ďťż

Gdzie diabeł mówi "Szczęść Boże!"

bigos - mój pamiętnik, wspomnienia, uczucia, przeżycia ...

Gdzie diabeł mówi ‼Szczęść Boże”


Motto: Kogut pieje na szóstą
W łóżkach drzemią próżniacy
A w dalekich Bieszczadach
Anioł wstaje do pracy.

Ciepłe gacie założył
I sztruksową koszulę
Chmurą otarł sen z powiek
Pościel wygładził czule.

Jeszcze w drodze do pracy
Drobne przelicza w swej kiesie
Bo niejednemu turyście
Rano bardzo pić chce się.

Następnie na połoninach
zamiata mokre liście
Aby bezpiecznie szło się
Bieszczadzkiemu turyście.

A potem gdzieś pod Tarnicą
Za plecak trzyma Rafała
Bo Rafał, uczeń gimnazjum
Wybrał się w góry w sandałach.

Ni chwili odpoczynku
Ni przerwy na papierosa
Już Anioł gdzieś na Solinie
Pilnuje w łódce młokosa.

Na wysokości zaś Chmielu
Przez San przechodzi ich trzech
Anioł już skrzydła podwija
Konieczny będzie tu pośpiech.

W Beniowej przepłoszył żmiję
I misia gdzieś na Otrycie
Przeklina Anioł po cichu
Anielskie podłe swe życie.

Dwoi się Anioł i troi
Pracuje ile wydoli
odcisków dostał na dłoniach
Wyciera pot z aureoli.

Chciał by czasami pogadać
Ze swym ukraińskim kolegą
Lecz musi stale pomagać
Rożnym bieszczadzkim lebiegom.

Wreszcie skończył dzień pracy

Teraz nareszcie może
Wypić anielskie piwo
Zapalić fajkę na dworze.

Podpisał pośpiesznie raport
Pisany gdzieś na kolanie
Szef w niebie zadowolony
Dodatni bilans dostanie.

Już o nic nie musi się martwić
Poprawia poduszkę z chmury
Przed snem jeszcze pomyślał
"Ach jakże piękne te góry!"

Tymczasem na chmurce obok
Oblicze swe zagniewane
Chmurą obmywa kolega
Wstający na nocną zmianę.

Piskal


Nie bez przyczyny w motcie umieściłem wiersz znanego bieszczadzkiego poety, przydługi może na motto, ale jak pokaże koniec mojej gawędy, ważny, adekwatny. I dzięki Nim, Aniołom Bieszczadzkim koniec mojej opowieść będzie z Happy Endem, niczym w kiczowatej amerykańskiej komedii romantycznej . Chociaż nam do śmiechu nie było.
I chyba brakuje w nim jeszcze jednej zwrotki, ale ta pojawi się w odpowiednim miejscu.
Zanim rozpocznę moją opowieść pragnę przedstawić persoae dramatis , czyli głównych bohaterów.

Domek nr 1
Julia- piękniejsza część Piskala, kandydatka na żonę Piskala i bieszczadzka dziewica
Kasia vel Darkangel79 vel Gargamel, bydgoska część toruńskiego regimentu ,bieszczadzka dziewica
Banan- towarzysz podróży, dawny mieszkaniec Bieszczadów, dawny mieszkaniec Torunia, obecny mieszkaniec Walii
Wojtek Myśliwiec- filutek
Piskal
Basia- właścicielka Ośrodka Wczasowego ‼Sękowiec”

Towarzystwo okołobieszczadzkokimbowe
WUKA- matka chrzestna toruńsko- bieszczadzkich spotkań
Renatka- matka dziecka Bertranda
Bertrand 236- ojciec dziecka Renatki
Wojtek1121- nie mający nic wspólnego z dzieckiem Renatki i Bertranda
p. Ania- matka dziecka Wojtka 1121
Magda- żona Andrzeja 627
Andrzej 627- mąż, szwagier i brat Magdy, Ani i Wojtka
Pastor- Jego Eminencja
Stały Bywalec- prezydent KIMB, wielbiciel ukraińskiej wódki
Marcowy- ojciec dyktator , ofiara własnego altruizmu i serca, ukarany bieszczadzkim albumem
Manio i gitara- naczelny KIMBowy bard
Tarnina- muza Mania
Hero- producent wina
Lucyna, Jurko, Zbyszek,Polej, Matylda, Bob, Sebastian, Don Enrico
Społeczeństwo Zatwarnicy
Krewni i znajomi królika,
I wiele innych osób, których nie jestem w stanie wymienić, co nie oznacza, że są mniej ważni

Miejsce akcji: Toporzysko, Toruń, Bieszczady
Czas akcji: przed 9 maja - 20 maja

Tak więc pewnego niedzielnego wieczora, 9 maja, zapakowawszy się do między planetarnego opla astry (ad astra) wyruszyliśmy samopięt z Torunia w kierunku południowym, ale…
Ale początek tej opowieści będzie trochę inny, trochę wcześniejszy i trochę, pozornie, mało bieszczadzki..


Ojciec dziecka Renatki z niecierpliwością oczekuje dalszego ciągu.
Przyjaciel matki dziecka Bertranda i ojca dziecka Renatki postara się nie zwlekać, w przeciwieństwie do niektórych ojców niektórych dzieci niektórych Renatek.
Wiosenne ognisko, wiosną rozpalać? Toż, to logiki /Bertrandowej/ brak... Niebawem, jak się ociepli i wody opadną to zimowe rozpalę.


Rozdział I
Pan kotek był chory

Kiedyś Julia powiedziała: Nigdy bym nie pomyślała, że będę miała z Tobą dwa koty.

Zaczęło się od tego, że Dziewczynka, kotka, którą adoptowaliśmy w charakterze siostrzyczki dla Chestera, kota, który jako zabaweczka znudził był się poprzednim właścicielom, nastroszyła ogon i zaczęła prychać. Był późny wieczór, drzwi z pokoju do kuchni były uchylone, Dziewczynka stała w progu i jeżyła sierść. W naszym mieszkaniu jest tak, że dalej za kuchnią jest jeszcze sień, dalej drugi pokój z otwartym wciąż (oprócz zimy) oknem, przez który nasze koty mogą swobodnie, kiedy chcą, wychodzić na podwórko. A okno z pierwszego pokoju wychodzi na podwórko sąsiadów i też jest najczęściej otwarte.

Tymczasem dziewczynka stała w progu kuchni i prychała w ciemność. Z wrodzonym sobie optymizmem stwierdziłem, że na pewno widzi ducha, chociaż mój zmarły dziadek do tej pory nie narzucał się. Dziewczynka ostrożnie przeszła do drugiego pokoju, wyszła na parapet i chyba na dwór. Nagle wrzasnęła po kociemu i jak torpeda pognała do nas do pokoju. Teraz to Julia się przestraszyła, zwłaszcza po tym, co jej naopowiadałem, chociaż twierdzi, że nie wierzy w duchy. Lustracja podwórza nie dała odpowiedzi, co tak Dziewczynkę przestraszyło.

Dopiero na drugi dzień zobaczyłem jakiegoś kociego terrorystę, który był na naszym parapecie, kto wie, czy nie wszedł bezczelnie aż do pokoju i dziewczynka go wyczuła z pierwszego pokoju. Nie wiem, skąd ten kot się przypałętał. Wcześniej go nie było. U sąsiadów są trzy koty, które po naszym podwórzu chodzą jak po swoim, za to nasze koty odwdzięczają się pięknym za nadobne i jak do tej pory żadnych konfliktów nie było.

Tymczasem w przeddzień wyjazdu w Bieszczady pojechaliśmy do Torunia na urodziny naszej forumowej przyjaciółki Fioletowej Wody . Okno jak zwykle zostało otwarte. Wróciliśmy późno w nocy, Chestera nie było, ale nie raz zdarzało się, że wracał kiedy chciał.

Nastał zaranek, dzień wyjazdu a kota nie ma. Julia w płacz, poszła go szukać, humor się nam popsuł, niepokój narastał. W końcu podczas składania łóżka, coś cienko miauknęło i wypełzło zza łóżka. Chester ledwie powłóczył noga za nogą, wyraźnie było widać, że marsz sprawia mu ból. Julia już chciała zrezygnować z wyjazdu, chociaż tak się na ten wyjazd cieszyła. Cóż było robić, kota w transporter, transporter do samochodu i jazda do Torunia do pana doktora. I przyszedł pan doktór- Jak się masz koteczku?
Diagnoza nie była zła, prawdopodobnie spadł skądś, jest ogólnie potłuczony, ale bez problemu z tego się wykaraska. Opiekę koty miały zapewnioną, plany więc nie uległy zmianie.

Tymczasem moja siostrzenica, która przyjeżdżała karmić koty i sprzątać kuwetę zadzwoniła i powiedziała, że Chester nie chce jeść, jest apatyczny i nie chce chodzić. Nie chce sobie wyobrażać, co on o nas wtedy myślał, gdy zostawiliśmy go w takiej chwili, kiedy cierpiał. Żaden moderator by mi tego nie puścił.

A kiedy, zgodnie z planem, przyjechała mama Julii, zobaczyła, że łapka mu ropieje, już wtedy byliśmy w Ustrzykach Górnych. Po raz pierwszy przekonałem się , że telefon w Bieszczadach jednak jest potrzebny. Telefoniczna konferencja i szybka decyzja- Chester jedzie do Torunia i idzie ponownie do doktora od kotów, a od diagnozy zależy czy Julia wraca zgodnie z planem, czy w poKIMBową niedzielę z WUKĄ i Marcowym. Jednak mama Julii to kobieta, że do rany przyłóż, choćby kota.

Okazało się, że to nie upadek, lecz ciężko został pogryziony przez tego terrorystę, czego wcześniej nie było widać. Trzy łapki i ogon, w łapkach zaczęła zbierać się ropa i przez kilka dni naraziliśmy go na okropny ból i tęsknotę. Gdy wracając podjechaliśmy samochodem pod dom, ten koci gnojek czmychnął, do dnia kiedy piszę te słowa nie pokazał się, chociaż przygotowałem sobie kupkę kamieni na jego powitanie. Bardziej skutecznych pułapek, ze względu na koty sąsiadów, nie możemy dla niego przygotować.

Chester powoli dochodzi do siebie, dostaje antybiotyki, zastrzyki znieczulające i łapki ma w bandażach, i chociaż jeździ jeszcze do Torunia na zmianę opatrunków, to jesteśmy wszyscy razem: Julia, Dziewczynka, Chester i ja. A mogło się zdarzyć, że wymieniając we wstępie personae dramatis mogło zabraknąć Julii.
Profesor Filutek ???:oops:
[quote=WojtekMyśliwiec;103600][quote=Piskal;103461]Gdzie diabeł mówi ‼Szczęść Boże”

Motto:

Domek nr 1
Julia- piękniejsza część Piskala, kandydatka na żonę Piskala i bieszczadzka dziewica
Kasia vel Darkangel79 vel Gargamel, bydgoska część toruńskiego regimentu ,bieszczadzka dziewica
Banan- towarzysz podróży, dawny mieszkaniec Bieszczadów, dawny mieszkaniec Torunia, obecny mieszkaniec Walii
Wojtek Myśliwiec- filutek
Piskal
Basia- właścicielka Ośrodka Wczasowego ‼Sękowiec”

Profesor Filutek ???:oops: ???
Filutek z kolegi, że sobie tak pomyślał:-P

Rozdział I(...)
Tyle o kotkach ? Nim dojdziesz do opisu pakowania bagaży do bagażnika minie chyba 1500 odcinków "Mody na sukces".
Ech, filutek z kolegi.
Biedna Czesterowa kocina. Proszę go ode mnie poczochrać po futrze na pocieszenie.

Tyle o kotkach ? Nim dojdziesz do opisu pakowania bagaży do bagażnika minie chyba 1500 odcinków "Mody na sukces". hahah wszystko się w życiu kończy,oprócz mody na sukces :-P

Najważniejsze ze czester się wylizał!!!!!
????

a co było dalej, za nim chciwi reporterzy uchwycili podobiznę na imprezie grupowej w UG

????

a co było dalej, za nim chciwi reporterzy uchwycili podobiznę na imprezie grupowej w UG
Sam jestem ciekaw, dlatego postaram się wieczorkiem coś napisać. A już na pewno w ten weekend.Mogę zdradzić, że wreszcie dojedziemy w Bieszczady...
Rozdział II
Wesoły domek

Tak i my pojechali. Był niedzielny wieczór kiedy przekroczyliśmy granicę Torunia i pomknęliśmy na południe. Julia, Kasia Darkangel79, Wojtek Myśliwiec, Banan i ja.

Ale wcześniej Kaśka miała przyjęcie bratanicy, dlatego zmuszeni byliśmy pojechać nocą. Przyjechała po nas i tu się przeraziłem. Bagaż Kasi zajmował pół bagażnika, a trzeba było jeszcze spakować cztery osoby. Okazało się jednak, że samochód Kasi pojemność wewnętrzną ma trzy razy większą od zewnętrznej, więc jakoś się zapakowaliśmy.

Podróż przebiegła prawie bez przygód i szybko, na co wpływ z pewnością miała turystyczna lodówka wypełniona po brzegi ‼napojami energetyzującymi, doskonały smak, tradycyjna receptura”. Włocławek, Łódź , Kielce, Tarnów, w Jaśle było już jasno. Kaśka padała na pysk, chociaż wcześniej była mowa, że będą prowadziły z Julią na zmianę. Musiałem trochę kłamać w dobrej wierze, że jest bliżej niż było w istocie. Jeszcze trzydzieści kilometrów, mówiłem w Lesku, jeszcze 15- w Czarnej.

Kiedy dojechaliśmy, wszyscy poszli spać, ja zaś poszedłem przywitać się z nasza przemiłą gospodynią Basią. Na to przyszedł Wojtek1121, który stacjonował od poprzedniego dnia, a za chwilę przyjechał Stały Bywalec. Umówiliśmy się na później pod kultową wiatą w Zatwarnicy, krótka telefoniczna konferencja z Bertrandem i również poszedłem lulu.

Domek nr 1 jest szczególnym miejscem w ośrodku w Sękowcu, mieszkałem w kilku innych, ale w żadnym nie czułem takiego domowego ciepła. Cóż potrzeba więcej- jest łazienka, kuchnia, pięterko, lodówka (bardzo ważne !) , koza, która daje ciepło dosłownie w kilka minut. Jest nasłoneczniony i czuję się w nim lepiej niż we własnym domu. Niby w innych jest to samo, ale jednak ten domek sobie ukochałem. Julia i ja zajęliśmy pięterko, Wojtek Myśliwiec i Kasia spali na dole, żegnając się co wieczór czułym: Dobranoc Kochanie! Banan natomiast rozpił opodal namiot. To nie literówka, to gra słów. Raczej uzasadniona.

Po południu, nieco już wypoczęci, udaliśmy się pod kultową wiatę, kilku znajomych autochtonów już okupywało ławki, natychmiast pojawiła się flaszka, przyjechał Bertrand z Renatką, Wojtek Cyferki. Atmosfera zrobiła się serdeczna. Nadjechała Basia, wrzuciliśmy jej do samochodu skrzynkę piwa. Pogoda była fantastyczna. Pobyt zapowiadał się świetnie. Obgadaliśmy plany na jutro- Dwernik Kamień. Mieliśmy ze sobą dwie bieszczadzkie dziewice, a ten szczyt nadawał się doskonale na rozdziewiczenie. Stosunkowo łatwe podejście, a widok przecudny.

Po powrocie do domku dziewczyny stwierdziły, że mamy napalić w kozie, zeszliśmy po drewno i pierwsze co zrobiłem, to wpakowałem się na gwóźdź sterczący z deski. Nie przejąłem się tym, byłem wystarczająco zdezynfekowany od środka, żeby mogło mi się coś stać.

Wieczorem odwiedził nas jeszcze Wojtek1121, nie przyszedł z pustymi rękami, a po jego wyjściu rozkręciła się pidżama party. Ot, taki bydgoski pomysł. Alkoholu było dużo, ale osób też, nie upiliśmy się, raczej upoiliśmy. Jutro mieliśmy ruszyć wreszcie na szlak- my na Dwernik Kamień, a Banan do Rajskiego. Spotkać z nim mieliśmy się dopiero w piątek w Ustrzykach Górnych. Bliska przyszłość zweryfikowała te plany…

O namiocie Banana, konferencji na szczycie i szczytowaniu na Dwerniku, ukraińskiej flaszce, zejściu Julii i innych sprawach przeczytacie w kolejnej części pt. ‼Defloracja”.

Rozdział II
Wesoły domek

Wojtek Myśliwiec i Kasia spali na dole, żegnając się co wieczór czułym: Dobranoc Kochanie!

Już mi zaczyna tego brakować;)

... Włocławek, Łódź , Kielce, Tarnów, w Jaśle było już jasno. Kaśka padała na pysk, chociaż wcześniej była mowa, że będą prowadziły z Julią na zmianę. Musiałem trochę kłamać w dobrej wierze, że jest bliżej niż było w istocie. Jeszcze trzydzieści kilometrów, mówiłem w Lesku, jeszcze 15- w Czarnej.

Kiedy dojechaliśmy, wszyscy poszli spać...
Jechaliśmy tej samej nocy w Bieszczady :-P My mieliśmy trasę dłuższą jeszcze do pokonania ale kierowca po wysłuchaniu dobrej rady "jak będziesz przebierał nogami to nie będzie ci się chciało spać" dał radę pójść razem jeszcze do Łopienki, obskoczyć dwie zapory, pospacerować po Polańczyku i Solinie, poszukać bobrów, zobaczyć jak jedna żaba zjada drugą żabę, zawrzeć kilka nowych znajomości, pojeździć małą i dużą obwodnicą by w końcu na skutek zaprzestania przebierania nogami zasnąć późnym wieczorem:mrgreen: bieszczadzkie powietrze i widoki powinni butelkować zamiast napojów energetycznych;)
Też jestem tego zdania i trasa od Leska była zaplanowana inaczej. Solina, Polanki, Łopieńka , śniadanie w Cisnej, Wetlina, Przełęcz Wyżna. Ale któż zrozumie kobiety z Bydgoszczy (żart);)
ale najważniejsze przecież , że KOBIETA Z BYDGOSZCZY bezpiecznie Was dowiozła i przywiozła:razz:
Sękowiec to wspaniałe miejsce. Domek nr 1? zawsze myślałem że domek "myśliwski" jest cudownie bieszczadzko-anielski:-P Wspominam go z sentymentem spotkań KIMB-u i rodzinnych wojaży. Pozdrowienia dla Basi (do pozdrowień dołącza się moja piękna połowa - Viola)
Rozdział III
Defloracja

Nie pamiętam czy było to poprzedniego dnia, czy wtedy, w drodze na Dwernik Kamień, kiedy Wojtek 1121 powiedział do Kasi:
- To jak ty tam masz, Gark… Dark …Ange…ange, nie umiem tego wymówić. Gargamel?
No i tak Kasia vel Darkangel79 została Gargamelem. Wojtek konsekwentnie tego się trzymał, ba, zaraził innych.

Na Dwernik wyruszyć mięliśmy o 10 rano z Sękowca. Wesoły domek, Wojtek 1121, Stały Bywalec ze swoimi znajomymi ,Złotkami oraz Bertrandy. Bartrandy zadzwoniły, że nie przyjadą do Sękowca, tylko uderzą od strony Nasicznego. Umówiliśmy się na konferencję na szczycie w samo południe.

Wyszedłem przed domek i dopadły mnie wspomnienia. Namiot Banana był na wpół zawalony. Banan nie ma takiego namiotu, jak Andrzej627, który (namiot nie Andrzej) sam szuka najdogodniejszego miejsca na rozbicie, sam się rozbija i przez cały czas pobytu robi śniadania i zmywa naczynia. Namiot Banana to nobliwy staruszek, niewiele młodszy od operacji Bieszczady 40. Kiedyś, kiedy byłem z Bananem w Cisnej, gdy złożyłem pierwszą poprzeczkę i zamontowałem na niej namiot Banan, będący w odmiennym stanie świadomości , wślizgnął się do niego przeszkadzając mi, co go szczególnie bawiło, a ja, przy akompaniamencie jego głupkowatego śmiechu kończyłem rozbijanie. I, tak jak tutaj, któryś z nas w nocy kopnął poprzeczkę i zawalił namiot. Śród innych, nowych i pięknych namiotów, ten wyglądał jak wehikuł Pana Samochodzika pomiędzy błyszczącymi autami.

Pożegnaliśmy się z Bananem, który miał dziś ruszyć w swoją stronę i poszliśmy na miejsce zbiórki.

Z początku szedłem ze Stałym Bywalcem, dość szybko, w awangardzie. Nie ukrywam, że gdy znieczulenie przestało działać zacząłem czuć tę ranę po gwoździu. Trochę wykrzywiając nogę jakoś szedłem. Na końcu szedł Wojtek 1121 z dwiema bieszczadzkimi dziewicami, Julią i Gargamelem. Później, na prośbę Julii szedłem z nimi. Opornie to szło, chociaż podejście od strony Sękowca jest stosunkowo łagodnie. Ale jak się idzie, nawet wolno, to w końcu się dojdzie. Dla dziewczyn było to pierwsze szczytowanie w Bieszczadach, obie spisały się chwacko. Jednak to 1004 m. npm. Pierwsze widoki, nie byle jakie-Połoniny, Rawki. Defloracja w pełni udana.

Na szczycie Wojtek Cyferki zaczął kopać tu i ówdzie i na oczach wszystkich wykopał butelkę ukraińskiej wódy, którą był zamelinował jeszcze we wrześniu. Kieliszki poszły w ruch, nagle, dziwnym trafem ,się znalazły. Sesja zdjęciowa, wspólne rozmowy,plany na najbliższe dni, podziwianie widoków, jak to na Dwerniku. Nie ukrywam, że ten szczyt darzę szczególną estymą.
Zejście zaplanowaliśmy ścieżką prowadzącą prosto ze szczytu ,dalej do wodospadu Szepit i Zatwarnicy.Tym razem towarzyszyli nam Renatka i Bertrand, których potem SB miał podrzucić do samochodu w Nasicznem. SB z częścią ekipy ruszyli do przodu, część została z tyłu. I wtedy nastąpił kryzys.

Szczytowanie na Dwerniku Kamieniu to dla Julii miał być sprawdzian, czy da radę i czy da radę jej chore serducho. Badania wyglądały bardzo dobrze, zaryzykowaliśmy więc.

Nie dało rady. W pewnej chwili Julia aż nie mogła złapać tchu. Przestraszyłem się nie na żarty. Wyglądało to naprawdę poważnie. Po chwili odpoczynku i wyrównania oddechu ruszyliśmy dalej. I wtedy Julia mogła się przekonać, że nie zostawia się ludzi na szlaku, jest kryzys to nie ma dyskusji, należy się dostosować. Troska ze strony Renatki i Bertranda, słowa Wojtka: Ty dyktuj tępo, my się dostosujemy. To wszystko bardzo Julinkę podbudowywało. Dziękuję Wam! No i mieliśmy już pewność, że dalsza część naszego pobytu będzie raczej niskopienna. Nadrobię we wrześniu.
Jakoś dowlekliśmy się pod kultową wiatę. Poprosiłem Kazia, żeby po Julię przyjechał, bo co prawda to tylko dwa kilometry, ale Julinka była autentycznie wykończona. Na szczęście problem rozwiązał się wcześniej. Miła pani sklepowa po zamknięciu sklepu podwiozła moją drugą połowę do Sękowca.

Wracając do domku zobaczyłem namiot Banana, czyli nie poszedł do Rajskiego. Ucieszyło mnie to. Namiot zasznurowany, cisza. Albo spał, albo… Że też, będąc pod sklepem, nie rozejrzałem się uważniej, czy jego powłoka nie zalega gdzieś pod stolikiem w kultowej wiacie..

W następnym rozdziale o urokach turystyki samochodowej
Julia - mołodiec! :-D Dawaj, Piskalu, dalej!
Pula-dura, sztyk-mołodiec! Jak miał w zwyczaju mawiać feldmarszałek Suworow.


Nie dało rady. Ty dyktuj tępo, my się dostosujemy.
Kurrr...cze! Jasne, że tempo. Sorki. Zdarza się.
Rozdział IV
Odyseja zmotoryzowana

Napisałem, że w Bieszczady dojechaliśmy prawie bez przygód. Mniejsza o przygody, ale to one sprawiły, że musieliśmy udać się naszym brum-brumem do Ustrzyk Dolnych, potem do Leska, a jeszcze później do Zawozu. A jedno wynikało z drugiego. No nie, do Leska i tak mieliśmy jechać. Nie zapominajcie, że do wczoraj Kaśka Anieł Gargamel i moja Julinka były bieszczadzkimi dziewicami. Szczytowanie na Dwerniku -Kamieniu zmieniły tę sytuacja, ale trochę Bieszczadów i tak należało im pokazać.

Pojechaliśmy w trójkę. Wojtek Myśliwiec podłączył się do Wojtka Cyferki i Stałego Bywalca i uderzył na Przełęcz Orłowicza, a Banan… Banan poszedł wreszcie do Rajskiego.

Ha! Tak chciałbym napisać, nawet napisałem, ale to nieprawda. Banan chciał jechać z nami. Mieszkał kilka miesięcy w Lesku i chciał nam pomóc, zna tam kilka osób. Ale Kaśka nie zgodziła się, bo Banam pije. A kto nie pije w Bieszczadach? Chociaż rano Banan był trzeźwy. A kto wie,czy gdyby pojechał z nami,to może by nie zdarzyło się to , co się zdarzyło. Tak czy inaczej Banan poszedł na szlak, który zaprowadził go pod kultową wiatę, a my pojechaliśmy.

Wiedziałem czego dziewczyny nie mogą nie zobaczyć. Najpierw cerkiew w Smolniku, potem ta najpiękniejsza- w Równii . Później niczego nie załatwiliśmy w Ustrzykach i pojechaliśmy do Leska. A Lesko..już o tym pisałem. Darzę to miasteczko szczególnym sentymentem, nawet Web kamerę mam ustawioną na leski ratusz. Oczywiście pokazałem kirkut, na którym historia aż krzyczy. Potem szliśmy obiad. I dopiero wtedy zauważyłem, że Lesko to miasto pizzerii, gdzie spluniesz to pizza. Znaleźliśmy w końcu restaurację z normalnym żarciem, na rynku, na piętrze. A potem poszliśmy na piwo do ‼Alfa”. A gdy byliśmy w ‼ Alfie” pogadałem i skierowano nas do Zawozu. W planach była droga do Soliny przez Bóbrkę, skręciliśmy wcześniej, na Zawóz. Fajnie, tą drogą jeszcze nie jechałem.

Wcześniej, rzecz jasna Kamień Leski. Na dziewczynach zrobił wrażenie wprost proporcjonalne do swojej wielkości, bo gdy jechaliśmy do Leska pokazem im Kamień, i było takie:
-A ,to ten (koniec emocji)

W Zawozie nie załatwiliśmy niczego, pojechaliśmy więc na Myczkowce. Przyznam się, że też byłem tu pierwszy raz . Przy zaporze w Myczkowcach już padały pytanie typu: Czy to już Solina? Nie, mówię, zgodnie z prawdą. Jedziemy dalej, aż wreszcie nie ma wątpliwości- TO JUŻ SOLINA. Też jestem pierwszy raz. Parkujemy, idziemy na tamę, po drodze sklepiki, smażalnie, starsze panie, rozkrzyczana dzieciarnia. Kurcze, trafiliśmy na jakąś czasoprzestrzenną niszę? Weszliśmy w teleport i przerzuciło nas do Zakopanego? Nie! Jest tama! Wszedłem też, na dobre 20 metrów i już mogę powiedzieć- BYŁEM, I MOGĘ IŚĆ NA PIWO. Poszedłem. I bardzo jestem szczęśliwy.Z tego powodu, że Julii o wiele bardziej spodobała się jutrzejsza wycieczka, na Dydiową, gdzie brodziła po łydki w błocie i desantowała się przez strumień po kolana w wodzie, niż tama na Solinie.

Dobra, chciałyście być na Solinie, byłyście, a teraz jedziemy w Bieszczady. I pojechaliśmy. Przez Polańczyk, Wołkowyję, Terkę, aby zatrzymać się przy Kapliczce Spokojnych Powrotów w Polankach. . I tu musiał bym dużo napisać.. ale nie napiszę .Na wycieczkę do Łopieńki umówiliśmy się już na inny dzień, pojechaliśmy więc prosto do Cisnej.

A Cisna, to nie Solina. U Rysia było już zamknięte, ale w Trollu Robert przywitał nas niemal w progu. To bardzo miłe, że przyjeżdżasz w pewne miejsca raz, dwa razy do roku, a ludzie cię pamiętają. Gdybym przyjeżdżał 10 lat, to rozumiem, albo gdybym u niego siedział 2 tygodnie, ale Roberta, właściciela Trolla, znam 2 lata, i tylko raz u niego spałem, a tak to tylko wpadałem przelotem, aby się przywitać. Dzięki Robercie za pamięć. Później, koniecznie, Siekirezada. Niech dziewczynki zobaczą jak tam jest i z czym to się je.
Robiło się późno, ruszyliśmy więc dalej. Następny przystanek na Przełęczy Wyżnej a potem te fantastyczne serpentyny. Berehy, Dwernik, Chmiel i powrót.

Wojtek 1121 w tym roku zamieszkał w Domku Myśliwskim. Do Sękowca przyjeżdżam od kilku lat i jeszcze nie miałem okazji być w tym domku. A ponieważ Wojtek następnego dnia z Sękowca wyjeżdżał do Ustrzyk Górnych zaprosił był więc nas do domku. Cóż, niby ładny, zadbany, nowy, ale..

rozpiliśmy flaszkę,
uważajcie, żeby nie poplamić obrusu...
tylko żeby nie za głośno
to na jutro umówmy się od razu

Nic spontaniczności, nic klimatu.. Pewnie przesadzam, bo klimat robią ludzie. Może tak to odebrałem, bo Wojtek był "na walizkach" ale..

Ale mnie się tam nie podobało. Za ładnie. Za sztywno . W naszym domku ogień wesoło tańczy w kominku, wódka i piwo chłodzi się w lodówce, a muzyka brzmi z głośniczków dołączonych do telefonu. Dobra muzyka...
Z Wojtkiem umówiliśmy się na rano na Krywe.
Na bardzo wczesne rano...

Rozdział IV
Odyseja zmotoryzowana

bo Banam pije. A kto nie pije w Bieszczadach? Chociaż rano Banan był trzeźwy. A kto wie,czy gdyby pojechał z nami,to może by nie zdarzyło się to , co się zdarzyło. Tak czy inaczej Banan poszedł na szlak,...
...to się nazywa folklor :D
Ba, Ty to wiesz...Ja też. Ale tu bardziej jestem narratorem, niż podmiotem lirycznym.
Dobrze wiesz o co chodziło...zaraz wyjedzie że ja to ta zła i pewnie,że... albo nie ważne.
Jestem jaka jestem i nie lubię czegoś takiego,może Ty inaczej na to patrzysz,ja inaczej!!!A tak przy okazji jak już jechaliśmy to,to coś już się zdarzyło...to tak w celu przypomnienia.:)
A to dokumentacja fotograficzna.



..."aby zatrzymać się przy Kapliczce Spokojnych Powrotów w Polankach"...
Raczej - Kapliczce Szczęśliwego Powrotu lub Kapliczce Szczęśliwych Powrotów(obydwie nazwy funkcjonują równolegle w świadomości tych którzy tam byli )http://www.twojebieszczady.pl/kapliczki/kapliczka_kibakowa.php-to -a tu niech zajrzą Ci którzy jeszcze tam nie byli.
Jasne, masz rację. To przez pośpiech. A link nie działa. Zachęcam do osobistego odwiedzenia tego miejsca.

..." A link nie działa".... Może teraz? http://www.twojebieszczady.pl/kaplic...a_kibakowa.php
Działa. Dzięki za uzupełnienie relacji.
Rozdział V
Odyseja błotna

…Z Wojtkiem umówiliśmy się na rano, na Krywe.

Na bardzo wczesne rano. Wojtek Cyferki przenosił się do Górnych, a my byliśmy umówieni z Renatką, Bertrandem i Stałym Bywalcem na Dydiową. Umówiliśmy się zatem z Wojtkiem, że spod leśniczówki ruszamy o 6.30. Tymczasem godzinę wcześniej Wojtek zadzwonił, że pod leśniczówką mamy być o 6.10. Ponieważ po powrocie z domku jeszcze coś się w lodówce znalazło, a potem miałem z Julią mocne, nocne Polaków rozmowy, to po dwu i półgodzinnym śnie pomyślałem sobie o Wojtku, że.. Ale szybko mi przeszło. Wojtek Myśliwiec odmówił udziału w wycieczce. Wymyślił sobie wygodną teorię, że gdzie już był dwa razu, to iść nie musi. Ale my pojechaliśmy. Zależało mi, aby pokazać dziewczynom to fantastyczne miejsce. A Krywe jest fantastycznym miejscem, nie tylko o wschodzie słońca. I zgodnie z przewidywaniem Krywe dziewczyny zachwyciło. Wróciliśmy do Wojtkowego autka, po drodze depcząc po czymś pełzającym i szybka decyzja, dokąd dalej. Ustaliliśmy, że pojedziemy dookoła, przez Szczycisko i Studenne na punkt widokowy nad Tworylnym. Kolejne wyjątkowe miejsce. Po drodze towarzyszyło nam jakieś ogromne ptaszysko, usiadło nawet na chwilę, ale niestety tyłem, daleko i pod słońce. Może ktoś je rozpozna. Ja obstawiam orlika. Ale może to było coś innego, nie było specjalnie okazji, żeby się dokładnie przyjrzeć.

Pojechaliśmy na punk widokowy, tam chwila przerwy, a potem stokówką wzdłuż Sanu, gdzie można podziwiać kilka urokliwych zakoli, no i powrót.

***
Z Bertrandem umówiliśmy się na punkcie widokowym w Stuposianach, który charakteryzuje się tym, punkt, nie Bertrand, że nic z niego nie widać. A w zasadzie widać- drzewa rosnące dookoła. Z Bertrandem przyjechała Renatka, Stały Bywalec i… Wojtek 1121. Od nas była Julia, Kasia, Wojtek Myśliwiec (dopiero drugi raz szedł na Dydiową, mógł wiec pojechać z nami). Na wypale przed Mucznem pozostawiliśmy nasze brum-brumy i udaliśmy do najpiękniejszej bieszczadzkiej dolinki.
Droga na Dydiową od września zmieniła się bardzo. Okazało się, że trwa, albo dopiero co zakończyła się zrywka, wcześniej padało i miejscami droga zmieniała się w błotne bajorka. Zabawy z omijaniem błotnych pułapek było dużo, skakaliśmy raz z jednej, raz z drugiej strony drogi, i co chwilę słychać było charakterystyczne ‼szliiiuuuups”, ‼szliiiuuups”, kiedy każde z nas po kolei uwalniało zassany w błocie but. Nie ukrywam, że bardzo lubię tego typu przeprawy.

A kiedy doszliśmy na miejsce, Bertrand…

Bertrand miał urodziny. Dwa dni wcześniej, kiedy mieliśmy konferencję na szczycie. Nawet najkrótsze słówko o tym nie wymsknęło się , ani jemu, ani jego uroczej małżonce. Ja sam przypomniałem sobie na drugi dzień i z Leska zadzwoniłem z życzeniami. Teraz przy Dydiówce Bertrand wyciągnął świetny miód agrestowy Made In PioterkF (Bertrandzie, jeśli się pomyliłem, to mnie popraw ,pamięć jest zawodna), wypiliśmy toast za Jego zdrowie. Kieliszki dziwnym trafem znowu się znalazły. Zaprawdę powiadam wam- baaardzo zacny trunek.

Nie marudziliśmy długo, na Dydiowej jest jeszcze jedna chatka, przy niej zrobiliśmy dłuższe posiedzenie. A tam okazało się, że trzech jeźdźców apokalipsy, Stały Bywalec, Wojtek1121 i wasz skromny sługa, niezależnie od siebie wpadło na taki sam pomysł. Na stole pojawiły się trzy piersiówki. Zdrówko Bertrandzie!

Wracaliśmy inną ścieżką, wzdłuż Sanu, tą, której, od drugiej co prawda strony, nie udało nam się znaleźć we wrześniu. Ścieżka o wiele przyjemniejsza, tylko miejscami podmokłe tereny. I tak doszliśmy do potoku Muczny.
Muczny, normalnie potoczek, przez który przechodzi się suchą nogą, teraz , po obfitych deszczach zmienił się w małą Amazonkę.
-Słuchajcie, jest most- krzyknął ktoś. Mostem okazał się zwalony pień drzewa wiszący kilka metrów nad potokiem. Cóż było robić, wchodzimy po kolana w wodę i w ten sposób się desantujemy. Julia cieszyła się jak dziecko. Okazało się, że nikt nie chodzi po wodzie, albo zręcznie ukrył tę umiejętność. Tylko nasz prezydent musiał zdjąć buty, skarpetki, przeszedł boso, założył skarpetki, założył buty, zawsze taki wyrywny, teraz zwłóczył najdłużej. Ech ten Kaziu, uwielbiam z nim łazęgować.

Już bez przygód dotarliśmy na wypał. Taa..To ten sam wypał, na którym w ubiegłym roku piliśmy dobry koniak z plastikowego kieliszka zrobionego z szyjki butelki od wody.

***
Wieczorem zrobiliśmy ognisko. Wtedy Banan poprosił mnie na stronę. Siedliśmy sobie na stromych schodkach Ośrodka i usłyszałem jego historię od powrotu w lutym do Torunia. Powiedział też co się stało tutaj. Teraz już było pewne, że nie pójdzie do Rajskiego i zostanie z nami aż do powrotu do Torunia. A ja byłem zły, że nie mogę mu więcej pomóc, chociaż on tyle w życiu pomógł mnie..

Ludu, mój ludu. W następnym rozdziale pierwszy dzień KIMBu.
I jeszcze kilka zdjęć. Część z nich,i tak będzie już do końca, autorstwa darkangel79

Rozdział V
Odyseja błotna

....Teraz przy Dydiówce Bertrand wyciągnął świetny miód agrestowy Made In PioterkF (Bertrandzie, jeśli się pomyliłem, to mnie popraw ,pamięć jest zawodna), wypiliśmy toast za Jego zdrowie. ....
Pamięć masz wspaniałą... Nic dodać, nic ująć i nic broń Boże zmienić, chyba że literówkę: ma być PiotrekF

Pozdrawiam
Piękne miejsca, muszę je odwiedzić:)) Żałuję, że tak krótko byłem w maju i nie zdążyłem tego zrobić w tak wesołym towarzystwie:D
http://img811.imageshack.us/img811/5497/mg9718.jpg

Uploaded with ImageShack.us
Vide zdjęcie Kasi, a w zasadzie Bertranda.
Powiedziałem wtedy:
- Tylko ciiii... Bo się spłoszą i frruuu , nie będzie zdjęć:grin:

PS. Jednych ucieszy, innych zmartwi niniejsza deklaracja, ale wszystkim dogodzić nie sposób. Otóż nie będę mógł celebrować mojej gawędy, skończyć MUSZĘ możliwie szybko. Taki mam odgórny, domowy prikaz. A to wszystko przez pointę, która w Bieszczadach wydawała się inna. Ale życie nie próżnuje.
Pozdrawiam i do przeczytania wkrótce!
P.
Czyżby uchwała Pana Prezydenta na Uchodźstwie?:mrgreen:
Kończ wiec szybko, bo mnie ciekawość zżera;-))))))
Hymmm? a może coś bardziej zrozumiałego:-?
Tak w zasadzie to szkoda, że będzie wersja skrócona. Miło jest delektować się barwnym opisem perypeti Biesczadzkich Dziewic:-D
Nie będzie wersji skróconej! Będą krótsze przerwy między rozdziałami!
Jestem przeszczęśliwy

Vide zdjęcie Kasi, a w zasadzie Bertranda.
Powiedziałem wtedy:
- Tylko ciiii... Bo się spłoszą i frruuu , nie będzie zdjęć:grin:
A bo miotła zastrajkowała:mrgreen::mrgreen::mrgreen:
A miały być efekty specjalne..hehehe:twisted:
Rozdział VI
Odyseja, a co tam- odysejka leniwa

Od początku, czyli zaraz po przejeździe w Bieszczady plany były takie, że w drodze do Ustrzyk Górnych na KIMB pojedziemy do Beniowej. Beniowa, jak każdy wie, leży dokładnie w połowie drogi z Sękowca do Ustrzyk, w ogóle nie trzeba skręcać w bok.;)

Tymczasem okazało się, że:

- Anieł Gargamel Kaśka nadwyrężyła sobie na Dydiowej nogę, do czego się wcześniej nie przyznała,

- Bertrand czekał na przyjazd Poleja i wybierali się do dawniej wsi Caryńska, ale powiedział, że jak będziemy wyjeżdżać, to mamy zadzwonić, bo może zmienią plany

-Trzeba było się spakować na cały weekend, co dla mnie i innych facetów wchodzących w skład wesołego domku nr 1 nie stanowiło problemy, ale mieliśmy dwie panie.

…A potem okazało się, że Bertrand z Polejem et consortes pojechali jednak do Beniowej!

A my , gdy udało się ogarnąć pakowanie bagaży, bagażków, bagażuniów (zależy od osoby) pojechaliśmy do Górnych.
Czułem się trochę odpowiedzialny za to, jak KIMB będzie przebiegał. Po osieroceniu nas przez Stałego Bywalca, to ja założyłem wątek KIMB-owy, jednym z punktów sobotniego wieczoru miał być występ naszych kolegów z zespołu Calcjumfolii, a tymczasem my do dziś nie mogliśmy dodzwonić się ani do Czossiego, ani do Dziadzi. Wreszcie okazało się że obowiązki zawodowe nie pozwolą kolegom dojechać. Nici z sobotniego koncertu. A mieliśmy wejść ławą w koszulkach…(patrz rozdz. kolejny).

Pojechaliśmy całą naszą ‼piątkąâ€, czyli Banan też. Zakwaterowaliśmy się w Hoteliku Białym. O 18 poszliśmy do Zajazdu pod Caryńską. Po pewnym czasie dołączyli do nas Dyktator Marcowy i Hero, którzy z Warszawy przywieźli naszą WUKĘ, potem przyszedł Zbyszek, którego wcześniej nie znaliśmy, ja ubrałem misia z drewna w swoją kurtę i czapelusz.A potem…

A potem się zaczęło…

Coraz więcej osób zaczęło się schodzić, nie każcie mi wymieniać. Było bodaj więcej osób niż na obradach głównych przed rokiem. Na końcu dojechała wycieczka lwowska. Stał Bywalec, jak poznał Julię, zapowiedział, że, jako Prezydent KIMBu na jutrzejsze obrady główne wprowadzi, punkt nadzwyczajny o zaręczynach moich z Julią. Nikt go nikt słuchał. Najmniej ja. Lało się piwo, pojawiła się wódeczka. mAAtylda postawiła ślubną (vivant!).
Jurko zagadywał moją Julię, Zbyszek też , nie licząc innych pięknych kobiet. Na końcu postawił piwa dla wszystkich.

I jak się okazało po rozkręceniu imprezy nikt nie ma aparatów, chociaż na początku były

Lokal opuszczali niedobitki, Hero, Julia, ja..(więcej grzechów nie pamiętam).

Była 2 w nocy, 15 maja 2010 r. KIMBu obrady Główne…
Nie wiem dlaczego ale nie jestem zdziwiony, że zastrajkowała:mrgreen::mrgreen::mrgreen: To przecież przestarzały model:roll:
Pisze jednak zbyt wolno by dostrzec jak pojawił się kolejny opis spotkania:lol:
To były piękne chwile:grin: Tylko ta weselna i paulaner zburzyły mą świadomość:twisted: Wszelkiej pomyślności mAAtyldo:-) Piękny owoc III KIMBu:lol:
Dzizes już znowu mam kaca:)))))))))hihihi
Chyba umarłam jako pierwsza...pamiętam jak mAAtylda stawiała....
Więcej grzechów już nie pamiętam:twisted:
AAAAAAA i Zbyszek też stawiał pamiętam....może nie jest aż tak źle???:))))))
Tak? mam niemiłe ważenie, że wszyscy byli tak weseli i odprowadzali siebie:mrgreen::mrgreen::mrgreen: Poważnie. To było piękne spotkanie.
Ludzie wrażliwi jak struna, Sercem obdarzeni. Dziękuje.
Rozdział VII
Spotkanie w Łopieńce

Rano poszedłem z Bananem do sklepu. Nogi drogę do sklepu znają, zajęliśmy się więc rozmową, gdy oderwaliśmy się od rozmowy już siedzieliśmy przy piwie w ZpC. Tak to jest, jak człowiek się zagada. Przyszedł Wojtek1121 pytając się o plany. W tym czasie przyjechała Krysia wybierająca się do Kasi. Wojtek postanowił więc odwieźć nas do Hoteliku i być naocznym świadkiem spotkania dwóch głównych shoutboxerek.

Po śniadaniu rozdzieliliśmy się. Kryśka i Kasia pojechały do Łopieńki, Wojtek Myśliwiec poszedł z Andrzejem, Jurkiem i Kaziem zdobywać Tarnicę. Ja zaś zadzwoniłem do Pastora.Jakie masz plany, nie mam planów, możemy z Tobą, możecie ze mną. Tak my i pojechali. Kierunek :Majdan .Wspaniale jechało nam się z Pastorem, wspaniale rozmawiało . Pastorku, jak to czytasz, przypominam o zdjęciach.

Przystanek w Cisnej, Rysiu, Siekierka, potem Majdan, muzeum kolejki wąskotorowej. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy cmentarzu. Chwila modlitwy i zadumy nad grobami Bodzia Sikorki I Jasia Zubowa.

Szybka decyzja-jedziemy do Łopieńki. Zależało mi bardzo, żeby pokazać Julii to magiczne miejsce. Tymczasem droga od parkingu zatarasowana przez ciągnik, przy którym facet ładował drzewo na wypał. Idę dowiedzieć się, jak długo potrwa załadunek.
- Muszę jeszcze z tej strony załadować, bo inaczej przyczepa się przewróci.
- To ja panu pomogę.
Biorę się do roboty i ładujemy razem, w końcu facet mówi, że tyle wystarczy, już się nie przewróci, może nam więc trochę zjechać.
- Mogę panu jeszcze pomóc, niech pan korzysta- ofiarowuje się.
- To niech pan jeszcze kilka wrzuci i pojadę- nie chciał mojej pomocy, albo było mu głupio.

Dojechaliśmy do Łopieńki, a tam samochody Wojtka, Bertranda i Marcowego. Przy samochodach pani Ania i Renatka, reszta poszła pod kapliczkę. Zaraz powinni wrócić. Czekamy więc zwiedzając cerkiew i lipę. Wracają. Marcowy, WUKA, Bertrand, Krysia, Kasia, Wojtek 1121. Chyba nikogo nie pominąłem. Wcześniej natomiast przy łopieńskiej lipie nastąpiło pasowanie Kasi na bieszczadniczkę. Rozdziewiczenie nastąpiło na Dwerniku Kamieniu, dziś, można powiedzieć, przyklepanie (dosłownie) tego faktu. Kto jeszcze nie widział, to proszę.

Wracamy, w drodze powrotnej Pastor zaprasza nas na obiad, zatrzymujemy się w Czartorii w Wetlinie. To tutaj oglądałem ten wielki mecz Polaków, kiedy rozgramiali Niemców na Euro 2008. Wynik pogromu Polska 0- Niemcy 2.

Do Ustrzyk wracamy po południu, czas się przygotować do obrad Głównych IX Kongresu Internautów Miłośników Bieszczadów.

Coraz więcej osób zaczęło się schodzić, nie każcie mi wymieniać. Było bodaj więcej osób niż na obradach głównych przed rokiem. Na końcu dojechała wycieczka lwowska. Tutaj można zobaczyć Migawki ze Lwowa
oraz z tego spotkania:
Jesteśmy znowu w Zajeździe Pod Caryńską

Wojtek Myśliwiec poszedł z Andrzejem, Jurkiem i Kaziem zdobywać Tarnicę. Wyglądało to tak:
Wołosate-Tarnica-Ustrzyki
Andrzej jak zawsze niezawodny:razz:
Rozdział VIII
Obrady główne, czyli hulanka

Czy mogę coś więcej napisać o IX KIMBie, skoro wszystko już zostało napisane tutaj, będzie jeszcze tutaj, a zawsze można zapukać do sąsiadów? Wszędzie tam znajdują się wspomnienia, recenzje i dokumentacja fotograficzna i audiowizualna.
Można, bo nie wszystko zostało jeszcze powiedziane.

Primo.

Byłem fundatorem jednych z powsimordowych nagród. Jak to zatytułował Dyktator Marcowy- płynnej poezji. Czas puknąć się w piersi, nie tak ładne jak piersi Julii, ale zawsze. Miała to być słynna z zeszłorocznego KIMBu miętóweczka, ale mój rodzić nie wyrobił się, za rzadko mu przypominałem o wyprodukowaniu tego destylatu. Na flaszeczkach miał być okolicznościowy grawer. I tu druga wpadka.Wpadłem na pomysł, żeby kupić wódeczkę w sklepie, wódeczkę wyjątkowo zacną. W domu dopiero zauważyłem, że flaszeczki są plastikowe i z graweru nici. Cóż było robić? Ruszyłem tym, co mam na szyi, i wymyśliłem okolicznościowe wierszyki, wydrukowałem na papierze samoprzylepnym i już miałem nagrody. Jak płynna poezja, to płynna poezja.

I tak nasza wspaniała poetka, WUKA otrzymała flaszeczkę z takim wierszykiem:

Po co nam szkiełko, okular, oko
I cała poważna nauka
Kiedy anielskie strofy swym piórem
Pisze nam pięknie WUKA

Bmiller, Fotografik Roku przeczytał:

Pstryk! Pstryk! po Bieszczadach się niesie
To nieomylny znak ,że
Bmiller biega po lesie
Fotografując krze.

Bertrand 236, Kronikarz Roku oprócz wierszyka otrzymał ode mnie piwo Czarny Specjal.A to przez nasza piwną polemikę oraz z wielkiej sympatii. A nie tylko Tyskie i Tyskie.

Największych kronikarzy kolejność
Taka nam się wyłania:
Anonim Gall, Kadłubek Wincenty
I pewien Bertrand z Poznania.

Marcinowi .S tak napisałem:

Ile nóg ma zaskroniec
I jakie pióra ma pies
To wszystko i wiele więcej
Poznał nasz MarcinS

No i Forumowicz Roku, czyli Don Henek:

Bieszczadnikiem pełną gębą
I tej gęby całą mimiką
Jest nijaki Don Pedro
Przepraszam, Don Enrico.

Wszystkim Powsimordom jeszcze raz szczerze gratuluję!

Secundo.

W piątek, po powrocie z Lwowa w ZpC Stały Bywalec, będący już wtedy pod wpływem ,odgrażał się, że wprowadzi do porządku obrad punkt nadzwyczajny, dotyczącej mojej przyszłość z Julią.Nie brałem tego poważnie i natychmiast zapomniałem. A ten skórkowaniec pamiętał:-P!
Zawstydził mnie trochę wywlekając nas na światło dzienne i wymagając ode mnie publicznego oświadczenia się Julii. Ba, chciał przeprowadzić wśród publiczności głosowanie. Zaskoczył mnie, poza tym uważam, że to zbyt intymna sytuacja, żeby ulec takiej presji i z trudem, resztkami silnej woli, się od tego wyłgałem. Ucieszył mnie jednak. Oznacza to, że darzy mnie sympatią a i Julia została przyjęta do bieszczadzkiej braci. Miała zresztą podczas tego pobytu wiele na to dowodów. Tylko ja, biedny, już nawet w Bieszczady nie mogę uciec…

Tertio.

Na koniec zostawiłem ważną rzecz, o której nikt potem nie pisał. A warto! O pomyśle Lucyny sprzątania opuszczonych cmentarzy, których jest w Bieszczadach bez liku. Dobrą robotę wykonuje tu Szymon Magurycz, ale to wszystko kropla w morzu potrzeb. Po KIMBie mieliśmy jechać na leski kirkut. Pogoda niestety to uniemożliwiała. Stały Bywalec podobno zadeklarował , że jeden z wrześniowych dni poświeci na czyszczenie nagrobków na cmentarzu w Zatwarnicy. To dobry pomysł. Ja się piszę.

I apeluję, jeśli ktoś będzie w Bieszczadach i ma ochotę, to wystarczy kubeł z wodą, jakaś szczotka, rękawice, worek na śmieci, szpachelka do mchu. Oddajmy Bieszczadom choć część tego, co Bieszczady dają nam.
Chciałbym w tym miejscu podziękować Magdzie za książkę, Pastorowi za oddanie talonów mięsnych dla Julii (o żarciu pisać nie będę, o tym już było) i Andrzejowi 627 za prezent dla Banan w postaci talonu, i za to , o czym on wie, a mnie było bardzo potrzebne. Nie zostawia się ludzi na szlaku, niezależnie od tego którędy ten szlak przebiega. Bardzo dziękuje!
mniej więcej od posta przyspieszającego relację, mój szósty zmysł podszeptuje mi, że będzie happy end - czyli w poście ostatnim okaże się, że Piskal jednak Julii się oświadczył...:razz:
Piskalu! Miałem to zrobić później, czyli ...później.
Piwo zacne,
Gardłu bliskie,
Jednak, to nie było
Piwo Tyskie.

Zacne to było piwo, przy którym wspominałem Julię no i Ciebie. A płynna poezja też już przepłynęła...

Pozdrawiam

P.S. Czy już mam inicjować jakąś nową specjalną akcje forumową???

mniej więcej od posta przyspieszającego relację, mój szósty zmysł podszeptuje mi, że będzie happy end - czyli w poście ostatnim okaże się, że Piskal jednak Julii się oświadczył...:razz: Nie zaprzeczam i nie potwierdzam!


Piskalu! Miałem to zrobić później, czyli ...później.
Piwo zacne,
Gardłu bliskie,
Jednak, to nie było
Piwo Tyskie.

Zacne to było piwo, przy którym wspominałem Julię no i Ciebie. A płynna poezja też już przepłynęła...

Pozdrawiam

P.S. Czy już mam inicjować jakąś nową specjalną akcje forumową???
Bo to być nie miało Tyskie
Piwo Specjal jest mi bliskie.
Lepiej się przez gardło leje
Po Specjalu ryj się śmieje.

O jakiej akcji myślisz?

Rozdział IX
Placki

W niedzielę zaczęło padać, ba, lać. Plany były brenzbergowe, ale Julia, przestraszona tym co się z nią działo na Dwerniku Kamieniu odmówiła chodzenia po górach. Szybka narada i ustalenia, że wracamy jednak do Sękowca. Żal mi trochę poszukiwania leśniczówki Brenzberg, ale jak jest się w grupie, to trzeba liczyć się ze zdaniem innych.

Bambetli mamy więcej niż mieliśmy, ponieważ WUKA, w uznaniu mojego hie, hie, talentu oddała mi część swoich powsimordowych nagród. A konkretnie nalewkę Pastora, którą napoczniemy już jutro, po wypiciu flaszki ufundowanej przez Wojtka 1121, którą wylosowałem na KIMBi i wino od Hero, które szczęśliwie czeka na lepsze dni. To już drugie powsimordowe wino w naszym domu, ponieważ zeszłoroczne WUKA przywiozła, kiedy odwiedziła nas w wakacje w piskalówce. Poczekamy na specjalną okazję, by je wypić ku chwale Bieszczadów.

Mamy też pełną torbę i karton książek, które jutro, na prośbę Marcowego, zawieziemy dla dzieciaków w Komańczy.
Zapraszamy również na placki piskalskie, obiecane jeszcze we wrześniu, Magdę i Andrzeja 627.
Deszcz leje, nobliwy staruszek, trzydziestoletni namiot Banana zaczyna przeciekać, dzięki czemu Banan postanawia wreszcie przenieść się do naszego domku. Rozpalamy w kominku, robi się bardzo przyjemnie. House nr 1 znowu staje się Home.

Po południu przyjeżdżają nasi paryscy przyjaciele, Andrzej wciąż jest pod wrażenie zdobycia Brebnzbergu, Magda go stopuje. Nie bardzo jej się to udaje. Placki smakują. Jest rodzinnie.
Deszcz bębni o szyby, ogień gra w kominku, humory, pomimo złej pogody, dopisują. Siadamy nad mapą i ustalamy, dokąd prócz Komańczy pojedziemy.
Dokumentacja


Rozdział IX
Placki

...po wypiciu flaszki ufundowanej przez Wojtka 1121, którą wylosowałem na KIMBi
Ja wylosowałam...nie zabieraj mi tej radości :))))
Było dla mnie to bardzo miłe,że za trzecim razem ale wylosowałam kogoś swojego...:razz:

http://img810.imageshack.us/img810/1697/img0031l.jpg

http://img809.imageshack.us/img809/4017/img0032h.jpg

http://img813.imageshack.us/img813/9456/img0033v.jpg
Rozdział X
Misja komaniecka

Książki, które przywieźliście, przywieźliśmy, bo ja przecież też, już są spakowane i ruszają z nami do Komańczy. Dzięki misji, którą nam zlecił Dyktator Marcowy mogłem w niedzielę przejrzeć niektóre z książeczek, zwłaszcza ‼Las pełen zwierza” E. Marszałka. Aż żałuję, że nie otrzymałem Powsimordy, bo byłbym szczęśliwym posiadaczem tej świetnej pozycji. Teraz wszystkie książeczki zmierzają do dzieci w Komańczy. Później mamy jechać do Smolnika nad Osławą, bo nikt z nas jeszcze tam nie był, ale..

Ale kiedy jesteśmy już w drodze dzwoni Wojtek 1121, który, wraz z żoną ,ma ochotę się do nas podłączył. Spotykamy się na stacji benzynowej przed Cisną. Wojtek był już w Dolnych, gdzie napadły go ukraińskie baby i zgwałciły przez siatkę. Efekt gwałtu- siatka pełna ukraińskiej gorzoły. Proponuje mi butelkę z ramach wylosowanej nagrody, ale ja nie jestem wielbicielem ukraińskiej wódki, chociaż jak pojawia się w domku nr 1, najczęściej ze Stałym Bywalcem, nie odmawiam. Jednak dostać flaszkę a samemu, ‼temy ręcamy”, wykopać, to jest różnica. Chciałem ją wykopać we wrześniu, ale Julia odwiodła mnie od tego, ma ochotę na dziś. Potem okaże się, że wypije tylko kieliszek. Trudno, we wrzeniu będę pił ukraińską.

Dojeżdżamy do Komańczy, znajdujemy szkołę, idziemy do sekretariatu
- Akcję ‼Wyślij książkę do Komańczy” zamieniliśmy na akcję” Przywieź książkę do Komańczy”-informuję panią- to jest dar od Bieszczadzkiego Forum Dyskusyjnego.
Podziękowania. Zauważyłem, że wybór książek był bardzo przemyślany, wszystkie bardzo merytoryczne, na pewno dzieciakom posłużą.

Jedziemy pod cerkiew zobaczyć postępy prac, owszem, widoczne. Potem udajemy się pod klasztor. Wojtek odgraża się Kaśce Gargamelowi, że załatwi jej przyjęcie do klasztoru.

Wojtek nas pogania, wymyślił, że kupi kiełbaski i zrobimy sobie grilla lub ognisko. To nic że pada deszcz. Dajcie sobie spokój ze Smolnikiem, wolę coś zjeść. Znowu narzuca nam swoją wolę i znowu okazuje się, że miał rację!
Z Komańczy zatem jedziemy na Przełącz Żebrak, gdzie miał ukryty grill. Miał w sensie dosłownym, bo po grillu zostaje garstka zmoczonego węgla. Ktoś, zapewne gdy poszedł za potrzebą musiał się na grilla nadziać i tak grill dostał nóg. Za to ja wykopuję wygraną flaszkę. Pastor wie, z którego miejsca. Flaszeczka zmrożona, aż parzy. Ech…

Jedziemy najpierw nad jeziorko, ale marne są szanse, żebyśmy tam rozpalili ognisko. Chrust jest mokry. Lecz mamy jeszcze plan B.

I wtedy, a może to było jeszcze przed Przełęczą Żebrak, wychodzi nam na drogę.
Żubr.
Piękny, na chwilę nawet przystanął i popatrzył na nas z ciekawością, a może z politowaniem. A aparat w bagażniku! I z pewnością nie było go (żubra) w Smolniku! Dzięki Wojtkowi go zobaczyliśmy. I dzięki Kasi, która swoim brum-brumem nie mogła się rozpędzić. Przez co i Wojtek jechał wolno i po cichu. O licznych sarnach przy żubrze nie ma co wspominać.

Oczywiście nad jeziorkiem bobrowym nawet nie próbowaliśmy rozpalać ogniska, wdrożyliśmy plan B. Pojechaliśmy do chatki. Dziś pusto w niej. Tam po rozpaleniu w kominie pozwoliliśmy sobie na wyżerkę. Ta chatka jest o wiele lepiej utrzymana niż ta na Dydiowej. Ale wiem, że ma stałych lokatorów, w tym kolegów z naszego forum.

Wojtek tego dnia był przewodnikiem. Z chatki pojechaliśmy do sztolni Rabe i źródełka mineralnego . Czy to po wodzie z tego źródełka doszło do tego, że musze zmienić pointę. Nie, chyba wcześniej.

W Jabłonkach się rozstajemy. Teraz to Wojtek Myśliwiec jest przewodnikiem, siedzi na przednim fotelu i kieruje Kasią. Tak kieruje, że, gdyby nie ja w Berahach pojechalibyśmy prosto. Zawsze pomyślę nie w porę. Mogłem trzymać gębę na kłódkę i popatrzeć na miny kierowcy i jej pilota, kiedy mijają tablicę w napisem Ustrzyki Górne. Cóż, stało się.

W domku, w którym został Banan cieplutko, ogień wesoło wesoło gra w kominku.
Tymczasem komplikuje się sytuacja powodziowa. Rzeki wzbierają gwałtownie, również na Podkarpaciu. Robimy burzę mózgów, tworzymy sztab kryzysowy, co robić? Czy wracać jutro, czy jeszcze dzień pozostać w Bieszczadach. Przy tej pogodzie i tak nigdzie nie będziemy chodzić. Ale wyjeżdżać, tylko dlatego, że spadło kilka kropel deszczu. Nikt się nie spodziewał, że sytuacja w kraju stanie się tak groźna, że to dopiero pierwsza fala.
Postanawiamy jeszcze zostać.


Nie bez przyczyny w motcie umieściłem wiersz znanego bieszczadzkiego poety, przydługi może na motto, ale jak pokaże koniec mojej gawędy, ważny, adekwatny. I dzięki Nim, Aniołom Bieszczadzkim koniec mojej opowieść będzie z Happy Endem, niczym w kiczowatej amerykańskiej komedii romantycznej . Chociaż nam do śmiechu nie było.
I chyba brakuje w nim jeszcze jednej zwrotki, ale ta pojawi się w odpowiednim miejscu.

Rozdział XI
Powrót

We wtorek rano znowu zadzwonił Wojtek Cyferki, znowu pytając się o plany, ale jakie mogą być plany kiedy tak leje. A jednak plany są.

Te telefony Wojtka, świadczące o tym ,że pomimo tego, że wyprowadził się z Sękowca , chce się z nami spotykać, wspólnie spędzać dzień były niezwykle miłe. Te telefony Wojtka, Andrzeja, Bertranda, które jeszcze przed przyjazdem pytały się, czy na pewno i kiedy przyjadę, te wspólne wyprawy, pytanie na priv. od Marcowego, czy się spotkamy na KIMBie, te głosy na mnie w plebiscycie powsimordowym .. To wszystko sprawia, że nie czuję się na tym forum anonimowy. Czuję się zauważony, a może nawet potrzebny. To dla mnie bardzo dużo. Wielkie dzięki wszystkim!

…Plany są takie, żeby iść nad wodospad Szepit na Hylatym zobaczyć jak wygląda teraz, po obfitych opadach deszczu. Wybieramy się w siódemkę- Julia, Kasia, Wojtek Myśliwiec, Wojtek Cyferki, Andrzej, Banan i ja. Od Zatwarnicy towarzyszy nam ósmy towarzysz, pies, którego w drodze powrotnej od mostu trzeba było odgonić, bo poszedł by z nami do Ośrodka.

Wodospad pokazuje swoją siłę i oblicze. Groźne oblicze, krzyczy na nas wzburzoną wodą, odgania nas od siebie. ‼Jedźcie sobie stąd, stajemy się groźni! Potoki, rzeki , strumienie! Wracajcie do domu, póki czas” .Rzeczywiście w drodze powrotnej woda pod Tarnowem dotyka szosy, w Szczucinie Wisła sięga korony wału, wojskowe śmigłowce ewakuują ludzi, Żołnierze i strażacy układają worki z piaskiem. Za kilkadziesiąt minut wzburzone wody z potoku Hylaty wpadną do Sanu, za kilkadziesiąt godzin do Wisły, by po kilku dniach oprzeć się o historyczne mury Torunia.

Pod kultową wiatą żegnamy się z braćmi cyferki, zobaczę ich, mam nadzieję, we wrześniu, w domku nr 1.
Po południu odwiedza nas wreszcie Basia, zjadamy wspólny obiad. Pomimo deszczowej aury i niebezpieczeństwa, że powódź nie pozwoli nam wrócić ,mamy smętne miny. Chyba nikt z nas nie chce stąd wyjeżdżać. Ech, Bieszczady, co wy takiego w sobie macie..

***
Środa rano. Żegnamy się z naszą wspaniałą gospodynią i ruszamy. Kaśka ma zły w oczach. Planujemy postój w Lesku, aby dziewczyny i Wojtek mogli zaopatrzyć się w suweniry. A ja z Bananem idę na pożegnalne piwo do .. No pewnie, do Alfa, Już mnie tam rozpoznają. Z pożegnalnego piwa robią się dwa, ale za bardzo nie możemy marudzić. Przed nami daleka droga. Spotykamy się na parkingu i wyjeżdżamy z Leska. Deszcz nie pada, ale jest ponuro, nawierzchnia mokra a szosa poskręcana jak wąż Eskulapa. Mijamy duży parking i wtedy…

***

Lecz czasem tak się zdarza
Gdy robi się bardzo źle
Że brygada aniołów pracuje
By nic nam nie stało się.

…wtedy czas się zatrzymał, a samochód zatańczył. Rzuciło nas najpierw w lewą stroną, potem w prawą, potem..nie pamiątem. W tym czasie bieszczadzkie anioły były już na miejscu. Dwa stanęły na szosie pilnując, aby nie nadjechał żaden samochód, zwłaszcza od strony Zagórza, gdzie byliśmy nie widoczni zza zakrętu. Dwa pilnowały poboczy, abyśmy nie stoczyli się do rowu. Reszta obciążyła samochód tak, że nie wyrzuciło go z szosy. Zatańczyliśmy na szosie, obróciło nas niemal odwrotnie do kierunku jazdy, jakby samochód też nie chciał wyjeżdżać z Bieszczadów. Nadjechały inne samochody, chyba przez mokrą nawierzchnię nie jechały za szybko. I na szczęście odpowiednio później. Nie stało nam się nic, nawet małego przytarcia o słupek, chociaż tańczyliśmy pomiędzy nimi. Jeden z bieszczadzkich aniołów postanowił pojechać z nami, aby czuwać nad tym, żeby w dalszej drodze nie spotkała nas żadna zła przygoda.
Dojechał z nami do Torunia i od tej chwili jest w herbie naszego miasta…

***

I tak miała zakończyć się moja gawęda, ale, jak już sugerowałem, życie napisało swoją własną pointę.
Bieszczady są cudownym miejscem. Wszyscy o tym wiemy. Kasia i Julia już też. Tam człowiek zaczyna inaczej myśleć, inaczej się zachowywać. I nabiera zupełnie innych sił witalnych.
Działo się na naszym pięterku, oj działo, aż nie poznawałem Julii. Nie tylko zresztą na pięterku. Efektem tego dziania jest to…

…Że za kilka miesięcy urodzi się mała Piskalówna albo mały Piskalek. Kolejny Bieszczadnik.

PS. Wszystkich kolegów, którzy ofiarowywali mi w tym swoją pomoc, przepraszam. Poradziłem sobie sam, ‼temy rękamy ‼.

A zresztą mniejsza o ręce…

Koniec
Wielkie gratulacje!!!!! Piskali nigdy za wiele!!! :-) :-) :-)
[quote=Piskal;104637
Kaśka ma zły w oczach.[/quote]
Oczywiście łzy.
No i dowód na interwencję aniołów.

Rozdział XI
Powrót …Że za kilka miesięcy urodzi się mała Piskalówna albo mały Piskalek. Kolejny Bieszczadnik.

Koniec

GRATULUJĘ i cieszę się bardzo:)));)
Ha, czyli jednak uchwały Pana Prezydenta na Uchodźstwie mają sprawczą moc :mrgreen::mrgreen: yes yes yes
GRATULACJE!!!!!!!!
Czyli co?połowa lutego?;-)

Ha, czyli jednak uchwały Pana Prezydenta na Uchodźstwie mają sprawczą moc :mrgreen::mrgreen: yes yes yes To bardziej akt samowoli:-P
Dziękuję wam za gratulacje.
Gratulacje:razz: Piskal Bieszczadny:lol:
Faaaajnie!!!
@Piskal - serdeczne gratulacje dla Julii i Ciebie :-)
Nie zapomnij przekazać !!!

Ale fajno, będziecie mieć bieszczadzkiego Dzidziusia :-)

B.

…

…Że za kilka miesięcy urodzi się mała Piskalówna albo mały Piskalek. Kolejny Bieszczadnik.

PS. ... Poradziłem sobie sam, ‼temy rękamy ‼.

...
Koniec
Piskal napisał: ‼Temy rękamy”
A nie o ręce chyba tu chodzi,
W maju w Bieszczadzie może się zdarzyć…,
Miesiąc miłości, a oni młodzi…

G R A T U L A C J E dla Mamy i Taty!
Gratulacje
Bardzo bardzo dziękujemy.
Bertrand, teraz starasz się o Powsimordę w kategorii Poeta Roku?
GRATULACJE!!! co za pointa :razz:

Jak te Bieszczady mogą oczarować ;)

Bardzo bardzo dziękujemy.
Bertrand, teraz starasz się o Powsimordę w kategorii Poeta Roku?
No dobrze! Więcej nie będę!
Mam juz swojego Ojca faworyta ;)
pozdrawiam

Piskal napisał: ‼Temy rękamy”
A nie o ręce chyba tu chodzi,
W maju w Bieszczadzie może się zdarzyć…,
Miesiąc miłości, a oni młodzi…
...A skoro młodzi, cóż było robić
Kiedy za bardzo spać się nie chciało.
I tak to wyszło, że życie samo
Pointę gawędy nam napisało.
Piskalku - tobie tatusiowi i mamusi Julii - gratulacje :)
A koty proszę pogłaskać :)
GRATULACJE!!!:razz:

(i jednak będę się upierała przy tym, że to nie będzie ostatni post w tej sprawie...;))

a ponieważ czas szybko płynie i za jakieś 60 miesięcy Tata Piskal pewnie pokaże ten wątek Piskalątku, żeby zobaczyło jakie wiwaty były na jego cześć - to ja tak już na przyszłość - WSZYSTKIEGO DOBREGO PISKALĄTKO :razz::razz:

Rozdział X
Misja komaniecka

W Jabłonkach się rozstajemy. Teraz to Wojtek Myśliwiec jest przewodnikiem, siedzi na przednim fotelu i kieruje Kasią. Tak kieruje, że, gdyby nie ja w Berahach pojechalibyśmy prosto. Zawsze pomyślę nie w porę. Mogłem trzymać gębę na kłódkę i popatrzeć na miny kierowcy i jej pilota, kiedy mijają tablicę w napisem Ustrzyki Górne. Cóż, stało się. .
Jest i filmik z tej podróży ;) hihihi

http://www.youtube.com/watch?v=SfB_xosZGCg
Dzięki Kasiu! Ja mam tylko na płycie. I w głowie!
I czyż nie miałem racji, że Wojtek Myśliwiec to filutek? Wystarczy posłuchać jego komentarzy.
Wojtku, uwielbiam Cię!
Gratulacje! Wanienka się doczekała!
Zawsze powtarzam: dzieci i szklanek nigdy w domu za dużo!.

Gratulacje et benedicat!
Gratulacje dla obojga od Tarninki i Mania
Dziękujemy!
PS. Pastorku, nie ma wątpliwości, że wasze, Kaziowie, błogosławieństwo było ab imo pectore.


…Że za kilka miesięcy urodzi się mała Piskalówna albo mały Piskalek. Kolejny Bieszczadnik.

No cóż... Zdaje się, że już wszystko jasne. Na 99%...

To będzie mały Piskalek!:-P

Ech, kiedy razem pójdziemy na Czarnego Specjala;)Bo na szlak, to pewnie już w maju.
Chłop potęgą jest i basta!
Wiwat Piskal, Wiwat Piskalek, ale tak naprawdę, to Wiwat, Wiwat Mama
Długi
Gratulacje.
Dziękujemy!
Jeszcze jeden taki jak ja? Jak świat to wytrzyma?:-P
Gratulacje.

Dziękujemy!
Jeszcze jeden taki jak ja? Jak świat to wytrzyma?:-P
Świat jak świat, ale jak Julia to wytrzyma ?

Gratulacje !!!

B.
Wytrzyma! A jak przybędzie kolejny Bieszczadnik, to będzie nawet lepszy :)
Pozdrawiam i gratuluję!
Gratulacje! Wszystkie Piskale to fajne chłopaki! :-)
Gratulacje!!! A wędrówki z potomkiem to sama przyjemnosć. Mój roczniak pierwsze bieszczadzkie szczyty ma już za sobą /wtargany w nosidełku;)/
Gratuluję!
to jeszcze tylko drzewo i dom;-)
Przeczytałem :-D
Pozdrawiam!
I ja też przeczytałam całość, ale tam fajnie musiało być, jacy wy wszyscy pozytywni i tyle miejsc bieszczadzkich, których (jeszcze) nie znam. Aż się bardziej do Sękowca chce zawitać :). A synka oczywiście gratuluję, to już pewnie duży chłopak! :)))

A synka oczywiście gratuluję, to już pewnie duży chłopak! :))) Ha! Ano duży. Wczoraj, gdy jego starzejący się i schorowany stary czekał do lekarza zaczepił (synek, nie stary) kobitkę, która czytała książkę. Przyniósł swoją i zaczął jej coś pokazywać, kazał sobie pokazywać w książeczce, bo książeczki uwielbia (mam nadzieję, że mu to zostanie). A potem, jak wychodziła, to machał jej da da, i puszczał buziaki:razz: Urocze to było.

Zapraszam do innych moich relacji!
Fajnie, że Kornel taki kontaktowy i oby faktycznie mu upodobanie do książek zostało :).


Zapraszam do innych moich relacji! Jasne! Podczytuję i nastrajam się na wrześniową wyprawę w Bieszczady.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl