ďťż

Ginie górski duch w młodzieży

bigos - mój pamiętnik, wspomnienia, uczucia, przeżycia ...

Ostatnio wszedłem na stronkę mojego dawnego liceum ( podobno szacownego) i na forum w dziale hobby otworzyłem wątek: Wędrówki po górach. Na forum ciągle jest tłok. Jak myślicie, jaki był odzew na moje zagajenie :?:


Sądzę, żę jak bys założył wątek : Wędrówki myszką po..../ tu wpisz dowolny wyraz /
byłoby więcej chętnych do klikania w tym temacie, tj więcej niż zero

mojego dawnego liceum może jakiś numer?
Pozdrawiam
to nie jest żadne z liceów poznańskich, jestem Poznańczykiem przyszywanym, numeru tego LO nie podam, bo jest mi po prostu wstyd, to przecież MOJA buda, a jak czytam o czym się tam pisze to ręce opadają.
Acha i muszę się Tobie pochwalić, że pod wpływem lektury min. Twoich postów już mam plan na Biesy w tym roku. Koniec maja : Wetlina-Jaworzec-Tworylne-Krywe-Zatwarnica-Koliba-Muczne-przez Bukowe i szeroki do UG- Rawki i granicą do Wetliny. Jak czas pozwoli to poszukam jednej z Waszych mitycznych chatek. Pozdrawiam.


Odezwij sie na PW to może pogadamy w realu
Pozdrawiam
OK. Dane na PW wysłałem, a co do odzewu na wątek na forum mojego LO, to aż tak żle jak sugeruje marekm nie było, jednak kilka osób wątek podjęło, jakaś nadzieja jest.
Bo do gór młodych muszą zarazić starsi... Ja jestem właśnie taką zarazoną... I będąc te kilka razy w Bieszczadach wiem ze muszę tu wracac bo to jest moje miejsce. I wielu moich znajomych ma podobne poglądy :)

Pozdrawiam :)

Bo do gór młodych muszą zarazić starsi Dobrze,ale istnieje też coś jak własna inicjatywa, jak pomysł na spędzanie wolnego czasu, a w tej materii góry zdecydowanie przegrywają z rozrywkami "łatwiejszymi". Poza tym nie wydaje się Tobie, że pokolenie nastolatków XXI wieku oczekuje, że wszysto poda się mu na talerzu. :(
A propos Pabianic: Czy pani czasem nie z Pabianic? zagaił kilka lat temu w pociągu relacji Łódź Kal - Poznań mój przyjaciel swoją aktualną żonę. :wink:
Ano z Pabianic :)


ale istnieje też coś jak własna inicjatywa, jak pomysł na spędzanie wolnego czasu Tak i ludzie którzy mają troszkę oleju w głowie wybierają miejsca w których odpoczywają ale jednocześnie mogę w sobie coś wykształcić, stac się silniejszymi. Ja wybrałam góry bo mogę tam walczyć ze swoimi słabościami jakoś nie rajcuje mnie byczenie się na plaży przez cały dzień zeby potem wyglądac jak jakiś rak czy węgielek... po prostu są ludzie i parapety...


pokolenie nastolatków XXI wieku oczekuje, że wszysto poda się mu na talerzu i to jest bardzo smutne... Ale nie można zapominać że są też młodzi ludzie, którzy chcą też coś dać następnym pokoleniom i chcą odkrywać nowe światy... Ale tu dużo zależy od wychowania i otoczenia...
Oby więcej takich wychowawców , ale o ile łatwiej zorganizowac wycieczkę klasową do Trójmiasta, czy innego Torunia, niż wędrówkę po górach. Chyba mało który nauczyciel bierze ten drugi wariant pod uwagę i tu się z Tobą zgadzam, że od "starych" też nieco zależy.
Ej koledzy i kolezanki,
niech was starczy marazm nie ogarnia.

za "naszych czasow" (bo mniemam ze nasze czasy sa wspolne) tez byly osobniki gapiace sie w TV, walace browary na skwerku i panienki, ktore mialy problem z dyskoteka tylko i wylacznie.

Ja mysle ze w ogole czlowiek lubi jak mu sie cos podaje. Wiekszosc ludzi tak ma i wbrew pozorom dzieki niem mozmy sypiac na wygodnych loznach a nie na klepiskach :) mozliwosc wyspania sie w wygodnym lozku sobie cenie, chociaz nie jestmi ona niezbedna.

Wydaje mi sie ze wcale z mlodzieza nie jest tak zle- a przynajmniej nie giorzej niz bylo dy to my bylismy mlodzieza.

Ja w kazdym razie lubie mlodych ludzi, mysle ze wiele w nich piekna siedzi i swierzosci.

Ja w gory po raz pierwszy pojechalam w liceum- moi rodzice zupelnie nie czuli czaczy, a epizod harcerski, ktory mialam do dzisiaj napawa nie niesmakiem- mialam pecha.... a jednak chodzilam po nich wiele lat, do czasu hdy los i serce ze mna nie zakpily i nie oddaly mnie we wladze milosci do czlowieka, ktory wybuierze sie za mna w gory kiedy winde na Tarnice zrobia ) bo wozkiem sie raczej po gorach nie daje jezdzic. Ale minelo troche i sie czuje jak dziewyca oprzed slubem- Bieszczady reaktywacja, przed najsurowsza z mozliwych publicznosci czyli wlasnymi dziecmi. Pewnie wiele zalezy od tego czy sie zraza czy nie do gorskich wedrowek. Mam nadzieje ze wiele gor przechodzimy razem. I wyrosna na fajna mlodziez :)

Oby więcej takich wychowawców Kadry :P Harcerze czasem fajni są :)

o ile łatwiej zorganizowac wycieczkę klasową do Trójmiasta wiem coś o tym... Mimo że cała klasa była za Bieszczadami to jedziemy w Góry Stołowe bo nie stracimy całego dnia na dojazd... Chociaż jechalibyśmy dłużej może z 3h... Jedyny plus to że jednak góry i że wybierając klasę biologiczną będziemy prowadzili "badania" :P

bo mniemam ze nasze czasy sa wspolne Ja tutaj nalezę chyba do tych młodszych :) I tą inteligentną młodzież chciałabym bronić :)

Oby więcej takich wychowawców , ale o ile łatwiej zorganizowac wycieczkę klasową do Trójmiasta, czy innego Torunia, niż wędrówkę po górach. Chyba mało który nauczyciel bierze ten drugi wariant pod uwagę i tu się z Tobą zgadzam, że od "starych" też nieco zależy. Jako aktualny nauczyciel i wychowawca oświadczam, że ja biorę pod uwagę jedynie ten drugi wariant. :D Tyle, że młodym ramolom nie chce się ganiać po górach. :/

Tyle, że młodym ramolom nie chce się ganiać po górach. :/ W to nie uwierzę. Młodzież jest wspaniała... tylko czasami o tym nie wie. Mam bardzo dobre doświadczenia w tym względzie.

Tyle, że młodym ramolom nie chce się ganiać po górach. :/ Są grupy młodzieży i tu chodzi o dziewczyny które nie wyjdą gdziekolwiek bez ful makijażu i butów na obcasie... Ale takie osoby zostają w schronisku lub po prostu nie jadą... A reszta z pełnym uśmiechem leci w góry :)
Klasa córki 15lat ma w czerwcu jechać na trzy dni w Bieszczady.Na 30 osób zapisała się połowa.Reszta powiedziała że nie chce im sie łazić po górach.
Niech jadą do wesołego miasteczka na watę cukrową oraz pokręcić się na konikach i połazić miedzy straganami. :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil:

Reszta powiedziała że nie chce im sie łazić po górach. Może wproś się na godzinę wychowawczą z jakąś ciekawą multimedialną prezentacją Biesów,może ktoś się przekona :lol:
wg mnie jak nie chcą jechać to niech nie jadą. Nikomu nie będą psuć humoru swoim marudzeniem ale z drugiej strony takie wycieczki bardzo zacisniają więzi w klasie...
Niestety coraz częściej jest tak, że trudno uzbierać dzieciska na wyjazd, a w góry w szczególności. Jedno - ekonomia, dwa - lenistwo. Najfajniejsze jest to, że Ci którzy są najbardziej oporni z wyjazdu wracają najbardziej zadowoleni.
No i rodzice - poziom dołujący (oczywiście nie wszyscy), ale ostatnio usłyszałem hasło od dobrze sytuowanej matki: a po co ma jechać na wycieczkę, niech siedzi w szkole i się uczy :shock: Żenuła
J.P
..."]Może wproś się na godzinę wychowawczą z jakąś ciekawą multimedialną prezentacją Biesów,może ktoś się przekona"...
Odpowiem w ten sposób.Kiedyś przed laty namawiałem kumpla żeby ze mną zaczął na narty jeździć.Masę argumentów wyciągął żeby się z tego wymigać. To że nie mam czasu,to że nie mam nart,a to że nie umiem jeździć i wiele innych. Powiedziałem że to kapitalny sport.Załatwiłem mu narty i buty ustaliliśmy wypad w niedzielę,powiedziałem że będę go uczył. No i po długich namowach nastąpił ten dzień wyjazdu. Nie zapomnę go do dzisiaj jak za żadne skarby nie dał sie namówić na zjazd z góry gdy się już tam na wyciągu wdrapaliśmy. Przestał nieborak na szczycie parę godzin.Żal mi go było no ale ja chciałem pojeździć żeby nie stracić dnia.
Powiedziałem sobie wtedy że jak ktoś chce zajadać się pączkami to niech nie myśli o zgrabnej figurce jak też na siłę nie możemy wciągać kogoś gdy on sam tego nie chce.

..."Nikomu nie będą psuć humoru swoim marudzeniem "...
Najgorsze w tym wszystkim jest to że są tacy co nigdy po górach nie łazili,a mówią że tego nie lubią.Trzeba wszystko spróbować,a potem ewentualnie sie wypowiadać.Może i lepiej że jest ta wstępna selekcja bo zapewne było by im obojętne gdzie papierek rzucą lub butelkę po napojach

..."No i rodzice - poziom dołujący (oczywiście nie wszyscy)"...
A co ma zrobić rodzic,który na siłę wyciąga dziecko pobiegać,pojeździć na rowerze,połazić pa górach,a jego pociecha wybiera komputer lub godzinne wysiadywanie na ławce przed blokiem.Pewnego dnia wszystko pęka i przychodzi rezygnacja.

No i rodzice - poziom dołujący Znam rodziców którzy nie chceli puszczać swojego dziecka na żadne wycieczki bo się bali że autokar będzie miał wypadek, albo nie pozwalali dziecku hasać po drabinkach bo obawiali się że dziewczynka rozbije sobie główkę... Więc dziewczynka grzecznie siedziała mimo że chciała chodzić po górach i hasać po drabinkach i mogła tylko patrzeć jak jej przyjaciółka jeździ na wycieczki i wisi na trzepaku, a teraz się dziewcze buntuje... Czasem dzieci nic nie mogą zrobić...

Może i lepiej że jest ta wstępna selekcja może lepiej jakby była... Na moim pierwszym obozie musiałąm znosić dziewczynę która za karę pojechała w Bieszczady w czasie gdy jej siosta była gdzieś za granicą i przez cały obóz psuła wszystkim krew że musi znosić taki nikczemne warunki...

A co ma zrobić rodzic,który na siłę wyciąga dziecko pobiegać,pojeździć na rowerze,połazić pa górach,a jego pociecha wybiera komputer lub godzinne wysiadywanie na ławce przed blokiem. Wydaje mi się że gdyby rodzice od początku zarażali dziecko sportem to nie byłoby chęci wysiadywania przed blokiem... Obawiam się ze takie sytuacje występują wtedy kiedy rodzicom się nagle przypomina że powinni pobiegac czy pojechac w góry po 10 latach siedzenia za biurkiem...
..."]Wydaje mi się że gdyby rodzice od początku zarażali dziecko sportem to nie byłoby chęci wysiadywania przed blokiem... Obawiam się ze takie sytuacje występują wtedy kiedy rodzicom się nagle przypomina że powinni pobiegac czy pojechac w góry po 10 latach siedzenia za biurkiem."...

No i tutaj wypada powiedzieć że jak świat światem ale zawsze dzieci zwalaja na rodziców a rodzice na dzieci gdy coś się nie układa po myśli jednym czy drugim. :( [/quote]
Ja tutaj nie zwalam winy na nikogo tylko chciałam wykazać że czasem to nie tylko młodzież jest winna mimo że często jednak tak jest...
Proszę wziąć łaskawie pod uwagę, że dziś młodzież ma nieporównywalnie więcej możliwości wyborów niż to było lat temu 10 czy 20... I jeżeli wybiera Cypr albo Egipt zamiast Wetliny.... ja to akurat rozumiem. Pozdrawiam.

I jeżeli wybiera Cypr albo Egipt zamiast Wetliny.... ja to akurat rozumiem. Jeżeli wybierają Cypr albo Egipt a nawet i Chiny to jestem w stanie też to zrozumieć.Prawo wyboru i możliwości.Ale gdy zamiast ruchu i aktywnego spędzenia czasu wybierają zadymioną knajpę lub przesiadywanie przez cały dzień za przyblokowym śmietnikiem to jest już trudniej zrozumieć.Ale to jest też prawo wyboru i czy chcemy czy nie trzeba to zaakceptować.
Wydaje mi się że gdyby tej dzisiejszej młodzieży przyszło żyć chociażby w latach 60-tych to połowa z nich wolałaby się nie narodzić.

Chciałem jednak uwagę zwrócić że główny wątek brzmi ..."Ginie górski duch w młodzieży"... wszystko zmierza w tym kierunku,że to się będzie pogłębiać,chociażby ze względu na tą możliwość wyboru o której wspominasz.
O dokladnie Kriss dokladnie. To ze duch gorski ginie niekoniecznie musi byc wynikiem marazmu :)
Dwadzieścia lat temu w góry jechało może i więcej młodzieży tylko dlatego, bo to był po prostu tani wyjazd, pociągi niedrogie, pola namiotowe za grosze, więc młodzież jeździła.
W tej chwili koszt takiego wyjazdu jest porównywalny do wyjazdu nad morze.

Z tym wpajaniem dzieciom to też do końca nie jest tak, owszem można pokazać drogę, ale nie można nauczyć miłości do gór, to przychodzi samo. Mam syna 15 latka. Pierwszy raz, gdy go wzięłam w Bieszczady był zauroczony, potem różnie bywło. A teraz stwierdził, że ciągle te same góry i góry. Powiedziałam mu więc, że w tym roku pojedziemy nad jezioro Białe albo w Pieniny, to swierdził, że w jakieś tam Pieniny nie chce jechać, woli już Bieszczady. Więc jak tu dogodzić młodym :lol:

I jeżeli wybiera Cypr albo Egipt zamiast Wetliny.... Może, chociaż tłumów "młodych" tam raczej nie widać. Poza tym nie do końca jest to alternatywa. Na Kretę raczej na "długi łykend" "młody" nie pojedzie, no i zasadnicza rzecz - koszty.


Dwadzieścia lat temu w góry jechało może i więcej młodzieży tylko dlatego, bo to był po prostu tani wyjazd, pociągi niedrogie, pola namiotowe za grosze, więc młodzież jeździła.
W tej chwili koszt takiego wyjazdu jest porównywalny do wyjazdu nad morze
Z tym się nie zgadzam. Koszty pobytu w górach wzrosły proporcjonalnie do tego nad morzem. Dojazd jest ( i był ) równie drogi ( tani), a tak taniej gleby jak w bieszczadzkich schroniskach się nie znajdzie.
Pisząc: ginie górski duch w młodzieży, myślałem o tym, że generalnie jej sie nie chce, po prostu NIE CHCE. Może uogólniam, ale wyjątków nie jest dużo.
Pozdrawiam.

generalnie jej sie nie chce Moje początki wyglądały tak:
Jako licealista słabujący na zdrowiu miałem szlaban na żeglarstwo w ogólności, a na żeglarstwo morskie szczególnie.
Nasz nauczyciel od geografi organizował obozy wędrowne w góry. Takie typowe trasy PTSM. Mamie powiedziałem, że jak nie mogę na morze to w góry musi mnie mi pozwolić. Po obozie sami organizowaliśmy sobie wycieczki po Kaszubach, zbirając pkty do odznaki.
I tak każde wakacje obóz, a wiosna i jesień biwaki. Poznałem wtedy Beskidy od Krynicy po Żywiec.
W Bieszczady trafiłem na dobre po studiach, w stanie wojennym, bo wcześniejszych wakacji w Rabem z rodzicami nie liczę - była to jednorazowa eskapada po skończeniu podstawówki.
W tym czasie spotkałem wielu młodych w górach. I prawdą jest, żę jak ktoś nie nauczy młodego, to sam raczej się nie wybierze. Nie z lenistwa, raczej z lęku przed niewiadomym. Sam słyszałem nieraz : nie boisz się, tam dzicz, wilki, niedźwiedzie ŻMIJE, miejscowe straszne typy z nożami i pioruny zabijające na Połoninach.
Przy takich legendach bieszczadzkich rodzice samych młodych nie puszczą, szkoły nie organizują obozów, harcerstwo stało się organizacją elitarną, niszową. Więc nie jadą w góry. Jako studenci mają dość innych zajęć i propozycji spędzenia wakacji i niekoniecznie wybierają Bieszczady.
A nawzajem nie musimy się przekonywać, że należy nasze dzieci uczyć gór.
Choć i tu zdażają się przypadki, że po aktywnym okresie łazikowania studenckiego przyszedł okres stabilizacji, żona, dzieci - takie jeszcze małe, jak one dadzą sobie radę, co będzie jak zachorują, dostaną kataru, w ośrodku drogo, pod namotem już niewygodnie. I tak zostają w bamboszkach przed telewizorem.
Dla zamożniejszych świat się otworzył. Można pojechać nurkować na rafy itd itp.
Mnie mniejszy ruch nie boli, bolesny jest dla wielu miejscowych żyjących z turysty.
Szansę mają w bardziej "cywilizowanej" ofercie dla zagranicznych i "podtatusiałych"
:)
Sam nie wiem jak długo jeszcze mój kręgosłup wytrzyma schylanie się do namiotu i spanie na glebie :lol:

nie boisz się, tam dzicz, wilki, niedźwiedzie ŻMIJE, miejscowe straszne typy z nożami No cóż,mojego kumpla użarła gadzina podczas nawiewania z kińczyka bukowskiego przed wopistami (jakiś nudzący się ruski puścił nam nad głową seryjkę z kałacha pewnie dla żartu-ale nam nie było do śmiechu więc zwialiśmy na łeb na szyję do lasu) w połowie lat 80-tych.Ja z kolei noszę elegancką pamiątkę od noża na paszczy zdobytą w knajpie "Pod kominem" w Komańczy-nie spodobałem się przy piwku jakiemuś tubylcowi... :twisted:

harcerstwo stało się organizacją elitarną, niszową. Więc nie jadą w góry z tym się nie zgodzę. Dwernik jest jednym z obozów na które ciężko znelźć miejsce bo jest od razu rezerwowana przez drużyny. I nie czuję że jestem w organizacji elitarnej... Raczej w takiej którą moi rówieśnicy wyśmiewają...

I nie czuję że jestem w organizacji elitarnej... Jesteś. Elita - grono, zespół ludzi wyróżniających się spośród otoczenia pod jakimś względem- jakiś słownik.
To, że się z Ciebie wyśmiewają nie znaczy, że harcerstwo nie jest elitarne. Działalność druchów ogranicza się niestety do dużych miast i to tylko niktórych szkół i znów będę się powtarzał, jest to następny dowód gnuśnienia "młodych" :cry:

I jeżeli wybiera Cypr albo Egipt zamiast Wetliny.... ja to akurat rozumiem A ja nie bardzo rozumiem, a może rozumiem ale się z tym nie zgadzam.
Jeśli słyszę, że ktoś wysłał swoje dziecko na kolonie (tak jak z było z moim dalekim krewnym) do Hiszpanii, chociaż gostek nawet Krakowa nie widział, nie wspominając o Tatrach a o Biesach w ogóle. Byli tam 2 tygodnie z czego 1 (słownie jeden) raz pojechali na wycieczkę a tak od rana do wieczora na plaży (nawet on się tym znudził)
I teraz najlepsze: dlaczego mamusia go tam wysłała :?:
Jej słowa: bo jak ja powiem w towarzystwie, że mój syn spędzał wakacje w Polsce. Inne dzieci jeżdżą na Cypr, Korfu itp.
To jest dla mnie przerażające
Miłośnik Polski

Jej słowa: bo jak ja powiem w towarzystwie, że mój syn spędzał wakacje w Polsce. Inne dzieci jeżdżą na Cypr, Korfu itp.
To jest dla mnie przerażające
To fakt. Niestety bardzo często spotykam się z taką sytuacją także wśród dzieci. Znają dobrze Europę, Polski prawie wcale. Przyjeżdzają i są zaskoczeni jak tu w Bieszczadch jest fajnie.

Działalność druchów ogranicza się niestety do dużych miast i to tylko niktórych szkół bo po prostu młodych nie ciągnie do harcerstwa :( Sama to na sobie doświadczam kiedy staram się zwerbować dzieci do drużyny... Jednak jedno na ok 50 chce...

gostek nawet Krakowa nie widział, nie wspominając o Tatrach a o Biesach w ogóle ale jest trendy bo jeździ za granice a nie jaj pospulstwo spędza wakacje w Polsce gdzie ciągle tylko pada i jest zimno... Skąd ja to znam...

Znają dobrze Europę, Polski prawie wcale. Mówią, że znają, najczęściej pobyt w Hiszpanii czy innej Grecji ogranicza się do paru hektarów basenów dookoła hotelu lub leżaka na plaży, no ewentualnie przejazdu wielbłądem. Zabytki raczej się zalicza, a nie poznaje. Najważniejsze, że jak pisał wyżej Gar, można się pochwalić gdzie się było.

I nie czuję że jestem w organizacji elitarnej... Jesteś. Elita - grono, zespół ludzi wyróżniających się spośród otoczenia pod jakimś względem- jakiś słownik.
To, że się z Ciebie wyśmiewają nie znaczy, że harcerstwo nie jest elitarne. Działalność druchów ogranicza się niestety do dużych miast i to tylko niktórych szkół i znów będę się powtarzał, jest to następny dowód gnuśnienia "młodych" :cry: Harcerstwo kiedyś było elita... Teraz jest to organizacja ktora upada... Sam wiem na przykładzie mojej drużyny mojgo hufca... Dzieciaki wolą grac na kompie surfowac` po necie zamiast biegac po lesie czy górach z plecakami... Wiem że niektórzy napiszą że trzeba młodzież czymś zainteresować. Ale byłem w druzynie która miała bardzo dużo do powiedzenia... Jedzilismy w góry mieliśmy scianke wspinaczkową, bawilismy sie w paint ball...Ale co z tego...Coraz mniej dzieciaków przychodzi a nawet coraz mniej dzieciaków zostaje w ZHP... Harcerstwo wlasnie w dużych miastach umiera. A przyczyną jest nastawienie ludzi do ZHP-u..Ludzi ktorzy chodza na dyskoteki i którym harcerstwo kojarzy sie tylko z mundurem...Dla dzieciaka w wieku 15-16 lat przyznac sie do tego ze sie jest harcerzem to tak jaby zostac wykletym ze stada:)... A co do wyjazdów naszych harcerzy w góry to nie wydaje wam sie że nie maja już mozliwozci takich jak kiedyś??

W to nie uwierzę. Młodzież jest wspaniała... tylko czasami o tym nie wie. Mam bardzo dobre doświadczenia w tym względzie. No bo Lucyna, ty masz do czynienia tylko z tymi, którym się chciało przyjechać w te górki. Masz przed oczami obraz tych, którym się chce cokolwiek.
Ja zresztą czegoś nie rozumiem. 10 lat temu jechaliśmy na wycieczkę klasową właśnie w Bieszczady. Spędziliśmy tam 5 dni i było super. Terazkiedy jako wychowawca wspominam coś o Bieszczadach to reakcją sa wielkie oczy i gromadny jęk. Tak, że ci, kórym chce się łazić po górach giną w masie przeciętności.
Kurcze, ale wszystko pesymistyczne :cry:

A co do wyjazdów naszych harcerzy w góry to nie wydaje wam sie że nie maja już mozliwozci takich jak kiedyś?? nie mo możliwości bo dzieciaki są cały czas na stanicy... Na każde dziecko na 3 tygodnie obozu na dodatkowe atrakcje jest przeznaczone ok 30 zł... A pozatym kadra nie moze wielu rzeczy jakie mogła wcześniej... Już np nie można robić alarmów w nocy a Bieszczadnikowanie wygląda jak spacerek po Sanie...
Tydzień temu napisałem

Klasa córki 15lat ma w czerwcu jechać na trzy dni w Bieszczady.Na 30 osób zapisała się połowa.Reszta powiedziała że nie chce im sie łazić po górach. Dzisiaj córka przyszła ze szkoły i powiedziała że wycieczka odwołana.Niech żyje młodzież
:cry: Zawsze można zamienić czas spędzony na wędrówce na czas spędzony przed komputerem.Może uda mi się gdzieś córkę wyciągnąć w góry,a jak nie to ja sam i tak pojadę.

Tak, że ci, kórym chce się łazić po górach giną w masie przeciętności. Trafnie to scharaktyzowałaś. Chce się nielicznym. Ostatnio piszę programy zielonych
szkół i wycieczek szkolnych oraz koryguję już te istniejące. sączę, że tu tkwi pies pogrzebany. Wczoraj dostałam program stworzony przrez nauczyciela zauroczonego Bieszczadami. Ogarnęło mnie przerażenie. 1 dzień Połonina Wetlińska, Smerek, 2 dzień Wołosate-Rozsypaniec- Halicz- Tarnica-wołosate, 3 dzień Wierch Wyżniański-Mała Rawka- Dział- Wetlina. Toż to znęcanie się nad dziećmi z 1 gimnazjalnej. Po takiej gehennie sama znienawidziłabym Bieszczady. Ani ogniska, ani warsztatów, ani dyskoteki. Dzieci zbuntowały się. Dziewczynka zadzwoniła i prosiła o pomoc. Razem stworzyłyśmy program uwzględniający ich potrzeby i nasze możliwości. Jeżeli moderator się zdenerwuje to niech kasuje post.. Nie bedę obsługiwać grupy więc tu nie ma ukrytych podtekstów.1 dzień Czarna cerkiew, galeria, ośrodek edukacyjny Bieszczadzkiego Parku Narodowego film wystawa, przejście 2 godz. Połonina W etlińska, spotkanie z Panem Pekalskim, po kolacji dyskoteka. 2 dzień wycieczka rowerowa, warsztaty ceramiczne, 3 dzień ścieżka spacerowa przez Koziniec , kamieniołom, zapora w Solinie, rejs statkiem, sanktuarium w Polańczyku, a po obiedzie prelekcja przyrodnicza, slajdy oraz ognisko gry i zabawy oraz konkurs. 4 dzień po wykwarerowaniu Sanok skansen same o niego prosiły i spływ pontonami po Sanie. Jest róznica. Dzieciaki same stworzyły sobie program, czekają na wycieczkę i mam nadzieję, ze po wyjeździe będą zadowolone.

Chce się nielicznym. Zawsze tak było, że byli tacy, którym się chciało i tacy, którym się nie chciało. I dobrze, że tak jest. Wyobraźcie sobie, że wszystkim młodym się chce i wszyscy chodzą po połoninach, włażą na Tarnice, Halicze, Rawki...Toż to dopiero byłby horror!
Dzięki Bogu, że jednak nie wszystkim się chce. W ten sposób zostanie "więcej" Bieszczadów.

ani dyskoteki No tak, bez dyskoteki to w dzisiejszych czasach już nie da się żyć!
Lucyno, pracowałem z młodzieżą tzw. trudną przez kilka ładnych lat. Zmobilizowałem ich do założenia klubu, grupy, zespołu (obojętnie jak to zwać) wędrowców. Jako Wolna Grupa Turystyczna (opisana w "Poznaj Swój Kraj nr 8/2002) złaziliśmy całe nasze najstarsze góry w Polsce. Były trasy po 25-30 km (a w grupie byli też tacy, którzy mieli po14-15 lat i nieco mniej), ale nikt nie narzekał! A jak myślisz, dlaczego?
Bo tego chcieli!
To był ich żywioł, wyrwanie się z nieciekawego środowiska, zobaczenie trochę innego świata i... sprawdzenia się. Ale trzeba tego chcieć, tak zwyczajnie, po prostu...
Po przejściu trasy nikt z nich nie myślał o dyskotece, było zmęczenie, ale też i satysfakcja: "panie Wojtku- udało się, przeszliśmy, wytrzymaliśmy i przy okazji tyle zobaczyliśmy, poznaliśmy". Takie najczęściej były komentarze, dla których, wierzcie, warto być nauczycielem-wychowawcą!
Sądzę, że jeżeli zaproponuje się zbyt wiele "wynalazków" cywilizacji, będzie to jedynie jedna z wielu "szkolnych wycieczek", które pełnią inną rolę wychowawczą i tak prawdę mówiąc rzadko inspirują "górskiego ducha". Dopiero obozy wędrowne czy chociażby jednodniowe wyprawy w ścisłym gronie tych "co chcą" kształtują tegoż "ducha".
Przyznam się, że w moich czasach szkolnych nigdy nie byłem na tzw. "szkolnej wycieczce". Jeżdżenie z kilkudziesięcioosobową "bandą" było męczące i fizycznie i intelektualnie. Mieliśmy swoją małą "paczkę", która ze swoim "guru" włóczyła się po okolicy, robiła wypady w góry, organizowała obozy wędrowne czy "próby przetrwania" itp. Były ogniska, śpiewy przy gitarze, oglądanie nocnego nieba...
To właśnie kształtuje osobowość, wspólnotę, przyjaźń, umiłowanie gór, przyrody...

Toż to znęcanie się nad dziećmi Dla szkolnej wycieczki tak! Zresztą rozsądny nauczyciel-miłośnik gór nie zorganizuje nigdy szkolnej wycieczki w góry! To barbarzyństwo!
Natomiast dla grupy (nawet pierwszaków z gimazjum)-miłośników wędrówek (lub kandydatów na wędrowców) nie będzie to "znęcanie się nad dziećmi", zapewniam!
I rozsądnie i bezpiecznie!
Odnośnie harcerstwa:
Nie ma co lamentować. Są drużyny słabe, które w lesie szukają zasięgu. Są też takie, które potrafią survival w parku miejskim cwiczyć. Tych drugich jest chyba nawet więcej.

Jestem instruktorem harcerskim, organizuję wyjazdy dla dzieciaków od kilku lat. Mała grupa, autentyczność liderów i wsłuchanie się w głos uczestników - nauka przychodzi z czasem.

Odnośnie młodzieży.

AFAIK Kwalifikowana turystyka górska nigdy nie była zajęciem masowym. Obecnie na szlakach jest taki sam odsetek plecakowców co kiedyś. Kombatanci mogą się zżymać na myśl o łatwości i dostępności sprzętu, ale za to wyjazdy studenckie siegają aż na Syberię.

Nie ma co marudzić. Jakaś część młodzieży plecakuje, bukowini i łemczy. Niech "kombatanci" zajrzą do schronisk górskich zimową nocą, zamiast w necie górskich dusz szukać. Idę o zakład, że gdyby Zillo stanął pod swoim LO z plecakiem "wyjazdowym" jakiś szajbus by się znalazł.

Odnośnie obozów.

Nie robię z młodszymi obozów w górach. Uczę ich lasu w Borach Tucholskich. Zanim pojechałem na Ukrainę złaziłem Bory i TPK. Dopiero z wiekiem tęsknota gna ludzi "wyżej". W Bieszczadach nie zrobię gry terenowej, bo jest BdPN. W BT mogę bez problemów załatwić zgodę na szałasowanie i survival. w zamian za pomoc przy pracach leśnych.

Tak naprawdę dla większości młodzieży szkolnej wędrówka nie wyczerpuje potrzeb. Dlatego trzeba góry przeplatać odpoczynkiem i dyskotekami, aby nie zniechęcić ludzi do tego.
Aleś mi dokopał -kombatant, no ale wybaczam, bo BT, Szlak Brdy, Zbrzycy, Chociny to także moje fyrtle.
Niestety kombatanci mają określoną liczbę dni wolnych i nie zawsze do schronisk mogą zaglądać zwłaszcza zimą, gdy reumatyzm i stare rany się odzywają.
Dobrze, że napisałeś, bo rozpoczynając wątek nie spodziewałem się, że moją tezę poprze aż tylu forumowiczów.
Pozdrawiam.
3 gr Dertego :D

Zgadzam się z Zillo. Młode gnuśnieją. Spotkałem kolegę z gór, któren się na ortopedę wyuczył i teraz mu zwożą przerażeni rodzice fafnastoletnich inwalidów z wypadającymi dyskami, skoliozą, platfusem i tp. zagadnieniami :) Ładne ciałko młode wysportowane - hehe - polazłem na basen ubiegłego lata. Tam widać, że nawet sportowo nastawione 'karczycha' mają deformacje, bo myślą, że jedząc jakieś hormonalne pasze i taszcząc na siłowni po 300 kg zostaną cud-kulturystami. A zleniuszałe otłuszczenie młodych jest widoczne aż nadto. Mój syn narzeka, że nie można w kilkusetosobowej szkole skompletować uczciwej drużyny do siatkówki i ta, która jest, przeżyna mecze z braku talentów. W moim liceum mogliśmy wystawić dwa składy do siatkówki, a do gały nożnej to ze cztery :> I niejedna wraża szkoła brała od nas cięgi :D Był szał na koszykówkę. Minął. Gdzieś zniknęły boiska do gały, ogródki jordanowskie, podwórka pełne grających chłoptasiów i skaczących 'na gumie' dziewczynek, moje ukochane miejsce do 'nogi' - 'gęsiówa'- vis a vis pomnika ofiar getta w stolycy kwitnącej, obsadzone klonami już solidnie zarosło i nikt nie pamięta tych szalonych meczyków między moją szkołą a obcą. Albo te czasy, gdy zgraja chłopaków na Polonię przez dziurę w płocie wpadała, aby pokopać gałę na prawdziwym boichu. Cieć niby nie pozwalał, a wrzeszczał tylko na tych, którzy coś schrzanili w akcji :) Teraz to tylko za kasę można pływać, kopać, biegać, rowerować. Łatwiej jest gnić w kawiarni i truć o gołej d... z Vivy. Albo w necie wyszukiwać spermenów i spermenki, oglądać w kinach domowych sukcesa jakichs klientów i wzdychać za pięknym ciałem i sukcesem własnym. Popatrzcie i posłuchajcie co gadają trenerzy od różnych sportów. Nie ma młodych chętnych do wysiłku, do ruchu, do zwykłego sportu. To też się przekłada na niższe zainteresowanie górami, oprócz braku sukcesu w sporcie 'najwyższym'. O problemie od czasu do czasu wspominają nawet duże czasopisma.
Na to nakłada się zmiana w preferencjach podróżniczych. Ilu młodych ciągnie 'ze starymi' w Alpy, Pireneje, a może i gdzie dalej? Tego nikt nie zliczy. Ale może ci ludzie kiedyś wreszcie pojawią się i w Biesach?
Muszę tu jednak wspomnieć, że liczna grupa studencka jednak nadal wiernie kultywuje tradycję górskiej łazęgi. Sporo ich i OK. Takich nam tu trzeba :D
Zdrowia po wsze czasy życzę Bieszczadnikom :D I zapału do gór :)

PS: Zapomniałem - zgadzam się też z Ezechielem :D Ci, którzy lubią wędrować, to się teraz zwyczajnie rozłażą po świecie, nie tylko po kraju. O odsetkach plecakowiczów nic nie wiem - czy ktoś to akuracik bada?
Właśnie byłem na szkoleniu o dzieciach z ADHD i nadpobudliwością.
Przy okazji dowiedziałem się o tzw: "POKOLENIU INDYGO".
Nazwą tą określono pokolenia które rodzą się od lat `90, a które w dobie masowej techniki, multimediów, itp - cechuje się szybkim trybem życia, niecierpliwością, komercjalizacją i tym wszystkim, czego nam na szczęście ze wzgl. na datę urodzenia życie oszczędziło na etapie wychowania.
Dlatego to już nie będzie ta sama młodzież, którą my byliśmy. To juz se ne wrati.
(Paradoksalnie może to szansa na niezadeptanie Bieszczadów.
A tak właściwie to z jednej strony narzekamy na ilość ludzi w Bieszczadach, bo cenimy w nich spokój. Zaś z w tym wątku ubolewamy że jest małe zainteresowanie. Hmmm....)
niestety, muszę sie zgodzić... ilekroc organizujemy, choć to zbyt szumnie powiedziane, jakiś wypad w góry, zazwyczaj jest spory odzew, ale im bliżej, tym mniej osób i zwykle ostatecznie jedziemy stałą, trzyosobową ekipą, choć w najbliższą sobotę to tylko z koleżanką jedną jadę, ale może od początku..

najpierw o wzorach wyniesionych w domu: ja nie wyniosłam żadnych. moi rodzice nie spędzali wakacji w ogóle, o żadnych wyjazdach nie było mowy, żadnych wycieczkach klasowych, był za to ciągły brak kasy i odliczanie do pierwszego, ciągłe odkładanie wszelkich wydatków. poza tym - znajomi też nie ci, tzn. tylko ci, którzy dyskoteki, makijaże, ciuszki, liceum nie to, bo zawodowe, kontaktów żadnych, ale nie o tym.. generalnie - w młodości nie wyjeżdżałam, poza tym - wtłaczano mi, że aby gdzies pojechać potrzebne sa pieniądze, a jeśli ich nie masz - siedzisz w domu.. uwierzyłam.. ale do czasu..

pierwszy raz w Bieszczady pojechałam po części przypadkowo - praktyki po drugim roku studiów(ale - wymarzone praktyki), jeżdżenie od wioski do wioski, cała gmina Lutowiska w zasięgu naszej ręki, przemierzona stopem, pksem, pieszo.. wtedy sie zakochałam. także wtedy uświadomiłam sobie, że absolutnie kasy nie potrzebuję. no ok, schudłam 3 kg, ale nie z powodu braku kasy, ale dlatego, że na jedzenie nie było czasu.. przecież było tak pięknie..

po roku wróciłam i od razu jako "kierownik wycieczki".. miała byc spora grupa znajomych ze studiów, większość chciała jechać.. pojechało ostatecznie 7 osób.. niestety, nie wszyscy poczuli ducha górskich wędrówek.. i dlatego się zgodzę - bo jak można, mając rozbity namiot przy bacówce pod Rawką, mając piękną połoninke przed sobą, zapierającą dech w piersiach, nie chcieć zobaczyć, co się za nią znajduje, nie chcieć poczuć, jaki zapach ma wiatr smagający jej grzbiet..

bo o co mi chodzi? wydaje mi się, że po prostu są ludzie, którzy sie zakochają i sa ludzie, którzy po prostu tego nie poczują... może nawet pojada w góry w myśl zasady, że "fajnie jest jeździć w góry", ale będą te góry po prostu oglądać. nie poczują ich. i zamiast wstać na wschód słońca, by przy jego promieniach zjeść śniadanko i napić sie barszczyku, będą się wylegiwac do późnych godzin przedpołudniowych..

ale są też dobre wiadomości.. będąc w zimie w Masywie Śnieżnika spotkałam pewnego nauczyciela z grupką gimnazjalistów (fakt - malutką grupką), na weekendowym wypadzie w góry.. szli nieprzetartym szlakiem, tzn. pan nauczyciel im przecierał, dotarli stosunkowo szybko do schroniska, w którym nie było prądu, ale był kominek, były gitary, było śpiewanie, byli nawet turyści, co dotarli późnym wieczorem, cali przemoczeni (no ok, troszke sie przeliczyliśmy, myśleliśmy, że śniegu mniej..).. ale młodzież była zachwycona, pan nauczyciel niemal siłą zaganiał ich około północy do pokoi, bo nie chcieli sprzed kominka odejść.. oni wrócą w góry. tylko to była taka garstka z całego gimnazjum...

co jeszcze - mi sie wydaje, że jest coś takiego w obecnym świecie (ale nie chciałabym sie tu rozpisywać, bo to by znacznie wydłużyło i tak przydługa wypowiedź moją..), że wartościowe jest to, co można jakoś materialnie zmierzyć.. nie tylko wartościowe, ale przede wszystkim - atrakcyjne.. tak to kreują media, tak to jest postrzegane i niestety - przyswajane przez młodzież.. więc taki wyjazd stopem, pod namiot, na jeden nocleg w najbliższe górki chyba nie jest atrakcyjny, bo przecież fantastycznego zachodu słońca nie można przeliczyć na kasę, a tego niesamowitego uczucia, gdy budzisz sie zziębnięta rano i uświadamiasz sobie, że jesteś tu i teraz, że to nie miasto, tylko na przykład szczyt Wielkiej Sowy i że wystarczy wychylić głowę z namiotu, by ujrzeć jak budzi sie dzień.. bo ludziom sie wydaje, że to tylko takie sobie chwile, chwile, które zaraz miną, a jak sobie coś kupią, to to będzie trwałe..

a nie widzą tego, że dzięki tym właśnie chwilom stają się byc może lepszymi ludźmi.. albo stają sie ludźmi po prostu?

przepraszam za ten przydługi wywód, ale chciałam tak jakos na to spojrzec ze strony tej młodzieży, która czuje.

pozdrawiam i do zobaczenia w lipcu w Wetlinie :D
Noooo, pięknie napisałaś. "Serce roście..."
Pozdrawiam :)

Był szał na koszykówkę. Minął. Gdzieś zniknęły boiska do gały, ogródki jordanowskie, podwórka pełne grających chłoptasiów i skaczących 'na gumie' dziewczynek, U nas jest dokładnie to samo. Jeszcze 10 lat temu na koszach było 40 osób do grania (grało 10-12, góra 14 - reszta patrzyła i wchodziła w czasie przerw porzucać do kosza), teraz idę w to samo miejsce i jak dobrze idzie to jest nas 3, czasami nawet 4.
Na boisku do nogi grało się od rana do zapadnięcia ciemności, a ludzie, którzy mieszkali koło boiska narzekali bo taki był hałas (łącznie z bójkami w jakiej kolejności gramy). Teraz mogę wyjść na boisko przed blokiem praktycznie o każdej porze i boisko wolne :!: A dzieci i młodzieży na osiedlu nie brakuje. Raz na tydzień gra tylko ekipa gości około 40-letnich gości
Wynika z tego, że coraz bardziej żyją w wirtualnym świecie
na całe szczęście nie wszyscy są tacy - tylko czy nie jest ich trochę za mało :?:
J.P
Z prawdziwą przyjemnością czytałam powyższe posty, czas jakby się cofnął.
Nie wiem jak wyglądają dziś podwórka przed blokami, mieszkam na wsi i jest tu jakby normalnie – tak jak niegdyś było na moim podwórku.
Na łące dzieciaki grają w piłkę, bawią się w chowanego, jeżdżą na rowerach.
W szkole sala gimnastyczna jest ciągle zajęta, po południu przez uczniów wieczorami przez rodziców. Jest sporo drużyn koszykówki, siatkówki, prym wiedzie jednak piłka nożna.
Organizowane wycieczki szkolne są dla dzieciaków wielką atrakcją i zawsze jest więcej chętnych niż miejsc.
Być może, że dzieci mieszkające na wsi jeszcze nie są tak ’’ ucywilizowane, ‘‘ dlatego żyją
tak jak się żyło kiedyś.
Może z braku atrakcji typu kino, centa handlowe, powszechna dostępność netu dzieci chętnie
i aktywnie uczestniczą we wszelkich zajęciach.
Nie można jednak wszystkich klasyfikować jednako i z pewnością nie jest regułą miejsce zamieszkania.
Mam dwie córki i każda jest inna, choć chowały się razem.
Mała (teraz 15 lat), gdy miała 6 wchodziła z nami na Trzy Korony, schodziliśmy do Szczawnicy, zejście do dziś wspominam jak najgorszy horror. Płakała całą drogę, bała się wysokości i wąskich przejść między urwiskami. Duża szła bez problemu,nie narzekała.
Dwa lata temu byliśmy razem w Bieszczadach, mała wszędzie chodziła bardzo chętnie,
Dużej nie chciało się chodzić nigdzie –naTarnice weszła chyba tylko, dlatego że ją nabraliśmy, że jest tam schronisko gdzie można zjeść pizze.
W zeszłym roku mała sama zdecydowała, że jedzie w Bieszczady na obóz wędrowny, duża nie chciała nigdzie jechać całe lato siedziała w Gdańsku i była bardzo zadowolona.
Górami z pewnością można zarażać, nie każdego jednak, niektórzy są uodpornieni.
Moja młodsza zrażona jest całkowicie – w tym roku znów planuje obóz wędrowny.
Hej :)
Dzięki Ci Iza za pościk. Przynajmniej w wielkim mieście wszystko się zmieniło na mój dusiu, a jeśli na wsi zostało jak dawniej, to może nie jest tak źle?
W zasadzie nie mam postawy 'do dyskusji' w tym temacie... Czytam z zainteresowaniem Wasze opinie i czuję, że jednak może już właśnie na naszych oczach ustala się pewien stan równowagi liczebnej pomiędzy tymi, którzy mają górskiego bakcyla, a na niego opornymi. Czyli może słowa jednego z przedwojennych wspinaczy, że chorych na góry w społeczeństwie jest zawsze tyle samo, się potwierdzą? Jednakże nie jest to hipoteza, a takie odczucie. Bierze się to m.in. z obserwacji Bieszczadzkich i Beskidzkich szlaków.

W ostatni weekend ponownie zaś odczułem siłę cywilizacji w górach. Odwiedziłem schronisko na Kudłaczach i zesmuciłem się, że nawet chorzy na bakcyl górski przesiadają się coraz częściej do ternówek i buczą po szlakach szpanując mocami motorów, rzeźbą bieżników, tak jak kiedyś ja szpanowałem ( ;P) 'bułą' i udatnie podklejonymi korkerami.
Czy za tą zmianą kryje się też rzeczone rozleniwienie cywilizacyjne?
Jestem mocno przekonany, że odsetek "szajbusów" jest ciągle taki sam. Spośród moich znajomych w grupie kilku łazi regularnie, reszta w górach bywała. O harcerzach nie wspomnę, bo Pomorze ma góry we krwi. (Nie wiem czy wśród instruktorów hufca "Pasieka" znajdę kilku, którzy nie byli ostatnio w górach. W tym roku Pasieczniaki jadą na Ukrainę, w Niski i w BT, w Gorce i w Tatry. )

Zgodzę się natomiast, że dzieciaki kupę czasu spędzeją w internecie. Problemem nie jest tylko zanik kultury fizycznej, ale głównie zanik bezpośrednich relacji międzyludzkich. Zanik gier towarzyskich i sportowych jest tylko konsekwencją. Daleki też byłbym od obwiniania samego internetu, współwinne są zmniejszenie poczucia bezpieczeństwa i wyścig szczurów.

Tyle, że dla szajbusów polskie góry są zbyt zaludnione. Starsze pokolenie miało swoje "pogranicze" w Bieszczadach, my jeździmy na Ukrainę i dalej.

Nie myliłbym też turystów "trendowych" z klimaciarzami. Dzisiaj widok namiotu nie daje gwarancji znalezienia ciekawego człowieka. Plecak, namiot czy treki nie są już symbolami "szajbusów", ale zwykłymi przedmiotami.

Kiedyś wyjazd w góry już definiował typ człowieka, jako "szajbusa". Dziś wyróżnienie takowych jest trudniejsze, ponieważ góry stały się łatwiej dostępne. RWPG odeszła ;-)

Daleki też byłbym od obwiniania samego internetu, współwinne są zmniejszenie poczucia bezpieczeństwa i wyścig szczurów. Hmmm.... jakie mniejsze poczucie bezpieczeństwa? Że niby młodzież czuje się dzisiaj mniej bezpiecznie w świecie niż dawniej? Mnie się zdaje że jest na odwrót - czerpią ze świata znacznie bardziej bez umiaru niż dawniej.
Wyścig szczurów....? Może dotyczy jednostek, na tle ogółu. Podejście do szkoły nie zmieniło się na przestrzeni lat, buda to nadal buda. A kujony były też dawniej.
Nie chodzi o odczucia młodzieży, ale o wrażenie kreowane przez media.

Rodzice, czerpiąc dane z TV są mniej skłonni wypuszczać dzieciaki na dwór i do kolegów. Znam ten problem, ponieważ zajmuję się trochę "aniomwaniem" grup harcerskich dziecięcych. W momencie gdy rodzice nie poświęcają dzieciom czasu i izoluję je w domach, nie ma mowy o kulturze fizycznej, ani o "góroszajbie".
Telewizja ma dość ograniczony wpływ (np. pokazuje że wygra PO, a i tak wygrywa PiS) , tutaj ludzie raczej dobierają sobie z niej to co chcą. Jak chcą oglądać o zabójstwach - to tego będą szukali w TV. To nie tak do końca jest z antykreatywną rolą TV.
Niektórzy rodzice zawsze z obawą lub restrykcyjnie podchodzili do wysyłania. Wątpię czy ten odsetek "niektórych" rodziców znacząco się zmienił w czasie (żeby to ocenić musiałbyś się znacząco cofnąć w czasie). Natomiast chyba wzrosła dostępność wyjazdów do Grecji, Hiszpani, itp. Tu odeszła część podróżującej młodzieży. Świat nie tyle posuwa się w stronę braku bezpiczeństwa, co raczej w stronę wygody i luksusu.

Wyścig szczurów....? Może dotyczy jednostek, na tle ogółu. Podejście do szkoły nie zmieniło się na przestrzeni lat, buda to nadal buda. A kujony były też dawniej. Chyba rację ma Ezechiel. Czy obecnie funkcjonuje jeszcze określenie "wieczny student"? Młodzież goni, szybko skończyć studia, załapac jak najwięcej praktyki w czasie wolnym i praca, by nie zostać w tyle. Jasne, są nadal ludzie, którzy studiują beztrosko, na luzie, ale nie jest to ta skala, co za moich czasów.
Jasne, że otworzył się "turystyczny swiat", ale tłumy młodych z tego nie korzystają.

Czy obecnie funkcjonuje jeszcze określenie "wieczny student"? Młodzież goni, szybko skończyć studia, załapac jak najwięcej praktyki w czasie wolnym i praca, by nie zostać w tyle. Gdy ja kończyłem studia jakieś 5 lat temu też mówiło sie o wyścigu szczurów. A faktycznie to magisterkę we właściwym terminie pokończyło tylko 1/3 ludzi (i to na ambitnym obleganym kierunku). Istotna część ludzi faktycznie wolała trzepać kasę niż myśleć o szkole. Czy tu można mówić o właściwym wyścigu szczurów? Ja o wyścigu szczurów mówiłbym dopiero wtedy gdy dochodzi do patologi (np. ludzie zażywają "coś" żeby móc dłużej sie uczyć), a nie tylko dlatego że są ambitni, zakuwają i starają się o posadę. Ci co chcą pojechać w góry i tak pojadą, bez znaczenia czy należą do tych ambitnych, czy do "wiecznych studentów". A kluby SKPT/SKPG/SKPB są zapełnione raczej częścią tych aktywnych, ambitnych studentów.

Jasne, że otworzył się "turystyczny swiat", ale tłumy młodych z tego nie korzystają. Nie twierdzę że z tego korzystają tłumy, ale myślę że akurat w tej aktywnej części młodzieży odsetek korzystających z tego wzrasta.
Zobaczycie tez kiedys skoncze studia :)z paczki moich studenckich przyjazni studia skonczyly dwie osoby. Reszta skonczy kiedys, a pracuje 100% i to w fajnych, rozwojowych pracach.

Ja mysle ze to, czy obserwujemy wyscig szczurow czy nie- zalezy od srodowiska w jakim sie obracamy. I jacy ludzie do nas ciagna. Ja pracuje w korporacjach. I od wilu lat na dluzej sie jestem w stanie zwiazac z ludzmi, ktorzy maja do nich zdrowe podejscie- karierowiczow oszolomow jakos ode mnie odpycha- i dobrze :)

To samo w szkolach i przedszkolach moich dzieci- owszem bywam w takich domach gdzie coreczka jedynaczka (nie wiem jakos chlopcy nawet jak jedynacy i wypieszczeni to mniej sie daja zgniatac) jezyki, instrument, piateczki i nadzieja mamusi- ale traktuje to jako wizyte do ZOO. I z takim podejsciem latwiej mi odpowiadac na pytania: "11 latka sama do szkoly? i sie pani nie boi?" Ale jak sie jakos bardziej zakoleguje- to sie okazuje ze jaki wyscig szczurow panie dzieju :) dzieciaki fajne, rodzice wyluzowani, a buda to buda :)
A co macie przeciw wyścigowi szczurów. Sama biorę w tym udział. Podoba mi się jeżeli ludzie mają ambicję i coś chcą osiągnąć. Przeciwstawianie tego luzowi, zabawie i górom dla mnie nie ma sensu. Liczy się organizacja pracy. A najważniejsze jest chcieć chcieć. po tem z górki.

A co macie przeciw wyścigowi szczurów. Sama biorę w tym udział. Podoba mi się jeżeli ludzie mają ambicję i coś chcą osiągnąć. To zależy co się rozumie pod pojęciem - wyścig szczurów.
Ja tutaj rozumiem - realizowanie własnych dążeń w warunkach współrywalizacji przy pomocy użycia niedozwolonych środków, niemoralnych zachowań lub grożących zdrowiu bądź życiu - po to by zyskać przewagę nad konkurentami. (ten ostatni człon o anormalności dopiero tworzy okoliczności przy których wg mnie można mówić o wyścigu szczurów). Takim przykładem anormalności może być np zażywanie narkotyków po których student ma przedłużoną koncentrację do nauki.
Więc normalnego, zdrowego realizowania własnych ambicji i celów nie uważam za wyścig szczurów.
Mam nadzieję Lucyno że swoje ambicje też realizujesz w zdrowy sposób (pominę zarwane noce przy jakichś projektach, itp) i że w TAKIM stylu się nie ścigasz.
pozdrawiam
Ups to właśnie jest wyścig szczurów? Na szczęście mieszkam w Bieszczadach. Dla mnie wyscig to podszyty dużą dozą samorealizacji sposób na życie, uprawianie zawodu który jest pasją. Wycig dlatego , że lubię rywalizację i lubię wygrywać albo się wściekać bo w swojej opinii przegrałam. Oczywiście u nas też ludzie zachowują się jak opisujesz ale to nietolerowany margines. Wczoraj się z takim przypadkiem spotkałam i pozostał mi potworny kac moralny.
Hehe Lucyno, taki wyścig to sielanka... D
Lech
Wydaje mi się, że z górami jest tak samo jak z innymi hobby. Aby zachęcić młodzież (niezły tekst jak na dwudziestolatka) potrzeba Mistrzów. Czyli osób starszych, potrafiących sprzedać daną ideę. Grupy powstające dookoła liderów istnieją i jeżdżą. Z tym, że jeżdżą w odludzia, gdzie nikt ich nie znajdzie ;-).

Patrząc na polskie góry - turystyka plecakowa nie umarła, ale ciężej ją znaleźć z powodu zwiększonego ruchu na szlakach. Część z przyjeżdżających traktuje góry jako kolejne wakacje, dla częśći są one sposobem na życie. Żadne z tych wyjść nie jest "jedyne słuszne".

Według mnie wątek ten dowodzi tylko konfliktu pokolen i syndromu kombatanckiego u Bieszczadników. Za naszych czasów nie było takich problemów. ;-)

Według mnie wątek ten dowodzi tylko konfliktu pokolen i syndromu kombatanckiego u Bieszczadników. Za naszych czasów nie było takich problemów. Ja jako były, młody gniewny, czyli obecny kombatant, pytam Cię Marcinie, o jakich czasach mówisz? :lol: :lol: :lol:

A tak poważnie, to za moich czasów też się mówiło o konflikcie pokoleń i kombatantach.
Wobec powyższego nie tu " jest pies pogrzebany " , a przyczyny i skutki tego leżą zapewne gdzie indziej, o czy już wcześniej była mowa.
Syndrom kombatancki istnieje, oj isntieje. Jak spotykam się z jednym z założycieli Bazy, żeby załatwić jakąś sprawę ( zwykle wykorzystać jego środek transportowy o dużej ładowności) to najpierw dwie godziny wysłuchuję "jak to drzewiej bywało" i ile za socjalizma "państwo dawało" a potem w 5 minut obgaduję interes.
Takie czasy, że trzeba sobie radzić samemu i kombinować. Nawet za cenę komercjalizacji.
Dinozaury to mają niestety mętne pojęcie o obecnych realiach kiedy nie stykają się "na bieżąco" z różnym problemami czy to studenckiej turystyki plecakowej, czy też prowadzenia non-profitowych obiektów noclegowych. Czasem rzeczywiście wpadnie jakiś dobry pomysł, ale zwykle jest to bujanie w obłokach.
...a kto stanął padnie gdzie stał...niestety.
Oczywiście mówię o erze szczęścia, złotym wieku i czasach wolności. Innymi słowy - o każdym poprzednim wrześniu studenckim kiedy nie miałem tylu kolokwiów, i siedziałem w górach. ;-)
Z tej całej dyskusji oraz z własnych obserwacji wynika, że:
- w Bieszczadach wyścigi szczurów są fajniejsze, bo nie odbywają się w zatęchłych kanałach firmowych, a na tle zielonych pagórasów i wśród ptastwa śpiewu. Tedy zazdroszczę Lucynie;
- dopływ młodego aktywu do armii taszczącej wory po perciach i zaroślach górskich nie ustaje, a to w wyniku działania tych co zwykle procesów pedagogicznych i społecznych;
- prawdopodobieństwo znalezienia w górzystych rejonach RP magicznego ogniska z gitarzystą, kobietami i śpiewem jest nadal równe 1. Sprawdzicie to sami ;)

Te trzy pewne stwierdzenia nastroiły mnie niezwykle pozytywnie do dyskusji, jej uczestników, a także, szerzej, do całego świata. Postanawiam więc zawieźć ten nastrój w góraski jak najszybciej i nosić go sobie w klapie plecaka. Żeby było łatwiej sięgnąć w razie potrzeby :)

Ponadto wiadomo, że należy:
- założyć Związek Kombatantów Górskich;
- ustawowo nakazać zatrudnianie kombatantów należących do ZKG w grupach młodych adeptów wlokących się po górach, ale bezwarunkowo trzymając się zasady - jeden kombatant-dwie adeptki. Adeptom przydzielić po trzy kombatantki;
- bezzwłocznie udać się w góry w celu liczenia ukrytych w krzolu i jarze plecakowiczów; wyniki opublikować w jednym z pism o zasięgu światowym, np Journal of Bush Tourism, albo Hardcore Walking;
- zawsze jeździć w góry.
Powtarzam - zawsze jeździć w góry....

eden kombatant-dwie adeptki. Adeptom przydzielić po trzy kombatantki; czy ja bylabym w takim razie kombatatntką czy adeptką?? ale w sumie tak czy sia jestem poszkodoawana i składam protest!!!!

Na forum ciągle jest tłok. Jak myślicie, jaki był odzew na moje zagajenie :?: A ja wrócę do tematu, i powiem tak- sam prowadziłem stronę dla stRudentów z mojego kierunku. i nie mam z tego tytułu miłych wrażeń. Co do forum.... ciężko mi to ocenić- ale nie wydaje mi sie to dziwne że taki topic nie będzie miał dużego odzewu. A swoją drogą, skontroluj Zillo, może się coś zmieniło w tej materii....

A swoją drogą, skontroluj Zillo, może się coś zmieniło w tej materii.... Nic, ale jak wiesz, jednego " młodego" udalo mi się w Bieszczady zaciągnąć. Sprawdził się niczym "kombatant" i chce TAM wracać. Tak, jak wielu z Was wcześniej pisało, jest to najlepsza metoda "zarażania" Bieszczadami.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl