Ci się przelać swoje wędrowanie na papier forumowy.


A jeden zewłok, na szczęście nie ludzki a dziczy, już tam leżał kawałek dalej:
Załącznik 37335
Nie wiem czy to przez porządki i zakupy przedświąteczne i coraz śmielej wyglądające zewsząd wielkanocne zajączki ten dziczy zewłok ze zdjęcia skojarzył mi się z gigantycznym zającem :shock: ;)
A ja Bazyla głodny kawałek omaszczę taką jedną piosenką. Wydaje się, że do siebie pasują.

Intro
Kiedy wędrujesz bieszczadzkimi drogami lub bezdrożami
i nic ciekawego nie widzisz w pustych dolinach,
weź ze sobą na wędrówkę starą mapę
i spróbuj szeroko otworzyć, a czasem szeroko zamknąć oczy.

Bieszczady ze starej mapy

Widzisz miedze? widzisz pola? ślady mostu? stary sad?
Z góry schodzi wiejska droga, niżej stoją rzędy chat.
Tu był cmentarz, tam gajówka, folwark i kapliczki dwie,
Teraz szerzej otwórz oczy albo szerzej zamknij je.
Po drewnianym, starym moście biegła wąska wstążka szyn,
W dole potok, zejdź nad wodę: tu był tartak, dalej młyn.
A w tartaku tracz przy traku po kolana w stercie wiór,
A we młynie huczy koło, młynarz niesie mąki wór.

Ref. Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą
Przez wymarłe wsie, gdzie dawno nie ma już nikogo.
Próbujemy znaleźć kilka kropel wody
W studniach, z których nikt nie czerpał już od lat.
Przystajemy na cerkwiskach, stąd do nieba bliżej,
W starych sadach znajdujemy resztki chat,
Pochylamy cicho głowę przed kamiennym krzyżem,
Nie wierzymy, że się tak mógł zmienić świat.

Drogą zejdziesz wzdłuż doliny, płytki potok przejdziesz w bród,
Na rozdrożu stała karczma, jeszcze w beczkach pachnie miód.
Karczmarz piwo w kufle leje, gospodarze zeszli z pól,
Gospodynie przyszły kupić naftę, mydło, pieprz i sól.
Przy dzwonnicy usiadł Chrystus, apostołów zwołał krąg,
Pochylają się ku niemu, coś czytają z grubych ksiąg.
Święci Pańscy usłyszeli i spłynęli z deszczem z chmur.
A ze wszystkich stron ścieżkami ciągnie lasem wiernych sznur.

Ref. Idą tutaj zarośniętą dzikim zielskiem drogą
Przez swe dawne wsie, gdzie dawno nie ma już nikogo.
Nie znaleźli nawet jednej kropli wody
W swoich studniach, zasypanych już od lat.
Przyszli tutaj na cerkwisko, z nieba mieli bliżej,
Nie znaleźli w starych sadach swoich chat.
Pochylili cicho głowy przed kamiennym krzyżem
Zadziwieni, że się tak mógł zmienić świat.
Wojtku, od razu czytając fragment relacji, gdy Bazyl wlazł do wsi nasunęła mi się ta piosenka! A teraz ją sobie zaśpiewałam :D Na KIMBie obowiązkowo ją zagraj a my zaśpiewamy (ja słowa już prawie na pamięć umiem) :> To będzie forumowy hymn chaszczowników.

Jasny gwint !!! Gdzie Ty się wpinasz?? Gdzieś Ty znowu polazł !! Jeeeeju. Co za wycieczka! A tego gościa to żeś tam znalazł w lesie?? Taki jakiś dziwny troche, może dziki. Toż to żadna tajemnica, chętnie odpowiem każdemu osobiście ale dla niektórych miejsc w Bieszczadach jest lepiej, gdy ich nazwy nie pojawiają się w internecie. Niestety rozpleniło się wiele firm z "naturą", "wilkiem", "dzikością" w nazwach i pod tymi szyldami organizowane są w terenie wycieczki samochodami terenowymi, quadami czy crossami, dla spragnionych dzikości turystów, którzy nie chcą "tracić czasu na żmudne podejścia" i mają gdzieś głęboko zakłócanie ciszy i spokoju innym. Im mniej tej hołoty widzę, tym lepiej dla mojego samopoczucia i tym lepiej dla resztek pozostałości po dawnych wsiach, które niestety bywają traktowane przez kierowców jak tor przeszkód. Ja ze swej strony gwarantuję, że najfajniejsze przeżycia towarzyszą wędrówce, gdy samemu, tylko przy pomocy mapy odkryjemy piwnice, podmurówki, ruiny tartaków czy młynów.
A gość tylko odrobinkę dziki :)

(...)
Za to z tym większym apetytem pochłaniam opowiadanie. :) A nowelka jest świetna! Nastrój, fabuła, fajna puenta. :)))
Kolejny raz - dzięki sir Bazylu, że chciało Ci się przelać swoje wędrowanie na papier forumowy. (...)
Jeśli choć na chwilkę te moje wypociny pozwalają przenieść się w Bieszczady - miło mi i cieszę się, że nie tracę czasu na próżno.

A ja Bazyla głodny kawałek omaszczę taką jedną piosenką. Wydaje się, że do siebie pasują.
(...)
Pasują wręcz idealnie.
Tekst napisanej przez Ciebie piosenki wspaniale oddaje klimat jaki towarzyszy wędrowaniu "zarośniętą dzikim zielskiem drogą
Przez wymarłe wsie, gdzie dawno nie ma już nikogo"*.
Dziękuję wszystkim za dobre słowo i okazane zainteresowanie, do następnego razu! :)
__________________________________________________ ______
*Wojtek Pysz "Bieszczady ze starej mapy"
W ubiegły piątek, kilkadziesiąt minut po dwudziestej pierwszej wykroiła mi się wolna sobota więc naturalnym, bezwarunkowym odruchem palce same wystukały na klawiaturze właściwe kierunki na e-podróżniku w nadziei, że może coś w łikendy się poprawiło. Niestety od kilku lat, po sezonie a szczególnie właśnie w łikendy, komunikacja publiczna broni jak może dostępu do Bieszczadów. O kierunkach Komańcza, Cisna, Ustrzyki Górne można zapomnieć.
Nawet wtedy, gdy już uda się coś wyniuchać w miarę pasującego i o dogodnej porze, to okazuje się, że jest to bilet w jedną stronę i na powrót nie ma co liczyć. Na tablicach przystankowych, zawsze za podaną godziną odjazdu przyczajone jest pół alfabetu i rozkminić ten szyfr do końca, nie jest prostą sprawą. Już był w ogródku, już witał się z gąską, a tu nagle pojawia się np. mała literka wu, która niczym Det niszczący wszystko na swojej drodze, kładzie pokotem ten cały wcześniejszy las znaków wraz z ułożoną już w głowie ich logiczną strukturą, że jedzie, bo to nie drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, nie okres wakacji, nie pierwszy dzień świąt Wielkanocnych, nie jest to kurs w dniach pon. – pt., nie jest to pierwszy dzień roku ani nie jest to święto narodowe, nie jest to dzień nauki szkolnej itd. Ekstra, super, rewelka! I nagle sruuu, wyskakuje takie małe wu – w soboty nie kursuje!
Warto zaglądać na blablacar, czasem można trafić na ofertę przejazdu w interesujące nas miejsce. Tymczasem czekam na ciąg dalszy relacji...
Może przez to nieszczęsne małe wu nie będzie dalszego ciągu? :-(

Warto zaglądać na blablacar, czasem można trafić na ofertę przejazdu w interesujące nas miejsce. Tymczasem czekam na ciąg dalszy relacji... Prorok z Ciebie Krzychu, czy ki diabeł? :wink::-D


Może przez to nieszczęsne małe wu nie będzie dalszego ciągu? :-( Będzie, będzie - trwają zmagania z dyskiem zewnętrznym w celu odnalezienia właściwych wizualizacji chociaż niektórych miejsc z dalszego ciągu :)

...od kilku lat, po sezonie a szczególnie właśnie w łikendy, komunikacja publiczna broni jak może dostępu do Bieszczadów.(...) Dzięki tym jej skandalicznym działaniom, od trzech lat pozostał mi tylko jeden autobus – na Bukowiec. I tak oto, podczas kolejnych wędrówek odbywanych we wszystkie pory roku i przy różnej aurze, zapuszczałem się w rozmaite zakamarki leżące na prawo bądź na lewo od drogi Lesko – Bukowiec. Udałem się do liskich kapielisk:
Załącznik 39039
zwiedzałem Dżordżię z przyległościami:
Załącznik 39038
Terpiczów i okolicę:
Załącznik 39040
doliny potoków i wzgórza nad Żernicą:
Załącznik 39037
Berezką:
Załącznik 39036
Bereźnicą, Polańczykiem, Wołkowyją:
Załącznik 39034
Górzanką:
Załącznik 39035
Bukowcem i inne leżące w odległości kilku do kilkunastu godzin marszu od nich. Czasem, gdy miałem wyjątkowe noszenie, udawało mi się zapędzić do Baligrodu, Jaworzca a nawet Cisnej.
Podczas błąkania się to tu, to tam, nie straszne było mi wiosenne buków pylenie
Załącznik 39041
zaminowane żubrzymi
Załącznik 39043
plackami śródleśne polany czy rozdeptane przez niedźwiedzie trakty
Załącznik 39044
a nawet Krzyżodziób :razz::
Załącznik 39042
He, he, meritum się domaga powrotu na właściwą ścieżkę, ale najpierw muszę sobie przypomnieć o czym to ja chciałem pisać?
Pisz Waszmość dalej a ze swej strony obiecuję wierne czytanie. :-)

(...) podczas kolejnych wędrówek..., zapuszczałem się w rozmaite zakamarki leżące na prawo bądź na lewo od drogi Lesko – Bukowiec. (...) I teraz wzięło mnie na małą zmianę okolicy. Właśnie tak to było, piątek, późny wieczór, a mnie nosi, o raju jak nosi! Bo się Wam muszę przyznać, że ja tak po trosze jestem chyba wędroholikiem góromanem praktykującym, w znaczeniu, że czynnym i nic na to nie poradzę! No i kombinuję sobie w głowie, jak tu jutro, w tą wolną sobotę dorwać się do gór moich ukochanych, no jak? Na głodzie zawsze coś się wymyśli i tak też było tym razem. Wybawieniem okazał się wspomniany przez Krzycha - Bla Bla Car. Z tej formy podróżowania już wcześniej korzystałem, więc miałem już tam swoje konto i szybko namierzyłem kogoś jadącego we właściwym kierunku i o niezłej porze. Teraz pozostało tylko nawiązać kontakt i potwierdzić rezerwację. Wszystko przebiegło nadzwyczaj sprawnie i po kilkudziesięciu minutach latałem już wokół plecaka dorzucając mu rozmaite różności. Wyjazd był przewidziany na 5.40, ale podczas rozmowy telefonicznej ustaliliśmy, że lepszą godziną będzie czwarta. ‼No to git!”, jak mawiali git ludzie w komiksie o przygodach Jana Żbika, kapitana Milicji Obywatelskiej.
Minęła krótka nocka, plecak na ramię i już drepczę na umówiony przystanek, na którym już czekał przewoźnik:
- Cześć, Bazyl jestem.
- Cześć, Janek.
- Długo czekasz? (na przystanku byłem o 3.58!)
- Już z półtorej godziny.
Jan powiedział to zachowując kamienną twarz, tak jakby chodziło o pięć minut. No proszę, pomyślałem sobie, wcale ze mną nie jest jeszcze najgorzej:razz::wink:.
Jak się później podczas rozmowy okazało, po prostu nie miał spania i plątał się po Rzeszowie robiąc nocne zdjęcia. Całą podróż przegadaliśmy, więc minęła bardzo szybko i w wesołej atmosferze, gdyż Janek zasypywał mnie anegdotami związanymi z jego różnymi pasjami.
W końcu dotarliśmy do miejsca zaplanowanego przeze mnie startu, więc wysiadłem a Jan pognał dalej.
Wysiadłem na ‼Przełęczy Biznesmenów”, nazwanej tak w latach dziewięćdziesiątych od krążących po niej w poszukiwaniu zasięgu właścicieli pierwszych komercyjnych, wielkich jak cegły telefonów komórkowych centertela. Teraz już nikt tam zasięgu nie szuka, cisza, spokój, szósta dwadzieścia, Bazyl wdziewa stuptuty i zaraz wystrzeli w siną dal!
‼W siną dal, w siną dal.
Pomaszerował lewa, prawa – w siną dal.”*
Wspaniała i radosna chwilo trwaj! Uwielbiam te momenty rozpoczynające wędrówkę, kiedy zatrzasnął się za mną drzwi auta czy autobusu a ja ruszam gdzie oczy poniosą, zdany wyłącznie na siebie i ciekaw czekającej mnie drogi, gdyż co prawda w głowie istnieje jakiś zarys obszaru, po którym będę się poruszał, ale przeważnie są to tylko ramy nałożone przez czas i odległość.

... już z 10 postów walnąłeś w "Głodnych kawałkach" a jeszcze żeś nawet kroku na tej ostatniej wyprawie nie zrobił :wink: Ruszyłem kilka kroków przed siebie i znalazłem się w szarym o tej porze lesie.

‼Ciemnym lasem szedłem przed siebie
Wyszedłem i gdzie jestem – nie wiem
Żeby choć jakiś dom albo dym
Słońce oślepia mnie blaskiem swym
Ciemnym lasem szedłem przed siebie
Gdzie jestem? Nie wiem, nie wiem...”**

Napotkana łania
Załącznik 39045
‼...gryzła trawę kręcąc mordą.
Kręcąc mordą i rogami
gryzła trawę wraz z jaskrami”***
i mając żuchwę zajętą mieleniem tej trawy (i jaskrów:)) nie odezwała się ni słowem, jeno wzrokiem zadając pytanie: gdzie leziesz człowieku?!

__________________________________________________ ___________________________
*B. Choiński, J. Gałkowski ‼W siną dal”
**J. Nohavica ‼Ciemnym lasem szedłem przed siebie” tłum. J. Lewiński
***K. Łochocka ‼Czarna krowa”
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl