bigos - mój pamiętnik, wspomnienia, uczucia, przeżycia ...
Autor, Sta³y Bywalec, niniejszym uroczy¶cie o¶wiadcza, i¿ wszystkie wystêpuj±ce w tym w±tku tematycznym osoby s± postaciami fikcyjnymi, a opisywane sytuacje nigdy nie mia³y miejsca. Wszelkie podobieñstwo osób, instytucji i wydarzeñ do wystêpuj±cych w rzeczywisto¶ci, chocia¿by nawet najbardziej jaskrawe, jest jednak zupe³nie przypadkowe. A ca³a opowiadana w odcinkach historia jest literack± fikcj± i wy³±cznie wytworem bujnej fantazji autora.
Zastój na tym Forum jak w pó³nocnokoreañskiej gospodarce.
Na te zimowe wieczory proponujê wiêc "aktywn±" lekurê - bêdziemy czytali i dopisywali kolejne fragmenty powie¶ci. WSZYSCY.
A o czym bêdzie ta powie¶æ ? O zaczarowanym kruku z Otrytu. O tym, co widzi i co my¶li (w³a¶nie o tym, co widzi).
Napisa³em ju¿ konieczn± introdukcjê, aby uzasadniæ pochodzenie owego ptaka. Oto ona.
************************************************** *******
Wysoko, nad pogorzeliskiem Chaty Socjologa, szybowa³ kruk. Patrzy³ nienawistnie na pierwszych szabrowników, którzy w³a¶nie przystêpowali do rozbiórki pozosta³o¶ci komina, licz±c na parê z³otych za wózek cegie³. Te parê z³otych mia³o im starczyæ na butelkê najtañszego wina, a jak dobrze pójdzie, to mo¿e i na dwie butelki.
- Nie upilnowali, zmarnowali - pomy¶la³ kruk, ³api±c siê po raz kolejny na tym, ¿e my¶li wprawdzie sk³adni± rusk±, ale po polsku.
Wyja¶niæ tu trzeba, i¿ nie jest to zwyczajny kruk. Naprawdê nazywa siê W³odzimierz Lestinski, który w tej ptasiej postaci kilkadziesi±t lat temu otrzyma³ by³ dar ¿ycia wiecznego.
W pewnym skrócie (krócej siê nie da) by³o to tak.
Pokój brzeski zasta³ m³odego kpt. Lestinskiego, zawodowego wojskowego, pó³ - Rosjanina, pó³ - Ukraiñca, w armii rosyjskiej, przemianowanej w³a¶nie w Robotniczo - Ch³opsk± Armiê Czerwon±. Do tej pory nie dezerterowa³, bêd±c odpornym na bolszewickie agitacje, ale teraz nie wytrzyma³ i rzuci³ to wszystko. Zreszt± musia³. Politrucy ju¿ mu siê przypatrywali podejrzliwie, a i podw³adni pragnêli siê zem¶ciæ za jego ciê¿k±, karz±c± rêkê w warunkach frontowych. Uciek³ na po³udnie, w swoje rodzinne strony, na Kubañ.
A tam wpad³ z deszczu pod rynnê. Zd±¿y³ pom¶ciæ (z nawi±zk±) rodziców, zamordowanych przez lokalnych bolszewików. Potem uwija³ siê w partyzanckich oddzia³ach kozackich. Z narastaj±c± rozpacz± obserwowa³ zanik ducha bojowego u kolegów, a¿ pozosta³ prawie sam, tylko z kilkoma towarzyszami broni. M.in. z Bazylim K., m³odym in¿ynierkiem, którego politechniczne studia w Petersburgu wyreklamowa³y przed frontem rosyjsko - niemieckim, ale nie uchroni³y przed pó¼niejszym udzia³em w wojnie domowej. Bazylemu K. te¿ ju¿ pozosta³o tylko wspomnienie po rodzinie, wymordowanej z powodu posiadania ma³ego maj±tku ziemskiego.
Nastêpnie W³odzimierz i Bazyli uwierzyli, a raczej udali, ¿e wierz±, w jedn± z bolszewickich amnestii i ujawnili siê. Wcielono ich szybko do armii konnej Budionnego i wys³ano na front polski. Lestinskiego mianowano nawet komrotem (komandirem roty), co z grubsza odpowiada³o jego stopniowi wojskowemu.
Przy pierwszej nadarzaj±cej siê okazji przeszli, wraz z ca³ym pu³kiem Kozaków Orenburskich, na stronê polsk±. Pi³sudski zaufa³ Kozakom, nie rozformowa³ pu³ku. Bili siê dzielnie. Osobiste prze¿ycia powodowa³y, ¿e ... nie brali jeñców. Polacy patrzyli na to przez palce, czêsto sami nie byli lepsi.
Po Pokoju Ryskim Bazyli zupe³nie „opolacza³”. Przypomnia³ sobie, ¿e jest in¿ynierem budownictwa i podj±³ pracê w tym zawodzie. Z czasem za³o¿y³ w³asn± firmê. O¿eni³ siê (z babci± Sta³ego Bywalca). Dosz³o, o zgrozo, nawet do tego, i¿ porzuci³ prawdziw± wiarê dla rzymskiej herezji.
A Lestinski (te¿ postaæ autentyczna) by³ przez jaki¶ czas oficerem kontraktowym WP. Potem go zdemoblizowano. Rozpi³ siê. Przed ca³kowitym stoczeniem siê chroni³a go przyja¼ñ z Bazylim, pod którego dachem zawsze znajdowa³ ³ó¿ko do spania i miejsce przy stole. Obaj prowadzili nieraz mêskie, zakrapiane rozmowy wspomnieniowe, pods³uchiwane przez polsk± ju¿ rodzinê Bazylego.
W³odzimierz Lestinski zmar³ krótko przed wybuchem nowej wojny, na prze³omie 1938 i 1939 r. Zapi³ siê na ¶mieræ w wieku 50 lat, chlej±c na umór z by³ymi towarzyszami broni. Bazylego przy tym nie by³o, ale zd±¿y³ wyprawiæ przyjacielowi pogrzeb.
Lestinski by³ tak pijany, ¿e lecia³o jeszcze od niego gorzelni±, gdy ju¿ sta³ przed ¦wiêtym Piotrem.
- Won, pijaczyno - takie by³y pierwsze s³owa ¦w. Piotra.
- A moje zas³ugi ? Walka z bezbo¿nikami ? Obrona cerkwi ? Zas³ugujê chyba na ¿ycie wieczne.
By³ to potê¿ny argument. ¦w. Piotr siê zamy¶li³. Potem uda³ siê na konieczne, w tej nietypowej sprawie, konsultacje.
- Bêdziesz ¿y³ wiecznie, ale w postaci ptaka. Konkretnie: kruka - zadecydowa³ po powrocie. - Wracaj teraz na ziemiê.
W³odzimierz sfrun±³ na polskie podówczas Podole. Po kolejnej, powojennej zmianie granic zosta³ zmuszony do repatriacji do Polski. Tak, zmuszony, albowiem przebywaj±c po radzieckiej stronie sra³ z upodobaniem na pomniki Lenina i jego pomagierów, a tak¿e na ¿ywych czerwonoarmistów i enkawudzistów. Ci strzelali do niego, rzucali weñ kamieniami. Nie zgin±³, maj±c orzeczone ¿ycie wieczne, ale w trosce o swoje upierzenie postanowi³ siê przenie¶æ do Polski.
Zamieszka³ w lasach Otrytu. Z sympati± obserwowa³ w latach 70-tych budowê Chaty Socjologa. Zamieszka³ w jej okolicach. Z¿y³ siê z przebywaj±c± tam m³odzie¿±. W noce wigilijne rozmawia³ z mieszkañcami chaty, je¶li takowi siê trafili. Byli zazwyczaj tak pijani, ¿e nie widzieli w tym nic nadzwyczajnego.
Teraz patrzy³ z rozpacz± na zgliszcza chaty.
...patrzy³ z rozpacz± na zgliszcza chaty, stopiony ¶nieg i zamarzaj±c± mazie b³ocka. To nie pojête - pomy¶la³ - czy mi ju¿ zawsze musi towarzyszyæ takie zniszczenie. Nawet tutaj, w tej ostoji zapomnienia i studenckich fantazji. Jakby tego by³o ma³o - ci szabrownicy...
Bez pardonu potraktowa³ ich jak niegdy¶ pomniki Lenina, urz±dzaj±c przy tym tak± wrzawê, ¿e zlecia³o siê wiele czarnoskrzyd³ych ptaków. Wiadomo powszechnie, ¿e w¶ród ludu prostego przes±dy maj± wielk± moc, a ciemne jak noc ptaszyska niczego dobrego wró¿yæ nie mog³y... Nie zdziwi³ go wiêc fakt, i¿ niedoszli z³odzieje czmychneli co prêdzej. W¶ciek³o¶æ go jednak nie opuszcza³a. Za¶ w drzewach pobrzmiewa³y s³owa piosenki Brodskiego:
Oto testament i spadkobiercy.
Oto ¶wiat, ¿ywszy i przestronniejszy
Po twojej ¶mierci.
A oto gwiazdy. L¶ni± z dawn± si³±,
jak gdyby ciebie nigdy nie by³o.
Mo¿e tak by³o?
Oto po¶miertny byt, w którym nie ma
Ni ¶ladu ciebie. Twego istnienia
Brak w tych przestrzeniach.
Witaj w ich mroku, gdzie ga¶nie tchnienie,
Gdzie zastêpuje jasne zbawienie...
Echo tych s³ów dra¿ni³o...
Gdy tak kr±¿y³ po okolicy, zobaczy³ przedzieraj±c± siê przez las postaæ, która niewiadomo czemu, wetkne³a bia³o-czerwon± flagê w to, co pozosta³o z jego ulubionej chaty.
"Bia³o-czerwon±? A w³a¶ciwie dlaczego? Je¶li ju¿ to mo¿e dodaæ ¿ó³toniebiesk±? A mo¿e np. Królestwa Dol-Amrothu?" Pomimo wschodniego pochodzenia i krótkiego czasu pomiêdzy napisaniem a ¶mierci±, W³odzimierz zd±¿y³ przeczytaæ autorsk± wersjê powie¶ci pewnego Brytyjczyka, któr± przes³a³ mu z Londynu jego "bia³ygwardyjski" znajomy, Golicyn. "Ach ci Polacy, zawsze sk³onni do pompatycznych gestów. Tylko jak trzeba wzi±æ siê w gar¶æ to zaczynaj± siê k³opoty. Ciekawe, czy odbuduj± cha³upê, bo komin pewno d³ugo nie wytrzyma."
Le¶n± ¶cie¿k± piêli siê pod górê kolejni wêdrowcy, przedzieraj±c siê przez zaspy i sapi±c niemi³osiernie. "Misia by wystraszyli tym ha³asem" pomy¶la³, ale Barnaba spa³ akuratnie, wiêc kolejnym drepcz±cym na górê Stachom nic nie grozi³o. Patrzy³ uwa¿nie: znowu amatorzy cudzej w³asno¶ci? Nie, robi± tylko jakie¶ b³yski, ogl±daj± i obchodz± pogorzelisko dooko³a. Uspokojony dokonan± wizj± lokaln±, W³odzimierz popatrzy³ na wschód, tam gdzie czerwieni± zachodz±cego s³oñca spaæ k³ad³a siê jego ma³a ojczyzna. Hm, a mo¿e polecieæ tam, za San. I przypomnia³ sobie s³owa autora przewodników turystycznych, mówi±ce o piêknie Tamtych Gór, o "polskim Hindukuszu niebieskim". A mo¿e? Odwiedziæ? Co prawda to i tam wiêkszo¶æ w ruinie, a to co jest zbyt mocna pachnie czasami, kiedy paskudzi³ na pomniki, ale z drugiej strony pogadam z kamratami, jêzyk poæwiczê, odpocznê, odetchnê powietrzem Popa Iwana, Howerli, Szpycich. A jednak waha³ siê. "Mo¿e tu jestem bardziej potrzebny?"
I wzbi³ sie wysoko na niebosk³on, patrz±c na ten £ez Padó³.
Za Sanem w³¶nie poci±g Siannki mija³, w Komañczy ludzie z cerkwi procesj± ruszyli, bo to ¦wiêto Jordanu, a w jego sercu sumutek jaki¶ zago¶ci³.
Szybowa³ tak, " kra,kra,kra" pocichutku wydobywaj±c z piersi, próbuj±c przypomnieæ sobie s³owa pie¶ni W³. Wysockiego.
-" Dopóki Ziemia krêci siê
dopóki jest .... "
pamieæ jest jednak zawodna, pomy¶la³, próbój±c dalej
- "Panie Bo¿e podaruj
ka¿demu ........"
Ehhh!! nic z tego nie bêdzie!!!
Mija³ w³a¶nie kulminacjê Wetliñskiej, gdy nag³y podmuch powietrza zmusi³go do wytê¿onej pracy skrzyde³. Ockn±³ siê z zadumy i u¶wiadomi³ sobie i¿ autorem tej " Modlitwy " jest Okud¿awa.
- Ki czort , ale jak id± te s³owa?
Po chwili jednak (dok³adnie po trzech ruchach skrzyd³ami), doszed³ do wniosku, ¿e zasadniczo zawsze mo¿na za¶piewaæ "ja liubliu 'Tiebia zizn" albo skoczn± piosenkê opisuj±c± losy s³ynnego komendanta, Czapajewa. "Nie b±d¼my tak pompatyczni jak ci na dole; przecie¿ pomimo ca³ej zadumy mo¿na siê i poweseliæ".
Jak pomy¶la³, tak uczyni³. Nuc±c "Sokole (wybacz± mi to) moj ridnyj, Ty wysoko lietajesz..." i skrêcaj±c lekko w dó³ zbli¿a³ siê do...
... do Prze³êczy Or³owicza, gdzie wyl±dowa³. Tam te¿ odebra³ codzienne meldunki od innych kruków, bezdyskusyjne uznaj±cych jego autorytet.
Nic nowego siê nie wydarzy³o. Ptasia spo³eczno¶æ ¿y³a jeszcze po¿arem Chaty Socjologa. By³a to strata równie¿ i dla tego ¶rodowiska - uby³o jedno miejsce ¿erowania na resztkach pozostawianych przez ludzi.
Nastêpnie rozpu¶ci³ zgromadzenie i rozejrza³ siê za noclegiem.
- Przenocujê tu obok, w Suchych Rzekach, w „Ostoi” - pomy¶la³.
I tak uczyni³.
Dok³adnie o pó³nocy dobieg³ go g³os biesa Rokity, æwicz±cego pod ziemi± dusze komisarzy.
- G³o¶niej i wyra¼niej ! - dar³ siê diabe³. - Tak jak w 1939 roku ! Recytowaæ poezjê i modliæ siê. I po polsku, bo jeste¶my teraz pod polsk± ziemi±. G³o¶niej i rytmiczniej, bo wrz±cej smo³y do kot³ów dolejê !
Przera¿one t± ca³kiem realn± wizj± potêpione g³osy modli³y siê blu¼nierczo, wierszem Aleksandra B³oka:
„Niech bur¿ujów strach oblata,
Rozdmuchamy po¿ar ¶wiata,
¦wiat w po¿arze, we krwi stanie -
Pob³ogos³aw Panie !”
Lestinski wzdrygn±³ siê i starym, wyuczonym ruchem chcia³ wyrwaæ szaszkê z pochwy. Dziobn±³ siê jednak tylko w lewe skrzyd³o.
- Dobrze wam tak, swo³ocze !- zakraka³. Potem znów zasn±³ i spa³ a¿ do ¶witu.
Rano najspokojniej w ¶wiecie zjad³ pó³ porcji z psiej miski. Wilczur pilnuj±cy „Ostoi” nie protestowa³. Ba, patrzy³ nañ z psim uwielbieniem, wyczuwaj±c w odwa¿nym kruku kogo¶ nadprzyrodzonego.
Po ¶niadaniu W³odzimierz wzbi³ siê wysoko ponad buki i obra³ kurs na Sêkowiec.
Przed domkiem my¶liwskim w Sêkowcu, luksusowym ale drogim i dlatego raczej ¶wiec±cym pustkami, sta³ teraz mercedes z warszawsk± rejestracj±.
Kruk zni¿y³ lot i dostrzeg³ na drzewie wiewióra Iwana, wiod±cego identyczny co on, ¿ywot. Wiewiór by³ niegdy¶ ksiêdzem greckokatolickim, lecz wszed³ w zbyt bliskie, wrêcz zbrodnicze, uk³ady z UPA, wiêc zamiast zbawienia ¿y³ wiecznie pod postaci± wiewiórki.
- Kto przyjecha³ tym autkiem ? - spyta³ Lestinski.
- Podgarlak i Aneta - odrzek³ Iwan.
- Co to za jedni ?
- Przyjechali wczoraj wieczorem. On to go¶æ ko³o 60-tki. 160 cm wzrostu, ³ysa pa³a, 110 kg wagi. Trzy du¿e podbródki i czwarty mniejszy, dopiero tworz±cy siê. Dlatego nazwa³em go Podgarlakiem. Ale z±bki wszystkie i równiutkie - implanty. Jaki¶ milioner.
- A ona, ta Aneta ?
- Oko³o 25 lat. Super dupa. Najwyra¼niej chce go wyko³owaæ, tj. oskubaæ z kasy i nie daæ nic w zamian.
- Niemo¿liwe. Stary jest pewnie za cwany na to.
- Mo¿liwe, mo¿liwe. Wczoraj mówi³a, ¿e j± boli g³owa po podró¿y. I ¿e mu siê odda dopiero w Chacie Socjologa.
- Przecie¿ sp³onê³a !
- Ale oni jeszcze o tym nie wiedz±. Dzi¶ rano tam siê wybieraj±. O, w³a¶nie id± !
Faktycznie. Z domku my¶liwskiego wysz³a wysoka laska jak marzenie, w czerwonych, obcis³ych puchowych spodniach. Za ni± toczy³ siê grubas, sapa³ i piszcza³:
- Ale to chyba niedaleko st±d, kochanie. Prawda ?
- Nie, sk±d, bliziutko. Ma³a górka. Có¿ to dla takiego stuprocentowego mê¿czyzny, jak ty, Jerzyku.
Lestinski zadecydowa³, ¿e tej pary prêdko nie opu¶ci. Jaka¶ rozrywka te¿ mu siê nale¿y w tym kruczym ¿yciu. Pofrunie nad nimi. Nareszcie jakie¶ urozmaicenie.
Wiewiór Iwan spojrza³ na niego z zazdro¶ci±.
- Opowiesz mi o wszystkim ? - spyta³ z nadziej± w g³osie.
- Oczywi¶cie, stary klecho. Masz to jak w carskim banku przed rewolucj±.
Potem poszybowa³ za Podgarlakiem i Anet±, staraj±c siê pods³uchaæ ich rozmowê.
Jednak po d³u¿szym czasie okaza³o siê to do¶æ nudnym zajêciem. On z trudem radzi³ sobie z chodzeniem po ¶niegu, sapal i ¶lizga³ siê niemi³osiernie. J± znowu szybko znudzi³o powolne dreptanie i irytowa³a sie co chwila. Poza tym co tam dla niej jakie¶ Bieszczady, przecie¿ to nie góry... co innego by³oby byæ teraz na nartach w Alpach...
Takie teksty nie mog³y go zachwyciæ, jemu wczoraj marzyl siê Pop Iwan, szumia³ Brodski i Okud¿awa, a ta glêdzi co¶ o kurortach w Alpach. Z ironicznym krakniêciem pomy¶lal o ich minach na widok spalonej chaty i sprawi³o mu to nawet satysfakcjê, ¿e nie odpoczn± pod przytulnym dachem, ale bêd± musieli wracaæ z powrotem. W koñcu to zdrowo chodziæ po lesie... Dzi¶ mia³ ochotê na skocznego kozaka, na porywaj±ce dusze tupañce...
- Oj pohula³bym, pohula³
Z przyjemnego rozmarzenia wyrwa³ W³odzimierza dobiegaj±cy z do³u g³osny okrzyk.
No tak. Podgardlak po¶lizgn±³ siê tym razem naprawde porz±dnie. Sturla³ sie ze zbocza i wpadl glowa w usypana na dole wielk± zaspê.
Aneta nie wygladala na przejêt±. U¶miechnela sie jadowicie i - pewna, ze nikt jej nie s³yszy, wysycza³a:
- Masz za swoje, grubasie. Romantycznych wieczorow w dzikich ostêpach ci siê zachcia³o.
Zbieg³a lekko na dól, z³apala niezdarnie szamoczacego sie Podgardlaka pod ramiona i pomogla mu wstaæ.
- Nic ci siê nie sta³o, Jerzyku? - delikatnie otrzepywa³a go ze ¶niegu.
"Jerzyk" by³ czerwony jak burak i oddycha³ chrapliwie. Nie by³ w stanie wydusic nawet s³owa.
"Pieknie" - pomyslal Wlodzimierz. - "On chyba zaraz dostanie zawa³u".
K³uje mnie 1/8 serca, chyba nie dam rady-wysapa³ po oko³o minucie Podgarlak, siedz±c na mokrym ¶niegu i nieczuj±c wcale zimna i wilgoci. Anetka nawet nie próbowa³a go namawiaæ na wstawanie. "Jak siê przeziêbi, to i amory mu z g³owy wyfrun±, a kaska i tak bêdzie moja" pomy¶la³a.
W³odzimierz przez chwilê zastanawia³ siê, czy swoim starym sposobem nie opaskudziæ Jerzyka, ale zrezygnowa³. By³oby to chyba przelanie czary goryczy. "Ma siê t± lito¶æ nad lud¼mi" pomy¶la³, "nie bêdê dobija³ le¿±cego". Ale mo¿e uczyniæ nag³y zwrot akcji i zrobiæ to temu Czerwonemu Kapturkowi? Tak rozmy¶laj±c poderwa³ siê z ga³êzi i roz³o¿ystego ¶wierka i skierowa³ nad malownicz± i egzotyczn±parkê. Lekko zamy¶lony zni¿a³ swój lot, ...
sofron
Lekko zamy¶lony zni¿a³ swój lot, gdy zobaczy³, ¿e Podgarlak i Aneta nie s± ju¿ w tej g³uszy sami. W krzakach czaili siê ci sami menele, którzy wczoraj chcieli rozebraæ komin Chaty Socjologa. A nawet ju¿ siê nie czaili, lecz zaczêli siê skradaæ, trzymaj±c w rêkach jakie¶ „gazrurki”. W istocie by³y to ich „narzêdzia pracy”, którymi dokonywali dzikich rozbiórek.
Wtedy kruk narobi³ piekielnego ha³asu krakaniem i ³opotem skrzyde³.
Podgarlak drgn±³, oprzytomnia³, przesta³ siê ¿aliæ, obejrza³ siê i dostrzeg³ dwie podejrzane postacie w krzakach. Zauwa¿y³ nawet, co trzymali w rêkach. Wzrok mia³ jeszcze dobry, pewnie na skutek nieprzestrzegania diety i jedzenia codziennie mas³a. Siêgn±³ pod lew± pachê i wyci±gn±³ z tzw. operacyjnej kabury swój HW-38, na który mia³ legalne zezwolenie. Dysza³ jeszcze ciê¿ko, ale by³ ju¿ spiêty i gotowy.
Obwiesie odkryli, ¿e zostali ju¿ zauwa¿eni i wyszli z krzaków. Rewolweru w d³oni Jerzego nie dostrzegli, gdy¿ zas³oni³ go po³± rozpiêtej kurtki.
Anetê przerazi³ w pierwszej chwili manewr jej „Jerzyka” (czy¿by to na ni± ?), ale wnet siê zorientowa³a w sytuacji, gdy dojrza³a obcych.
Menele byli jeszcze niezdecydowani. Tzw. mokrej roboty nigdy jeszcze nie wykonywali, zreszt± nie nadawali siê do niej. Chroniczna bieda, a przede wszystkim g³ód alkoholowy, uczyni³y ich jednak zdeterminowanymi i podpowiada³y, aby koniecznie wykorzystaæ niespodziewan± okazjê.
- Portfel i torebkê - za¿±da³ wy¿szy. - A nic wam siê nie stanie. Zreszt± zaraz oddamy. We¼miemy tylko kasê.
Podgarlak odwiód³ kciukiem kurek. By³ skoncentrowany i spokojny. Nawet d³oñ mu siê na kolbie nie spoci³a. Wsta³, wymierzy³ w stoj±cego bli¿ej menela i powiedzia³ krótko:
- Sp...aj !
- Nie strasz, ty ch..., gazowym - odpowiedzia³ menel i zrobi³ krok do przodu. Drugi zbli¿a³ siê z boku do Anety.
Wy¿szy z ³otrzyków by³ ju¿ zdecydowany.
- Zas³oniê siê torb± przed strumieniem gazu i przywalê grubemu prêtem w ³eb - postanowi³ i zdj±³ z ramienia torbê, w której mia³ swój skarb, czyli uzbierane i zgniecione puszki po piwie.
W tym momencie Podgarlak strzeli³ mu prosto w tê torbê, nie bacz±c ju¿ nawet (nie by³o na to czasu), ¿e mo¿e go te¿ trafiæ. Pocisk szczê¶liwie tylko przeszy³ ze chrzêstem torbê na wylot, mijaj±c minimalnie brodê menela. Tego od razu opu¶ci³a odwaga. Drugi obwie¶, który ju¿, ju¿ mia³ skoczyæ na Anetê, te¿ stan±³ jak zamurowany ze strachu.
- Rêce do góry ! - rykn±³ Jerzy. - Obydwaj ! ¯elastwo od³ó¿cie, tylko powolutku, na ziemiê ! I cofn±æ mi siê o trzy kroki. Stan±æ jeden obok drugiego ! Szybciej, ruszaæ siê ! Aneta, we¼ te ³omy i wywal na dó³, ze zbocza. Tylko podchod¼ ostro¿nie, z boku, nie po linii strza³u !
Anetka ochoczo wype³ni³a to polecenie. Cisnê³a precz, ze stokówki w dó³, metalowy prêt jednego menela i gazrurkê drugiego. Potem jednak przekroczy³a zakres otrzymanego przed chwil± rozkazu i wymierzy³a silnego kopniaka w podbrzusze menelowi, który jeszcze pó³ minuty temu chcia³ siê na ni± rzuciæ. Niedosz³y bandzior zajêcza³, chcia³ siê z³apaæ rêkami za obola³e miejsce, ale Jerzy go ostudzi³:
- Ca³y czas rêce w górze ! Obydwaj !
Nastêpnie powiedzia³ co¶, co wrêcz zdumia³o, uradowa³o i z tej rado¶ci wrêcz uszczê¶liwi³o Anetê:
- A teraz ja z wami, gnojki, pogram tak, jak wy chcieli¶cie z nami. Dawaæ kasê, no ju¿ !
Menele byli równie zdumienia, jak Aneta, chocia¿ wcale nie by³o im do ¶miechu.
- Ale¿, panie, my biedni. My nic nie mamy ! Nic !
- Nie k³am. Co¶ tam macie. Wypró¿niaæ kieszenie. A jak nie, to strzelam ! Potem zrzucimy trupy w dó³ i prêdzej was lisy zjedz±, ni¿ ktokolwiek znajdzie.
Opryszkowie pos³usznie opró¿nili kieszenie. Jeden mia³ 50 gr, drugi z³oty dwadzie¶cia. Razem wiêc ³up Jerzego wyniós³ jeden z³oty i siedemdziesi±t groszy.
- Cholera, nawet kosztu naboju mi nie pokry³o - za¿artowa³. - A teraz won mi st±d szybko, ¿ebym was wiêcej nie ogl±da³. Pozwalam i¶æ na policjê i powiedzieæ, ¿e was obrabowa³em z oszczêdno¶ci. Na pewno wam uwierzy.
Menele oddalali siê, jego zdaniem, zbyt wolno, wiêc jeszcze raz strzeli³ z rewolweru - tym razem obok nich, w krzaki. To znakomicie doda³o ³obuzom popêdu, za chwilê ju¿ ich nie by³o widaæ.
Aneta by³a ca³a w skowronkach.
- Jureczku, nie zna³am ciê od tej strony.
- Ty mnie jeszcze w ogóle ma³o znasz, kochanie.
Aneta mia³a teraz tylko jedno pragnienie: jak najszybciej doj¶æ do Chaty Socjologa i oddaæ siê tam Jerzemu. Powiedzia³a mu to otwarcie, dodaj±c:
- Najdro¿szy, pójdziemy w chacie na górê, poka¿ê ci jaskó³kê ...
- Kochanie, nie wiem, czy ta pozycja, ta jaskó³ka, jest odpowiednia do mojego wieku i tuszy - Jerzy by³ ostro¿ny.
- Ale¿ Jerzyku, jaskó³ka to nie ¿adna pozycja (masz kosmate my¶li), tylko najwy¿sza kondygnacja chaty, w sam raz dla zakochanych.
Nastêpnie Aneta wyjê³a z torebki mapê i zaczê³a Podgarlakowi t³umaczyæ:
- Wyszli¶my têdy z Sêkowca, tu weszli¶my na stokówkê pod Otrytem. Potem szli¶my têdy, teraz jeste¶my ju¿ bardzo blisko Chmiela. Skrêcimy w lewo, ko³o ostatniego domu, o tu, tego zaznaczonego na mapie i pójdziemy pod górê na Otryt, do samej chaty. Nie martw siê, bêdê ciê ci±gnê³a za rêkê i za co tylko chcesz. Jestem m³oda, silna i ciê tam doholujê, choæbym mia³a pa¶æ.
W tym momencie kruk Lestinski znów da³ znaæ o sobie. Cicho zakraka³ i zatrzepota³ skrzyd³ami.
Para przyjemniaczków przerwa³a naradê. Rozejrzeli siê bacznie doko³a, ale nic nie dostrzegli. Dosz³y ich za to d¼wiêki gitary i ¶piew. O tej porze, w styczniu ?!
Za chwilê zza zakrêtu wysz³o dwóch m³odzieñców, w stanie lekko, ale tylko lekko, „wskazuj±cym”. Byli to Korybut i Pawe³, stali mieszkañcy Polañczyka. Pracowali tam w administracji o¶rodków wczasowych. Dzi¶ mieli wolny dzieñ i przyjechali wcze¶nie rano, aby obejrzeæ zgliszcza Chaty Socjologa. Teraz wracali. W planie mieli jeszcze odwiedziny znajomych w hotelu w Zatwarnicy. Dlatego weszli na stokówkê, na której niedawno, o ma³o co, nie rozegra³a siê tragedia (za to rozegra³a siê komedia, na któr± nie zd±¿yli).
Korybut p³aka³. By³ chory z mi³o¶ci. Gra³ na gitarze i ¶piewa³:
„Przyjd¼, a burze ucichn± szalone,
Przyjd¼, a wiosna owionie znów mnie !
Ty uleczysz me serce zranione,
Wróæ Asiczko, czarowny mój ¶nie !”
Trzy tygodnie temu z ok³adem pozna³ w Polañczyku, na balu sylwestrowym, Asiczkê. By³a w swoim towarzystwie, bawi³a siê w gronie przewodników bieszczadzkich. Zatañczy³a z nim tylko trzy razy. Ale to wystarczy³o. Korybut by³ „ugotowany”. Robota lecia³a mu z r±k, w pracy i w domu nie móg³ siê skupiæ.
Pawe³ okaza³ siê rzeczowy i szczerze chcia³ przyjacielowi pomóc:
- Przestañ siê mazaæ i opowiedz mi wszystko po kolei jeszcze raz. Nie martw siê, odnajdziemy j±. Jak ma na imiê ? Asiczka ? £asiczka ? A mo¿e to nazwisko ? Powiedzia³a ci w tañcu, ¿e jest st±d, z Bieszczadów. Na pewno j± wiêc znajdziemy. Na tym balu by³a te¿ Zo¶ka, cioteczna siostra Ba¶ki, tej pracuj±cej w hotelu w Zatwarnicy. Mo¿e j± zna.
W tym momencie dostrzegli Jerzego (jeszcze z rewolwerem w d³oni), Anetê i czarnego kruka, który bezczelnie nisko siedzia³ na ga³êzi, dos³ownie metr od twarzy dziewczyny.
************************************************** ***********
Nastêpny mój post z tego w±tku tematycznego bêdzie nie wcze¶niej, ni¿ za trzy dni, a i to pod warunkiem, ¿e w miêdzyczasie inne osoby dopisz± nie mniej, ni¿ trzy odcinki. Bo mo¿e czas skoñczyæ „Grafomaniê”, mo¿e ma³o kogo ju¿ ona interesuje.
************************************************** ***********
Wiadomo¶æ zosta³a zmieniona (24-01-03 21:14)
3 lata temu napisa³em:
Zobaczymy teraz. My¶lê, ¿e przez te 3 lata wyklu³y siê jakie¶ talenty literackie na naszym forum. :)
Paw³a zatka³o. Chwilê przygl±da³ siê facetowi ze spluw±.
-W³adimir? wyszepta³.
-Ciii, zdjes mienia zawut Jerzy, - wymrucza³ W³adimir A.
Pawe³ w okamgnieniu wytrze¼wia³. Udaj±c po¶lizgniêcie zbi³ z nóg kumpla. Zdezorientowany ch³opak, ratuj±c gitarê nie zauwa¿y³ po¶piesznie chowanego pistoletu.
- O, popatrz, tury¶ci, pewnie siê zgubili, Pañstwo dok±d id±, mo¿e pomóc?
- My na Otryt, do Chaty, to dobra droga?
- To nie wiecie, ¿e Chata sp³onêla?
I ciszej do grubego: Skrytka i materia³y te¿ spali³y siê, sprawdzi³em.
Kruk a¿ dziub otworzy³, s³ysz±c te rewelacje. Ale siê zakamuflowa³! Jak gra³ w tenisa, by³ du¿o szczuplejszy.
--------------------------------------
D³ugi
A o co chodzi? Bo to mi tak trochê dy¿ury w Dwerniku zaczyna przypominaæ :)
A o co chodzi? Kriss niby taki inteligentny jeste¶ ?? a nie wiesz?? ,chyba masz jakie¶ problemy osobiste ostatnio.... ,bo tak czepiasz sie na wszystkich "tematach " i do tego jeszcze jestes ob³udny i zmieniasz po czasie swoje posty.(kimb)
Jorgus, no niby jestem inteligentny, a Ciebie chyba poje... ³o. czego chcesz? I nie Ciebie pytam w ostatnim po¶cie, wiec twarzyczka w kube³. Jasne?
wiec twarzyczka w kube³ ojj Kriss my¶la³em ,¿e masz tylko chwilowo z³e dni ,
no niby jestem inteligentny z twojego pisania nie wynika wcale to ...
i na tym koniec mojej polemiki z Toba
Jestes nie tylko nudny, ale po prostu g³upi. Psychoterapeuta z niedostatkiem jodu :) To norma w Podkarpackiem :)
Jestes nie tylko nudny, ale po prostu g³upi. tym potwierdzi³es ca³kowicie swój pozim intelektualny i to ¿e Ci sie zdaje ¿e jeste¶ z.. no Wa-wy??? typowe zachowanie -- przerost ambicji nad mo¿liwosciami
i chyba do tego masz jeszcze problemy z alkoholem
estes nie tylko nudny, ale po prostu g³upi. Psychoterapeuta z niedostatkiem jodu Smile To norma w Podkarpackiem Smile Ma³o mnie obchodz± Twoje polemiki, ale to nie powód, ¿eby odgrywaæ siê na ca³ym podkarpaciu, wyobra¼ sobie ¿e Bieszczady te¿ le¿± w podkarpackiem
Jorgu¶, mieszkaæ tam, gdzie mieszkasz, to nie wstyd - mysleæ, tak jak my¶lisz - a to ju¿ jest wstyd. No i podziwiam konsekwencjê - podobno zakoñczy³e¶ polemikê ? :)
Ola - nie bierz tego do siebie, nie odgrywam siêr na Podkarpaciu, tylko na kretynach, którzy mog± siê z Podkarpaciem kojarzyæ. A to nie to samo. Je¿eli poczu³as sie dotkniêta, to przepraszam. Pozdrawiam
Jestes nie tylko nudny, ale po prostu g³upi. Nie zapominaj siê. Na forum nie bêdziemy tolerowaæ tego typu zachowañ, chcesz kogo¶ obra¿aæ - Twoja sprawa, ale rób to na priv. Forum nie jest miejscem na wycieczki personalne i epitety. Nikt Cie nie zmusza to bytno¶ci na tym forum, skoro Ci ono nie odpowiada - po czê¶ci to rozumiem gdy¿ jak s±dzê Bieszczady nie s± Twoj± domen± ani miejscem gdzie zdarza Ci siê bywaæ, choæ to akurat nie ma nic do rzeczy.
Proponuje swoje frustracje wy³adowywaæ gdzie indziej. Posty zostawiam, pomimo ¿e to nie pierwszy raz - kolejnych ju¿ nie bêdzie.
Fragmnet o wycieczkach personalnych tudzie¿ etykietach dotyczy równiez u¿ytkownika Joorg.
O... I przyszed³ Wielki Brat... A te podejrzenia o frustracje to sk±d? Ale pozdrawiam :)
Wiewiór Iwan i kruk W³odzimierz siedzieli na dachu recepcji o¶rodka wypoczynkowego w Sêkowcu i zastanawiali siê nad powsta³± sytuacj±. W³odzimierz spogl±da³ na Iwana zdegustowany.
- I pomy¶leæ, ¿e s³u¿y³e¶ kiedy¶ w wywiadzie UPA. Tak siê daæ nabraæ ! „Podgarlakiem” go nazwa³e¶ ...
- Kto by siê spodziewa³, ¿e to A³ganow ? Taki zmieniony ?! I co on tu w ogóle robi ?
- Nafty i gazu ten kacapski szpieg szuka, stary durniu. I to tu, na naszej polskiej ziemi !
- Ale¶ ty opolacza³ z kretesem. Kiedy¶ jej nie uwa¿a³e¶ za polsk± ...
- Trzeba siê pogodziæ z realiami. A co, bronisz tego czekisty ?
W odpowiedzi Iwan tylko zgrzytn±³ swymi imponuj±cymi zêbami. Ostatnie pytanie by³o retoryczne. Obaj ¶miertelnie nienawidzili Zwi±zku Radzieckiego, a obecn± Rosjê uwa¿ali za zwyk³± kontynuatorkê polityki ZSRR.
Co¶ zaszumia³o i na kalenicy wyl±dowa³ inny kruk. M³odszy. Z uwielbieniem wpatrywa³ siê we W³odzimierza.
- Wasza Wielmo¿no¶æ, meldunek przynoszê z podgl±du internetu. Nadaj± po kablach telefonicznych, moi oficerowie odczytali.
- Mów. Zapewne wiesz ju¿, ¿e go¶cimy tu samego A³ganowa ?
- Tak jest. Ale wpadli¶my te¿ na trop jego mocodawcy, tzn. raczej bezpo¶redniego prze³o¿onego.
- Kto to ?
- Na razie znamy tylko jego pseudonim.
- To za ma³o. Jaki¶ pewnie J23 ?
- Podobnie, ale nie tak. Jego kryptonim to Kriss40.
W³odzimierz jednak nie da³ siê zwie¶æ. Choæ oficjalnie twierdzi siê, ¿e te s³u¿by ju¿ nie istniej±, natychmiast wyczu³ w meldunku kolejn± prowokacjê SB
W³odzimierz by³ za starym lisem , który z niejednego pieca jad³ chleb i po chwili zastanowienia stwierdzi³ ,¿e jednak sie myli . Mówisz M³ody Kruku ,¿e na naszym terenie pojawi³ siê jaki¶ J 23 ? no ot czort -mrukn±³ sobie pod nosem , zaci±gaj±c siê g³êboko machork± .W takiej zadumie pozosta³ przez chwil parê i pomy¶la³ , ¿e to jednak nie SB , ten J23 to musi byæ jednak wy¿sza szko³a wywiadu i dywersji .
Nagle zerwa³ siê, wypuszczaj±c przera¼liwie gryz±cy dym machorki , M³ody Kruk a¿ zakaszla³ kraaa kraaa, W³odzimierz wal±c piê¶ci± w stó³ - krzykn±³ .. ten J23 to musi byæ po kursach GRU - mamy go , tak dobrze wyszkolony agent, a zdradzi³ siê nieodpart± ci±gotk± do przekleñstw......
I zabluzga³... I mia³ racjê. £uny w Bieszczadzach.... podobaj± siê kretynom...
Stary, emerytowany le¶niczy z Sêkowca usiad³ na ³aweczce na Sêkowej Górze.
Zapatrzy³ siê melancholijnie w ³unê zachodz±cego nad Bieszczadami s³oñca.
- Ech, jakie piêkne s± te Bieszczadzkie £uny. Jak by³em le¶niczym, nie mia³em czasu na takie "poezyje". Teraz mam go a¿ za wiele. Cz³owiek miêkknie od nieróbstwa.
Jego druh z Otrytu, stary kruk dawno siê nie pokazywa³, jastrzêbia te¿ gdzie¶ wciê³o. Poczu³ siê stary i opuszczony.
Nagle u¶miech rozja¶ni³ pobru¿d¿one lico. Znajome krakanie z charakterystycznym chrypieniem dobieg³o go z pobliskiej ¿erdzi.
- Witaj stary Druhu
-Witaj, Panie Le¶niczy - jest sprawa. Namno¿y³o siê nam na Otrycie ró¿nego ta³atajstwa...
Zda³ pó³g³osem relacjê z ostatnich wydarzeñ.
-Hmmm, zamy¶li³ siê Le¶niczy. Pogadam z Mi¶k± z Otrytu. To jej teren, niech zrobi porz±dek.
-----------------
D³ugi
- Zostawmy tê sprawê lepiej moim analitykom - powiedzia³ po namy¶le wiewiór Iwan. - Oni to dok³adnie rozgryz±. Bo mo¿e to rzeczywi¶cie fa³szywy trop ? Zajmiemy siê tym, jak mu tam, Krissem40, a prawdziwy szef A³ganowa (je¶li jest nim kto¶ inny) wyprowadzi nas w pole.
- A moi ludzie (w ptasich postaciach, naturalnie) ani na moment nie spuszcz± wzroku z A³ganowa w jego nowej postaci. Sam to bêdê osobi¶cie nadzorowa³ - zgodzi³ siê kruk W³odzimierz. - A tak w ogóle, to ju¿ tam frunê ...
Nie by³o takiej potrzeby. Stokówk± od strony Otrytu bieg³a z górki grupka osób, dr±c siê i piszcz±c przera¼liwie. Aktualnie znajdowali siê na wysoko¶ci domku my¶liwskiego. I by³ tam jeszcze kto¶. Za nimi k³usowa³o i g³o¶no rycza³o co¶ brunatnego.
W³odzimierz, obdarzony najlepszym wzrokiem, b³yskawicznie zorientowa³ siê w sytuacji.
Na czele bieg³a piêkna Aneta, najbardziej wysportowana. Byla w koñcu tegoroczn± absolwentk± warszawskiej AWF. Tu¿ za ni± Korybut, o dziwo bez gitary. Za to jego gitar± wymachiwa³ teraz Pawe³, usi³uj±c ni± za wszelk± cenê odgoniæ nied¼wiedzicê, która najwyra¼niej najbardziej zainteresowana by³a A³ganowem, vel Jerzykiem, vel Podgarlakiem.
- Mi¶ka z Otrytu - zakraka³ rado¶nie W³odzimierz. - Zagry¼ go !
Mi¶ka nie dos³ysza³a, a zreszt± nie to by³o jej teraz w g³owie.
Jak±¶ godzinê temu natknê³a siê na tê czwórkê i od razu ukry³a siê w krzakach. Nie zauwa¿yli jej. Nastepnie wêdrowa³a za nimi stokówk± w stronê Sêkowca, a¿ doszli do polany, na której sta³a my¶liwska ambona. Wskazuj±c ambonê Aneta wziê³a Jerzyka na stronê i szepnê³a mu namiêtnie do ucha:
- Chod¼, wejdziemy tam na górê. Zrobiê ci pysznego loda !
Dos³ownie metr od nich zalega³a wtedy Mi¶ka z Otrytu. Us³yszawszy, ¿e jaka¶ warszawska wyw³oka usi³uje robiæ jej konkurencjê, w dodatku na jej w³asnym terenie, ryknê³a g³o¶no i z w¶ciek³o¶ci, i z zazdro¶ci.
I teraz ca³a czwórka bi³a rekord ¶wiata w biegu na 3 km z przeszkodami. Za nimi gna³a MI¶ka, której ma³y grubas wyda³ siê z ca³ego towarzystwa najbardziej ponêtny (taki by³ "misiowaty"). Ju¿ siê oblizywa³a na my¶l, ¿e go za chwilê dopadnie ...
Ju¿ prawie uda³o im siê odsadziæ od nied¼wiedzicy na w miarê bezpieczn± odleg³o¶æ, ale okrzyk W³odzimierza "zagry¼" spowodowa³, ¿e mi¶ka skoczy³a do przodu niczym r±czy jeleñ. Czy to przytêpiony s³uch mi¶ki, czy okrzyki uciekaj±cych zag³uszy³y sens okrzyku, mi¶ka zrozumia³a okrzyk jako ZALI¯!. Dopad³a Podgarlaka, obali³a w krzaki przydro¿ne...
Podgarlakowi strach odebra³ zdolno¶æ ruchu i krzyku. Zobaczy³ nad sob± wielki, czerwony jêzor ociekaj±cy oble¶nie ¶lin±. Zemdla³.
------------------
D³ugi
Mi¶ka opar³a praw± przedni± ³apê na szyi i brodzie Jerzego i jednocze¶nie zaczê³a zêbami szarpaæ mu ubranie na brzuchu, aby go rozebraæ. Nagle zbarania³a (bo nie tylko ludzie baraniej±, nied¼wiedzie równie¿). Pod ³ap± poczu³a jak±¶ jakby gumow±, bardzo elastyczn± pow³okê. Przypominaj±c± ludzkie cia³o, ale nim nie bêd±c±. Szarpnê³a pazurami i ca³o¶æ przyczepi³a siê jej do ³apy. Spod zdartej pow³oki wygl±da³a raczej szczup³a, lekko tylko zaokr±glona na policzkach twarz.
Podobnie by³o ni¿ej. Mi¶ka szarpi±c zêbami ubranie zdar³a je razem ze sztucznym brzuchem. Teraz le¿a³ przed ni± obna¿ony szczup³y mê¿czyzna, jeszcze w stanie omdlenia. Pu³kownik Wo³odia A³ganow we w³asnej osobie. A misterne efekty charakteryzacji dokonanej parê dni temu w lokalu konspiracyjnym w Warszawie przez wybitnego specjalistê, przys³anego specjalnie w tym celu z Moskwy, diabli wziêli.
- Oszustwo - ryknê³a Mi¶ka. Poczu³a siê tak, jak czuje siê na³ogowy alkoholik, któremu zamiast wódki sprzedano wodê w butelce.
Obna¿y³a w¶ciekle k³y i kto wie, co by nast±pi³o, gdyby nie Pawe³. Z furi± roztrzaska³ gitarê na g³owie nied¼wiedzicy, osza³amiaj±c j± i dezorientuj±c na kilkana¶cie sekund. Wystarczy³o to jednak, aby A³ganow, podtrzymywany przez Paw³a, uciek³ razem z nim w kierunku domku my¶liwskiego.
Aneta i Korybut ogl±dali to wszystko zupe³nie zdezorientowani. Nic a nic z tego nie rozumieli.
A³ganow wygl±daj±c przez okno obserwowa³ uwa¿nie oddalaj±c± siê chwiejnym krokiem zupe³nie oszo³omion± nied¼wiedzicê i niepewnie zbli¿aj±cych siê m³odych ludzi.
- Pawe³, masz spluwê, bo moja w tej szamotaninie gdzie¶ wpad³a w ¶nieg.
Pawe³ wyci±gn±³ star± tetetkê: - Tylko ten z³om.
- Za du¿o bêdzie cha³asu i trupy z dziurami wzbudz± od razu podejrzenia... A te torebki z w±glikiem?. Jako¶ musimy siê pozbyæ tej durnej blondyny i Twego kumpla, bo wygadaj± siê przy pierwszej okazji i bêdziemy mieli na karku ca³± komisjê Romana G. Jak sobie pomy¶lê ... to a¿ mróz mi po plecach idzie.
Pawe³ zacz±³ przetrz±saæ zawarto¶æ szafek, lodówki i schowków.
- Mo¿e têpa pi³a? pójdzie na nied¼wiedzicê, pe³no tu jej ¶ladów.
-----------
D³ugi
A³ganow z Paw³em wpadli, ciê¿ko dysz±c, do domku my¶liwskiego. Jeszcze na ostatnich metrach przed drzwiami do budynku zostali, nie wiedzieæ czemu, obfajdani przez stadko kruków i zbombardowani suchymi szyszkami i pustymi orzechami przez gromadkê wiewórek.
Teraz dyszeli ciê¿ko. A³ganow usuwa³ resztki charakteryzacji.
Po namy¶le jednak porzuci³ zmiar mokrej roboty. Ta, jak jej tam, Aneta jest ca³kiem niczego laska. Piêknych kobiet siê nie zabija, s³u¿± do czego innego. Jeszcze siê przyda. Zreszt± ju¿ od dawna mia³ na ni± wielk± ochotê.
A ów m³odziak to jaki¶ zakochany dureñ, szuka obiektu swojej mi³o¶ci. Jak ten jeleñ na rykowisku, nic nie kojarzy, co siê wokó³ dzieje.
- To mo¿e nawet i dobrze siê sk³ada - pomy¶la³. - Zwerbujê go obietnic± znalezienia Asiczki. Ale to potem, teraz trzeba wyj¶æ z bie¿±cych tarapatów.
- To mówisz, ¿e wszystkie tajne dokumenty sp³onê³y w chacie ? - spyta³ Paw³a z nadziej± w g³osie.
- Tak, na pewno. Widzia³em spopielone resztki, jeszcze je rozgniot³em butem.
- Bardzo dobrze, nie tracisz zimnej krwi. Mam godnego nastêpcê. A nasz fundusz operacyjny uratowa³e¶ ?
- Niestety nie. To znaczy na razie nie. Wszystkie dolary poupycha³em do ma³ych torebek foliowych i schowa³em w pustych puszkach po piwie, których pe³no by³o w chacie. Ale wszystko to wcze¶niej wynios³em z chaty, zapakowa³em do dwóch du¿ych toreb plastikowych i ukry³em nieopodal w gêstych krzakach. Ale ogieñ tam nie dotar³, sprawdza³em.
A³ganow by³ bliski apopleksji. Przypomnia³ sobie dwóch meneli, których skutecznie przestraszy³. A zw³aszcza ich dobytek, który ze sob± taszczyli.
- By³o tego ponad 200 tysiêcy dolarów - zdo³a³ wykrztusiæ.
- Dok³adnie 250125 dolarów - sprecyzowa³ Pawe³. - Przeliczy³em, zanim zapakowa³em.
A³ganow wiedzia³ ju¿, ¿e tym razem siê nie spisa³ w roli szpiega i dywersanta. Ale mo¿e jeszcze nie wszystko stracone ? W centrali zawsze wpajali mu, ¿e gdyby wpad³ w tarapaty, ma ich natychmiast o wszystkim poinformowaæ, nic a nic nie ukrywaj±c.
- Przygotuj siê do nadania meldunku do Moskwy - rzuci³ krótko Paw³owi, a sam zacz±³ uk³adaæ tekst depeszy.
Pawe³ pogrzeba³ w zapleczu kuchennym domku my¶liwskiego. Spod garów wyci±gn±³ przemy¶lnie tam ukryt± ma³± radiostacjê. B³yskawicznie j± z³o¿y³, uruchomi³ i wys³a³ zaszyfrowany meldunek pu³kownika A³ganowa do centrali w Moskwie.
************************************************** ************************************************** *****
A tymczasem biedna Misia wlok³a siê sponiewierana z powrotem na Otryt. To naprawdê jest jaki¶ pechowy dzieñ dla niej ! Najpierw brutalnie wybudzono j± ze snu zimowego. Na jej gawrê spad³o z nieba ciê¿kie ¿elastwo (by³y to narzêdzia owych meneli, które Aneta na polecenie „Jerzyka” cisnê³a ze stokówki). Potem napali³a siê na misiowatego t³u¶cioszka, który okaza³ siê byæ jakim¶ ¿ylastym osobnikiem, absolutnie nie w jej typie. Brrr ! Ohyda !
A jeszcze pó¼niej dosta³a w ³eb i do tej pory hucza³o jej w uszach. Zdjê³a sobie wreszcie ko³nierzyk z resztek gitary i wyd³uba³a ostatnie drzazgi z futerka. Z westchnieniem ulgi ju¿ dochodzi³a do swojego zimowego legowiska. Jeszcze tylko kilkadziesi±t metrów.
Zbiegaj±c ze stokówki nieoczekiwanie ujrza³a dwie torby plastikowe. Poniucha³a, delikatnie rozdar³a pazurkiem jedn± z nich i zobaczy³a w ¶rodku mnóstwo puszek po piwie.
- Takie metalowe b³yskotki mi siê przydadz± - zadecydowa³a. - Ale na razie wezmê te torby do gawry. A na wiosnê siê zastanowiê, co z nimi zrobiæ.
Jako¿ i uczyni³a.
Zwinê³a siê k³êbek i prawie natychmiast zasnê³a.
- Ju¿ ja sobie jeszcze jakiego¶ t³u¶cioszka upolujê ! - ¶ni³a. - Jak w maju zorganizuj± tu kolejny KIMB, to siê zaczajê w pobli¿u.
Pozostawmy na razie naszych dotychczasowych bohaterów tej powie¶ci i - ju¿ ca³kowicie puszczaj±c wodze wyobra¼ni - przenie¶my siê o tysi±ce kilometrów w przestrzeni. Za wschodni± granicê, oraz daleko na zachód, a¿ za Atlantyk. Albowiem mia³y tam miejsce wydarzenia, które ju¿ wkrótce spowoduj± powa¿ne komplikacje polityczne w stosunkach NATO - Rosja, a nikomu nie znan± polsk± gminê Lutowiska wprowadz± na pierwsze pozycje najwa¿niejszych ¶wiatowych serwisów informacyjnych.
************************************************** ****************************************
W dalekiej Moskwie, w siedzibie centrali GRU nieopodal lotniska Chodynka, w³a¶nie trwa³a o¿ywiona tajna narada. Poprzedzi³y j± ca³e tygodnie mrówczej pracy analityków, którzy dog³êbnie przestudiowali ostatni meldunek A³ganowa wys³any z Sêkowca. Swój wielki wk³ad wnie¶li równie¿ specjali¶ci od tzw. bia³ego wywiadu. Ci drudzy skupili siê na lekturze polskiej prasy, g³ównie „Echa Bieszczadów”, oraz na wypowiedziach internautów na bieszczadzkim forum dyskusyjnym.
Pierwszy zastêpca szefa GRU przyjmowa³ teraz wspólne sprawozdanie dwóch komendantów najwa¿niejszych jednostek operacyjnych GRU - szefa Zarz±du I („Europa”) i szefa Zarz±du XIV („Nielegalni”). Ale by³ z nich wyra¼nie niezadowolony. Zadawa³ im jeszcze uzupe³niaj±ce pytania.
- To co, wszystko straci³, nic nie zarobi³ ? - by³ zainteresowany poczynaniami A³ganowa. - A tak siê ju¿ raz wspaniale spisa³ w tych polskich Bieszczadach !
Wszyscy uczestnicy narady doskonale wiedzieli, ¿e genera³ pomy¶la³ o brawurowej akcji szpiegowsko - dywersyjnej, niedawno przeprowadzonej w Sêkowcu. Agent zwerbowany przez A³ganowa, usytuowany w gronie uczestników II KIMB, doniós³ by³ o skarbie Sta³ego Bywalca, zakopanym przez Bartka w ogrodzie le¶niczówki. Nastêpnie grupa operacyjna znienacka wtargnê³a na teren le¶niczówki, sterroryzowa³a Basiê (Heñka nie by³o wówczas w domu) i wykopa³a skarb. Potem wywiadowcy szybko siê uwinêli - za³adowali ca³y skarb do trzech zaparkowanych w pobli¿u TIR-ów i ... szukaj wiatru w polu. Po dwóch tygodniach ³adunek spokojnie dotar³ do Moskwy. I pomy¶leæ, ¿e ów skarb starczy³by na pokrycie ca³ego przysz³orocznego bud¿etu GRU, gdyby nie rozkaz prezydenta Putina, który poleci³ przekazaæ po³owê dla FSB (dawniej KGB) ! Jawna niesprawiedliwo¶æ !
Ale to by³o wcze¶niej. Teraz A³ganow znalaz³ siê w opa³ach i trzeba by³o spróbowaæ jako¶ mu pomóc.
- Jak± konkretnie kwot± dysponuje teraz Wo³odia ? - spyta³ genera³. W duchu za³o¿y³, ¿e fundusz operacyjny bêdzie bardzo trudny do odzyskania.
- Dok³adnie z³oty siedemdziesi±t - odpowiedzia³ szef Zarz±du I.
- Dobrze, ¿e chocia¿ ma 70 czego¶ z³otego. A czego konkretnie ? - docieka³ genera³.
Wtedy obecny na odprawie szef Zarz±du Administracyjno - Technicznego GRU wyja¶ni³, ¿e w istocie chodzi tu o ¶rodki finansowe w walucie polskiej, jeden z³oty i 70 gr, które A³ganow odebra³ dwóm pijaczkom na stokówce, nieopodal Chmiela. I ¿e stanowi to równowarto¶æ oko³o pó³ dolara.
Genera³owi a¿ mowê odjê³o z w¶ciek³o¶ci. Ale tylko na chwilê. Potem z furi± wyg³osi³ istn± mowê oskar¿ycielsk± pod adresem swoich podw³adnych, koncentruj±c siê g³ównie na ich pochodzeniu, tj. profesji matek, babek i prababek, obiecuj±c tak¿e rych³± degradacjê i wys³anie ich w charakterze attache kulturalnych do ambasady Federacji Rosyjskiej w afrykañskim pañstwie Burkina Faso.
Iwan Iwanowicz Iwanow, Szef Zarz±du XIV GRU, domy¶li³ siê, ¿e to nie przelewki. Je¶li teraz nie zareaguje i nic konkretnego nie zaproponuje, to naprawdê mo¿e siê zacz±æ pakowaæ. On !? Taki zdolny i inteligentny !
Do tej pory radzi³ sobie wy³±cznie w³asnymi si³ami. ¯adnych pleców i koneksji rodzinnych. Wszystko zawdziêcza³ wy³±cznie sobie. Nawet obecne, bardzo wysokie stanowisko.
Kilkana¶cie lat temu, bêd±c jeszcze m³odszym oficerem ds. polityczno - wychowawczych, wygra³ by³ ogólnoradziecki konkurs na najlepsz± znajomo¶æ ¿yciorysu Stirlitza. Wkrótce potem, te¿ jeszcze przed upadkiem ZSRR, napisa³ i obroni³ rozprawê doktorsk± nt. konieczno¶ci uwzglêdnienia humanistycznych aspektów marksizmu - leninizmu w praktycznej dzia³alno¶ci organów KGB i GRU. By³ to akurat okres pieriestrojki i g³asnosti, wiêc ta praca naukowa okaza³a siê jak najbardziej na czasie. Jej autor zosta³ zauwa¿ony i zapisany w aktach kadrowców Jelcyna, a po nieudanym puczu Janajawa awansowany na szefa zarz±du GRU ds. agentów nielegalnych.
Mia³ teraz utraciæ to stanowisko !? Niedoczekanie ich !
- Towarzyszu Generale, proszê mi pozwoliæ co¶ zaproponowaæ. Mam pewien plan - zacz±³ cicho lecz stanowczo.
Wiceszef GRU, który w miêdzyczasie ju¿ zd±¿y³ och³on±æ po swojej p³omiennej tyradzie, spojrza³ na niego obojêtnie. Z satysfakcj± te¿ zauwa¿y³, ¿e obu podw³adnym po jego wyst±pieniu przyby³o nieco siwych w³osów.
- Ale im da³em popaliæ ! - pomy¶la³.
Bo faktycznie, dwaj pu³kownicy w³a¶nie prze¿ywali koszmarny stres. I wcale nie chodzi³o o to, ¿e genera³ wyjawi³ ich pochodzenie - z tym siê w g³êbi ducha zgadzali, argumenty by³y trudne do podwa¿enia. W koñcu ju¿ w trzecim pokoleniu ka¿dy z nich by³ z nieprawego ³o¿a. Natomiast niezmiernie przerazi³a ich perspektywa degradacji i wyjazdu do jakiego¶ lilipuciego afrykañskiego pañstewka.
- Meldujcie, Iwanow ! - rzuci³ krótko genera³.
- Mam ju¿ praktycznie skompletowan± grupê operacyjn± na wyjazd do Polski, w Bieszczady. Na pomoc Wo³odii - zacz±³ szef zarz±du ds. agentów nielegalnych. - Kobiety -zuchy !
- Baby ? - skrzywi³ siê genera³.
- Tak, ale to nie byle jakie baby. Same absolwentki polonistyki najlepszych naszych uniwersytetów. Po polsku mówi±, a ju¿ na pewno pisz±, lepiej ni¿ po³owa Polaków. Piêæ pañ magister i jedna pani doktor.
- Pan, pani, pañ, pantofel - zacz±³ zgry¼liwie przedrze¼niaæ go genera³. - Co to za ciotki ? A ta doktorka to pewnie ju¿ jaka¶ stara baba !
- Towarzyszu generale, meldujê, ¿e ¿adna z nich nie przekroczy³a jeszcze trzydziestki. Wszystkie s± ³adne, zgrabne i wysportowane. A ta towarzyszka porucznik doktor jest z nich najzdolniejsza. Napisa³a pracê magistersk±, któr± komisja uniwersytecka podnios³a do rangi doktoratu. Bardzo rzadko siê to zdarza, ale jest formalnie dopuszczalne.
- Dlaczego wiêc tym razem tak siê sta³o ?
- Napisa³a pracê z literatury polskiej pt. „Analiza porównawcza utworów Michaliny Wis³ockiej, Lwa Starowicza i Kazimierza Imieliñskiego”. Pod kierunkiem naukowym samego dziekana Wydzia³u Filologii S³owiañskich Uniwersytetu Moskiewskiego, który by³ promotorem tej pracy. Razem wykonali te¿ ca³o¶æ niezbêdnych badañ empirycznych. I st±d ów doktorat.
- Taka to daleko zajdzie - mrukn±³ genera³. Swego czasu czyta³ ksi±¿ki wymienionych autorów, oczywi¶cie w t³umaczeniu rosyjskim. By³y to wydania niskonak³adowe, osi±gaj±ce zawrotne ceny na dawnym radzieckim czarnym rynku. - A pozosta³e piêæ tych kobiet ?
- Równie¿ s± doskona³e. A zreszt± mo¿e siê towarzysz genera³, i wszyscy zebrani tu towarzysze pu³kownicy, przekonaæ osobi¶cie. Akurat za pó³ godziny dziewczyny zaczynaj± pracê w reklamie mody damskiej. Dorabiaj± w ten sposób do niskich pensji oficerskich. Niedaleko st±d. Samochodami dojedziemy tam w kilkana¶cie minut.
- Pu³kowniku, co wy mi tu p..cie ! Mamy ³aziæ na jaki¶ pokaz mody ? A co one tam w ogóle reklamuj± ?
- Dzi¶ jest pokaz bielizny damskiej. Nocne koszulki, biustonosze, halki, figi, stringi, poñczoszki i jeszcze takie tam...
Genera³ z najwy¿szym trudem zachowa³ obojêtny wyraz twarzy. - Ostatecznie, tylko w celach s³u¿bowych naturalnie, mo¿emy siê tam udaæ. Jest to zbyt powa¿ne zadanie, aby powierzyæ je wam do samodzielnego wykonania - zadecydowa³.
W samochodzie (w drodze do teatru, w którym mia³ siê odbyæ pokaz mody) genera³ ³askawie pozwoli³ Iwanowowi zaj±æ miejsce ko³o siebie na tylnym siedzeniu.
- Muszê jeszcze jedn± rzecz wyja¶niæ, towarzyszu generale - szepta³ konfidencjonalnie szef zarz±du XIV. - Dziewczyny reklamuj± nie tylko bieliznê damsk±, ale i najdro¿sze francuskie kosmetyki, w tym dezodoranty intymne i takie¿ p³yny do p³ukania. Jednak nie ka¿dy na widowni bêdzie móg³ siê o tym przekonaæ organoleptycznie. Ale nasza grupa zajmie miejsca w pierwszym rzêdzie, towarzysz genera³ oczywi¶cie w samym ¶rodku, tam gdzie jest najmniejsza (a w zasadzie ¿adna) odleg³o¶æ od wybiegu dla modelek.
- A dotkn±æ te¿ bêdê móg³ ? - wyrwa³o siê genera³owi.
- Ale¿ naturalnie, ale to ju¿ po pokazie. Przecie¿ szkolenie agentek nie zosta³o jeszcze ukoñczone. Wszyscy liczymy na do¶wiadczenie i twórcze wskazówki towarzysza genera³a.
Samochody z piskiem opon hamowa³y przed budynkiem teatru. Pierwsi wyskoczyli z nich ch³opcy ze Specnazu, stanowi±cy obstawê tych ¿o³nierskich dostojników. Utworzyli szpaler, którym dumnie wmaszerowa³a do teatru grupa uczestników niedawnej narady. A jaki¶ namolny ochroniarz budynku, domagaj±cy siê okazania ich zaproszeñ, tak zosta³ umiejêtnie kopniêty w piszczel, ¿e w rezultacie przez kilka najbli¿szych miesiêcy stanie siê pacjentem poradni ortopedycznej.
Genera³ ze ¶wit± weszli na widowniê. Do rozpoczêcia pokazu brakowa³o ju¿ tylko piêciu minut.
Genera³ ze ¶wit± weszli na widowniê. Do rozpoczêcia pokazu brakowa³o ju¿ tylko piêciu minut.
Tak jak siê Iwanow spodziewa³, wszystkie miejsca w pierwszym rzêdzie na widowni ju¿ by³y dawno zajête. Siedzieli tam ró¿nej ma¶ci zboczeñcy, fetyszy¶ci - onani¶ci, którzy ju¿ kilka tygodni wcze¶niej za³atwili sobie, za ciê¿kie pieni±dze, rezerwacjê najlepszych miejsc. W³a¶nie na ten dzieñ. ¦wiat³o na widowni powoli przygasa³o, wiêc niektórzy z nich ju¿ przygotowywali siê do spektaklu, rozpieraj±c siê wygodnie w fotelach, poluzowuj±c paski od spodni i rozpinaj±c zamki b³yskawiczne.
- Poszli wszyscy st±d won - powiedzia³ cicho ale wyra¼nie Iwanow do oble¶nego typa siedz±cego w skrajnym fotelu.
Wzruszyli tylko ramionami, a jeden z nich pos³a³ Iwanowowi krótkiego joba. Co ten bubek sobie wyobra¿a, czego tu szuka ? Guza chyba.
Iwan Iwanowicz skinieniem g³owy przywo³a³ szefa obstawy. Pokaza³ mu wzrokiem rz±d krzese³ zajêtych przez gmeraj±cych w rozporkach popaprañców i u¶miechn±³ siê znacz±co.
Komandir specgrupy Specnazu a¿ zatar³ rêce z uciechy i wyda³ krótkie polecenie podw³adnym. By³o ich tylko dziesiêciu, trzykrotnie mniej ni¿ widzów siedz±cych w pierwszym rzêdzie. No, ale powszechnie wiadomo, ¿e ilo¶æ nigdy nie idzie w parze z jako¶ci±.
Ostatecznie pokaz mody rozpocz±³ siê z nieznacznym opó¼nieniem, gdy¿ organizatorzy musieli wymieniæ trzy po³amane i cztery zakrwawione foteliki. Wezwali te¿ sprz±taczkê, ¿eby zamiot³a pot³uczone okulary, poodrywane guziki, wybite zêby, a nawet dwa j±dra wykopane ¿o³nierskim butem z moszny.
A genera³ i pu³kownicy, prawie ca³e ¶cis³e kierownictwo GRU, mogli ju¿ bez przeszkód, wygodnie siedz±c w pierwszym rzêdzie, ogl±daæ pokaz mody - bielizny damskiej. Zatytu³owany przez organizatorów jako „Noc po¶lubna”.
************************************************** ***************************************
A tymczasem hen, hen, daleko, a¿ na drugiej pó³kuli, za Atlantykiem, Chuck Norris odebra³ rozpaczliwego sms-a od Anety. B³aga³a go, aby - wcze¶niej ni¿ siê umówili - przyjecha³ do Polski i wyci±gn±³ j± z opresji. W tek¶cie wiadomo¶ci by³a jeszcze podana nazwa miejscowo¶ci: Sêkowiec ko³o Zatwarnicy. Wiêcej Aneta nie zd±¿y³a ju¿ napisaæ, gdy¿ Pawe³ wyrwa³ jej komórkê i roztrzaska³ pod obcasem. Kartê SIM przezornie wyj±³ i spali³ w p³omieniu zapalniczki.
W tym miejscu trzeba Szanownym Czytelnikom (ilo¶æ ods³on wskazuje, ¿e s± tacy) wyja¶niæ, i¿ Chuck i Aneta znali siê ju¿ od kilku miesiêcy. Pozna³a go spêdzaj±c swoje ostatnie studenckie wakacje w Kanadzie i ... rozkocha³a w sobie na zabój. Ona sama jedynie trochê by³a w nim zadurzona, a w³a¶ciwie to tylko imponowa³a jej wielka s³awa Chucka Norrisa. No i czu³a siê przy nim bezpieczna.
Chuck ju¿ od pewnego czasu czyni³ starania w celu przyjazdu do Polski. Jako cz³ek stateczny i dojrza³y postanowi³ po³±czyæ przyjemne z po¿ytecznym i za³atwiæ sobie w Polsce jak±¶ pracê. Zajêcie godne Chucka Norrisa, naturalnie.
Najpierw ukoñczy³ z wyró¿nieniem, w trzy dni jako ekstern, kurs jêzyka polskiego dla zaawansowanych. Taki, który zwyczajnym ¶miertelnikom zajmuje co najmniej trzy lata. Przewodnicz±cemu komisji egzaminacyjnej w g³owie siê to nie mog³o zmie¶ciæ i w ostatniej chwili dopisa³ na ¶wiadectwie minus do pi±tki. Gdy jednak podniós³ wzrok i napotka³ zimne spojrzenie Chucka, czym prêdzej przeprawi³ minus na plus. I st±d owo ¶wiadectwo z wyró¿nieniem. Polonista wiedzia³ bowiem, ¿e z Chuckiem nie ma ¿artów. W prasie przeczyta³, ¿e pewn± znan± restauracjê w Nowym Jorku przekszta³cono w bar szybkiej obs³ugi. Dzieñ wcze¶niej wszed³ tam Chuck Norris incognito i nie zosta³ w porê obs³u¿ony.
A praca w Polsce, któr± ofiarowano Chuckowi, by³a niezmiernie presti¿owa i naprawdê jego godna. Sam prezydent Lechos³aw £abêdzki podczas niedawnej wizyty w USA zaproponowa³ mu stanowisko g³ównego gwaranta paktu stabilizacyjnego. Zdawa³ sobie bowiem sprawê, ¿e gdy tylko straszak skrócenia kadencji parlamentu przestanie byæ realny, to zarówno Romuald Tychgier jak i Jêdrzej Perlep wypn± siê na partiê SiP i nie bêd± przestrzegaæ wynegocjowanych teraz ustaleñ. Potrzebny by³ kto¶, kto by ich trzyma³ w ryzach przez ca³y czas, tak¿e po up³ywie konstytucyjnego terminu.
Negocjacje z Chuckiem przeci±ga³y siê jednak - postawi³ ambitne ¿±danie wynagrodzenia w wys. 1 mld z³ miesiêcznie, na co pocz±tkowo nie chcia³ siê zgodziæ prezes Urzêdu Zamówieñ Publicznych. Naciskany przez prezydenckiego brata, Jaromira, jednak w koñcu ust±pi³. Nieoczekiwanie Jaromira popar³a wicepremier i Minister Finasów, profesor Dziêcio³owska. By³a cich± wielbicielk± Chucka, w domu mia³a kolekcjê kaset ze wszystkimi filmami, w których wyst±pi³.
Zw³oka w podpisaniu umowy cywilnoprawnej (umowy o dzie³o na prawach autorskich, bo od takiej jest najni¿szy podatek) pomiêdzy Rz±dem IV RP a Chuckiem Norrisem omal nie spowodowa³a kryzysu w pañstwie. Dos³ownie w ostatniej chwili Jaromir £abêdzki przyjecha³ do brata i wrêczy³ mu podpisan± umowê, stanowi±c± tajny za³±cznik do aneksu do paktu stabilizacyjnego. Dziennikarzom na odczepne pokazano sam aneks, w którym by³a mowa o jakim¶ punkcie 4a.
A prezydent Lechos³aw £abêdzki z godno¶ci± wyg³osi³ orêdzie do narodu, w którym poinformowa³, czego tego dnia nie zrobi.
Wszystko by³o ju¿ zatem dopiête. Otrzymawszy owego rozpaczliwego sms-a od Anety, Chuck przyspieszy³ o kilka dni wylot do Polski. Postanowi³ polecieæ „Lotem”. Chcia³ jak najszybciej przesi±kn±æ atmosfer± dalekiego kraju, do którego, nie wiadomo na jak d³ugo (mo¿e na sta³e ?) siê udawa³.
Podinspektor Policji, dowódca grupy antyterrorystycznej na pok³adzie samolotu, natychmiast go rozpozna³. Zameldowa³ siê s³u¿bi¶cie i poprosi³ o autograf. Pochlebi³o to Chuckowi.
- Jeste¶ wolny. Ty i twoi ludzie. Zwied¼cie sobie Nowy Jork i wracajcie nastêpnym rejsowym samolotem. Jak ja tu jestem, nic nikomu nie grozi - powiedzia³ Chuck do szefa grupy AT.
Ch³opakom nie trzeba by³o tego dwa razy powtarzaæ. A wykonanie polecenia by³o nawet ich obowi±zkiem, gdy¿ Chuck Norris okaza³ im równie¿ upowa¿nienie podpisane przez samego Zwierzchnika Si³ Zbrojnych, w którym sta³o czarno na bia³ym, ¿e Wojsko Polskie oraz wszystkie polskie s³u¿by mundurowe musz± niezw³ocznie wykonywaæ wszelkie jego polecenia.
Komandosi AT zeszli zatem z pok³adu samolotu PLL LOT.
Na tak± okazjê ju¿ od dawna czeka³o na lotnisku im. J. Kennedy’ego sze¶ciu fedainów, wyznawców Imama Walcz±cego. Udaj±c pasa¿erów weszli na pok³ad samolotu. Zdo³ali te¿ przemyciæ ostre maczety, wykonane ze specjalnego sztucznego tworzywa, nieuchwytne dla lotniskowego wykrywacza metalu. Otrzymali zadanie porwania samolotu i uderzenia nim w jaki¶ wielki budynek w Stanach, Europie Zachodniej, ostatecznie w Polsce.
Samolot z kompletem pasa¿erów na pok³adzie wystartowa³ i nabra³ wysoko¶ci. Gdy tylko stewardessa pozwoli³a rozpi±æ pasy, terrory¶ci postanowili przyst±piæ do dzia³ania. Na pocz±tek, aby za³oga samolotu zorientowa³a siê, ¿e to nie przelewki i ¶lepo wykonywa³a ich rozkazy, postanowili zar¿n±æ którego¶ z pasa¿erów. I to nie babê ani dziecko. Najlepiej jakiego¶ faceta w ¶rednim wieku. Dowódca fedainów wybra³ w tym celu samotnego mê¿czyznê pij±cego kawê i czytaj±cego gazetê w jakim¶ nieznanym jêzyku. Wskaza³ go wzrokiem. Jeden ze straceñców, udaj±c potrzebê pój¶cia do toalety, zacz±³ siê zbli¿aæ do wytypowanej ofiary.
Gdy tylko samolot nabra³ wysoko¶ci, Chuck Norris przyj±³ poczêstunek kaw±. Spodeczek z fili¿ank± trzyma³ w lewej rêce. Z oferowanych polskich gazet wybra³ „Echo Bieszczadów”. W³a¶nie poch³oniêty by³ lektur± artyku³u Joanny Sz., gdy jaki¶ typ o wygl±dzie orientalnym zacz±³ co¶ do niego, w niezrozumia³ym jêzyku, wrzeszczeæ i machaæ rêkami przed g³ow±.
- Pêd¼ sokole, bo ciê zap...lê - powiedzia³ do niego Chuck æwicz±c swój jêzyk polski.
Wtedy fedain wyj±³ swój plastikowy nó¿ i rzuci³ siê na Norrisa. Do³±czyli do niego kompani, zarazem obwieszczaj±c pasa¿erom, ¿e samolot zosta³ porwany. A zaatakowanego mê¿czyzny po prostu nie poznali. I nic w tym dziwnego. Szkoleni byli daleko od Ameryki, w górskich bazach Al Kaidy na pograniczu Afganistanu i Pakistanu. Nie chodzili do kina ani nie ogl±dali TV - tych wynalazków szatana. W ¿yciu ka¿dy z nich przeczyta³ tylko dwie ksi±¿ki: Koran oraz instrukcjê obs³ugi ka³asznikowa.
Chuck Norris w¶ciek³ siê nie na ¿arty. Wylano mu kawê, a ulubion± gazetê pociêto jakim¶ sztucznym no¿em. ¦wiêty by siê zdenerwowa³. Uchylaj±c siê od ciosów maczetami, Chuck b³yskawicznie zlikwidowa³ ca³± szóstkê terrorystów, ciosami karate rozwalaj±c im krêgos³upy i czaszki. Poczym wywlók³ ich na ty³ samolotu, otworzy³ hermetycznie zamkniête drzwi i kopniakami wyrzuca³ trupy na zewn±trz. Aby nie dopu¶ciæ do efektu dekompresji, jednocze¶nie silnie dmucha³ w kierunku otwartych drzwi, równowa¿±c w ten sposób si³ê pêdu powietrza wynikaj±c± z ró¿nicy ci¶nienia atmosferycznego na pok³adzie samolotu i na zewn±trz.
Wyrzuci³ ostatniego trupa i znów szczelnie zamkn±³ klapê drzwi wej¶ciowych. Otrzepa³ rêce, poprawi³ krawat i wróci³ na swoje miejsce w kabinie pasa¿erskiej.
Otrzepa³ rêce, poprawi³ krawat i wróci³ na swoje miejsce w kabinie pasa¿erskiej.
Pasa¿erowie przyjêli go z rozhisteryzowanym uwielbieniem. W koñcu, bez przesady, okaza³ siê ich wybawc±. W kolejce ustawili siê do Chucka Norrisa po autograf.
W tym czasie kapitan statku powietrznego poinformowa³ Okêcie przez radio, ¿e sytuacja zosta³a ju¿ opanowana, zwiê¼le referuj±c przebieg zdarzeñ. A wiêc Sztab Kryzysowy, który w³a¶nie siê ukonstytuowa³, tylko przyzna³ sobie diety i przemianowa³ siê na Komitet Powitalny.
Kapitan samolotu te¿ nie okaza³ siê niewdziêcznikiem. Zaprosi³ Chucka do kabiny pilotów, kaza³ drugiemu pilotowi zwolniæ wygodny fotel i ... gestem nie znosz±cym sprzeciwu przywo³a³ najpiêkniejsz± stewardessê, wicemiss Polonia z roku 2000.
Chuck Norris ³askawie j± zaliczy³, odprê¿aj±c siê po niedawnym horrorze. Dziewczyna by³a zaszczycona i zachwycona my¶l±, ¿e jej kole¿anki, gdy siê dowiedz±, to pêkn± z zazdro¶ci. I tylko tym by³a zachwycona. Chuck Norris okaza³ siê bowiem, jak to zwykle on, diablo szybki w dzia³aniu. Dziewczyna pomy¶la³a, ¿e to pocz±tek, a to by³ ju¿ koniec.
Kilka dni pó¼niej podejrzewa³a nawet, ¿e to siê jej w ogóle nie przytrafi³o, ¿e to tylko sen jaki¶. Ale ju¿ po kilku tygodniach w±tpliwo¶ci ust±pi³y, a zaczê³y siê md³o¶ci. Chuck Norris by³ bowiem nie tylko szybki, ale te¿ perfekcyjnie skuteczny.
A po dziewiêciu miesi±cach od owego feralnego lotu stewardessa urodzi³a prze¶liczn± córeczkê. Wcze¶niej w ogóle nie by³o potrzeby robiæ badania USG w celu sprawdzenia p³ci dziecka. I tak powszechnie wiadomo, ¿e z ch³opa zucha zawsze dziewucha. Piêkna mama mog³a wyst±piæ o becikowe.
Wyprzedzili¶my trochê bieg czasu. Przywróæmy wiêc chronologiê naszej akcji.
Samolot ³adnie wyl±dowa³ na Okêciu, a Chucka Norrisa przywita³ komitet powitalno - dziêkczynny. Komitetowi nie dane by³o jednak zaprezentowaæ ca³ej przygotowanej ceremonii, gdy¿ pu³kownik z BOR-u, który nie wiadomo kiedy siê tu pojawi³, uj±³ pod rêkê Chucka i szepn±³ mu:
- Prezydent Lechos³aw £abêdzki oczekuje Pana. Bêdzie te¿ jego brat, Jaromir.
************************************************** ****************************************
A tymczasem wykopani przez Chucka Norrisa z samolotu mud¿ahedini, fedaini, talibowie, czy jak tam siê owa swo³ocz wabi, dolecieli przez atmosferê ziemsk±, a nastêpnie przez kosmos, w za¶wiaty. Z ³oskotem l±dowali przed ¦wiêtym Piotrem, który jednak przyjmowa³ ich tak, jak niegdy¶ ¶p. Kazimierz Deyna podanie, tj. od razu wykopywa³ z woleja dalej, celnie w ¶wiat³o bramki przeciwnika. Jak siê nietrudno domy¶liæ, owym przeciwnikiem by³ sam Lucyfer.
W³adca Piekie³ siedzia³ w³a¶nie przed komputerem i odbiera³ e-maila z wiadomo¶ci± o swoich sze¶ciu nowych pensjonariuszach. Dy¿urny czart wprowadzi³ ich przed oblicze w³adcy i kopniakami zmusi³, aby padli na twarz.
- Sam Mahomet siê do was nie przyznaje. O w³a¶nie, od niego te¿ teraz dosta³em e-maila. Tak wiêc nie t³umaczy was nawet dzia³anie w dobrej wierze - poinformowa³ ich Lucyfer.
Terrory¶ci zaczêli mu jeden przez drugiego, na wy¶cigi, wyja¶niaæ:
- To jakie¶ piekielne (nomen omen) nieporozumienie. My zas³u¿yli¶my na raj, a nie na piek³o. A tak w ogóle, to gdzie s± dziewice ?
- Jakie dziewice ?
- Te, które nam obieca³ Usama ibn Ladin. Hurysy bêd±ce dziewicami, a mimo to bardzo, ale to bardzo dobre w ³ó¿ku.
Lucyfer straci³ cierpliwo¶æ. Ju¿, ju¿ mia³ zacz±æ ich flekowaæ, gdy nagle jakby siê opamiêta³.
- Dziewic zabrak³o. Trzeba by³o czytaæ duñsk± prasê - zadrwi³. - Ale mam dla was kobietkê, jedn± na sze¶ciu, ale sobie poradzi.
A do dy¿urnego diab³a rykn±³:
- Prowad¼ ich do Baby z Piek³a Rodem. Tej, od której m±¿ uciek³ a¿ na ksiê¿yc.
Starszy piekielny zaprowadzi³ ich do niewielkiego lokalu przypominaj±cego polskie M-3 z okresu pó¼nego Gomu³ki. Otworzy³ drzwi i, z wyra¼nym strachem w oczach, jêkliwie zaanonsowa³:
- Mi³o¶ciwa pani, to tylko ja, wpad³em na chwilkê. Przyprowadzi³em dla pani s³u¿±cych: kuchennych, ³aziebnych, pokojowych. Szef pozwala jejmo¶ci dysponowaæ nimi do woli i bez ograniczeñ.
Z kuchni wylaz³o wielkie babsko z wa³kiem do ciasta w d³oni.
- Powiedz swojemu szefowi, ¿e z nim te¿ siê policzê. Mia³ mieszkaæ ze mn± bez przerwy przez ca³y rok. Sam Mickiewicz o tym pisa³ !
- Ja¶nie wielmo¿ny Lucyfer jest bardzo zajêty, ale pozdrawia jejmo¶ciankê serdecznie - wykrztusi³ diabe³ i da³ czym prêdzej drapaka. Nie zapomnia³ jednak starannie zamkn±æ za sob± pancernych drzwi od owego „mieszkania”.
Tymczasem Piekielna Niewiasta rozkoszowa³ siê wzrokiem (na razie tylko wzrokiem), ogl±daj±c swoich sze¶ciu niewolników.
- Poznajmy siê - powiedzia³a na pocz±tek. - Jestem Pani Twardowska, polska szlachcianka, wy kobyle syny !
************************************************** ****************************************
Chuck Norris pi³ kawê w prywatnym apartamencie Prezydenta £abêdzkiego. Oprócz Prezydenta i Chucka w tym kameralnym przyjêciu uczestniczy³ prezydencki brat Jaromir, zaufany pose³ Edgar Ma³gorzacki, a tak¿e I Dama IV RP. Z Ni± zrobiono Chuckowi nawet zdjêcie:
http://www.angora.com.pl/archiwum/?y=2006&is=267&part=2
- Nie masz na razie zbyt wiele do roboty - poinformowa³ Chucka Jaromir. - Pakt stabilizacyjny nie jest jeszcze zagro¿ony. Rozejrzyj siê trochê po Polsce, to piêkny kraj.
- A dziêkujê bardzo. Chêtnie. Wybra³em ju¿ sobie nawet miejscowo¶æ, do której, za pana przyzwoleniem, siê wybiorê.
- Masz moj± zgodê, b±d¼ tylko stale pod komórk±. A có¿ to za miejscowo¶æ ?
- Sêkowiec, ko³o Zatwarnicy.
- A gdzie to jest ?
- Nie wiem. My¶la³em, ¿e tu siê dowiem. Znam tylko nazwê miejscowo¶ci. Mam j± nawet zapisan± w telefonie komórkowym - Chuck Norris odczyta³ tre¶æ smsa otrzymanego kilka dni wcze¶niej od piêknej Anety.
- Nie wiem. My¶la³em, ¿e tu siê dowiem. Znam tylko nazwê miejscowo¶ci. Mam j± nawet zapisan± w telefonie komórkowym - Chuck Norris odczyta³ tre¶æ smsa otrzymanego kilka dni wcze¶niej od piêknej Anety.
- Nie szkodzi, zaraz ci pomo¿emy - odpar³ Jaromir £abêdzki. A sekretarce poleci³:
- Przynie¶ atlas samochodowy i wezwij szefa ABW.
Po kilku minutach ju¿ wszyscy wiedzieli, ¿e Zatwarnica znajduje siê w gminie Lutowiska, a jej przysió³ek, Sêkowiec, po³o¿ony jest po obu stronach Sanu, pod górskim pasmem Otrytu.
Zameldowa³ siê te¿ nowy szef ABW. Strzeli³ gracko obcasami, jakby dotychczas s³u¿y³ w wojsku, a nie w stra¿y miejskiej.
- Co wiesz o okolicach Otrytu - zacz±³ go indagowaæ szef klubu parlamentarnego SiP, Edgar Ma³gorzacki.
- Ja osobi¶cie, to wiem na ten temat niewiele. Ot, tyle tylko, ¿e te tereny powróci³y do Polski dopiero sze¶æ lat po wojnie. I ¿e znajduje siê tam Chata Socjologa, dopiero co odbudowana po po¿arze.
- Przypominam sobie - powiedzia³ równocze¶nie ka¿dy z bli¼niaków.
Nieraz zaczynali mówiæ o tym samym, zupe³nie niezale¿nie od siebie (jak to siê czêsto zdarza u bli¼ni±t jednojajowych). Lechos³aw u¶miechn±³ siê i pozwoli³ Jaromirowi dokoñczyæ:
- Akurat koñczyli¶my studia na UW, gdy to schronisko zaczynano budowaæ.
- Dobrze. Ale teraz, to kto tu, w Warszawie, mo¿e nam co¶ o tych okolicach opowiedzieæ ? - zapyta³ Prezydent.
- Z mojej informacji agenturalnej wynika, ¿e s± tylko dwa takie o¶rodki - meldowa³ szef ABW. - Jeden to Klub Otrycki, a drugi to grupa Sta³ego Bywalca. Do którego z nich mam zadzwoniæ ?
- Do Klubu lepiej nie telefonuj - z rezygnacj± westchn±³ Jaromir £abêdzki. - Chyba za du¿o w¶ród nich sympatyków lewusów i cieniasów, ¿e siê tak wyra¿ê, u¿ywaj±c terminologii synka naszego Kazimierkiewicza.
- Nie rozumiem, co te polskie synonimy oznaczaj± - zauwa¿y³ Chuck Norris.
- Lewus to lewicowiec, a cienias to kto¶ s³aby w jakiej¶ dziedzinie, w tym wypadku w polityce. A konkretnie cieniasami nazywamy kierownictwo partii OP - wyja¶ni³ Jaromir, a Lechos³aw uzupe³ni³ to krótk± prelekcj±:
- Jak ich nie nazywaæ cieniasami, skoro ju¿ w wyborach prezydenckich dali plamê. Wystawili przeciwko mnie Ronalda Kusta. I bardzo, bardzo dobrze ! Bo pomy¶l sam: ja nazywam siê Lechos³aw £abêdzki. Imiê i nazwisko w 100 % polskie, s³owiañskie. A Ronald Kust ? Ani polskie imiê, ani nazwisko. Owszem, zebra³ sporo g³osów, g³ównie od m³odzie¿y, biznesu, mieszkañców wielkich miast, internautów i ludzi bywaj±cych zagranic±. Ale to nie wystarczy w wyborach powszechnych ! Moher, sztruks i ortalion by³y przeciw. Dla nich Ronald Kust to brzmi jak jaki¶ mason, ¯yd albo i Wehrmacht. Ojciec Dyrektor te¿ siê jednoznacznie zadeklarowa³. Nec Herkules contra plures ! I przede wszystkim dlatego ci liderzy partii OP to cieniasy. A przecie¿ mogli przeciwstawiæ mi Bronis³awa Roweckiego. Piêkne, polskie historyczne nazwisko, dowódcy Armii Krajowej. Na niego to dopiero musimy specjalnie uwa¿aæ ! Dlatego te¿ pó¼niej nie zgodzili¶my siê, aby zosta³ marsza³kiem Sejmu IV RP.
- No dobrze, a ten Sta³y Bywalec, czy jak mu tam, to nam sprzyja ? - Jaromir przerwa³ uczony wyk³ad brata, zwracaj±c siê do szefa ABW.
- Analiza tego co pisze i co mówi, wskazuje, ¿e jest bardziej neutralny. On tak historycznie, na zasadzie przyzwyczajenia popiera lewusów. Kiedy¶ go nauczyli, ¿e g³osuje siê bez skre¶leñ, i tak mu ju¿ pozosta³o. W kwestiach gospodarczych natomiast sprzyja cieniasom. Libera³ i monetarysta, psiakrew ! Zwolennik tego cholernego Balcerzaka, który musi odej¶æ ! Ale te¿ Sta³y Bywalec lubi, jak jest w spo³eczeñstwie Ordnung i dlatego z nami te¿ sporo sympatyzuje. Twierdzi, ¿e gdyby¶my nie czepiali siê polityki monetarnej Balcerzaka, to by nas popiera³.
- No to dzwoñ do niego - zadecydowa³ krótko Jaromir £abêdzki. - I w³±cz nag³o¶nienie.
Ju¿ po chwili wszyscy us³yszeli przejêty g³os Sta³ego Bywalca, który zacz±³ im referowaæ, jak przepiêkne s± tereny gminy Lutowiska, a zw³aszcza te przecudne doliny nadsañskie.
- Dobra, dobra. Nam nie o to chodzi, streszczaj siê ! - rozkaza³ by³y Komendant Stra¿y Miejskiej w Warszawie. - Najlepsza mapa, przewodnik i gdzie to kupiæ, melduj krótko !
- Tak jest ! Mapa Compassu, przewodnik Rewaszu, a kupiæ je mo¿na w sklepach „Podró¿nika” na ul. Grójeckiej 46/50 i tu¿ obok, na ul. Kaliskiej.
Jak siê nietrudno domy¶liæ, nastêpny telefon by³ do sklepu „Podró¿nika”. A po pó³ godzinie przegl±dali ju¿ mapê Bieszczadów i przewodnik dla prawdziwego turysty.
- We¼ to i jed¼ do tej swojej damy - zezwoli³ Chuckowi Jaromir £abêdzki. - I tak, jak ci ju¿ mówi³em, miej stale w³±czon± komórkê !
- Yes, Sir ! - odmeldowa³ siê Chuck Norris.
Przenocowa³ w lokalu konspiracyjnym ABW pod adresem [urzêdowa ingerencja cenzury]. Przed za¶niêciem nauczy³ siê na pamiêæ ca³ego przewodnika Rewaszu. Mimo grubo¶ci tej ksi±¿ki, bêd±cej w istocie ma³± bieszczadzk± encyklopedi±, zajê³o mu to tylko 15 minut.
Nastêpnego dnia kupi³ terenow± toyotê i podjecha³ ni± na ul. Grójeck± i Kalisk±. Znajduj± siê tam a¿ 3 sklepy „Podró¿nika” - jeden na Grójeckiej, a dwa tu¿ obok, na Kaliskiej. Zaopatrzy³ siê w nich w odpowiedni ubiór i sprzêt. Sprawunkami za³adowa³ pó³ samochodu. Gdy us³ysza³, ile ma zap³aciæ, poprosi³ o wystawienie tego bardzo s³onego rachunku na kancelariê premiera Marcina Kazimierkiewicza. Potem zjad³ pyszny obiadek w malutkim, skromnym barze „Korona” na ul. S³upeckiej, tu¿ przy Pl. Narutowicza.
- Komu w drogê, temu czas - przypomnia³ sobie polskie przys³owie.
I Chuck Norris wyruszy³ w Bieszczady. Gdzie¶ tak po oko³o pó³torej godzinie jazdy zbli¿a³ siê ju¿ do Rzeszowa. Przemkn±³ jak rakieta bardzo w±skimi uliczkami G³ogowa Ma³opolskiego, a wywo³any tym pêd powietrza zatrzaskiwa³ okna ma³ych kamieniczek. Ca³y czas s³ucha³ radia, podnosz±c poziom swojej znajomo¶ci jêzyka polskiego.
W pewnej chwili omal nie spowodowa³ wypadku, tak siê zdenerwowa³ tym, co mówi³ spiker. A mówi³, ¿e do gabinetów weterynaryjnych zg³aszaj± siê ludzie z kotami, aby je u¶piæ, bo mog± byæ chore na ptasi± grypê.
Chuck kl±³ jak pijany kowboj po angielsku i po polsku jak pomocnik murarza. Zjecha³ na pobocze, zatrzyma³ siê i w³±czy³ ¶wiat³a awaryjne. Wyj±³ komórkê, zadzwoni³ do kancelarii Kazimierkiewicza, przedstawi³ siê i kaza³ siê po³±czyæ z Naczelnym Lekarzem Weterynarii Kraju.
- Du¿o macie takich zg³oszeñ usypiania kotów, bo mog± byæ nosicielami wirusa H5N1 ? - spyta³.
- No, niestety, jest tego trochê - odpar³ g³ówny nieludzki doktor z rezygnacj± w g³osie.
- To usypiaæ natychmiast ! Rozkazujê !
- Ale¿ Mr. Norris, tak nie mo¿na ! Te koty wcale nie musz± zachorowaæ, a ju¿ bardzo w±tpliwe jest, aby ludzie siê od nich zarazili ptasi± gryp±.
- Pan mnie ¼le zrozumia³, doktorze. Ludzi usypiaæ ! Ka¿dego, kto przyniesie kota do u¶pienia !
- A, to ju¿ zupe³nie co innego, Mr. Norris. Nas nie obowi±zuje przysiêga Hipokratesa. Jeste¶my lekarzami weterynarii a nie medycyny. Ale mo¿e daæ mi pan ten rozkaz na pi¶mie ?
- Oczywi¶cie. Proszê podyktowaæ mi numer swojej komórki. Za chwilê wy¶lê panu sms-a.
I Chuck Norris potwierdzi³ sms-em ów wydany rozkaz, obci±¿aj±c w ten sposób ZUS wyp³at± zasi³ków pogrzebowych na rzecz rodzin kilkunastu durniów p³ci obojga.
Wys³awszy sms-a, Chuck przyczepi³ „koguta” na dachu toyoty i w 2 minuty przemkn±³ przez ca³y Rzeszów. Wcze¶niej, przeje¿d¿aj±c przez Radom, zapomnia³ tego uczyniæ i musia³ potem rozwaliæ cztery policyjne blokady drogowe, zanim wyja¶ni³o siê, jaki¿ to VIP tak pêdzi po polskich drogach ponad 200 km/godz.
Kilkana¶cie minut pó¼niej doje¿d¿a³ ju¿ do Lutowisk. Na drodze ze wzniesienia przyhamowa³, aby rozkoszowaæ siê widokiem naprawdê piêknego krajobrazu.
- Potrzebne mi zaopatrzenie w ¿ywno¶æ i napoje. Poza tym warto by zasiêgn±æ jêzyka - pomy¶la³.
Skrêci³ w lewo i zaparkowa³ na skwerku przy dwóch sklepach „delikatesowych”. Powy¿ej zauwa¿y³ „galerio - kawiarniê” (niegdy¶ tam te¿ by³ sklep). Wysiad³ z samochodu i uda³ siê w kierunku pawilonu bardziej po³o¿onego w g³êbi placu.
************************************************** ****************************************
W tym samym czasie w Pa³acu Prezydenckim koñczy³a w³a¶nie obradowaæ Rada Gabinetowa, której posiedzenie by³o w ca³o¶ci po¶wiêcone misji Chucka Norrisa.
- Pomys³ doskona³y - zgodzi³ siê premier Kazimierkiewicz. - Ale nigdy nie zaakceptujê wysoko¶ci obiecanego mu wynagrodzenia. Jeden miliard z³otych miesiêcznie !? Absolutnie siê na to nie zgadzam. To mi rozwali bud¿et. Prêdzej zg³oszê dymisjê gabinetu.
- Zg³osisz j± dopiero wtedy, gdy bêdzie taka potrzeba, serdeñko. Byæ mo¿e ju¿ nied³ugo - warkn±³ na niego Jaromir £abêdzki, uczestnicz±cy w naradzie w charakterze zaproszonego go¶cia.
- Panowie, b³agam was, tylko spokojnie, nie k³óæcie siê - zaczê³a wicepremier, profesor Zofia Dziêcio³owska. - Od czego macie mnie ? Zaufajcie mi. Wiem, jak z tego wybrn±æ.
- Jak ? - zainteresowa³ siê sam Lechos³aw £abêdzki.
- Do ustawy o podatku PIT wpiszemy specjalnie czwarty próg podatkowy, ze stawk± 99,99 %. A ten próg to w³a¶nie 1 mld z³. ¯aden z pos³ów ani dziennikarzy nie zaprotestuje, przecie¿ nikt poza Chuckiem Norrisem nie ma w Polsce takiej pensji brutto.
- No dobrze, ale ów próg podatkowy bêdzie obowi±zywaæ dopiero od nadwy¿ki ... - zacz±³ zg³aszaæ swoje w±tpliwo¶ci drugi wicepremier, Lucjan Nord.
- A pójdziesz ty w kamasze, daj¿e mi skoñczyæ ! - za¶mia³a siê prof. Dziêcio³owska. - Stawki i progi podatkowe ustalimy tak, jak niegdy¶ robi³ to W³adys³aw Gomu³ka. To znaczy nie od nadwy¿ki, lecz od ca³o¶ci uposa¿enia. Poczytaj sobie trochê historiê my¶li ekonomicznej. Ci, którzy za czasów Gomu³ki mieli formalnie wy¿sze pensje brutto, czêsto w istocie netto otrzymywali mniej, ni¿ ci rzekomo gorzej od nich zarabiaj±cy. Tak, aby ludziska nie gonili za mamon±, a ¿yli jedynie s³uszn± ideologi±.
- No to straszny gwa³t siê w Polsce podniesie - nie dawa³ za wygran± wicepremier Nord.
- Nic podobnego. Taki mechanizm wprowadzimy tylko dla wynagrodzeñ w wysoko¶ci co najmniej 1 mld z³ - skoñczy³a referowaæ swój plan Zofia Dziêcio³owska.
Jaromir £abêdzki nie wtr±ca³ siê dotychczas do tej wymiany zdañ pomiêdzy wicepremierami. Teraz wzi±³ kalkulator i wyliczy³: 1 mld z³ x 0,01 % = 100 tys. z³.
- Tyle otrzyma na rêkê co miesi±c - zawyrokowa³.
- To ma³o ? Rocznie wychodzi 1 mln 200 tys. z³. I to netto, na r±czkê. Tyle, Marcinku, jeszcze wygospodarujê, nie martw siê - prof. Dziêcio³owska uspokaja³a premiera Kazimierkiewicza.
Jaromir za¶ my¶la³ g³o¶no dalej:
- A Mr. Norrisowi wyt³umaczymy, ¿e zasz³a pomy³ka. ¯e negocjuj±cy z nim w naszym imieniu urzêdnik polskiej ambasady w USA to stary komuch, siedz±cy na placówce zagranicznej od wielu lat i przez to nie znaj±cy krajowych realiów. Zapomnia³ o denominacji z³otego w 1995 r. I ¿e jak my¶la³ o jednym miliardzie z³otych, to mia³ na my¶li kwotê sprzed denominacji. I to nawet siê idealnie zgadza z planem naszej kochanej Zosi. Przecie¿ 1 mld starych z³otych to dok³adnie 100 tys. z³otych nowych, po denominacji od 1 stycznia 1995 r.
- Akceptujê i zamykam posiedzenie Rady Gabinetowej - obwie¶ci³ Prezydent Lechos³aw £abêdzki.
- Akceptujê i zamykam posiedzenie Rady Gabinetowej - obwie¶ci³ prezydent Lechos³aw £abêdzki.
Yes, yes, yes!!! - ucieszy³ siê premier Kazimierkiewicz. - To mi siê podoba, tyle to nasz bud¿et jeszcze jako¶ wytrzyma!
Jednak miesi±c pó¼niej jego rado¶æ nieoczekiwanie uleg³a zm±ceniu. Osobi¶cie, nie korzystaj±c z us³ug sekretarki, po³±czy³ siê z wicepremier Dziêcio³owsk±.
- Co ty, Zo¶ka, najlepszego wyprawiasz ? - zapyta³. - Przecie¿ miesi±c temu sama zaproponowa³a¶ sposób rozwi±zania problemu pensji tego Chucka Norrisa. Sam Pierwszy to zaakceptowa³! I sejm ju¿ zd±¿y³ znowelizowaæ ustawê o PIT.
- Zgadza siê. I ja nic nie zmieni³am. O co ci chodzi? - us³ysza³ w s³uchawce telefonu ³±czno¶ci rz±dowej.
- A o to, ¿e min±³ miesi±c i zgodnie z Kodeksem pracy kaza³em g³ównemu ksiêgowemu mojej Kancelarii przelaæ na konto Norrisa te 100 tys. z³ netto, ju¿ po potr±ceniu podatku w skali 99,99 %.
- No i dobrze zrobi³e¶. W czym wiêc tkwi problem?
- A w tym, ¿e twój wiceminister finansów, Cezary Podszyciele¶ne, wydzwania teraz uporczywie do szefa finansów mojej Kancelarii i ka¿e odprowadziæ do bud¿etu zaliczkê z tytu³u PIT Norrisa. Dok³adnie 999 mln 900 tys. z³!
- No wiesz, Marcinku, formalnie tê sprawê rozpatruj±c, to Cezary ma racjê. Pan Chuck Norris jest podatnikiem, ale p³atnikiem jego podatku to jednak ty jeste¶ - my¶la³a g³o¶no profesor Dziêcio³owska. - I skoro on zarabia u ciebie 1 mld z³ miesiêcznie brutto, to przecie¿ ty powiniene¶ odprowadziæ do bud¿etu zaliczkê na podatek od tego wynagrodzenia.
- Ale¿ to jaki¶ absurd i horror! Przecie¿ ja nawet w skali roku nie mam tyle na ca³± moj± Kancelariê! A on mi ka¿e p³aciæ tê kwotê co miesi±c! A ja te¿ mam swoje wydatki, i to ca³kiem niema³e! Na przyk³ad niedawno musia³em zap³aciæ Chodzeniowi z Piaseczna za terenow± toyotê, a „Podró¿nikowi” za ubiór i sprzêt turystyczny. Wszystko to by³y zakupy naszego kochanego Chucka Norrisa!
- Nie denerwuj siê tak, Marcinku. Znalaz³am rozwi±zanie. Ja co prawda, nawet jako wicepremier i minister finansów, nie mogê nikogo od tych p³atno¶ci zwolniæ, ale przecie¿ mogê je sprolongowaæ! Odsuniemy te p³atno¶ci w czasie.
- Ale co to da ? Przecie¿, skoro p³acimy Norrisowi pensjê netto, to te zaleg³e zaliczki na podatek i tak bêdê musia³ kiedy¶ odprowadziæ do bud¿etu!
- Ty? Nieee. To ju¿ zmartwienie twojego nastêpcy. Po zmianie rz±du, gdy my bêdziemy w opozycji. I my wtedy g³o¶no w mediach zaprotestujemy, ¿e kancelaria premiera nie wype³nia swoich podstawowych obowi±zków wynikaj±cych z przepisów podatkowych.
- Yes, yes, yes!!! - znów ucieszy³ siê premier Marcin Kazimierkiewicz.
************************************************** ****************************************
I znowu¿ w za daleko wybiegli¶my w przysz³o¶æ. Powróæmy wiêc do tera¼niejszo¶ci.
A³ganow i Pawe³ zabarykadowali siê w domku my¶liwskim w Sêkowcu i dumali, czto dalsze die³at’. Nie spuszczali oczu z uwiêzionych Anety i Korybuta, widz±c w nich w razie potrzeby swoich zak³adników, a nawet ¿ywe tarcze. Utrzymywali te¿ sporadyczn± ³±czno¶æ radiow± z Moskw±, wiêc ju¿ wiedzieli, ¿e udaje siê im na pomoc ca³a wyprawa ¿eñskiej ekipy agentów specjalnych.
Tymczasem A³ganow postanowi³ zmieniæ kwaterê.
- Wiesz - powiedzia³ do Paw³a - tu jeste¶my zanadto na ¶wieczniku. Wiosna ju¿ tu¿, tu¿. Mog± siê pojawiæ jacy¶ w¶cibscy tury¶ci. Jeszcze kto¶ siê tym ekskluzywnym domkiem zainteresuje ...
- Co wiêc towarzysz pu³kownik rozka¿e? - spyta³ s³u¿bi¶cie Pawe³.
- Dyslokujemy siê do s±siedniego o¶rodka wypoczynkowego p. Basi, tu¿ obok. S± tam dwa drewniane domki z kominkiem. Schowamy siê w domku nr 1. Wolê go od 4-ki, poniewa¿ mniej siê rzuca w oczy, jest po³o¿ony bardziej w g³êbi o¶rodka. Ma nowy kominek, wiêc napalimy i nie zmarzniemy. A tych dwoje zapêdzimy do r±bania drewna na opa³, niech przestan± my¶leæ o ucieczce. Mojego mercedesa te¿ gdzie¶ ukryjemy, najlepiej na podwórku le¶niczówki.
- To kiedy wyruszamy?
- Zaraz. Bierz dziwkê i tego niewydarzonego trubadura bez gitary, na muszkê pistoletu. Idziemy!!!
Wyszli, wypuszczaj±c przodem Anetê i Korybuta. Uprzedzili, ¿e w razie najmniejszej próby ucieczki ich zastrzel±.
Schodzili powoli dró¿k± wzd³u¿ ogrodzenia o¶rodka, byli ju¿ przy kontenerze ze ¶mieciami.
W tym momencie wiewiór Iwan skoczy³ z drzewa na g³owê A³ganowa, a kruk W³odzimierz, niczym nurkuj±cy bombowiec, zaatakowa³ twarz m³odego lejtnanta GRU. Pawe³ wypu¶ci³ broñ, chc±c rêkami odpêdziæ ptaka i za wszelk± cenê ochroniæ oczy. Równie¿ A³ganow broni³ siê rozpaczliwie przed szalej±c± na jego g³owie wiewiórk±. Zanim j± str±ci³ mocnym uderzeniem, zd±¿y³a go nie¼le poharataæ z±bkami i pazurkami. Odparli wreszcie ten atak, ale up³ynê³o kilka cennych minut.
Aneta i Korybut pêdzili w stronê stokówki wiod±cejdo Chmiela. Liczyli na padaj±cy ¶nieg zasypuj±cy ich ¶lady i na to, ¿e rosyjscy szpiedzy nie odgadn± kierunku ich ucieczki. Mieli s³uszno¶æ. Lecz tylko do czasu.
Pu³kownik i lejtnant GRU, pogryzieni, podrapani i podziobani, dotarli wreszcie jako¶ z ca³ym swoim szpiegowskim baga¿em do domku nr 1 na terenie o¶rodka wypoczynkowego w Sêkowcu. W³amali siê tam, a nastêpnie zdezynfekowali i opatrzyli rany.
- ¯ebym tylko ptasiej grypy nie dosta³! - niepokoi³ siê Pawe³.
- Jednego durnia bêdzie mniej. Mówi³em ci gamoniu, trzymaj ich na muszce pistoletu i strzelaj w razie najmniejszej próby ucieczki! A ty co?! Pozwoli³e¶ im zwiaæ. Co za kretyna mi ten Iwanow z Moskwy tu podes³a³!
- Ma towarzysz pu³kownik racjê. Proszê mnie rozstrzelaæ.
- To jeszcze zd±¿ê. A teraz bierz kluczyki, wsiadaj do mercedesa i jed¼ w kierunku Dwernika i Lutowisk. Oni tam musz± biec po szosie, bo gdzie indziej by uciekli? Dobrze, ¿e zniszczy³e¶ komórkê tej dziwki, bo ju¿ by zes³a³a nam na kark ca³± delegaturê ABW z Rzeszowa. Dobrze siê rozgl±daj! Znajd¼ ich na drodze, rozwal, a cia³a zataszcz do lasu. Nakarm g³odne wilki!
- Tak jest, towarzyszu pu³kowniku!
Pawe³ wskoczy³ do mercedesa i jecha³ wolno, ca³y czas siê dooko³a rozgl±daj±c, postêpuj±c ¶ci¶le wg wskazówek szefa. Min±³ le¶niczówkê, zjecha³ z górki i wyjecha³ na drogê wiod±c± z Zatwarnicy w kierunku obwodnicy bieszczadzkiej.
Nad nim szybowa³ kruk W³odzimierz, najwyra¼niej uwa¿aj±c ich pojedynek za niedokoñczony.
Aneta i Korybut dotarli a¿ do koñca drogi stokowej. Przed nimi zamajaczy³y w padaj±cym ¶niegu ostatnie zabudowania Chmiela.
- I co teraz ? - zastanawia³ siê Korybut, któremu bez gitary jako¶ trudno by³o zebraæ my¶li.
- Chod¼my ¶cie¿k± w górê, do Chaty Socjologa. Ju¿ odbudowana. Tam nas na pewno nie bêd± szukaæ. I kto¶ na górze bêdzie mia³ komórkê, zadzwonimy na Policjê. Albo zejdziemy stamt±d z jak±¶ liczniejsz± grup± do Lutowisk.
I tak post±pili. Zaczêli siê wspinaæ na Otryt ¶cie¿k± przyrodniczo-historyczn±. Brnêli w ¶niegu po kolana, a miejscami jeszcze g³êbszym.
Tymczasem Pawe³ je¼dzi³ tam i z powrotem na odcinku Zatwarnica - Smolnik, ca³y czas bezskutecznie wypatruj±c uciekinierów. A¿ kruk W³odzimierz siê w górze zasapa³:
- Ile¿ mo¿na, do k... nêdzy, tak fruwaæ wte i wewte?!
[Tak± a nie inn± pisowniê ww. potocznego okre¶lenia (chodzi oczywi¶cie o „wte i wewte”, a nie o „k... nêdzê”) znalaz³em na str. 860 „Nowego S³ownika Ortograficznego PWN” z 1997 r. Nie nale¿y jednak weryfikowaæ wyników niedawnego dyktanda naszych parlamentarzystów. Ów s³ownik wskazuje bowiem jako poprawne dwa sposoby pisowni (cyt. ze str. 860): „wte i wewte (pot.)” oraz „w tê i we w tê (stronê)”.]
Wreszcie Pawe³ zrozumia³. Ol¶ni³o go. Po prostu pomy¶la³ o tym, co sam by uczyni³, bêd±c na miejscu przeciwnika.
- Ale¿ ten A³ganow to stary dureñ! - stwierdzi³ w my¶lach. - Da³ siê namierzyæ w Wiedniu z Kluczykiem. Teraz z kolei wydaje mi idiotyczne rozkazy! Najwy¿szy czas mu ju¿ przej¶æ na mundurow± emeryturê. I niech zwalnia miejsce m³odym i zdolnym, na ten przyk³ad mnie!
Ko³o sklepu w Chmielu (nareszcie przyzwoitym pod rz±dami nowej w³a¶cicielki) skrêci³ na wiejsk± drogê w kierunku Otrytu. Dopóki móg³, jecha³ samochodem. Gdy droga zrobi³a siê ju¿ nieprzejezdna, zaparkowa³ na jakim¶ od¶nie¿onym kawa³ku pobocza, zamkn±³ wóz, sprawdzi³ broñ i uda³ siê dalej pieszo.
Dotar³ do ostatniej cha³upy. Kopniakami odpêdzi³ obskakuj±ce go kundle i ... zauwa¿y³ ¶wie¿e ¶lady na ¶niegu. ¦lady dwóch osób. Widzia³ to wyra¼nie, ¶nieg bowiem przesta³ padaæ ju¿ od oko³o godziny.
- Mam ich ! - pomy¶la³ z³owieszczo.
Powoli ich dopêdza³. By³ mniej zmêczony, swoj± piesz± wêdrówkê zacz±³ dopiero w Chmielu. Poza tym szed³ po ich ¶ladach, a tamci musieli brn±æ w ¶wie¿ym ¶niegu. Ponadto Aneta i Korybut mieli za sob± trudy przedzierania siê przez za¶nie¿on± stokówkê, któr± szli, a miejscami przekopywali siê w ¶niegu, a¿ z samego Sêkowca. Pawe³ wyci±gn±³ ju¿ broñ. Po coraz bardziej ¶wie¿ych ¶ladach zorientowa³ siê, ¿e za parê minut wreszcie ich dopadnie.
Kruk W³odzimierz te¿ siê przekopywa³ przez ¶nieg, w³amuj±c siê do gawry Mi¶ki z Otrytu.
- Wstawaj Misieñko, ju¿ wiosna! - Delikatnie i pieszczotliwie dzioba³ j± w ty³ek.
- Jaka¿ tam wiosna ?! Mróz i ¶nieg. Wiosna to w tym roku zacznie siê dopiero w maju, albo i jeszcze pó¼niej - marudzi³a senna Mi¶ka.
- Wstawaj, jest dla ciebie robota - W³odek by³ uparty.
- Robota nie zaj±c, nie ucieknie - Mi¶ka lubowa³a siê w powiedzonkach z epoki PRL, dzi¶ ju¿ niezrozumia³ych. - A ty mnie nie bud¼, bo ciê zjem!
- Mo¿esz mi naskoczyæ na wa³ek i zatañczyæ kawa³ek - W³odzimierz z trudem utrzymywa³ siê w ¿artobliwej, knajackiej konwencji. A po chwili ju¿ spyta³ powa¿nie:
- Pamiêtasz tego typa, co ci rozwali³ gitarê na g³owie?
- No, jak¿eby nie! Niech ja go tylko dopadnê!!!
- W³a¶nie teraz masz po temu okazjê. Jest kilkaset metrów st±d. Idzie ¶cie¿k± w górê Otrytu, goni takich dwoje nieboraków.
Mi¶ka b³yskawicznie wyturla³a siê z gawry. W gniewie by³a straszna. Rozwar³a paszczê, ukazuj±c swoje imponuj±ce k³y nied¼wiedzie.
W³odzimierz zd±¿y³ j± uprzedziæ:
- Uwa¿aj! Ma broñ paln±!
- Pomo¿esz mi?
- Oczywi¶cie. Ja i moja sotnia.
Kruk W³odzimierz zd±¿y³ bowiem w miêdzyczasie zawezwaæ posi³ki.
Posi³ki te, w liczbie kilkudziesiêciu kruków, kr±¿y³y ju¿ z³owieszczo nad m³odym lejtnantem GRU. Najwyra¼niej widzia³y w nim padlinê.
A on ¿y³ dopiero 29 lat.
- I wystarczy! - stwierdzi³ Kto¶ Najwa¿niejszy w Za¶wiatach, gasz±c jedn± z kilku miliardów maluteñkich ¶wieczek, rozstawionych na olbrzymiej palecie.
Pawe³ nie zauwa¿y³ kruków, które zreszt±, na polecenie W³odzimierza, zachowywa³y siê wyj±tkowo cicho. Szybowa³y nad nim prawie bezszelestnie.
Nie patrzy³ w górê, tylko wytê¿a³ wzrok przed siebie. I w koñcu dostrzeg³ dwie sylwetki. Aneta i Korybut byli jednak jeszcze zbyt daleko, aby zaryzykowaæ strzelanie z pistoletu.
- Gdybym mia³ swój karabin snajperski... Wtedy na pewno bym ju¿ trafi³ - rozmarzy³ siê Pawe³. - Podejdê w ich kierunku jeszcze kilkadziesi±t metrów ...
W tym momencie ujrza³ czaj±cego siê do skoku nied¼wiedzia. Skierowa³ broñ w jego kierunku, lecz nagle zosta³ zaatakowany przez to samo ptaszysko, które ju¿ wcze¶niej poharata³o mu twarz. W dodatku tym razem ptak nie by³ sam. Ca³e stado kruków pikowa³o z góry na wyci±gniêt± d³oñ Paw³a, uzbrojon± w pistolet.
Zd±¿y³ wystrzeliæ tylko raz. Oczywi¶cie w tych warunkach musia³ to byæ strza³ niecelny.
Mi¶ka z Otrytu zdzieli³a Paw³a parê razy swoj± ciê¿k± ³ap±, a potem, ju¿ och³on±wszy, zabra³a siê spokojnie do konsumpcji. Zdaje siê, ¿e ¿y³ jeszcze, gdy zaczyna³a go po¿eraæ. Po d³ugim ¶nie zimowym nied¼wiedzica by³a najzwyczajniej w ¶wiecie bardzo, ale to bardzo g³odna.
Kruki na ten widok podnios³y w¶ciek³y wrzask. Ich krakanie s³ychaæ by³o w ca³ej okolicy.
- Nie b±d¼ egoistk±, nam te¿ daj siê po¿ywiæ - zgani³ Mi¶kê kruk W³odzimierz. - Gdyby nie my, to by¶ teraz le¿a³a z kulk± w ¶licznym ³ebku!
- Dobrze, ju¿ dobrze. Zapraszam do sto³u. Niech siê twoi kamraci nie obawiaj±, nie odgoniê ich. Poczekaj tylko chwilê, niech dokoñczê je¶æ serce i w±trobê. Co on tak siê na mnie gapi? Wydziobcie mu najpierw oczy.
************************************************** ****************************************
Dyrektor jednego z du¿ych, resortowych o¶rodków wczasowych w Polañczyku ju¿ od pewnego czasu bardzo siê niepokoi³.
Jego dobry pracownik, Pawe³ Iksiñski, znikn±³ kilkana¶cie dni temu! Wzi±³ urlop na jeden dzieñ i ... wszelki s³uch po nim zagin±³. By³ to facet m³ody, samotny, bez rodziny, mieszkaj±cy w pokoiku s³u¿bowym w budynku o¶rodka. Inteligentny, pracowity, bez na³ogów, zawsze dyspozycyjny, odgaduj±cy w lot my¶li i ¿yczenia szefa. Dobrze zna³ rosyjski, w mowie i w pi¶mie. Bardzo siê to przydawa³o siê w kontaktach z turystami ze wschodu. Wrêcz idea³ pracownika!
Chocia¿ by³ te¿ nieco tajemniczy. Korespondencja do niego przychodzi³a na poste restante, a nie na adres o¶rodka. Tak¿e do¶æ czêsto, co pewien czas gdzie¶ wyje¿d¿a³. Ale potem zawsze punktualnie wraca³, nigdy nie dopuszczaj±c do nieusprawiedliwionej absencji w pracy. A¿ do tego razu.
- Jaka¶ dziewczyna pewnie go omota³a. M³ody jest, przecie¿ to jeszcze kawaler! - rozumowa³ pocz±tkowo pan dyrektor Kuchciñski.
Potem jednak postanowi³ powiadomiæ Policjê. Poda³ wszystkie urzêdowe dane osobowe Paw³a, jego numer PESEL, NIP, i tak dalej.
- Mo¿e co¶ mu siê sta³o, wpad³ w jakie¶ tarapaty? - my¶la³.
Ju¿ po kilku dniach pan dyrektor dosta³ wezwanie do Komendy Powiatowej Policji w Lesku.
Przyj±³ go zastêpca komendanta, na co dzieñ jego kumpel, ale tym razem co¶ dziwnie jako¶ bardzo oficjalny. Oprócz niego w pokoju byli oficer ABW i wyra¼nie zdenerwowany, m³ody, co najwy¿ej trzydziestoletni mê¿czyzna.
- Szukasz Paw³a Iksiñskiego ? Numer PESEL taki to a taki ? - zapyta³ go formalnie komendant.
- No tak, mówi³em ci przecie¿. Pracuje u mnie ju¿ prawie cztery lata. Powiniene¶ go pamiêtaæ. Na moje polecenie odwozi³ ciê kiedy¶ „zmêczonego” do domu.
- Zamknij siê, nie pamiêtam go. Dobrze wiesz, ¿e ja na s³u¿bie nigdy nie pijê! I nie ¿artuj sobie, bo to jest bardzo powa¿na sprawa! Poznaj prawdziwego Paw³a Iksiñskiego - powiedzia³ wskazuj±c na zdenerwowanego, m³odego cz³owieka.
A ów m³odzian przedstawi³ siê panu dyrektorowi i opowiedzia³, jak to piêæ lat temu skradziono mu saszetkê ze wszystkimi dokumentami na stadionie X-lecia w Warszawie. Na tym najwiêkszym bazarze ¶wiata w³a¶nie kupowa³ co¶ od Ruskich, gdy zrobiono sztuczny t³ok. A potem ju¿ nadaremnie rozgl±da³ siê za swoj± saszetk±, w której oprócz portfela ze stu paroma z³otymi, dowodem osobistym i prawem jazdy, mia³ te¿ kalendarzyk z pozapisywanymi wa¿nymi informacjami osobistymi.
************************************************** ****************************************
Aneta i Korybut wêdrowali dalej w górê Otrytu, ju¿ naprawdê resztkami si³. Byli tak zmêczeni, ¿e nawet nie zareagowali na dochodz±ce z ty³u ryki nied¼wiedzia, krakania kruków i nawet, jak im siê chyba wydawa³o, huk wystrza³u.
I nie mieli najmniejszego pojêcia o tym, ¿e w³a¶nie przed chwil± cudem uniknêli ¶mierci. Ich ¶wieczki w za¶wiatach dalej pali³y siê mocnym, jasnym p³omieniem. Podobnie jak wielu innych m³odych i zdrowych ludzi (nie mieszkaj±cych w krajach ogarniêtych wojn±, oczywi¶cie).
Natomiast jedna zgaszona ¶wieczka zosta³a ju¿ dyskretnie usuniêta z ogólnej, p³on±cej blaskiem wielkiej palety. Jej d³ugo¶æ wskazywa³a, ¿e mog³a siê paliæ jeszcze przez wiele, wiele lat. Bo tak naprawdê, to wypali³ siê dopiero jej czubek.
Pewien jeszcze m³ody, w koñcu zaledwie 29-letni mê¿czyzna, dla Rosjan bohater tajnego frontu, a wg nas zwyk³y, bezimienny kacapski szpieg, nie doczeka³ siê nawet w³asnej mogi³y. Otrzyma³ natomiast, po¶miertnie, awans na starszego lejtnanta.
A Aneta i Korybut jako¶ siê w koñcu dowlekli do Chaty Socjologa.
W Lutowiskach Chuck Norris skrêci³ w lewo i zaparkowa³ na skwerku, przy dwóch sklepach „delikatesowych”. Powy¿ej zauwa¿y³ lokal galerii i zarazem kawiarni (w tamtym budynku te¿ niegdy¶ by³ sklep). Wysiad³ z samochodu i najpierw uda³ siê w kierunku pawilonu po³o¿onego bardziej w g³êbi placu.
Zrobi³ zakupy, ogo³acaj±c obydwa sklepy z alkoholi oraz z konserw i zup w proszku. Zapakowa³ sprawunki do toyoty i rozgl±da³ siê teraz niezdecydowanie.
Przede wszystkim uderzy³o go, ¿e nikt nie zareagowa³ spontanicznie na jego widok, tak jak do tej pory mia³o to wszêdzie miejsce i do czego zd±¿y³ siê ju¿ przyzwyczaiæ. Owszem, w Lutowiskach poznawano go, u¶miechano siê z sympati±, ale ludzie byli czym¶ bardzo zaaferowani, zupe³nie co innego mieli na g³owie. Wszêdzie panowa³ rwetes i gor±czkowa krz±tanina.
Nawet w tych pawilonach delikatesowych, które Chuck dopiero co odwiedzi³. Obecne tam panie nie robi³y, jak zazwyczaj, zakupów spo¿ywczych, lecz nabywa³y g³ównie kosmetyki - cienie do powiek i tusz do rzês, a wszystko to wy³±cznie w kolorze zielonym! W jednym ze sklepów chwilowo zabrak³o owego asortymentu, wiêc przed budynkiem ustawi³a siê, jak za czasów PRL, spora kolejka. Kolejka ta ros³a z minuty na minutê, gdy¿ ci±gle nadje¿d¿a³y prywatne samochody oraz bieszczadzkie busiki, dowo¿±c coraz to nowe przedstawicielki p³ci piêknej. Przyje¿d¿a³y z najdalszych zak±tków gminy Lutowiska, a tak¿e z gmin i powiatów s±siednich. W drodze by³y trzy autokary z wojewódzkiego Rzeszowa. Kr±¿y³a plotka, ¿e jedzie te¿ jeden autobus z Poznania.
W³a¶ciciel sklepu dzwoni³ do hurtowni i nerwowo dar³ siê do s³uchawki:
- Mówiê ci, ¿e wszystko mi pójdzie! Tak, od razu p³acê gotówk±. Dawaj ka¿d± ilo¶æ! Ale pamiêtaj, tylko zielone! I pospiesz siê, do cholery!
Chuck Norris nic a nic z tego nie rozumia³. W³a¶nie przesz³y ko³o niego dwie wymalowane na zielono dziewoje, wiêc uk³oni³ im siê szarmancko.
- O, cze¶æ Chuck, a sk±d ty siê tu wzi±³e¶? - odezwa³a siê jedna. Poczym, nie czekaj±c na jego odpowied¼, obydwie odesz³y. Rozmawia³y ze sob± gor±czkowo o czym¶ zupe³nie innym. Ani im dzisiaj w g³owie by³ jaki¶ tam Chuck Norris!
Chuck postanowi³ pogadaæ powa¿nie z kim¶ miejscowym. Poniewa¿ wszystkie baby od lat 16-tu wzwy¿ by³y tak przejête, ¿e wrêcz nieprzytomne, musia³ porozmawiaæ z facetem. Dostrzeg³ siedz±cego na ³aweczce przed sklepem tutejszego sta³ego bywalca. Ów siedzia³ przy drugiej ju¿ butelce piwa my¶l±c z przera¿eniem, ¿e nie starczy mu pieniêdzy na trzeci±. A przecie¿ wypi³by i czwart±. Chuck Norris spojrza³ na niego, domy¶li³ siê i postawi³ przed nim tzw. czteropak piwa wareckiego mocnego.
- O co biega? Co jest grane? - spyta³ miejscowy pijaczek z pozornym spokojem.
- A nic. Tak tylko chcia³bym trochê z tob± pogadaæ - odpar³ Chuck, równie obojêtnie.
- Nie p...l. Napijesz siê ze mn±, a potem bêdziesz chcia³ kupiæ moj± nerkê. Albo mnie ca³ego porwiesz na narz±dy! Nie jeste¶ st±d, ale chyba ju¿ ciê gdzie¶ kiedy¶ widzia³em...
- Kto by tam kupowa³ twoje przepite narz±dy! Co one s± warte?! Wszystko przesi±kniête, zatrute alkoholem. Nikt nie da³by za nie z³amanego centa. I wcale nie zamierzam z tob± piæ, poniewa¿ prowadzê samochód. Widzisz tê terenow± toyotê? Ja ni± przyjecha³em. A cztery piwa, to tylko dla ciebie. Poczêstunek ode mnie. I przestañ siê mnie wreszcie baæ, bo pracujê dla Rz±du IV RP. Wykonujê zadanie zlecone z zakresu administracji rz±dowej.
- No to o co ci chodzi?
- Nie mnie, tylko tym sfiksowanym babom. Odpicowa³y siê jak ¿ona stró¿a w Bo¿e Cia³o. Albo jak na Dzieñ Kobiet lub rocznicê Rewolucji Pa¼dziernikowej w by³ym Zwi±zku Radzieckim. W dodatku wszystkie maj± zielone makija¿e. Mo¿esz mi to wyt³umaczyæ?
- Ale¿ oczywi¶cie! - pijaczek by³ uradowany, ¿e ³atwo i bezpiecznie zarobi³ cztery piwa. - Wysztafirowa³y siê tak, idiotki jedne, bo za trzy godziny bêdzie tu jaki¶ wa¿ny literat z Warszawy!
- Co za literat?
- A bo ja siê znam? Masz tu pe³no plakatów, poczytaj sobie.
Faktycznie. Dopiero teraz Chuck Norris zauwa¿y³, ¿e wszystkie budynki dooko³a s± oblepione ¶wie¿ymi, jednakowymi plakatami. Podszed³ do najbli¿szego i przeczyta³:
OG£OSZENIE
Dyrekcja Szko³y Podstawowej i Gimnazjum
im. Wojsk Ochrony Pogranicza
w Lutowiskach,
w porozumieniu z Naszym Kochanym Wójtem
(oby ¿y³ i panowa³ nam wiecznie!),
ma zaszczyt zaprosiæ Szanownych Pañstwa
w sobotê dn. 1 kwietnia 2006 r. o godz. 17-tej
na wieczór autorski s³ynnego poety i krytyka literackiego
MGR. IN¯. KRZYSZTOFA K.,
ZNANEGO RÓWNIE¯ POD PSEUDONIMEM ARTYSTYCZNYM „KRISS40”.
W programie:
1. Recytacja utworów w³asnych Krissa40 z poetyckiego cyklu „Dla Zielonookiej”, w tym równie¿ wierszy nowych, dotychczas niepublikowanych.
2. Wyg³oszenie wyk³adu - krytyki literackiej na temat wy¿szo¶ci serialu telewizyjnego „Plebania” nad serialem „M jak mi³o¶æ”.
3. Zbieranie podpisów pod wnioskiem w sprawie nominacji powie¶ci w odcinkach pt. „Bieszczadzka grafomania. Refleksje kruka”, której Kriss40 jest wspó³autorem, do literackiej Nagrody Nobla.
4. Konkurs na wy³onienie „Miss Zielonych Oczu w Lutowiskach”. Jury jednoosobowe: Kriss40.
Na zakoñczenie wieczoru autorskiego przewidziany jest poczêstunek winem oraz rozdawanie autografów przez Krissa40.
Szanowne Panie informujemy równie¿, i¿ S³ynny Autor nie wyklucza zawarcia bli¿szej, a nawet intymnej znajomo¶ci ze zwyciêzczyni± konkursu wymienionego w pkt. 4 programu.
Teraz Chuck Norris wreszcie zrozumia³, sk±d ów wielki zgie³k, ha³as i zamieszanie. Chyba jeszcze wiêksze ni¿ to, jakie podczas jarmarków prze¿ywa³y Lutowiska przed I wojn± ¶wiatow±. Kiedy to s³ynê³y w ca³ej ówczesnej Europie ¦rodkowej z handlu wo³ami.
Bogobojna i uczynna ludno¶æ miejscowa wyt³umaczy³a Chuckowi znaczenie primaaprilosowego ¿artu. Ju¿ zd±¿y³ o tym zapomnieæ. Ma inny - i to powa¿ny - problem: w³a¶nie nadesz³a depesza z Pentagonu, ¿e SB to Stary Bolszewik.
Czyta³ tê depeszê po raz kolejny.
- It's impossible - pomy¶la³ - to jaka¶ dezinformacja. W Pentagonie musi dzia³aæ "kret". Nie po raz pierwszy zreszt±.
Po chwili by³ ju¿ tego pewien. Stwierdzi³ te¿, ¿e owego kreta w dodatku musiano ¼le przeszkoliæ.
- Gdyby go nauczono historii b. ZSRR, to by wiedzia³, ¿e wszystkich starych bolszewików wymordowa³, jawnie lub skrycie, Józef Miko³ajewicz Przewalski. A zatem, czy i jaka mo¿e byæ w tym wszystkim rola owego literata? Zajmê siê tym - postanowi³.
Ale ma problem. Jak wyt³umaczyæ Prezydentowi, ¿e istniej± dy¿uru w Dwerniku??? Jak to zrobiæ, ¿eby nikogo nie obraziæ ???
Ale ma problem. Jak wyt³umaczyæ Prezydentowi, ¿e istniej± dy¿ury w Dwerniku??? Jak to zrobiæ, ¿eby nikogo nie obraziæ ??? - Có¿, trzeba bêdzie jako¶ zje¶æ tê ¿abê - pomy¶la³ Chuck Norris.
Tego samego zdania by³a równie¿ jego kotka Fruzia, któr± niedawno przygarn±³. Zagubi³a siê, albo kto¶ j± wyrzuci³ kilka dni temu, podczas pamiêtnego zamieszania w Lutowiskach. Tak mu siê przynajmniej wydawa³o.
Chuck nawet nie przypuszcza³, ¿e to on uratowa³ kotce Fruzi ¿ycie. Moherowe babsko zawioz³o j± bowiem do u¶pienia, gdy zauwa¿y³o, ¿e kotka ³akomie spogl±da na ptaszki za oknem.
- Jeszcze mi ptasi± grypê do domu przywlecze - pomy¶la³a ciemnota i pojecha³a ze zwierz±tkiem do weterynarza. - Niech pan j± koniecznie u¶pi, panie doktorze - poprosi³a. - Tylko jakim¶ najtañszym zastrzykiem, bo jestem biedn± emerytk± ...
Lekarz bezskutecznie usi³owa³ jej to wyperswadowaæ. Baba siê upar³a, i ju¿! Wtedy pan doktor odczyta³ okólnik nades³any od G³ównego Lekarza Weterynarii Kraju i w³adowa³ jej w potê¿n± d... rzeczywi¶cie najtañszy specyfik, s³u¿±cy (wg etykiety na fiolce) do u¶pienia w¶ciek³ego s³onia.
Fruzia, która ju¿ wcze¶niej wyczuwa³a swoim zwierzêcym instynktem, co siê ¶wiêci, nie ¿a³owa³a nic a nic swojej pani, tylko szybko da³a drapaka. Poszwenda³a siê trochê po Lutowiskach, a potem przylgnê³a do Chucka Norrisa, równie samotnego i zagubionego jak ona.
Teraz przekornie patrzy³a wiernymi ¶lepkami na swojego nowego pana.
- Nic siê nie bój. Zadzwoñ do Prezydenta i powiedz Mu, co wiesz o dy¿urach w Dwerniku - zdawa³o siê mówiæ jej przeurocze kocie spojrzenie.
I Chuck Norris tak uczyni³. Z t± tylko ró¿nic±, ¿e zadzwoni³ do wszechw³adnego prezydenckiego brata. Nie chcia³ bowiem bieszczadzkimi duperelami zawracaæ g³owy samemu Pierwszemu, ostatnio bardziej zajêtemu sprawami zagranicznymi.
Wybra³ w swojej komórce zastrze¿ony, znany tylko niewielu osobom numer: [urzêdowa ingerencja cenzury].
- Chuck Norris melduje siê pos³usznie, Panie Prezesie!
- Cze¶æ, stary zabijako - odpowiedzia³ Jaromir £abêdzki. Wykona³e¶ ju¿ zadanie?
- Jakie zadanie? Jeszcze go przecie¿ od Pana Prezesa nie dosta³em.
- Racja, przypominam sobie. Wiesz, trochê siê zmieni³y realia. Bêdziesz teraz gwarantem nie paktu stabilizacyjnego, lecz koalicji rz±dowej, któr± mo¿e stworzê. A mo¿e i nie stworzê. To tak na marginesie, bo sam jeszcze nie jestem przekonany. Odnalaz³e¶ ju¿ tê swoj± polsk± mi³o¶æ, jak jej tam, Anetê?
- Jeszcze nie, ale chyba nied³ugo j± spotkam. Jestem ju¿ bowiem w Bieszczadach, w samych Lutowiskach!
- I sam tam jeste¶?
- Nie sam. Mam kotkê Fruziê.
- To uca³uj j± ode mnie. Uwielbiam koty. A tak w ogóle, by the way, to po co do mnie dzwonisz? Jestem teraz bardzo zajêty. Mam w³a¶nie wa¿n± naradê. Jest u mnie minister - koordynator, Zdzis³aw Wodnicki.
- To siê doskonale sk³ada, bo ja w³a¶nie telefonujê w sprawach specs³u¿b...
- Poczekaj chwilê, w³±czê nag³o¶nienie. Ju¿. Mo¿esz mówiæ dalej.
- Operacyjnie dowiedzia³em siê, ¿e ¿adna ze s³u¿b rz±dowych nie monitoruje dy¿urów w Dwerniku! A przecie¿ przy³a¿± tam ró¿ni tacy, wymieniaj± has³o i odzew, a potem ¿r± pierogi i chlej± piwo. Sk³ada kto¶ Panu Prezesowi raporty o tym, o czym oni gadaj±? Podejrzewam, ¿e nie.
Zapad³o z³owrogie milczenie. Po chwili minister - koordynator zacz±³ siê dr¿±cym g³osem t³umaczyæ:
- To jeszcze zaniedbanie z czasów rz±dów postkomuny, Panie Prezesie. Poza tym robiê teraz reorganizacjê s³u¿b, mam za ma³o ¶rodków i etatów...
- Masz siê tym zaj±æ. Natychmiast. A jak nie, to zlecê to Lucjanowi Nordowi, nadzoruj±cemu Policjê - rozkaza³ krótko Jaromir £abêdzki.
A po chwili zapyta³ Chucka:
- Co tam s³ychaæ w Lutowiskach?
- Wielkie zamieszanie, Panie Prezesie. Ludzie, a szczególnie tutejsze kobiety bardzo prze¿ywaj± ...
- Nie dziwiê siê - przerwa³ mu Jaromir £abêdzki. - Po tym sejmowym g³osowaniu w sprawie samorozwi±zania parlamentu ...
- To absolutnie nie o to chodzi, Panie Prezesie.
- A o co?
- Pierwszego kwietnia mia³ siê tu odbyæ wieczór autorski Krissa40...
- Znam. Czytam jego poezjê. Nawet mi siê podoba. Ale dlaczego mówisz „mia³ siê odbyæ”? Nie odby³ siê? Co siê sta³o?
- Wszystko by³o ju¿ przygotowane. Dopiête na ostatni guzik. Przyjecha³o mnóstwo, mnóstwo ludzi, g³ównie p³ci piêknej. Z terenu gminy, ale nie tylko. By³ nawet autokar z ¿eñsk± wycieczk± studentek UAM z dalekiego Poznania. Sala gimnastyczna szko³y, gdzie mia³o siê odbyæ spotkanie z Krissem40, by³a zape³niona po brzegi. Dziewczyny siedzia³y nawet okrakiem na koszach do gry w koszykówkê.
- No i?
- Punktualnie o godzinie 17-tej, gdy mia³o siê rozpocz±æ spotkanie z nim, zatelefonowa³ Kriss40 i powiedzia³, ¿e to wszystko prima aprilis!!! I ¿e nie przyjedzie. ¯e w ogóle nawet nie wyjecha³ z Warszawy!
- Jak ludzie zareagowali?
- Z ogromnym oburzeniem. Wszyscy winili za ten fakt rz±d SiP-u premiera Kazimierkiewicza. I nie od razu siê rozeszli. Szczególnie te zamiejscowe panie, których tu nikt nie zna.
- Co one robi³y? - zainteresowa³ siê minister - koordynator.
- Nachalnie uwodzi³y mê¿czyzn. Napali³y siê wcze¶niej na Krissa40 i musia³y znale¼æ jakie¶ uj¶cie dla swojej namiêtno¶ci.
- Ciebie te¿ uwiod³y?
- O tak!!! Nawet nie przypuszcza³em, ¿e tu, w Polsce, w dodatku na dalekiej prowincji, pobijê swój rekord ¿yciowy.
- Ciekawe. A jaki¿ to rekord?
- Przedtem, w Hollywood, odstawi³em z jedn± pani± nieskoñczon± ilo¶æ numerków. Trzy razy pod rz±d je odstawi³em. A teraz uda³o mi siê to uczyniæ cztery razy, ka¿dorazowo mno¿±c przez nieskoñczono¶æ, oczywi¶cie!
- A co nas obchodz± twoje seksualne wyczyny, ty moralny wykolejeñcu! Mów nam natychmiast, jakie s± spo³eczno - polityczne nastroje ludno¶ci?!
- Ju¿ wspomina³em, ¿e bardzo, ale to bardzo z³e. Wg lokalnego sonda¿u Pana partia, SiP, ma teraz tu 0% poparcia, a OP Ronalda Kusta ca³e 100%. Miejscowi przedstawiciele Ronalda rozg³aszaj± wszem i wobec, ¿e to przez was nie odby³ siê wieczór autorski Krissa40. ¯e go na pewno aresztowali¶cie lub zastraszyli¶cie, i dlatego nie przyjecha³. I ¿e za ich rz±dów taki blama¿ nigdy nie móg³by mieæ miejsca. I ludzie w ogóle nie wierz± w to t³umaczenie primaaprilisowe Krissa40.
Jaros³awowi £abêdzkiemu i Zdzis³awowi Wodnickiemu a¿ dech zapar³o w piersi z oburzenia.
- To skandal! Ka¿ê powo³aæ specjaln± komisjê ¶ledcz±! Ja mu tego p³azem nie puszczê - stwierdzi³ z³owrogo Jaromir.
- Panie Prezesie, a ja mam inny pomys³ - powiedzia³ z o¿ywieniem Wodnicki. - Ukarzemy go po cichu, ale dotkliwie. A przy okazji rozwi±¿emy ten problem monitorowania dy¿urów w Dwerniku.
- Co wymy¶li³e¶?
- Najpierw niech Nord we¼mie Krissa40 w kamasze. Potem oddeleguje go do mnie, do której¶ z podleg³ych mi specs³u¿b. A ja wtedy dam mu specjalne zadanie, z wykorzystaniem jego talentu, jak najbardziej!
- Mo¿esz to rozwin±æ, wyja¶niæ?
- Oczywi¶cie. Pani± Basiê, szefow± „Piekie³ka” w Dwerniku, poprosimy, aby sobie codziennie robi³a krzycz±cy zielony makija¿. To piêkna, elegancka kobieta. Rasowa, dobrze zbudowana brunetka. Jeden z moich agentów, m³ody dwudziestoletni ch³opak, dozna³ spe³nienia na sam jej widok!
- Czy móg³by¶ nie ¶wintuszyæ?!
- Ja mia³em na my¶li spe³nienie tylko platoniczne. Ale ju¿ dobrze, dobrze. Przepraszam. Nastêpnie rozka¿emy zmobilizowanemu Krissowi40 siedzieæ codziennie, po cywilnemu, na dy¿urze w „Piekie³ku”. Od koñca kwietnia do po³owy pa¼dziernika. Bêdzie patrzy³ Barbarze w zielone oczy i czerpa³ z nich natchnienie! I niech sobie pisze, niech jak najwiêcej tworzy! Bo tu, w Warszawie, to co¶ mu chyba klimat ostatnio nie s³u¿y. Wrêcz przeciwnie, tylko przeszkadza w twórczo¶ci poetyckiej. Na przyk³ad: pi±tego kwietnia napisa³ na forum co¶ o dwóch butach, prawym i lewym. To ma byæ romantyczne? Dla Zielonookiej?
- Ile nas to bêdzie kosztowa³o? I co my z tego bêdziemy mieæ? - zapyta³ rzeczowo Jaromir £abêdzki.
- Koszty bêd± niewielkie. Noclegi „U Lestka”, diety na ca³odzienne wy¿ywienie w "Piekie³ku", ekstra dodatek na piwo i wino bieszczadzkie (w zasadzie w cenie piwa). Wyposa¿ymy go te¿ w odpowiedni sprzêt, tzn. ukryt± kamerê. Bêdzie siê w³±czaæ sama automatycznie, gdy tylko kto¶ wypowie odpowiednie has³o i odzew.
- O tych najlepszych pierogach? I Adminie jesieni±? Doskonale pomy¶lane! Na razie jeszcze ciê nie zwolniê. W rz±dzie zostaniesz nawet po rekonstrukcji gabinetu, po koalicji z „Obron± Konieczn±”.
- Na to liczê i dziêkujê, Panie Prezesie. Jeszcze tylko dokoñczê referowaæ mój plan. Nasz przyjaciel Chuck Norris, przynajmniej dopóki bêdzie przebywa³ w Bieszczadach, niech dopilnuje, aby wszystko dzia³a³o bez zarzutu. Bêdzie odbiera³ od Krissa40 wykonane nagrania i mejlowa³ mi je do centrali.
- Akceptujê. Proszê wykonaæ! - postanowi³ Jaromir £abêdzki.
- Tak jest! - równocze¶nie odkrzyknêli s³u¿bi¶cie Chuck Norris i Zdzis³aw Wodnicki.
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl brytfanna.keep.pl
Zastój na tym Forum jak w pó³nocnokoreañskiej gospodarce.
Na te zimowe wieczory proponujê wiêc "aktywn±" lekurê - bêdziemy czytali i dopisywali kolejne fragmenty powie¶ci. WSZYSCY.
A o czym bêdzie ta powie¶æ ? O zaczarowanym kruku z Otrytu. O tym, co widzi i co my¶li (w³a¶nie o tym, co widzi).
Napisa³em ju¿ konieczn± introdukcjê, aby uzasadniæ pochodzenie owego ptaka. Oto ona.
************************************************** *******
Wysoko, nad pogorzeliskiem Chaty Socjologa, szybowa³ kruk. Patrzy³ nienawistnie na pierwszych szabrowników, którzy w³a¶nie przystêpowali do rozbiórki pozosta³o¶ci komina, licz±c na parê z³otych za wózek cegie³. Te parê z³otych mia³o im starczyæ na butelkê najtañszego wina, a jak dobrze pójdzie, to mo¿e i na dwie butelki.
- Nie upilnowali, zmarnowali - pomy¶la³ kruk, ³api±c siê po raz kolejny na tym, ¿e my¶li wprawdzie sk³adni± rusk±, ale po polsku.
Wyja¶niæ tu trzeba, i¿ nie jest to zwyczajny kruk. Naprawdê nazywa siê W³odzimierz Lestinski, który w tej ptasiej postaci kilkadziesi±t lat temu otrzyma³ by³ dar ¿ycia wiecznego.
W pewnym skrócie (krócej siê nie da) by³o to tak.
Pokój brzeski zasta³ m³odego kpt. Lestinskiego, zawodowego wojskowego, pó³ - Rosjanina, pó³ - Ukraiñca, w armii rosyjskiej, przemianowanej w³a¶nie w Robotniczo - Ch³opsk± Armiê Czerwon±. Do tej pory nie dezerterowa³, bêd±c odpornym na bolszewickie agitacje, ale teraz nie wytrzyma³ i rzuci³ to wszystko. Zreszt± musia³. Politrucy ju¿ mu siê przypatrywali podejrzliwie, a i podw³adni pragnêli siê zem¶ciæ za jego ciê¿k±, karz±c± rêkê w warunkach frontowych. Uciek³ na po³udnie, w swoje rodzinne strony, na Kubañ.
A tam wpad³ z deszczu pod rynnê. Zd±¿y³ pom¶ciæ (z nawi±zk±) rodziców, zamordowanych przez lokalnych bolszewików. Potem uwija³ siê w partyzanckich oddzia³ach kozackich. Z narastaj±c± rozpacz± obserwowa³ zanik ducha bojowego u kolegów, a¿ pozosta³ prawie sam, tylko z kilkoma towarzyszami broni. M.in. z Bazylim K., m³odym in¿ynierkiem, którego politechniczne studia w Petersburgu wyreklamowa³y przed frontem rosyjsko - niemieckim, ale nie uchroni³y przed pó¼niejszym udzia³em w wojnie domowej. Bazylemu K. te¿ ju¿ pozosta³o tylko wspomnienie po rodzinie, wymordowanej z powodu posiadania ma³ego maj±tku ziemskiego.
Nastêpnie W³odzimierz i Bazyli uwierzyli, a raczej udali, ¿e wierz±, w jedn± z bolszewickich amnestii i ujawnili siê. Wcielono ich szybko do armii konnej Budionnego i wys³ano na front polski. Lestinskiego mianowano nawet komrotem (komandirem roty), co z grubsza odpowiada³o jego stopniowi wojskowemu.
Przy pierwszej nadarzaj±cej siê okazji przeszli, wraz z ca³ym pu³kiem Kozaków Orenburskich, na stronê polsk±. Pi³sudski zaufa³ Kozakom, nie rozformowa³ pu³ku. Bili siê dzielnie. Osobiste prze¿ycia powodowa³y, ¿e ... nie brali jeñców. Polacy patrzyli na to przez palce, czêsto sami nie byli lepsi.
Po Pokoju Ryskim Bazyli zupe³nie „opolacza³”. Przypomnia³ sobie, ¿e jest in¿ynierem budownictwa i podj±³ pracê w tym zawodzie. Z czasem za³o¿y³ w³asn± firmê. O¿eni³ siê (z babci± Sta³ego Bywalca). Dosz³o, o zgrozo, nawet do tego, i¿ porzuci³ prawdziw± wiarê dla rzymskiej herezji.
A Lestinski (te¿ postaæ autentyczna) by³ przez jaki¶ czas oficerem kontraktowym WP. Potem go zdemoblizowano. Rozpi³ siê. Przed ca³kowitym stoczeniem siê chroni³a go przyja¼ñ z Bazylim, pod którego dachem zawsze znajdowa³ ³ó¿ko do spania i miejsce przy stole. Obaj prowadzili nieraz mêskie, zakrapiane rozmowy wspomnieniowe, pods³uchiwane przez polsk± ju¿ rodzinê Bazylego.
W³odzimierz Lestinski zmar³ krótko przed wybuchem nowej wojny, na prze³omie 1938 i 1939 r. Zapi³ siê na ¶mieræ w wieku 50 lat, chlej±c na umór z by³ymi towarzyszami broni. Bazylego przy tym nie by³o, ale zd±¿y³ wyprawiæ przyjacielowi pogrzeb.
Lestinski by³ tak pijany, ¿e lecia³o jeszcze od niego gorzelni±, gdy ju¿ sta³ przed ¦wiêtym Piotrem.
- Won, pijaczyno - takie by³y pierwsze s³owa ¦w. Piotra.
- A moje zas³ugi ? Walka z bezbo¿nikami ? Obrona cerkwi ? Zas³ugujê chyba na ¿ycie wieczne.
By³ to potê¿ny argument. ¦w. Piotr siê zamy¶li³. Potem uda³ siê na konieczne, w tej nietypowej sprawie, konsultacje.
- Bêdziesz ¿y³ wiecznie, ale w postaci ptaka. Konkretnie: kruka - zadecydowa³ po powrocie. - Wracaj teraz na ziemiê.
W³odzimierz sfrun±³ na polskie podówczas Podole. Po kolejnej, powojennej zmianie granic zosta³ zmuszony do repatriacji do Polski. Tak, zmuszony, albowiem przebywaj±c po radzieckiej stronie sra³ z upodobaniem na pomniki Lenina i jego pomagierów, a tak¿e na ¿ywych czerwonoarmistów i enkawudzistów. Ci strzelali do niego, rzucali weñ kamieniami. Nie zgin±³, maj±c orzeczone ¿ycie wieczne, ale w trosce o swoje upierzenie postanowi³ siê przenie¶æ do Polski.
Zamieszka³ w lasach Otrytu. Z sympati± obserwowa³ w latach 70-tych budowê Chaty Socjologa. Zamieszka³ w jej okolicach. Z¿y³ siê z przebywaj±c± tam m³odzie¿±. W noce wigilijne rozmawia³ z mieszkañcami chaty, je¶li takowi siê trafili. Byli zazwyczaj tak pijani, ¿e nie widzieli w tym nic nadzwyczajnego.
Teraz patrzy³ z rozpacz± na zgliszcza chaty.
...patrzy³ z rozpacz± na zgliszcza chaty, stopiony ¶nieg i zamarzaj±c± mazie b³ocka. To nie pojête - pomy¶la³ - czy mi ju¿ zawsze musi towarzyszyæ takie zniszczenie. Nawet tutaj, w tej ostoji zapomnienia i studenckich fantazji. Jakby tego by³o ma³o - ci szabrownicy...
Bez pardonu potraktowa³ ich jak niegdy¶ pomniki Lenina, urz±dzaj±c przy tym tak± wrzawê, ¿e zlecia³o siê wiele czarnoskrzyd³ych ptaków. Wiadomo powszechnie, ¿e w¶ród ludu prostego przes±dy maj± wielk± moc, a ciemne jak noc ptaszyska niczego dobrego wró¿yæ nie mog³y... Nie zdziwi³ go wiêc fakt, i¿ niedoszli z³odzieje czmychneli co prêdzej. W¶ciek³o¶æ go jednak nie opuszcza³a. Za¶ w drzewach pobrzmiewa³y s³owa piosenki Brodskiego:
Oto testament i spadkobiercy.
Oto ¶wiat, ¿ywszy i przestronniejszy
Po twojej ¶mierci.
A oto gwiazdy. L¶ni± z dawn± si³±,
jak gdyby ciebie nigdy nie by³o.
Mo¿e tak by³o?
Oto po¶miertny byt, w którym nie ma
Ni ¶ladu ciebie. Twego istnienia
Brak w tych przestrzeniach.
Witaj w ich mroku, gdzie ga¶nie tchnienie,
Gdzie zastêpuje jasne zbawienie...
Echo tych s³ów dra¿ni³o...
Gdy tak kr±¿y³ po okolicy, zobaczy³ przedzieraj±c± siê przez las postaæ, która niewiadomo czemu, wetkne³a bia³o-czerwon± flagê w to, co pozosta³o z jego ulubionej chaty.
"Bia³o-czerwon±? A w³a¶ciwie dlaczego? Je¶li ju¿ to mo¿e dodaæ ¿ó³toniebiesk±? A mo¿e np. Królestwa Dol-Amrothu?" Pomimo wschodniego pochodzenia i krótkiego czasu pomiêdzy napisaniem a ¶mierci±, W³odzimierz zd±¿y³ przeczytaæ autorsk± wersjê powie¶ci pewnego Brytyjczyka, któr± przes³a³ mu z Londynu jego "bia³ygwardyjski" znajomy, Golicyn. "Ach ci Polacy, zawsze sk³onni do pompatycznych gestów. Tylko jak trzeba wzi±æ siê w gar¶æ to zaczynaj± siê k³opoty. Ciekawe, czy odbuduj± cha³upê, bo komin pewno d³ugo nie wytrzyma."
Le¶n± ¶cie¿k± piêli siê pod górê kolejni wêdrowcy, przedzieraj±c siê przez zaspy i sapi±c niemi³osiernie. "Misia by wystraszyli tym ha³asem" pomy¶la³, ale Barnaba spa³ akuratnie, wiêc kolejnym drepcz±cym na górê Stachom nic nie grozi³o. Patrzy³ uwa¿nie: znowu amatorzy cudzej w³asno¶ci? Nie, robi± tylko jakie¶ b³yski, ogl±daj± i obchodz± pogorzelisko dooko³a. Uspokojony dokonan± wizj± lokaln±, W³odzimierz popatrzy³ na wschód, tam gdzie czerwieni± zachodz±cego s³oñca spaæ k³ad³a siê jego ma³a ojczyzna. Hm, a mo¿e polecieæ tam, za San. I przypomnia³ sobie s³owa autora przewodników turystycznych, mówi±ce o piêknie Tamtych Gór, o "polskim Hindukuszu niebieskim". A mo¿e? Odwiedziæ? Co prawda to i tam wiêkszo¶æ w ruinie, a to co jest zbyt mocna pachnie czasami, kiedy paskudzi³ na pomniki, ale z drugiej strony pogadam z kamratami, jêzyk poæwiczê, odpocznê, odetchnê powietrzem Popa Iwana, Howerli, Szpycich. A jednak waha³ siê. "Mo¿e tu jestem bardziej potrzebny?"
I wzbi³ sie wysoko na niebosk³on, patrz±c na ten £ez Padó³.
Za Sanem w³¶nie poci±g Siannki mija³, w Komañczy ludzie z cerkwi procesj± ruszyli, bo to ¦wiêto Jordanu, a w jego sercu sumutek jaki¶ zago¶ci³.
Szybowa³ tak, " kra,kra,kra" pocichutku wydobywaj±c z piersi, próbuj±c przypomnieæ sobie s³owa pie¶ni W³. Wysockiego.
-" Dopóki Ziemia krêci siê
dopóki jest .... "
pamieæ jest jednak zawodna, pomy¶la³, próbój±c dalej
- "Panie Bo¿e podaruj
ka¿demu ........"
Ehhh!! nic z tego nie bêdzie!!!
Mija³ w³a¶nie kulminacjê Wetliñskiej, gdy nag³y podmuch powietrza zmusi³go do wytê¿onej pracy skrzyde³. Ockn±³ siê z zadumy i u¶wiadomi³ sobie i¿ autorem tej " Modlitwy " jest Okud¿awa.
- Ki czort , ale jak id± te s³owa?
Po chwili jednak (dok³adnie po trzech ruchach skrzyd³ami), doszed³ do wniosku, ¿e zasadniczo zawsze mo¿na za¶piewaæ "ja liubliu 'Tiebia zizn" albo skoczn± piosenkê opisuj±c± losy s³ynnego komendanta, Czapajewa. "Nie b±d¼my tak pompatyczni jak ci na dole; przecie¿ pomimo ca³ej zadumy mo¿na siê i poweseliæ".
Jak pomy¶la³, tak uczyni³. Nuc±c "Sokole (wybacz± mi to) moj ridnyj, Ty wysoko lietajesz..." i skrêcaj±c lekko w dó³ zbli¿a³ siê do...
... do Prze³êczy Or³owicza, gdzie wyl±dowa³. Tam te¿ odebra³ codzienne meldunki od innych kruków, bezdyskusyjne uznaj±cych jego autorytet.
Nic nowego siê nie wydarzy³o. Ptasia spo³eczno¶æ ¿y³a jeszcze po¿arem Chaty Socjologa. By³a to strata równie¿ i dla tego ¶rodowiska - uby³o jedno miejsce ¿erowania na resztkach pozostawianych przez ludzi.
Nastêpnie rozpu¶ci³ zgromadzenie i rozejrza³ siê za noclegiem.
- Przenocujê tu obok, w Suchych Rzekach, w „Ostoi” - pomy¶la³.
I tak uczyni³.
Dok³adnie o pó³nocy dobieg³ go g³os biesa Rokity, æwicz±cego pod ziemi± dusze komisarzy.
- G³o¶niej i wyra¼niej ! - dar³ siê diabe³. - Tak jak w 1939 roku ! Recytowaæ poezjê i modliæ siê. I po polsku, bo jeste¶my teraz pod polsk± ziemi±. G³o¶niej i rytmiczniej, bo wrz±cej smo³y do kot³ów dolejê !
Przera¿one t± ca³kiem realn± wizj± potêpione g³osy modli³y siê blu¼nierczo, wierszem Aleksandra B³oka:
„Niech bur¿ujów strach oblata,
Rozdmuchamy po¿ar ¶wiata,
¦wiat w po¿arze, we krwi stanie -
Pob³ogos³aw Panie !”
Lestinski wzdrygn±³ siê i starym, wyuczonym ruchem chcia³ wyrwaæ szaszkê z pochwy. Dziobn±³ siê jednak tylko w lewe skrzyd³o.
- Dobrze wam tak, swo³ocze !- zakraka³. Potem znów zasn±³ i spa³ a¿ do ¶witu.
Rano najspokojniej w ¶wiecie zjad³ pó³ porcji z psiej miski. Wilczur pilnuj±cy „Ostoi” nie protestowa³. Ba, patrzy³ nañ z psim uwielbieniem, wyczuwaj±c w odwa¿nym kruku kogo¶ nadprzyrodzonego.
Po ¶niadaniu W³odzimierz wzbi³ siê wysoko ponad buki i obra³ kurs na Sêkowiec.
Przed domkiem my¶liwskim w Sêkowcu, luksusowym ale drogim i dlatego raczej ¶wiec±cym pustkami, sta³ teraz mercedes z warszawsk± rejestracj±.
Kruk zni¿y³ lot i dostrzeg³ na drzewie wiewióra Iwana, wiod±cego identyczny co on, ¿ywot. Wiewiór by³ niegdy¶ ksiêdzem greckokatolickim, lecz wszed³ w zbyt bliskie, wrêcz zbrodnicze, uk³ady z UPA, wiêc zamiast zbawienia ¿y³ wiecznie pod postaci± wiewiórki.
- Kto przyjecha³ tym autkiem ? - spyta³ Lestinski.
- Podgarlak i Aneta - odrzek³ Iwan.
- Co to za jedni ?
- Przyjechali wczoraj wieczorem. On to go¶æ ko³o 60-tki. 160 cm wzrostu, ³ysa pa³a, 110 kg wagi. Trzy du¿e podbródki i czwarty mniejszy, dopiero tworz±cy siê. Dlatego nazwa³em go Podgarlakiem. Ale z±bki wszystkie i równiutkie - implanty. Jaki¶ milioner.
- A ona, ta Aneta ?
- Oko³o 25 lat. Super dupa. Najwyra¼niej chce go wyko³owaæ, tj. oskubaæ z kasy i nie daæ nic w zamian.
- Niemo¿liwe. Stary jest pewnie za cwany na to.
- Mo¿liwe, mo¿liwe. Wczoraj mówi³a, ¿e j± boli g³owa po podró¿y. I ¿e mu siê odda dopiero w Chacie Socjologa.
- Przecie¿ sp³onê³a !
- Ale oni jeszcze o tym nie wiedz±. Dzi¶ rano tam siê wybieraj±. O, w³a¶nie id± !
Faktycznie. Z domku my¶liwskiego wysz³a wysoka laska jak marzenie, w czerwonych, obcis³ych puchowych spodniach. Za ni± toczy³ siê grubas, sapa³ i piszcza³:
- Ale to chyba niedaleko st±d, kochanie. Prawda ?
- Nie, sk±d, bliziutko. Ma³a górka. Có¿ to dla takiego stuprocentowego mê¿czyzny, jak ty, Jerzyku.
Lestinski zadecydowa³, ¿e tej pary prêdko nie opu¶ci. Jaka¶ rozrywka te¿ mu siê nale¿y w tym kruczym ¿yciu. Pofrunie nad nimi. Nareszcie jakie¶ urozmaicenie.
Wiewiór Iwan spojrza³ na niego z zazdro¶ci±.
- Opowiesz mi o wszystkim ? - spyta³ z nadziej± w g³osie.
- Oczywi¶cie, stary klecho. Masz to jak w carskim banku przed rewolucj±.
Potem poszybowa³ za Podgarlakiem i Anet±, staraj±c siê pods³uchaæ ich rozmowê.
Jednak po d³u¿szym czasie okaza³o siê to do¶æ nudnym zajêciem. On z trudem radzi³ sobie z chodzeniem po ¶niegu, sapal i ¶lizga³ siê niemi³osiernie. J± znowu szybko znudzi³o powolne dreptanie i irytowa³a sie co chwila. Poza tym co tam dla niej jakie¶ Bieszczady, przecie¿ to nie góry... co innego by³oby byæ teraz na nartach w Alpach...
Takie teksty nie mog³y go zachwyciæ, jemu wczoraj marzyl siê Pop Iwan, szumia³ Brodski i Okud¿awa, a ta glêdzi co¶ o kurortach w Alpach. Z ironicznym krakniêciem pomy¶lal o ich minach na widok spalonej chaty i sprawi³o mu to nawet satysfakcjê, ¿e nie odpoczn± pod przytulnym dachem, ale bêd± musieli wracaæ z powrotem. W koñcu to zdrowo chodziæ po lesie... Dzi¶ mia³ ochotê na skocznego kozaka, na porywaj±ce dusze tupañce...
- Oj pohula³bym, pohula³
Z przyjemnego rozmarzenia wyrwa³ W³odzimierza dobiegaj±cy z do³u g³osny okrzyk.
No tak. Podgardlak po¶lizgn±³ siê tym razem naprawde porz±dnie. Sturla³ sie ze zbocza i wpadl glowa w usypana na dole wielk± zaspê.
Aneta nie wygladala na przejêt±. U¶miechnela sie jadowicie i - pewna, ze nikt jej nie s³yszy, wysycza³a:
- Masz za swoje, grubasie. Romantycznych wieczorow w dzikich ostêpach ci siê zachcia³o.
Zbieg³a lekko na dól, z³apala niezdarnie szamoczacego sie Podgardlaka pod ramiona i pomogla mu wstaæ.
- Nic ci siê nie sta³o, Jerzyku? - delikatnie otrzepywa³a go ze ¶niegu.
"Jerzyk" by³ czerwony jak burak i oddycha³ chrapliwie. Nie by³ w stanie wydusic nawet s³owa.
"Pieknie" - pomyslal Wlodzimierz. - "On chyba zaraz dostanie zawa³u".
K³uje mnie 1/8 serca, chyba nie dam rady-wysapa³ po oko³o minucie Podgarlak, siedz±c na mokrym ¶niegu i nieczuj±c wcale zimna i wilgoci. Anetka nawet nie próbowa³a go namawiaæ na wstawanie. "Jak siê przeziêbi, to i amory mu z g³owy wyfrun±, a kaska i tak bêdzie moja" pomy¶la³a.
W³odzimierz przez chwilê zastanawia³ siê, czy swoim starym sposobem nie opaskudziæ Jerzyka, ale zrezygnowa³. By³oby to chyba przelanie czary goryczy. "Ma siê t± lito¶æ nad lud¼mi" pomy¶la³, "nie bêdê dobija³ le¿±cego". Ale mo¿e uczyniæ nag³y zwrot akcji i zrobiæ to temu Czerwonemu Kapturkowi? Tak rozmy¶laj±c poderwa³ siê z ga³êzi i roz³o¿ystego ¶wierka i skierowa³ nad malownicz± i egzotyczn±parkê. Lekko zamy¶lony zni¿a³ swój lot, ...
sofron
Lekko zamy¶lony zni¿a³ swój lot, gdy zobaczy³, ¿e Podgarlak i Aneta nie s± ju¿ w tej g³uszy sami. W krzakach czaili siê ci sami menele, którzy wczoraj chcieli rozebraæ komin Chaty Socjologa. A nawet ju¿ siê nie czaili, lecz zaczêli siê skradaæ, trzymaj±c w rêkach jakie¶ „gazrurki”. W istocie by³y to ich „narzêdzia pracy”, którymi dokonywali dzikich rozbiórek.
Wtedy kruk narobi³ piekielnego ha³asu krakaniem i ³opotem skrzyde³.
Podgarlak drgn±³, oprzytomnia³, przesta³ siê ¿aliæ, obejrza³ siê i dostrzeg³ dwie podejrzane postacie w krzakach. Zauwa¿y³ nawet, co trzymali w rêkach. Wzrok mia³ jeszcze dobry, pewnie na skutek nieprzestrzegania diety i jedzenia codziennie mas³a. Siêgn±³ pod lew± pachê i wyci±gn±³ z tzw. operacyjnej kabury swój HW-38, na który mia³ legalne zezwolenie. Dysza³ jeszcze ciê¿ko, ale by³ ju¿ spiêty i gotowy.
Obwiesie odkryli, ¿e zostali ju¿ zauwa¿eni i wyszli z krzaków. Rewolweru w d³oni Jerzego nie dostrzegli, gdy¿ zas³oni³ go po³± rozpiêtej kurtki.
Anetê przerazi³ w pierwszej chwili manewr jej „Jerzyka” (czy¿by to na ni± ?), ale wnet siê zorientowa³a w sytuacji, gdy dojrza³a obcych.
Menele byli jeszcze niezdecydowani. Tzw. mokrej roboty nigdy jeszcze nie wykonywali, zreszt± nie nadawali siê do niej. Chroniczna bieda, a przede wszystkim g³ód alkoholowy, uczyni³y ich jednak zdeterminowanymi i podpowiada³y, aby koniecznie wykorzystaæ niespodziewan± okazjê.
- Portfel i torebkê - za¿±da³ wy¿szy. - A nic wam siê nie stanie. Zreszt± zaraz oddamy. We¼miemy tylko kasê.
Podgarlak odwiód³ kciukiem kurek. By³ skoncentrowany i spokojny. Nawet d³oñ mu siê na kolbie nie spoci³a. Wsta³, wymierzy³ w stoj±cego bli¿ej menela i powiedzia³ krótko:
- Sp...aj !
- Nie strasz, ty ch..., gazowym - odpowiedzia³ menel i zrobi³ krok do przodu. Drugi zbli¿a³ siê z boku do Anety.
Wy¿szy z ³otrzyków by³ ju¿ zdecydowany.
- Zas³oniê siê torb± przed strumieniem gazu i przywalê grubemu prêtem w ³eb - postanowi³ i zdj±³ z ramienia torbê, w której mia³ swój skarb, czyli uzbierane i zgniecione puszki po piwie.
W tym momencie Podgarlak strzeli³ mu prosto w tê torbê, nie bacz±c ju¿ nawet (nie by³o na to czasu), ¿e mo¿e go te¿ trafiæ. Pocisk szczê¶liwie tylko przeszy³ ze chrzêstem torbê na wylot, mijaj±c minimalnie brodê menela. Tego od razu opu¶ci³a odwaga. Drugi obwie¶, który ju¿, ju¿ mia³ skoczyæ na Anetê, te¿ stan±³ jak zamurowany ze strachu.
- Rêce do góry ! - rykn±³ Jerzy. - Obydwaj ! ¯elastwo od³ó¿cie, tylko powolutku, na ziemiê ! I cofn±æ mi siê o trzy kroki. Stan±æ jeden obok drugiego ! Szybciej, ruszaæ siê ! Aneta, we¼ te ³omy i wywal na dó³, ze zbocza. Tylko podchod¼ ostro¿nie, z boku, nie po linii strza³u !
Anetka ochoczo wype³ni³a to polecenie. Cisnê³a precz, ze stokówki w dó³, metalowy prêt jednego menela i gazrurkê drugiego. Potem jednak przekroczy³a zakres otrzymanego przed chwil± rozkazu i wymierzy³a silnego kopniaka w podbrzusze menelowi, który jeszcze pó³ minuty temu chcia³ siê na ni± rzuciæ. Niedosz³y bandzior zajêcza³, chcia³ siê z³apaæ rêkami za obola³e miejsce, ale Jerzy go ostudzi³:
- Ca³y czas rêce w górze ! Obydwaj !
Nastêpnie powiedzia³ co¶, co wrêcz zdumia³o, uradowa³o i z tej rado¶ci wrêcz uszczê¶liwi³o Anetê:
- A teraz ja z wami, gnojki, pogram tak, jak wy chcieli¶cie z nami. Dawaæ kasê, no ju¿ !
Menele byli równie zdumienia, jak Aneta, chocia¿ wcale nie by³o im do ¶miechu.
- Ale¿, panie, my biedni. My nic nie mamy ! Nic !
- Nie k³am. Co¶ tam macie. Wypró¿niaæ kieszenie. A jak nie, to strzelam ! Potem zrzucimy trupy w dó³ i prêdzej was lisy zjedz±, ni¿ ktokolwiek znajdzie.
Opryszkowie pos³usznie opró¿nili kieszenie. Jeden mia³ 50 gr, drugi z³oty dwadzie¶cia. Razem wiêc ³up Jerzego wyniós³ jeden z³oty i siedemdziesi±t groszy.
- Cholera, nawet kosztu naboju mi nie pokry³o - za¿artowa³. - A teraz won mi st±d szybko, ¿ebym was wiêcej nie ogl±da³. Pozwalam i¶æ na policjê i powiedzieæ, ¿e was obrabowa³em z oszczêdno¶ci. Na pewno wam uwierzy.
Menele oddalali siê, jego zdaniem, zbyt wolno, wiêc jeszcze raz strzeli³ z rewolweru - tym razem obok nich, w krzaki. To znakomicie doda³o ³obuzom popêdu, za chwilê ju¿ ich nie by³o widaæ.
Aneta by³a ca³a w skowronkach.
- Jureczku, nie zna³am ciê od tej strony.
- Ty mnie jeszcze w ogóle ma³o znasz, kochanie.
Aneta mia³a teraz tylko jedno pragnienie: jak najszybciej doj¶æ do Chaty Socjologa i oddaæ siê tam Jerzemu. Powiedzia³a mu to otwarcie, dodaj±c:
- Najdro¿szy, pójdziemy w chacie na górê, poka¿ê ci jaskó³kê ...
- Kochanie, nie wiem, czy ta pozycja, ta jaskó³ka, jest odpowiednia do mojego wieku i tuszy - Jerzy by³ ostro¿ny.
- Ale¿ Jerzyku, jaskó³ka to nie ¿adna pozycja (masz kosmate my¶li), tylko najwy¿sza kondygnacja chaty, w sam raz dla zakochanych.
Nastêpnie Aneta wyjê³a z torebki mapê i zaczê³a Podgarlakowi t³umaczyæ:
- Wyszli¶my têdy z Sêkowca, tu weszli¶my na stokówkê pod Otrytem. Potem szli¶my têdy, teraz jeste¶my ju¿ bardzo blisko Chmiela. Skrêcimy w lewo, ko³o ostatniego domu, o tu, tego zaznaczonego na mapie i pójdziemy pod górê na Otryt, do samej chaty. Nie martw siê, bêdê ciê ci±gnê³a za rêkê i za co tylko chcesz. Jestem m³oda, silna i ciê tam doholujê, choæbym mia³a pa¶æ.
W tym momencie kruk Lestinski znów da³ znaæ o sobie. Cicho zakraka³ i zatrzepota³ skrzyd³ami.
Para przyjemniaczków przerwa³a naradê. Rozejrzeli siê bacznie doko³a, ale nic nie dostrzegli. Dosz³y ich za to d¼wiêki gitary i ¶piew. O tej porze, w styczniu ?!
Za chwilê zza zakrêtu wysz³o dwóch m³odzieñców, w stanie lekko, ale tylko lekko, „wskazuj±cym”. Byli to Korybut i Pawe³, stali mieszkañcy Polañczyka. Pracowali tam w administracji o¶rodków wczasowych. Dzi¶ mieli wolny dzieñ i przyjechali wcze¶nie rano, aby obejrzeæ zgliszcza Chaty Socjologa. Teraz wracali. W planie mieli jeszcze odwiedziny znajomych w hotelu w Zatwarnicy. Dlatego weszli na stokówkê, na której niedawno, o ma³o co, nie rozegra³a siê tragedia (za to rozegra³a siê komedia, na któr± nie zd±¿yli).
Korybut p³aka³. By³ chory z mi³o¶ci. Gra³ na gitarze i ¶piewa³:
„Przyjd¼, a burze ucichn± szalone,
Przyjd¼, a wiosna owionie znów mnie !
Ty uleczysz me serce zranione,
Wróæ Asiczko, czarowny mój ¶nie !”
Trzy tygodnie temu z ok³adem pozna³ w Polañczyku, na balu sylwestrowym, Asiczkê. By³a w swoim towarzystwie, bawi³a siê w gronie przewodników bieszczadzkich. Zatañczy³a z nim tylko trzy razy. Ale to wystarczy³o. Korybut by³ „ugotowany”. Robota lecia³a mu z r±k, w pracy i w domu nie móg³ siê skupiæ.
Pawe³ okaza³ siê rzeczowy i szczerze chcia³ przyjacielowi pomóc:
- Przestañ siê mazaæ i opowiedz mi wszystko po kolei jeszcze raz. Nie martw siê, odnajdziemy j±. Jak ma na imiê ? Asiczka ? £asiczka ? A mo¿e to nazwisko ? Powiedzia³a ci w tañcu, ¿e jest st±d, z Bieszczadów. Na pewno j± wiêc znajdziemy. Na tym balu by³a te¿ Zo¶ka, cioteczna siostra Ba¶ki, tej pracuj±cej w hotelu w Zatwarnicy. Mo¿e j± zna.
W tym momencie dostrzegli Jerzego (jeszcze z rewolwerem w d³oni), Anetê i czarnego kruka, który bezczelnie nisko siedzia³ na ga³êzi, dos³ownie metr od twarzy dziewczyny.
************************************************** ***********
Nastêpny mój post z tego w±tku tematycznego bêdzie nie wcze¶niej, ni¿ za trzy dni, a i to pod warunkiem, ¿e w miêdzyczasie inne osoby dopisz± nie mniej, ni¿ trzy odcinki. Bo mo¿e czas skoñczyæ „Grafomaniê”, mo¿e ma³o kogo ju¿ ona interesuje.
************************************************** ***********
Wiadomo¶æ zosta³a zmieniona (24-01-03 21:14)
3 lata temu napisa³em:
Zobaczymy teraz. My¶lê, ¿e przez te 3 lata wyklu³y siê jakie¶ talenty literackie na naszym forum. :)
Paw³a zatka³o. Chwilê przygl±da³ siê facetowi ze spluw±.
-W³adimir? wyszepta³.
-Ciii, zdjes mienia zawut Jerzy, - wymrucza³ W³adimir A.
Pawe³ w okamgnieniu wytrze¼wia³. Udaj±c po¶lizgniêcie zbi³ z nóg kumpla. Zdezorientowany ch³opak, ratuj±c gitarê nie zauwa¿y³ po¶piesznie chowanego pistoletu.
- O, popatrz, tury¶ci, pewnie siê zgubili, Pañstwo dok±d id±, mo¿e pomóc?
- My na Otryt, do Chaty, to dobra droga?
- To nie wiecie, ¿e Chata sp³onêla?
I ciszej do grubego: Skrytka i materia³y te¿ spali³y siê, sprawdzi³em.
Kruk a¿ dziub otworzy³, s³ysz±c te rewelacje. Ale siê zakamuflowa³! Jak gra³ w tenisa, by³ du¿o szczuplejszy.
--------------------------------------
D³ugi
A o co chodzi? Bo to mi tak trochê dy¿ury w Dwerniku zaczyna przypominaæ :)
A o co chodzi? Kriss niby taki inteligentny jeste¶ ?? a nie wiesz?? ,chyba masz jakie¶ problemy osobiste ostatnio.... ,bo tak czepiasz sie na wszystkich "tematach " i do tego jeszcze jestes ob³udny i zmieniasz po czasie swoje posty.(kimb)
Jorgus, no niby jestem inteligentny, a Ciebie chyba poje... ³o. czego chcesz? I nie Ciebie pytam w ostatnim po¶cie, wiec twarzyczka w kube³. Jasne?
wiec twarzyczka w kube³ ojj Kriss my¶la³em ,¿e masz tylko chwilowo z³e dni ,
no niby jestem inteligentny z twojego pisania nie wynika wcale to ...
i na tym koniec mojej polemiki z Toba
Jestes nie tylko nudny, ale po prostu g³upi. Psychoterapeuta z niedostatkiem jodu :) To norma w Podkarpackiem :)
Jestes nie tylko nudny, ale po prostu g³upi. tym potwierdzi³es ca³kowicie swój pozim intelektualny i to ¿e Ci sie zdaje ¿e jeste¶ z.. no Wa-wy??? typowe zachowanie -- przerost ambicji nad mo¿liwosciami
i chyba do tego masz jeszcze problemy z alkoholem
estes nie tylko nudny, ale po prostu g³upi. Psychoterapeuta z niedostatkiem jodu Smile To norma w Podkarpackiem Smile Ma³o mnie obchodz± Twoje polemiki, ale to nie powód, ¿eby odgrywaæ siê na ca³ym podkarpaciu, wyobra¼ sobie ¿e Bieszczady te¿ le¿± w podkarpackiem
Jorgu¶, mieszkaæ tam, gdzie mieszkasz, to nie wstyd - mysleæ, tak jak my¶lisz - a to ju¿ jest wstyd. No i podziwiam konsekwencjê - podobno zakoñczy³e¶ polemikê ? :)
Ola - nie bierz tego do siebie, nie odgrywam siêr na Podkarpaciu, tylko na kretynach, którzy mog± siê z Podkarpaciem kojarzyæ. A to nie to samo. Je¿eli poczu³as sie dotkniêta, to przepraszam. Pozdrawiam
Jestes nie tylko nudny, ale po prostu g³upi. Nie zapominaj siê. Na forum nie bêdziemy tolerowaæ tego typu zachowañ, chcesz kogo¶ obra¿aæ - Twoja sprawa, ale rób to na priv. Forum nie jest miejscem na wycieczki personalne i epitety. Nikt Cie nie zmusza to bytno¶ci na tym forum, skoro Ci ono nie odpowiada - po czê¶ci to rozumiem gdy¿ jak s±dzê Bieszczady nie s± Twoj± domen± ani miejscem gdzie zdarza Ci siê bywaæ, choæ to akurat nie ma nic do rzeczy.
Proponuje swoje frustracje wy³adowywaæ gdzie indziej. Posty zostawiam, pomimo ¿e to nie pierwszy raz - kolejnych ju¿ nie bêdzie.
Fragmnet o wycieczkach personalnych tudzie¿ etykietach dotyczy równiez u¿ytkownika Joorg.
O... I przyszed³ Wielki Brat... A te podejrzenia o frustracje to sk±d? Ale pozdrawiam :)
Wiewiór Iwan i kruk W³odzimierz siedzieli na dachu recepcji o¶rodka wypoczynkowego w Sêkowcu i zastanawiali siê nad powsta³± sytuacj±. W³odzimierz spogl±da³ na Iwana zdegustowany.
- I pomy¶leæ, ¿e s³u¿y³e¶ kiedy¶ w wywiadzie UPA. Tak siê daæ nabraæ ! „Podgarlakiem” go nazwa³e¶ ...
- Kto by siê spodziewa³, ¿e to A³ganow ? Taki zmieniony ?! I co on tu w ogóle robi ?
- Nafty i gazu ten kacapski szpieg szuka, stary durniu. I to tu, na naszej polskiej ziemi !
- Ale¶ ty opolacza³ z kretesem. Kiedy¶ jej nie uwa¿a³e¶ za polsk± ...
- Trzeba siê pogodziæ z realiami. A co, bronisz tego czekisty ?
W odpowiedzi Iwan tylko zgrzytn±³ swymi imponuj±cymi zêbami. Ostatnie pytanie by³o retoryczne. Obaj ¶miertelnie nienawidzili Zwi±zku Radzieckiego, a obecn± Rosjê uwa¿ali za zwyk³± kontynuatorkê polityki ZSRR.
Co¶ zaszumia³o i na kalenicy wyl±dowa³ inny kruk. M³odszy. Z uwielbieniem wpatrywa³ siê we W³odzimierza.
- Wasza Wielmo¿no¶æ, meldunek przynoszê z podgl±du internetu. Nadaj± po kablach telefonicznych, moi oficerowie odczytali.
- Mów. Zapewne wiesz ju¿, ¿e go¶cimy tu samego A³ganowa ?
- Tak jest. Ale wpadli¶my te¿ na trop jego mocodawcy, tzn. raczej bezpo¶redniego prze³o¿onego.
- Kto to ?
- Na razie znamy tylko jego pseudonim.
- To za ma³o. Jaki¶ pewnie J23 ?
- Podobnie, ale nie tak. Jego kryptonim to Kriss40.
W³odzimierz jednak nie da³ siê zwie¶æ. Choæ oficjalnie twierdzi siê, ¿e te s³u¿by ju¿ nie istniej±, natychmiast wyczu³ w meldunku kolejn± prowokacjê SB
W³odzimierz by³ za starym lisem , który z niejednego pieca jad³ chleb i po chwili zastanowienia stwierdzi³ ,¿e jednak sie myli . Mówisz M³ody Kruku ,¿e na naszym terenie pojawi³ siê jaki¶ J 23 ? no ot czort -mrukn±³ sobie pod nosem , zaci±gaj±c siê g³êboko machork± .W takiej zadumie pozosta³ przez chwil parê i pomy¶la³ , ¿e to jednak nie SB , ten J23 to musi byæ jednak wy¿sza szko³a wywiadu i dywersji .
Nagle zerwa³ siê, wypuszczaj±c przera¼liwie gryz±cy dym machorki , M³ody Kruk a¿ zakaszla³ kraaa kraaa, W³odzimierz wal±c piê¶ci± w stó³ - krzykn±³ .. ten J23 to musi byæ po kursach GRU - mamy go , tak dobrze wyszkolony agent, a zdradzi³ siê nieodpart± ci±gotk± do przekleñstw......
I zabluzga³... I mia³ racjê. £uny w Bieszczadzach.... podobaj± siê kretynom...
Stary, emerytowany le¶niczy z Sêkowca usiad³ na ³aweczce na Sêkowej Górze.
Zapatrzy³ siê melancholijnie w ³unê zachodz±cego nad Bieszczadami s³oñca.
- Ech, jakie piêkne s± te Bieszczadzkie £uny. Jak by³em le¶niczym, nie mia³em czasu na takie "poezyje". Teraz mam go a¿ za wiele. Cz³owiek miêkknie od nieróbstwa.
Jego druh z Otrytu, stary kruk dawno siê nie pokazywa³, jastrzêbia te¿ gdzie¶ wciê³o. Poczu³ siê stary i opuszczony.
Nagle u¶miech rozja¶ni³ pobru¿d¿one lico. Znajome krakanie z charakterystycznym chrypieniem dobieg³o go z pobliskiej ¿erdzi.
- Witaj stary Druhu
-Witaj, Panie Le¶niczy - jest sprawa. Namno¿y³o siê nam na Otrycie ró¿nego ta³atajstwa...
Zda³ pó³g³osem relacjê z ostatnich wydarzeñ.
-Hmmm, zamy¶li³ siê Le¶niczy. Pogadam z Mi¶k± z Otrytu. To jej teren, niech zrobi porz±dek.
-----------------
D³ugi
- Zostawmy tê sprawê lepiej moim analitykom - powiedzia³ po namy¶le wiewiór Iwan. - Oni to dok³adnie rozgryz±. Bo mo¿e to rzeczywi¶cie fa³szywy trop ? Zajmiemy siê tym, jak mu tam, Krissem40, a prawdziwy szef A³ganowa (je¶li jest nim kto¶ inny) wyprowadzi nas w pole.
- A moi ludzie (w ptasich postaciach, naturalnie) ani na moment nie spuszcz± wzroku z A³ganowa w jego nowej postaci. Sam to bêdê osobi¶cie nadzorowa³ - zgodzi³ siê kruk W³odzimierz. - A tak w ogóle, to ju¿ tam frunê ...
Nie by³o takiej potrzeby. Stokówk± od strony Otrytu bieg³a z górki grupka osób, dr±c siê i piszcz±c przera¼liwie. Aktualnie znajdowali siê na wysoko¶ci domku my¶liwskiego. I by³ tam jeszcze kto¶. Za nimi k³usowa³o i g³o¶no rycza³o co¶ brunatnego.
W³odzimierz, obdarzony najlepszym wzrokiem, b³yskawicznie zorientowa³ siê w sytuacji.
Na czele bieg³a piêkna Aneta, najbardziej wysportowana. Byla w koñcu tegoroczn± absolwentk± warszawskiej AWF. Tu¿ za ni± Korybut, o dziwo bez gitary. Za to jego gitar± wymachiwa³ teraz Pawe³, usi³uj±c ni± za wszelk± cenê odgoniæ nied¼wiedzicê, która najwyra¼niej najbardziej zainteresowana by³a A³ganowem, vel Jerzykiem, vel Podgarlakiem.
- Mi¶ka z Otrytu - zakraka³ rado¶nie W³odzimierz. - Zagry¼ go !
Mi¶ka nie dos³ysza³a, a zreszt± nie to by³o jej teraz w g³owie.
Jak±¶ godzinê temu natknê³a siê na tê czwórkê i od razu ukry³a siê w krzakach. Nie zauwa¿yli jej. Nastepnie wêdrowa³a za nimi stokówk± w stronê Sêkowca, a¿ doszli do polany, na której sta³a my¶liwska ambona. Wskazuj±c ambonê Aneta wziê³a Jerzyka na stronê i szepnê³a mu namiêtnie do ucha:
- Chod¼, wejdziemy tam na górê. Zrobiê ci pysznego loda !
Dos³ownie metr od nich zalega³a wtedy Mi¶ka z Otrytu. Us³yszawszy, ¿e jaka¶ warszawska wyw³oka usi³uje robiæ jej konkurencjê, w dodatku na jej w³asnym terenie, ryknê³a g³o¶no i z w¶ciek³o¶ci, i z zazdro¶ci.
I teraz ca³a czwórka bi³a rekord ¶wiata w biegu na 3 km z przeszkodami. Za nimi gna³a MI¶ka, której ma³y grubas wyda³ siê z ca³ego towarzystwa najbardziej ponêtny (taki by³ "misiowaty"). Ju¿ siê oblizywa³a na my¶l, ¿e go za chwilê dopadnie ...
Ju¿ prawie uda³o im siê odsadziæ od nied¼wiedzicy na w miarê bezpieczn± odleg³o¶æ, ale okrzyk W³odzimierza "zagry¼" spowodowa³, ¿e mi¶ka skoczy³a do przodu niczym r±czy jeleñ. Czy to przytêpiony s³uch mi¶ki, czy okrzyki uciekaj±cych zag³uszy³y sens okrzyku, mi¶ka zrozumia³a okrzyk jako ZALI¯!. Dopad³a Podgarlaka, obali³a w krzaki przydro¿ne...
Podgarlakowi strach odebra³ zdolno¶æ ruchu i krzyku. Zobaczy³ nad sob± wielki, czerwony jêzor ociekaj±cy oble¶nie ¶lin±. Zemdla³.
------------------
D³ugi
Mi¶ka opar³a praw± przedni± ³apê na szyi i brodzie Jerzego i jednocze¶nie zaczê³a zêbami szarpaæ mu ubranie na brzuchu, aby go rozebraæ. Nagle zbarania³a (bo nie tylko ludzie baraniej±, nied¼wiedzie równie¿). Pod ³ap± poczu³a jak±¶ jakby gumow±, bardzo elastyczn± pow³okê. Przypominaj±c± ludzkie cia³o, ale nim nie bêd±c±. Szarpnê³a pazurami i ca³o¶æ przyczepi³a siê jej do ³apy. Spod zdartej pow³oki wygl±da³a raczej szczup³a, lekko tylko zaokr±glona na policzkach twarz.
Podobnie by³o ni¿ej. Mi¶ka szarpi±c zêbami ubranie zdar³a je razem ze sztucznym brzuchem. Teraz le¿a³ przed ni± obna¿ony szczup³y mê¿czyzna, jeszcze w stanie omdlenia. Pu³kownik Wo³odia A³ganow we w³asnej osobie. A misterne efekty charakteryzacji dokonanej parê dni temu w lokalu konspiracyjnym w Warszawie przez wybitnego specjalistê, przys³anego specjalnie w tym celu z Moskwy, diabli wziêli.
- Oszustwo - ryknê³a Mi¶ka. Poczu³a siê tak, jak czuje siê na³ogowy alkoholik, któremu zamiast wódki sprzedano wodê w butelce.
Obna¿y³a w¶ciekle k³y i kto wie, co by nast±pi³o, gdyby nie Pawe³. Z furi± roztrzaska³ gitarê na g³owie nied¼wiedzicy, osza³amiaj±c j± i dezorientuj±c na kilkana¶cie sekund. Wystarczy³o to jednak, aby A³ganow, podtrzymywany przez Paw³a, uciek³ razem z nim w kierunku domku my¶liwskiego.
Aneta i Korybut ogl±dali to wszystko zupe³nie zdezorientowani. Nic a nic z tego nie rozumieli.
A³ganow wygl±daj±c przez okno obserwowa³ uwa¿nie oddalaj±c± siê chwiejnym krokiem zupe³nie oszo³omion± nied¼wiedzicê i niepewnie zbli¿aj±cych siê m³odych ludzi.
- Pawe³, masz spluwê, bo moja w tej szamotaninie gdzie¶ wpad³a w ¶nieg.
Pawe³ wyci±gn±³ star± tetetkê: - Tylko ten z³om.
- Za du¿o bêdzie cha³asu i trupy z dziurami wzbudz± od razu podejrzenia... A te torebki z w±glikiem?. Jako¶ musimy siê pozbyæ tej durnej blondyny i Twego kumpla, bo wygadaj± siê przy pierwszej okazji i bêdziemy mieli na karku ca³± komisjê Romana G. Jak sobie pomy¶lê ... to a¿ mróz mi po plecach idzie.
Pawe³ zacz±³ przetrz±saæ zawarto¶æ szafek, lodówki i schowków.
- Mo¿e têpa pi³a? pójdzie na nied¼wiedzicê, pe³no tu jej ¶ladów.
-----------
D³ugi
A³ganow z Paw³em wpadli, ciê¿ko dysz±c, do domku my¶liwskiego. Jeszcze na ostatnich metrach przed drzwiami do budynku zostali, nie wiedzieæ czemu, obfajdani przez stadko kruków i zbombardowani suchymi szyszkami i pustymi orzechami przez gromadkê wiewórek.
Teraz dyszeli ciê¿ko. A³ganow usuwa³ resztki charakteryzacji.
Po namy¶le jednak porzuci³ zmiar mokrej roboty. Ta, jak jej tam, Aneta jest ca³kiem niczego laska. Piêknych kobiet siê nie zabija, s³u¿± do czego innego. Jeszcze siê przyda. Zreszt± ju¿ od dawna mia³ na ni± wielk± ochotê.
A ów m³odziak to jaki¶ zakochany dureñ, szuka obiektu swojej mi³o¶ci. Jak ten jeleñ na rykowisku, nic nie kojarzy, co siê wokó³ dzieje.
- To mo¿e nawet i dobrze siê sk³ada - pomy¶la³. - Zwerbujê go obietnic± znalezienia Asiczki. Ale to potem, teraz trzeba wyj¶æ z bie¿±cych tarapatów.
- To mówisz, ¿e wszystkie tajne dokumenty sp³onê³y w chacie ? - spyta³ Paw³a z nadziej± w g³osie.
- Tak, na pewno. Widzia³em spopielone resztki, jeszcze je rozgniot³em butem.
- Bardzo dobrze, nie tracisz zimnej krwi. Mam godnego nastêpcê. A nasz fundusz operacyjny uratowa³e¶ ?
- Niestety nie. To znaczy na razie nie. Wszystkie dolary poupycha³em do ma³ych torebek foliowych i schowa³em w pustych puszkach po piwie, których pe³no by³o w chacie. Ale wszystko to wcze¶niej wynios³em z chaty, zapakowa³em do dwóch du¿ych toreb plastikowych i ukry³em nieopodal w gêstych krzakach. Ale ogieñ tam nie dotar³, sprawdza³em.
A³ganow by³ bliski apopleksji. Przypomnia³ sobie dwóch meneli, których skutecznie przestraszy³. A zw³aszcza ich dobytek, który ze sob± taszczyli.
- By³o tego ponad 200 tysiêcy dolarów - zdo³a³ wykrztusiæ.
- Dok³adnie 250125 dolarów - sprecyzowa³ Pawe³. - Przeliczy³em, zanim zapakowa³em.
A³ganow wiedzia³ ju¿, ¿e tym razem siê nie spisa³ w roli szpiega i dywersanta. Ale mo¿e jeszcze nie wszystko stracone ? W centrali zawsze wpajali mu, ¿e gdyby wpad³ w tarapaty, ma ich natychmiast o wszystkim poinformowaæ, nic a nic nie ukrywaj±c.
- Przygotuj siê do nadania meldunku do Moskwy - rzuci³ krótko Paw³owi, a sam zacz±³ uk³adaæ tekst depeszy.
Pawe³ pogrzeba³ w zapleczu kuchennym domku my¶liwskiego. Spod garów wyci±gn±³ przemy¶lnie tam ukryt± ma³± radiostacjê. B³yskawicznie j± z³o¿y³, uruchomi³ i wys³a³ zaszyfrowany meldunek pu³kownika A³ganowa do centrali w Moskwie.
************************************************** ************************************************** *****
A tymczasem biedna Misia wlok³a siê sponiewierana z powrotem na Otryt. To naprawdê jest jaki¶ pechowy dzieñ dla niej ! Najpierw brutalnie wybudzono j± ze snu zimowego. Na jej gawrê spad³o z nieba ciê¿kie ¿elastwo (by³y to narzêdzia owych meneli, które Aneta na polecenie „Jerzyka” cisnê³a ze stokówki). Potem napali³a siê na misiowatego t³u¶cioszka, który okaza³ siê byæ jakim¶ ¿ylastym osobnikiem, absolutnie nie w jej typie. Brrr ! Ohyda !
A jeszcze pó¼niej dosta³a w ³eb i do tej pory hucza³o jej w uszach. Zdjê³a sobie wreszcie ko³nierzyk z resztek gitary i wyd³uba³a ostatnie drzazgi z futerka. Z westchnieniem ulgi ju¿ dochodzi³a do swojego zimowego legowiska. Jeszcze tylko kilkadziesi±t metrów.
Zbiegaj±c ze stokówki nieoczekiwanie ujrza³a dwie torby plastikowe. Poniucha³a, delikatnie rozdar³a pazurkiem jedn± z nich i zobaczy³a w ¶rodku mnóstwo puszek po piwie.
- Takie metalowe b³yskotki mi siê przydadz± - zadecydowa³a. - Ale na razie wezmê te torby do gawry. A na wiosnê siê zastanowiê, co z nimi zrobiæ.
Jako¿ i uczyni³a.
Zwinê³a siê k³êbek i prawie natychmiast zasnê³a.
- Ju¿ ja sobie jeszcze jakiego¶ t³u¶cioszka upolujê ! - ¶ni³a. - Jak w maju zorganizuj± tu kolejny KIMB, to siê zaczajê w pobli¿u.
Pozostawmy na razie naszych dotychczasowych bohaterów tej powie¶ci i - ju¿ ca³kowicie puszczaj±c wodze wyobra¼ni - przenie¶my siê o tysi±ce kilometrów w przestrzeni. Za wschodni± granicê, oraz daleko na zachód, a¿ za Atlantyk. Albowiem mia³y tam miejsce wydarzenia, które ju¿ wkrótce spowoduj± powa¿ne komplikacje polityczne w stosunkach NATO - Rosja, a nikomu nie znan± polsk± gminê Lutowiska wprowadz± na pierwsze pozycje najwa¿niejszych ¶wiatowych serwisów informacyjnych.
************************************************** ****************************************
W dalekiej Moskwie, w siedzibie centrali GRU nieopodal lotniska Chodynka, w³a¶nie trwa³a o¿ywiona tajna narada. Poprzedzi³y j± ca³e tygodnie mrówczej pracy analityków, którzy dog³êbnie przestudiowali ostatni meldunek A³ganowa wys³any z Sêkowca. Swój wielki wk³ad wnie¶li równie¿ specjali¶ci od tzw. bia³ego wywiadu. Ci drudzy skupili siê na lekturze polskiej prasy, g³ównie „Echa Bieszczadów”, oraz na wypowiedziach internautów na bieszczadzkim forum dyskusyjnym.
Pierwszy zastêpca szefa GRU przyjmowa³ teraz wspólne sprawozdanie dwóch komendantów najwa¿niejszych jednostek operacyjnych GRU - szefa Zarz±du I („Europa”) i szefa Zarz±du XIV („Nielegalni”). Ale by³ z nich wyra¼nie niezadowolony. Zadawa³ im jeszcze uzupe³niaj±ce pytania.
- To co, wszystko straci³, nic nie zarobi³ ? - by³ zainteresowany poczynaniami A³ganowa. - A tak siê ju¿ raz wspaniale spisa³ w tych polskich Bieszczadach !
Wszyscy uczestnicy narady doskonale wiedzieli, ¿e genera³ pomy¶la³ o brawurowej akcji szpiegowsko - dywersyjnej, niedawno przeprowadzonej w Sêkowcu. Agent zwerbowany przez A³ganowa, usytuowany w gronie uczestników II KIMB, doniós³ by³ o skarbie Sta³ego Bywalca, zakopanym przez Bartka w ogrodzie le¶niczówki. Nastêpnie grupa operacyjna znienacka wtargnê³a na teren le¶niczówki, sterroryzowa³a Basiê (Heñka nie by³o wówczas w domu) i wykopa³a skarb. Potem wywiadowcy szybko siê uwinêli - za³adowali ca³y skarb do trzech zaparkowanych w pobli¿u TIR-ów i ... szukaj wiatru w polu. Po dwóch tygodniach ³adunek spokojnie dotar³ do Moskwy. I pomy¶leæ, ¿e ów skarb starczy³by na pokrycie ca³ego przysz³orocznego bud¿etu GRU, gdyby nie rozkaz prezydenta Putina, który poleci³ przekazaæ po³owê dla FSB (dawniej KGB) ! Jawna niesprawiedliwo¶æ !
Ale to by³o wcze¶niej. Teraz A³ganow znalaz³ siê w opa³ach i trzeba by³o spróbowaæ jako¶ mu pomóc.
- Jak± konkretnie kwot± dysponuje teraz Wo³odia ? - spyta³ genera³. W duchu za³o¿y³, ¿e fundusz operacyjny bêdzie bardzo trudny do odzyskania.
- Dok³adnie z³oty siedemdziesi±t - odpowiedzia³ szef Zarz±du I.
- Dobrze, ¿e chocia¿ ma 70 czego¶ z³otego. A czego konkretnie ? - docieka³ genera³.
Wtedy obecny na odprawie szef Zarz±du Administracyjno - Technicznego GRU wyja¶ni³, ¿e w istocie chodzi tu o ¶rodki finansowe w walucie polskiej, jeden z³oty i 70 gr, które A³ganow odebra³ dwóm pijaczkom na stokówce, nieopodal Chmiela. I ¿e stanowi to równowarto¶æ oko³o pó³ dolara.
Genera³owi a¿ mowê odjê³o z w¶ciek³o¶ci. Ale tylko na chwilê. Potem z furi± wyg³osi³ istn± mowê oskar¿ycielsk± pod adresem swoich podw³adnych, koncentruj±c siê g³ównie na ich pochodzeniu, tj. profesji matek, babek i prababek, obiecuj±c tak¿e rych³± degradacjê i wys³anie ich w charakterze attache kulturalnych do ambasady Federacji Rosyjskiej w afrykañskim pañstwie Burkina Faso.
Iwan Iwanowicz Iwanow, Szef Zarz±du XIV GRU, domy¶li³ siê, ¿e to nie przelewki. Je¶li teraz nie zareaguje i nic konkretnego nie zaproponuje, to naprawdê mo¿e siê zacz±æ pakowaæ. On !? Taki zdolny i inteligentny !
Do tej pory radzi³ sobie wy³±cznie w³asnymi si³ami. ¯adnych pleców i koneksji rodzinnych. Wszystko zawdziêcza³ wy³±cznie sobie. Nawet obecne, bardzo wysokie stanowisko.
Kilkana¶cie lat temu, bêd±c jeszcze m³odszym oficerem ds. polityczno - wychowawczych, wygra³ by³ ogólnoradziecki konkurs na najlepsz± znajomo¶æ ¿yciorysu Stirlitza. Wkrótce potem, te¿ jeszcze przed upadkiem ZSRR, napisa³ i obroni³ rozprawê doktorsk± nt. konieczno¶ci uwzglêdnienia humanistycznych aspektów marksizmu - leninizmu w praktycznej dzia³alno¶ci organów KGB i GRU. By³ to akurat okres pieriestrojki i g³asnosti, wiêc ta praca naukowa okaza³a siê jak najbardziej na czasie. Jej autor zosta³ zauwa¿ony i zapisany w aktach kadrowców Jelcyna, a po nieudanym puczu Janajawa awansowany na szefa zarz±du GRU ds. agentów nielegalnych.
Mia³ teraz utraciæ to stanowisko !? Niedoczekanie ich !
- Towarzyszu Generale, proszê mi pozwoliæ co¶ zaproponowaæ. Mam pewien plan - zacz±³ cicho lecz stanowczo.
Wiceszef GRU, który w miêdzyczasie ju¿ zd±¿y³ och³on±æ po swojej p³omiennej tyradzie, spojrza³ na niego obojêtnie. Z satysfakcj± te¿ zauwa¿y³, ¿e obu podw³adnym po jego wyst±pieniu przyby³o nieco siwych w³osów.
- Ale im da³em popaliæ ! - pomy¶la³.
Bo faktycznie, dwaj pu³kownicy w³a¶nie prze¿ywali koszmarny stres. I wcale nie chodzi³o o to, ¿e genera³ wyjawi³ ich pochodzenie - z tym siê w g³êbi ducha zgadzali, argumenty by³y trudne do podwa¿enia. W koñcu ju¿ w trzecim pokoleniu ka¿dy z nich by³ z nieprawego ³o¿a. Natomiast niezmiernie przerazi³a ich perspektywa degradacji i wyjazdu do jakiego¶ lilipuciego afrykañskiego pañstewka.
- Meldujcie, Iwanow ! - rzuci³ krótko genera³.
- Mam ju¿ praktycznie skompletowan± grupê operacyjn± na wyjazd do Polski, w Bieszczady. Na pomoc Wo³odii - zacz±³ szef zarz±du ds. agentów nielegalnych. - Kobiety -zuchy !
- Baby ? - skrzywi³ siê genera³.
- Tak, ale to nie byle jakie baby. Same absolwentki polonistyki najlepszych naszych uniwersytetów. Po polsku mówi±, a ju¿ na pewno pisz±, lepiej ni¿ po³owa Polaków. Piêæ pañ magister i jedna pani doktor.
- Pan, pani, pañ, pantofel - zacz±³ zgry¼liwie przedrze¼niaæ go genera³. - Co to za ciotki ? A ta doktorka to pewnie ju¿ jaka¶ stara baba !
- Towarzyszu generale, meldujê, ¿e ¿adna z nich nie przekroczy³a jeszcze trzydziestki. Wszystkie s± ³adne, zgrabne i wysportowane. A ta towarzyszka porucznik doktor jest z nich najzdolniejsza. Napisa³a pracê magistersk±, któr± komisja uniwersytecka podnios³a do rangi doktoratu. Bardzo rzadko siê to zdarza, ale jest formalnie dopuszczalne.
- Dlaczego wiêc tym razem tak siê sta³o ?
- Napisa³a pracê z literatury polskiej pt. „Analiza porównawcza utworów Michaliny Wis³ockiej, Lwa Starowicza i Kazimierza Imieliñskiego”. Pod kierunkiem naukowym samego dziekana Wydzia³u Filologii S³owiañskich Uniwersytetu Moskiewskiego, który by³ promotorem tej pracy. Razem wykonali te¿ ca³o¶æ niezbêdnych badañ empirycznych. I st±d ów doktorat.
- Taka to daleko zajdzie - mrukn±³ genera³. Swego czasu czyta³ ksi±¿ki wymienionych autorów, oczywi¶cie w t³umaczeniu rosyjskim. By³y to wydania niskonak³adowe, osi±gaj±ce zawrotne ceny na dawnym radzieckim czarnym rynku. - A pozosta³e piêæ tych kobiet ?
- Równie¿ s± doskona³e. A zreszt± mo¿e siê towarzysz genera³, i wszyscy zebrani tu towarzysze pu³kownicy, przekonaæ osobi¶cie. Akurat za pó³ godziny dziewczyny zaczynaj± pracê w reklamie mody damskiej. Dorabiaj± w ten sposób do niskich pensji oficerskich. Niedaleko st±d. Samochodami dojedziemy tam w kilkana¶cie minut.
- Pu³kowniku, co wy mi tu p..cie ! Mamy ³aziæ na jaki¶ pokaz mody ? A co one tam w ogóle reklamuj± ?
- Dzi¶ jest pokaz bielizny damskiej. Nocne koszulki, biustonosze, halki, figi, stringi, poñczoszki i jeszcze takie tam...
Genera³ z najwy¿szym trudem zachowa³ obojêtny wyraz twarzy. - Ostatecznie, tylko w celach s³u¿bowych naturalnie, mo¿emy siê tam udaæ. Jest to zbyt powa¿ne zadanie, aby powierzyæ je wam do samodzielnego wykonania - zadecydowa³.
W samochodzie (w drodze do teatru, w którym mia³ siê odbyæ pokaz mody) genera³ ³askawie pozwoli³ Iwanowowi zaj±æ miejsce ko³o siebie na tylnym siedzeniu.
- Muszê jeszcze jedn± rzecz wyja¶niæ, towarzyszu generale - szepta³ konfidencjonalnie szef zarz±du XIV. - Dziewczyny reklamuj± nie tylko bieliznê damsk±, ale i najdro¿sze francuskie kosmetyki, w tym dezodoranty intymne i takie¿ p³yny do p³ukania. Jednak nie ka¿dy na widowni bêdzie móg³ siê o tym przekonaæ organoleptycznie. Ale nasza grupa zajmie miejsca w pierwszym rzêdzie, towarzysz genera³ oczywi¶cie w samym ¶rodku, tam gdzie jest najmniejsza (a w zasadzie ¿adna) odleg³o¶æ od wybiegu dla modelek.
- A dotkn±æ te¿ bêdê móg³ ? - wyrwa³o siê genera³owi.
- Ale¿ naturalnie, ale to ju¿ po pokazie. Przecie¿ szkolenie agentek nie zosta³o jeszcze ukoñczone. Wszyscy liczymy na do¶wiadczenie i twórcze wskazówki towarzysza genera³a.
Samochody z piskiem opon hamowa³y przed budynkiem teatru. Pierwsi wyskoczyli z nich ch³opcy ze Specnazu, stanowi±cy obstawê tych ¿o³nierskich dostojników. Utworzyli szpaler, którym dumnie wmaszerowa³a do teatru grupa uczestników niedawnej narady. A jaki¶ namolny ochroniarz budynku, domagaj±cy siê okazania ich zaproszeñ, tak zosta³ umiejêtnie kopniêty w piszczel, ¿e w rezultacie przez kilka najbli¿szych miesiêcy stanie siê pacjentem poradni ortopedycznej.
Genera³ ze ¶wit± weszli na widowniê. Do rozpoczêcia pokazu brakowa³o ju¿ tylko piêciu minut.
Genera³ ze ¶wit± weszli na widowniê. Do rozpoczêcia pokazu brakowa³o ju¿ tylko piêciu minut.
Tak jak siê Iwanow spodziewa³, wszystkie miejsca w pierwszym rzêdzie na widowni ju¿ by³y dawno zajête. Siedzieli tam ró¿nej ma¶ci zboczeñcy, fetyszy¶ci - onani¶ci, którzy ju¿ kilka tygodni wcze¶niej za³atwili sobie, za ciê¿kie pieni±dze, rezerwacjê najlepszych miejsc. W³a¶nie na ten dzieñ. ¦wiat³o na widowni powoli przygasa³o, wiêc niektórzy z nich ju¿ przygotowywali siê do spektaklu, rozpieraj±c siê wygodnie w fotelach, poluzowuj±c paski od spodni i rozpinaj±c zamki b³yskawiczne.
- Poszli wszyscy st±d won - powiedzia³ cicho ale wyra¼nie Iwanow do oble¶nego typa siedz±cego w skrajnym fotelu.
Wzruszyli tylko ramionami, a jeden z nich pos³a³ Iwanowowi krótkiego joba. Co ten bubek sobie wyobra¿a, czego tu szuka ? Guza chyba.
Iwan Iwanowicz skinieniem g³owy przywo³a³ szefa obstawy. Pokaza³ mu wzrokiem rz±d krzese³ zajêtych przez gmeraj±cych w rozporkach popaprañców i u¶miechn±³ siê znacz±co.
Komandir specgrupy Specnazu a¿ zatar³ rêce z uciechy i wyda³ krótkie polecenie podw³adnym. By³o ich tylko dziesiêciu, trzykrotnie mniej ni¿ widzów siedz±cych w pierwszym rzêdzie. No, ale powszechnie wiadomo, ¿e ilo¶æ nigdy nie idzie w parze z jako¶ci±.
Ostatecznie pokaz mody rozpocz±³ siê z nieznacznym opó¼nieniem, gdy¿ organizatorzy musieli wymieniæ trzy po³amane i cztery zakrwawione foteliki. Wezwali te¿ sprz±taczkê, ¿eby zamiot³a pot³uczone okulary, poodrywane guziki, wybite zêby, a nawet dwa j±dra wykopane ¿o³nierskim butem z moszny.
A genera³ i pu³kownicy, prawie ca³e ¶cis³e kierownictwo GRU, mogli ju¿ bez przeszkód, wygodnie siedz±c w pierwszym rzêdzie, ogl±daæ pokaz mody - bielizny damskiej. Zatytu³owany przez organizatorów jako „Noc po¶lubna”.
************************************************** ***************************************
A tymczasem hen, hen, daleko, a¿ na drugiej pó³kuli, za Atlantykiem, Chuck Norris odebra³ rozpaczliwego sms-a od Anety. B³aga³a go, aby - wcze¶niej ni¿ siê umówili - przyjecha³ do Polski i wyci±gn±³ j± z opresji. W tek¶cie wiadomo¶ci by³a jeszcze podana nazwa miejscowo¶ci: Sêkowiec ko³o Zatwarnicy. Wiêcej Aneta nie zd±¿y³a ju¿ napisaæ, gdy¿ Pawe³ wyrwa³ jej komórkê i roztrzaska³ pod obcasem. Kartê SIM przezornie wyj±³ i spali³ w p³omieniu zapalniczki.
W tym miejscu trzeba Szanownym Czytelnikom (ilo¶æ ods³on wskazuje, ¿e s± tacy) wyja¶niæ, i¿ Chuck i Aneta znali siê ju¿ od kilku miesiêcy. Pozna³a go spêdzaj±c swoje ostatnie studenckie wakacje w Kanadzie i ... rozkocha³a w sobie na zabój. Ona sama jedynie trochê by³a w nim zadurzona, a w³a¶ciwie to tylko imponowa³a jej wielka s³awa Chucka Norrisa. No i czu³a siê przy nim bezpieczna.
Chuck ju¿ od pewnego czasu czyni³ starania w celu przyjazdu do Polski. Jako cz³ek stateczny i dojrza³y postanowi³ po³±czyæ przyjemne z po¿ytecznym i za³atwiæ sobie w Polsce jak±¶ pracê. Zajêcie godne Chucka Norrisa, naturalnie.
Najpierw ukoñczy³ z wyró¿nieniem, w trzy dni jako ekstern, kurs jêzyka polskiego dla zaawansowanych. Taki, który zwyczajnym ¶miertelnikom zajmuje co najmniej trzy lata. Przewodnicz±cemu komisji egzaminacyjnej w g³owie siê to nie mog³o zmie¶ciæ i w ostatniej chwili dopisa³ na ¶wiadectwie minus do pi±tki. Gdy jednak podniós³ wzrok i napotka³ zimne spojrzenie Chucka, czym prêdzej przeprawi³ minus na plus. I st±d owo ¶wiadectwo z wyró¿nieniem. Polonista wiedzia³ bowiem, ¿e z Chuckiem nie ma ¿artów. W prasie przeczyta³, ¿e pewn± znan± restauracjê w Nowym Jorku przekszta³cono w bar szybkiej obs³ugi. Dzieñ wcze¶niej wszed³ tam Chuck Norris incognito i nie zosta³ w porê obs³u¿ony.
A praca w Polsce, któr± ofiarowano Chuckowi, by³a niezmiernie presti¿owa i naprawdê jego godna. Sam prezydent Lechos³aw £abêdzki podczas niedawnej wizyty w USA zaproponowa³ mu stanowisko g³ównego gwaranta paktu stabilizacyjnego. Zdawa³ sobie bowiem sprawê, ¿e gdy tylko straszak skrócenia kadencji parlamentu przestanie byæ realny, to zarówno Romuald Tychgier jak i Jêdrzej Perlep wypn± siê na partiê SiP i nie bêd± przestrzegaæ wynegocjowanych teraz ustaleñ. Potrzebny by³ kto¶, kto by ich trzyma³ w ryzach przez ca³y czas, tak¿e po up³ywie konstytucyjnego terminu.
Negocjacje z Chuckiem przeci±ga³y siê jednak - postawi³ ambitne ¿±danie wynagrodzenia w wys. 1 mld z³ miesiêcznie, na co pocz±tkowo nie chcia³ siê zgodziæ prezes Urzêdu Zamówieñ Publicznych. Naciskany przez prezydenckiego brata, Jaromira, jednak w koñcu ust±pi³. Nieoczekiwanie Jaromira popar³a wicepremier i Minister Finasów, profesor Dziêcio³owska. By³a cich± wielbicielk± Chucka, w domu mia³a kolekcjê kaset ze wszystkimi filmami, w których wyst±pi³.
Zw³oka w podpisaniu umowy cywilnoprawnej (umowy o dzie³o na prawach autorskich, bo od takiej jest najni¿szy podatek) pomiêdzy Rz±dem IV RP a Chuckiem Norrisem omal nie spowodowa³a kryzysu w pañstwie. Dos³ownie w ostatniej chwili Jaromir £abêdzki przyjecha³ do brata i wrêczy³ mu podpisan± umowê, stanowi±c± tajny za³±cznik do aneksu do paktu stabilizacyjnego. Dziennikarzom na odczepne pokazano sam aneks, w którym by³a mowa o jakim¶ punkcie 4a.
A prezydent Lechos³aw £abêdzki z godno¶ci± wyg³osi³ orêdzie do narodu, w którym poinformowa³, czego tego dnia nie zrobi.
Wszystko by³o ju¿ zatem dopiête. Otrzymawszy owego rozpaczliwego sms-a od Anety, Chuck przyspieszy³ o kilka dni wylot do Polski. Postanowi³ polecieæ „Lotem”. Chcia³ jak najszybciej przesi±kn±æ atmosfer± dalekiego kraju, do którego, nie wiadomo na jak d³ugo (mo¿e na sta³e ?) siê udawa³.
Podinspektor Policji, dowódca grupy antyterrorystycznej na pok³adzie samolotu, natychmiast go rozpozna³. Zameldowa³ siê s³u¿bi¶cie i poprosi³ o autograf. Pochlebi³o to Chuckowi.
- Jeste¶ wolny. Ty i twoi ludzie. Zwied¼cie sobie Nowy Jork i wracajcie nastêpnym rejsowym samolotem. Jak ja tu jestem, nic nikomu nie grozi - powiedzia³ Chuck do szefa grupy AT.
Ch³opakom nie trzeba by³o tego dwa razy powtarzaæ. A wykonanie polecenia by³o nawet ich obowi±zkiem, gdy¿ Chuck Norris okaza³ im równie¿ upowa¿nienie podpisane przez samego Zwierzchnika Si³ Zbrojnych, w którym sta³o czarno na bia³ym, ¿e Wojsko Polskie oraz wszystkie polskie s³u¿by mundurowe musz± niezw³ocznie wykonywaæ wszelkie jego polecenia.
Komandosi AT zeszli zatem z pok³adu samolotu PLL LOT.
Na tak± okazjê ju¿ od dawna czeka³o na lotnisku im. J. Kennedy’ego sze¶ciu fedainów, wyznawców Imama Walcz±cego. Udaj±c pasa¿erów weszli na pok³ad samolotu. Zdo³ali te¿ przemyciæ ostre maczety, wykonane ze specjalnego sztucznego tworzywa, nieuchwytne dla lotniskowego wykrywacza metalu. Otrzymali zadanie porwania samolotu i uderzenia nim w jaki¶ wielki budynek w Stanach, Europie Zachodniej, ostatecznie w Polsce.
Samolot z kompletem pasa¿erów na pok³adzie wystartowa³ i nabra³ wysoko¶ci. Gdy tylko stewardessa pozwoli³a rozpi±æ pasy, terrory¶ci postanowili przyst±piæ do dzia³ania. Na pocz±tek, aby za³oga samolotu zorientowa³a siê, ¿e to nie przelewki i ¶lepo wykonywa³a ich rozkazy, postanowili zar¿n±æ którego¶ z pasa¿erów. I to nie babê ani dziecko. Najlepiej jakiego¶ faceta w ¶rednim wieku. Dowódca fedainów wybra³ w tym celu samotnego mê¿czyznê pij±cego kawê i czytaj±cego gazetê w jakim¶ nieznanym jêzyku. Wskaza³ go wzrokiem. Jeden ze straceñców, udaj±c potrzebê pój¶cia do toalety, zacz±³ siê zbli¿aæ do wytypowanej ofiary.
Gdy tylko samolot nabra³ wysoko¶ci, Chuck Norris przyj±³ poczêstunek kaw±. Spodeczek z fili¿ank± trzyma³ w lewej rêce. Z oferowanych polskich gazet wybra³ „Echo Bieszczadów”. W³a¶nie poch³oniêty by³ lektur± artyku³u Joanny Sz., gdy jaki¶ typ o wygl±dzie orientalnym zacz±³ co¶ do niego, w niezrozumia³ym jêzyku, wrzeszczeæ i machaæ rêkami przed g³ow±.
- Pêd¼ sokole, bo ciê zap...lê - powiedzia³ do niego Chuck æwicz±c swój jêzyk polski.
Wtedy fedain wyj±³ swój plastikowy nó¿ i rzuci³ siê na Norrisa. Do³±czyli do niego kompani, zarazem obwieszczaj±c pasa¿erom, ¿e samolot zosta³ porwany. A zaatakowanego mê¿czyzny po prostu nie poznali. I nic w tym dziwnego. Szkoleni byli daleko od Ameryki, w górskich bazach Al Kaidy na pograniczu Afganistanu i Pakistanu. Nie chodzili do kina ani nie ogl±dali TV - tych wynalazków szatana. W ¿yciu ka¿dy z nich przeczyta³ tylko dwie ksi±¿ki: Koran oraz instrukcjê obs³ugi ka³asznikowa.
Chuck Norris w¶ciek³ siê nie na ¿arty. Wylano mu kawê, a ulubion± gazetê pociêto jakim¶ sztucznym no¿em. ¦wiêty by siê zdenerwowa³. Uchylaj±c siê od ciosów maczetami, Chuck b³yskawicznie zlikwidowa³ ca³± szóstkê terrorystów, ciosami karate rozwalaj±c im krêgos³upy i czaszki. Poczym wywlók³ ich na ty³ samolotu, otworzy³ hermetycznie zamkniête drzwi i kopniakami wyrzuca³ trupy na zewn±trz. Aby nie dopu¶ciæ do efektu dekompresji, jednocze¶nie silnie dmucha³ w kierunku otwartych drzwi, równowa¿±c w ten sposób si³ê pêdu powietrza wynikaj±c± z ró¿nicy ci¶nienia atmosferycznego na pok³adzie samolotu i na zewn±trz.
Wyrzuci³ ostatniego trupa i znów szczelnie zamkn±³ klapê drzwi wej¶ciowych. Otrzepa³ rêce, poprawi³ krawat i wróci³ na swoje miejsce w kabinie pasa¿erskiej.
Otrzepa³ rêce, poprawi³ krawat i wróci³ na swoje miejsce w kabinie pasa¿erskiej.
Pasa¿erowie przyjêli go z rozhisteryzowanym uwielbieniem. W koñcu, bez przesady, okaza³ siê ich wybawc±. W kolejce ustawili siê do Chucka Norrisa po autograf.
W tym czasie kapitan statku powietrznego poinformowa³ Okêcie przez radio, ¿e sytuacja zosta³a ju¿ opanowana, zwiê¼le referuj±c przebieg zdarzeñ. A wiêc Sztab Kryzysowy, który w³a¶nie siê ukonstytuowa³, tylko przyzna³ sobie diety i przemianowa³ siê na Komitet Powitalny.
Kapitan samolotu te¿ nie okaza³ siê niewdziêcznikiem. Zaprosi³ Chucka do kabiny pilotów, kaza³ drugiemu pilotowi zwolniæ wygodny fotel i ... gestem nie znosz±cym sprzeciwu przywo³a³ najpiêkniejsz± stewardessê, wicemiss Polonia z roku 2000.
Chuck Norris ³askawie j± zaliczy³, odprê¿aj±c siê po niedawnym horrorze. Dziewczyna by³a zaszczycona i zachwycona my¶l±, ¿e jej kole¿anki, gdy siê dowiedz±, to pêkn± z zazdro¶ci. I tylko tym by³a zachwycona. Chuck Norris okaza³ siê bowiem, jak to zwykle on, diablo szybki w dzia³aniu. Dziewczyna pomy¶la³a, ¿e to pocz±tek, a to by³ ju¿ koniec.
Kilka dni pó¼niej podejrzewa³a nawet, ¿e to siê jej w ogóle nie przytrafi³o, ¿e to tylko sen jaki¶. Ale ju¿ po kilku tygodniach w±tpliwo¶ci ust±pi³y, a zaczê³y siê md³o¶ci. Chuck Norris by³ bowiem nie tylko szybki, ale te¿ perfekcyjnie skuteczny.
A po dziewiêciu miesi±cach od owego feralnego lotu stewardessa urodzi³a prze¶liczn± córeczkê. Wcze¶niej w ogóle nie by³o potrzeby robiæ badania USG w celu sprawdzenia p³ci dziecka. I tak powszechnie wiadomo, ¿e z ch³opa zucha zawsze dziewucha. Piêkna mama mog³a wyst±piæ o becikowe.
Wyprzedzili¶my trochê bieg czasu. Przywróæmy wiêc chronologiê naszej akcji.
Samolot ³adnie wyl±dowa³ na Okêciu, a Chucka Norrisa przywita³ komitet powitalno - dziêkczynny. Komitetowi nie dane by³o jednak zaprezentowaæ ca³ej przygotowanej ceremonii, gdy¿ pu³kownik z BOR-u, który nie wiadomo kiedy siê tu pojawi³, uj±³ pod rêkê Chucka i szepn±³ mu:
- Prezydent Lechos³aw £abêdzki oczekuje Pana. Bêdzie te¿ jego brat, Jaromir.
************************************************** ****************************************
A tymczasem wykopani przez Chucka Norrisa z samolotu mud¿ahedini, fedaini, talibowie, czy jak tam siê owa swo³ocz wabi, dolecieli przez atmosferê ziemsk±, a nastêpnie przez kosmos, w za¶wiaty. Z ³oskotem l±dowali przed ¦wiêtym Piotrem, który jednak przyjmowa³ ich tak, jak niegdy¶ ¶p. Kazimierz Deyna podanie, tj. od razu wykopywa³ z woleja dalej, celnie w ¶wiat³o bramki przeciwnika. Jak siê nietrudno domy¶liæ, owym przeciwnikiem by³ sam Lucyfer.
W³adca Piekie³ siedzia³ w³a¶nie przed komputerem i odbiera³ e-maila z wiadomo¶ci± o swoich sze¶ciu nowych pensjonariuszach. Dy¿urny czart wprowadzi³ ich przed oblicze w³adcy i kopniakami zmusi³, aby padli na twarz.
- Sam Mahomet siê do was nie przyznaje. O w³a¶nie, od niego te¿ teraz dosta³em e-maila. Tak wiêc nie t³umaczy was nawet dzia³anie w dobrej wierze - poinformowa³ ich Lucyfer.
Terrory¶ci zaczêli mu jeden przez drugiego, na wy¶cigi, wyja¶niaæ:
- To jakie¶ piekielne (nomen omen) nieporozumienie. My zas³u¿yli¶my na raj, a nie na piek³o. A tak w ogóle, to gdzie s± dziewice ?
- Jakie dziewice ?
- Te, które nam obieca³ Usama ibn Ladin. Hurysy bêd±ce dziewicami, a mimo to bardzo, ale to bardzo dobre w ³ó¿ku.
Lucyfer straci³ cierpliwo¶æ. Ju¿, ju¿ mia³ zacz±æ ich flekowaæ, gdy nagle jakby siê opamiêta³.
- Dziewic zabrak³o. Trzeba by³o czytaæ duñsk± prasê - zadrwi³. - Ale mam dla was kobietkê, jedn± na sze¶ciu, ale sobie poradzi.
A do dy¿urnego diab³a rykn±³:
- Prowad¼ ich do Baby z Piek³a Rodem. Tej, od której m±¿ uciek³ a¿ na ksiê¿yc.
Starszy piekielny zaprowadzi³ ich do niewielkiego lokalu przypominaj±cego polskie M-3 z okresu pó¼nego Gomu³ki. Otworzy³ drzwi i, z wyra¼nym strachem w oczach, jêkliwie zaanonsowa³:
- Mi³o¶ciwa pani, to tylko ja, wpad³em na chwilkê. Przyprowadzi³em dla pani s³u¿±cych: kuchennych, ³aziebnych, pokojowych. Szef pozwala jejmo¶ci dysponowaæ nimi do woli i bez ograniczeñ.
Z kuchni wylaz³o wielkie babsko z wa³kiem do ciasta w d³oni.
- Powiedz swojemu szefowi, ¿e z nim te¿ siê policzê. Mia³ mieszkaæ ze mn± bez przerwy przez ca³y rok. Sam Mickiewicz o tym pisa³ !
- Ja¶nie wielmo¿ny Lucyfer jest bardzo zajêty, ale pozdrawia jejmo¶ciankê serdecznie - wykrztusi³ diabe³ i da³ czym prêdzej drapaka. Nie zapomnia³ jednak starannie zamkn±æ za sob± pancernych drzwi od owego „mieszkania”.
Tymczasem Piekielna Niewiasta rozkoszowa³ siê wzrokiem (na razie tylko wzrokiem), ogl±daj±c swoich sze¶ciu niewolników.
- Poznajmy siê - powiedzia³a na pocz±tek. - Jestem Pani Twardowska, polska szlachcianka, wy kobyle syny !
************************************************** ****************************************
Chuck Norris pi³ kawê w prywatnym apartamencie Prezydenta £abêdzkiego. Oprócz Prezydenta i Chucka w tym kameralnym przyjêciu uczestniczy³ prezydencki brat Jaromir, zaufany pose³ Edgar Ma³gorzacki, a tak¿e I Dama IV RP. Z Ni± zrobiono Chuckowi nawet zdjêcie:
http://www.angora.com.pl/archiwum/?y=2006&is=267&part=2
- Nie masz na razie zbyt wiele do roboty - poinformowa³ Chucka Jaromir. - Pakt stabilizacyjny nie jest jeszcze zagro¿ony. Rozejrzyj siê trochê po Polsce, to piêkny kraj.
- A dziêkujê bardzo. Chêtnie. Wybra³em ju¿ sobie nawet miejscowo¶æ, do której, za pana przyzwoleniem, siê wybiorê.
- Masz moj± zgodê, b±d¼ tylko stale pod komórk±. A có¿ to za miejscowo¶æ ?
- Sêkowiec, ko³o Zatwarnicy.
- A gdzie to jest ?
- Nie wiem. My¶la³em, ¿e tu siê dowiem. Znam tylko nazwê miejscowo¶ci. Mam j± nawet zapisan± w telefonie komórkowym - Chuck Norris odczyta³ tre¶æ smsa otrzymanego kilka dni wcze¶niej od piêknej Anety.
- Nie wiem. My¶la³em, ¿e tu siê dowiem. Znam tylko nazwê miejscowo¶ci. Mam j± nawet zapisan± w telefonie komórkowym - Chuck Norris odczyta³ tre¶æ smsa otrzymanego kilka dni wcze¶niej od piêknej Anety.
- Nie szkodzi, zaraz ci pomo¿emy - odpar³ Jaromir £abêdzki. A sekretarce poleci³:
- Przynie¶ atlas samochodowy i wezwij szefa ABW.
Po kilku minutach ju¿ wszyscy wiedzieli, ¿e Zatwarnica znajduje siê w gminie Lutowiska, a jej przysió³ek, Sêkowiec, po³o¿ony jest po obu stronach Sanu, pod górskim pasmem Otrytu.
Zameldowa³ siê te¿ nowy szef ABW. Strzeli³ gracko obcasami, jakby dotychczas s³u¿y³ w wojsku, a nie w stra¿y miejskiej.
- Co wiesz o okolicach Otrytu - zacz±³ go indagowaæ szef klubu parlamentarnego SiP, Edgar Ma³gorzacki.
- Ja osobi¶cie, to wiem na ten temat niewiele. Ot, tyle tylko, ¿e te tereny powróci³y do Polski dopiero sze¶æ lat po wojnie. I ¿e znajduje siê tam Chata Socjologa, dopiero co odbudowana po po¿arze.
- Przypominam sobie - powiedzia³ równocze¶nie ka¿dy z bli¼niaków.
Nieraz zaczynali mówiæ o tym samym, zupe³nie niezale¿nie od siebie (jak to siê czêsto zdarza u bli¼ni±t jednojajowych). Lechos³aw u¶miechn±³ siê i pozwoli³ Jaromirowi dokoñczyæ:
- Akurat koñczyli¶my studia na UW, gdy to schronisko zaczynano budowaæ.
- Dobrze. Ale teraz, to kto tu, w Warszawie, mo¿e nam co¶ o tych okolicach opowiedzieæ ? - zapyta³ Prezydent.
- Z mojej informacji agenturalnej wynika, ¿e s± tylko dwa takie o¶rodki - meldowa³ szef ABW. - Jeden to Klub Otrycki, a drugi to grupa Sta³ego Bywalca. Do którego z nich mam zadzwoniæ ?
- Do Klubu lepiej nie telefonuj - z rezygnacj± westchn±³ Jaromir £abêdzki. - Chyba za du¿o w¶ród nich sympatyków lewusów i cieniasów, ¿e siê tak wyra¿ê, u¿ywaj±c terminologii synka naszego Kazimierkiewicza.
- Nie rozumiem, co te polskie synonimy oznaczaj± - zauwa¿y³ Chuck Norris.
- Lewus to lewicowiec, a cienias to kto¶ s³aby w jakiej¶ dziedzinie, w tym wypadku w polityce. A konkretnie cieniasami nazywamy kierownictwo partii OP - wyja¶ni³ Jaromir, a Lechos³aw uzupe³ni³ to krótk± prelekcj±:
- Jak ich nie nazywaæ cieniasami, skoro ju¿ w wyborach prezydenckich dali plamê. Wystawili przeciwko mnie Ronalda Kusta. I bardzo, bardzo dobrze ! Bo pomy¶l sam: ja nazywam siê Lechos³aw £abêdzki. Imiê i nazwisko w 100 % polskie, s³owiañskie. A Ronald Kust ? Ani polskie imiê, ani nazwisko. Owszem, zebra³ sporo g³osów, g³ównie od m³odzie¿y, biznesu, mieszkañców wielkich miast, internautów i ludzi bywaj±cych zagranic±. Ale to nie wystarczy w wyborach powszechnych ! Moher, sztruks i ortalion by³y przeciw. Dla nich Ronald Kust to brzmi jak jaki¶ mason, ¯yd albo i Wehrmacht. Ojciec Dyrektor te¿ siê jednoznacznie zadeklarowa³. Nec Herkules contra plures ! I przede wszystkim dlatego ci liderzy partii OP to cieniasy. A przecie¿ mogli przeciwstawiæ mi Bronis³awa Roweckiego. Piêkne, polskie historyczne nazwisko, dowódcy Armii Krajowej. Na niego to dopiero musimy specjalnie uwa¿aæ ! Dlatego te¿ pó¼niej nie zgodzili¶my siê, aby zosta³ marsza³kiem Sejmu IV RP.
- No dobrze, a ten Sta³y Bywalec, czy jak mu tam, to nam sprzyja ? - Jaromir przerwa³ uczony wyk³ad brata, zwracaj±c siê do szefa ABW.
- Analiza tego co pisze i co mówi, wskazuje, ¿e jest bardziej neutralny. On tak historycznie, na zasadzie przyzwyczajenia popiera lewusów. Kiedy¶ go nauczyli, ¿e g³osuje siê bez skre¶leñ, i tak mu ju¿ pozosta³o. W kwestiach gospodarczych natomiast sprzyja cieniasom. Libera³ i monetarysta, psiakrew ! Zwolennik tego cholernego Balcerzaka, który musi odej¶æ ! Ale te¿ Sta³y Bywalec lubi, jak jest w spo³eczeñstwie Ordnung i dlatego z nami te¿ sporo sympatyzuje. Twierdzi, ¿e gdyby¶my nie czepiali siê polityki monetarnej Balcerzaka, to by nas popiera³.
- No to dzwoñ do niego - zadecydowa³ krótko Jaromir £abêdzki. - I w³±cz nag³o¶nienie.
Ju¿ po chwili wszyscy us³yszeli przejêty g³os Sta³ego Bywalca, który zacz±³ im referowaæ, jak przepiêkne s± tereny gminy Lutowiska, a zw³aszcza te przecudne doliny nadsañskie.
- Dobra, dobra. Nam nie o to chodzi, streszczaj siê ! - rozkaza³ by³y Komendant Stra¿y Miejskiej w Warszawie. - Najlepsza mapa, przewodnik i gdzie to kupiæ, melduj krótko !
- Tak jest ! Mapa Compassu, przewodnik Rewaszu, a kupiæ je mo¿na w sklepach „Podró¿nika” na ul. Grójeckiej 46/50 i tu¿ obok, na ul. Kaliskiej.
Jak siê nietrudno domy¶liæ, nastêpny telefon by³ do sklepu „Podró¿nika”. A po pó³ godzinie przegl±dali ju¿ mapê Bieszczadów i przewodnik dla prawdziwego turysty.
- We¼ to i jed¼ do tej swojej damy - zezwoli³ Chuckowi Jaromir £abêdzki. - I tak, jak ci ju¿ mówi³em, miej stale w³±czon± komórkê !
- Yes, Sir ! - odmeldowa³ siê Chuck Norris.
Przenocowa³ w lokalu konspiracyjnym ABW pod adresem [urzêdowa ingerencja cenzury]. Przed za¶niêciem nauczy³ siê na pamiêæ ca³ego przewodnika Rewaszu. Mimo grubo¶ci tej ksi±¿ki, bêd±cej w istocie ma³± bieszczadzk± encyklopedi±, zajê³o mu to tylko 15 minut.
Nastêpnego dnia kupi³ terenow± toyotê i podjecha³ ni± na ul. Grójeck± i Kalisk±. Znajduj± siê tam a¿ 3 sklepy „Podró¿nika” - jeden na Grójeckiej, a dwa tu¿ obok, na Kaliskiej. Zaopatrzy³ siê w nich w odpowiedni ubiór i sprzêt. Sprawunkami za³adowa³ pó³ samochodu. Gdy us³ysza³, ile ma zap³aciæ, poprosi³ o wystawienie tego bardzo s³onego rachunku na kancelariê premiera Marcina Kazimierkiewicza. Potem zjad³ pyszny obiadek w malutkim, skromnym barze „Korona” na ul. S³upeckiej, tu¿ przy Pl. Narutowicza.
- Komu w drogê, temu czas - przypomnia³ sobie polskie przys³owie.
I Chuck Norris wyruszy³ w Bieszczady. Gdzie¶ tak po oko³o pó³torej godzinie jazdy zbli¿a³ siê ju¿ do Rzeszowa. Przemkn±³ jak rakieta bardzo w±skimi uliczkami G³ogowa Ma³opolskiego, a wywo³any tym pêd powietrza zatrzaskiwa³ okna ma³ych kamieniczek. Ca³y czas s³ucha³ radia, podnosz±c poziom swojej znajomo¶ci jêzyka polskiego.
W pewnej chwili omal nie spowodowa³ wypadku, tak siê zdenerwowa³ tym, co mówi³ spiker. A mówi³, ¿e do gabinetów weterynaryjnych zg³aszaj± siê ludzie z kotami, aby je u¶piæ, bo mog± byæ chore na ptasi± grypê.
Chuck kl±³ jak pijany kowboj po angielsku i po polsku jak pomocnik murarza. Zjecha³ na pobocze, zatrzyma³ siê i w³±czy³ ¶wiat³a awaryjne. Wyj±³ komórkê, zadzwoni³ do kancelarii Kazimierkiewicza, przedstawi³ siê i kaza³ siê po³±czyæ z Naczelnym Lekarzem Weterynarii Kraju.
- Du¿o macie takich zg³oszeñ usypiania kotów, bo mog± byæ nosicielami wirusa H5N1 ? - spyta³.
- No, niestety, jest tego trochê - odpar³ g³ówny nieludzki doktor z rezygnacj± w g³osie.
- To usypiaæ natychmiast ! Rozkazujê !
- Ale¿ Mr. Norris, tak nie mo¿na ! Te koty wcale nie musz± zachorowaæ, a ju¿ bardzo w±tpliwe jest, aby ludzie siê od nich zarazili ptasi± gryp±.
- Pan mnie ¼le zrozumia³, doktorze. Ludzi usypiaæ ! Ka¿dego, kto przyniesie kota do u¶pienia !
- A, to ju¿ zupe³nie co innego, Mr. Norris. Nas nie obowi±zuje przysiêga Hipokratesa. Jeste¶my lekarzami weterynarii a nie medycyny. Ale mo¿e daæ mi pan ten rozkaz na pi¶mie ?
- Oczywi¶cie. Proszê podyktowaæ mi numer swojej komórki. Za chwilê wy¶lê panu sms-a.
I Chuck Norris potwierdzi³ sms-em ów wydany rozkaz, obci±¿aj±c w ten sposób ZUS wyp³at± zasi³ków pogrzebowych na rzecz rodzin kilkunastu durniów p³ci obojga.
Wys³awszy sms-a, Chuck przyczepi³ „koguta” na dachu toyoty i w 2 minuty przemkn±³ przez ca³y Rzeszów. Wcze¶niej, przeje¿d¿aj±c przez Radom, zapomnia³ tego uczyniæ i musia³ potem rozwaliæ cztery policyjne blokady drogowe, zanim wyja¶ni³o siê, jaki¿ to VIP tak pêdzi po polskich drogach ponad 200 km/godz.
Kilkana¶cie minut pó¼niej doje¿d¿a³ ju¿ do Lutowisk. Na drodze ze wzniesienia przyhamowa³, aby rozkoszowaæ siê widokiem naprawdê piêknego krajobrazu.
- Potrzebne mi zaopatrzenie w ¿ywno¶æ i napoje. Poza tym warto by zasiêgn±æ jêzyka - pomy¶la³.
Skrêci³ w lewo i zaparkowa³ na skwerku przy dwóch sklepach „delikatesowych”. Powy¿ej zauwa¿y³ „galerio - kawiarniê” (niegdy¶ tam te¿ by³ sklep). Wysiad³ z samochodu i uda³ siê w kierunku pawilonu bardziej po³o¿onego w g³êbi placu.
************************************************** ****************************************
W tym samym czasie w Pa³acu Prezydenckim koñczy³a w³a¶nie obradowaæ Rada Gabinetowa, której posiedzenie by³o w ca³o¶ci po¶wiêcone misji Chucka Norrisa.
- Pomys³ doskona³y - zgodzi³ siê premier Kazimierkiewicz. - Ale nigdy nie zaakceptujê wysoko¶ci obiecanego mu wynagrodzenia. Jeden miliard z³otych miesiêcznie !? Absolutnie siê na to nie zgadzam. To mi rozwali bud¿et. Prêdzej zg³oszê dymisjê gabinetu.
- Zg³osisz j± dopiero wtedy, gdy bêdzie taka potrzeba, serdeñko. Byæ mo¿e ju¿ nied³ugo - warkn±³ na niego Jaromir £abêdzki, uczestnicz±cy w naradzie w charakterze zaproszonego go¶cia.
- Panowie, b³agam was, tylko spokojnie, nie k³óæcie siê - zaczê³a wicepremier, profesor Zofia Dziêcio³owska. - Od czego macie mnie ? Zaufajcie mi. Wiem, jak z tego wybrn±æ.
- Jak ? - zainteresowa³ siê sam Lechos³aw £abêdzki.
- Do ustawy o podatku PIT wpiszemy specjalnie czwarty próg podatkowy, ze stawk± 99,99 %. A ten próg to w³a¶nie 1 mld z³. ¯aden z pos³ów ani dziennikarzy nie zaprotestuje, przecie¿ nikt poza Chuckiem Norrisem nie ma w Polsce takiej pensji brutto.
- No dobrze, ale ów próg podatkowy bêdzie obowi±zywaæ dopiero od nadwy¿ki ... - zacz±³ zg³aszaæ swoje w±tpliwo¶ci drugi wicepremier, Lucjan Nord.
- A pójdziesz ty w kamasze, daj¿e mi skoñczyæ ! - za¶mia³a siê prof. Dziêcio³owska. - Stawki i progi podatkowe ustalimy tak, jak niegdy¶ robi³ to W³adys³aw Gomu³ka. To znaczy nie od nadwy¿ki, lecz od ca³o¶ci uposa¿enia. Poczytaj sobie trochê historiê my¶li ekonomicznej. Ci, którzy za czasów Gomu³ki mieli formalnie wy¿sze pensje brutto, czêsto w istocie netto otrzymywali mniej, ni¿ ci rzekomo gorzej od nich zarabiaj±cy. Tak, aby ludziska nie gonili za mamon±, a ¿yli jedynie s³uszn± ideologi±.
- No to straszny gwa³t siê w Polsce podniesie - nie dawa³ za wygran± wicepremier Nord.
- Nic podobnego. Taki mechanizm wprowadzimy tylko dla wynagrodzeñ w wysoko¶ci co najmniej 1 mld z³ - skoñczy³a referowaæ swój plan Zofia Dziêcio³owska.
Jaromir £abêdzki nie wtr±ca³ siê dotychczas do tej wymiany zdañ pomiêdzy wicepremierami. Teraz wzi±³ kalkulator i wyliczy³: 1 mld z³ x 0,01 % = 100 tys. z³.
- Tyle otrzyma na rêkê co miesi±c - zawyrokowa³.
- To ma³o ? Rocznie wychodzi 1 mln 200 tys. z³. I to netto, na r±czkê. Tyle, Marcinku, jeszcze wygospodarujê, nie martw siê - prof. Dziêcio³owska uspokaja³a premiera Kazimierkiewicza.
Jaromir za¶ my¶la³ g³o¶no dalej:
- A Mr. Norrisowi wyt³umaczymy, ¿e zasz³a pomy³ka. ¯e negocjuj±cy z nim w naszym imieniu urzêdnik polskiej ambasady w USA to stary komuch, siedz±cy na placówce zagranicznej od wielu lat i przez to nie znaj±cy krajowych realiów. Zapomnia³ o denominacji z³otego w 1995 r. I ¿e jak my¶la³ o jednym miliardzie z³otych, to mia³ na my¶li kwotê sprzed denominacji. I to nawet siê idealnie zgadza z planem naszej kochanej Zosi. Przecie¿ 1 mld starych z³otych to dok³adnie 100 tys. z³otych nowych, po denominacji od 1 stycznia 1995 r.
- Akceptujê i zamykam posiedzenie Rady Gabinetowej - obwie¶ci³ Prezydent Lechos³aw £abêdzki.
- Akceptujê i zamykam posiedzenie Rady Gabinetowej - obwie¶ci³ prezydent Lechos³aw £abêdzki.
Yes, yes, yes!!! - ucieszy³ siê premier Kazimierkiewicz. - To mi siê podoba, tyle to nasz bud¿et jeszcze jako¶ wytrzyma!
Jednak miesi±c pó¼niej jego rado¶æ nieoczekiwanie uleg³a zm±ceniu. Osobi¶cie, nie korzystaj±c z us³ug sekretarki, po³±czy³ siê z wicepremier Dziêcio³owsk±.
- Co ty, Zo¶ka, najlepszego wyprawiasz ? - zapyta³. - Przecie¿ miesi±c temu sama zaproponowa³a¶ sposób rozwi±zania problemu pensji tego Chucka Norrisa. Sam Pierwszy to zaakceptowa³! I sejm ju¿ zd±¿y³ znowelizowaæ ustawê o PIT.
- Zgadza siê. I ja nic nie zmieni³am. O co ci chodzi? - us³ysza³ w s³uchawce telefonu ³±czno¶ci rz±dowej.
- A o to, ¿e min±³ miesi±c i zgodnie z Kodeksem pracy kaza³em g³ównemu ksiêgowemu mojej Kancelarii przelaæ na konto Norrisa te 100 tys. z³ netto, ju¿ po potr±ceniu podatku w skali 99,99 %.
- No i dobrze zrobi³e¶. W czym wiêc tkwi problem?
- A w tym, ¿e twój wiceminister finansów, Cezary Podszyciele¶ne, wydzwania teraz uporczywie do szefa finansów mojej Kancelarii i ka¿e odprowadziæ do bud¿etu zaliczkê z tytu³u PIT Norrisa. Dok³adnie 999 mln 900 tys. z³!
- No wiesz, Marcinku, formalnie tê sprawê rozpatruj±c, to Cezary ma racjê. Pan Chuck Norris jest podatnikiem, ale p³atnikiem jego podatku to jednak ty jeste¶ - my¶la³a g³o¶no profesor Dziêcio³owska. - I skoro on zarabia u ciebie 1 mld z³ miesiêcznie brutto, to przecie¿ ty powiniene¶ odprowadziæ do bud¿etu zaliczkê na podatek od tego wynagrodzenia.
- Ale¿ to jaki¶ absurd i horror! Przecie¿ ja nawet w skali roku nie mam tyle na ca³± moj± Kancelariê! A on mi ka¿e p³aciæ tê kwotê co miesi±c! A ja te¿ mam swoje wydatki, i to ca³kiem niema³e! Na przyk³ad niedawno musia³em zap³aciæ Chodzeniowi z Piaseczna za terenow± toyotê, a „Podró¿nikowi” za ubiór i sprzêt turystyczny. Wszystko to by³y zakupy naszego kochanego Chucka Norrisa!
- Nie denerwuj siê tak, Marcinku. Znalaz³am rozwi±zanie. Ja co prawda, nawet jako wicepremier i minister finansów, nie mogê nikogo od tych p³atno¶ci zwolniæ, ale przecie¿ mogê je sprolongowaæ! Odsuniemy te p³atno¶ci w czasie.
- Ale co to da ? Przecie¿, skoro p³acimy Norrisowi pensjê netto, to te zaleg³e zaliczki na podatek i tak bêdê musia³ kiedy¶ odprowadziæ do bud¿etu!
- Ty? Nieee. To ju¿ zmartwienie twojego nastêpcy. Po zmianie rz±du, gdy my bêdziemy w opozycji. I my wtedy g³o¶no w mediach zaprotestujemy, ¿e kancelaria premiera nie wype³nia swoich podstawowych obowi±zków wynikaj±cych z przepisów podatkowych.
- Yes, yes, yes!!! - znów ucieszy³ siê premier Marcin Kazimierkiewicz.
************************************************** ****************************************
I znowu¿ w za daleko wybiegli¶my w przysz³o¶æ. Powróæmy wiêc do tera¼niejszo¶ci.
A³ganow i Pawe³ zabarykadowali siê w domku my¶liwskim w Sêkowcu i dumali, czto dalsze die³at’. Nie spuszczali oczu z uwiêzionych Anety i Korybuta, widz±c w nich w razie potrzeby swoich zak³adników, a nawet ¿ywe tarcze. Utrzymywali te¿ sporadyczn± ³±czno¶æ radiow± z Moskw±, wiêc ju¿ wiedzieli, ¿e udaje siê im na pomoc ca³a wyprawa ¿eñskiej ekipy agentów specjalnych.
Tymczasem A³ganow postanowi³ zmieniæ kwaterê.
- Wiesz - powiedzia³ do Paw³a - tu jeste¶my zanadto na ¶wieczniku. Wiosna ju¿ tu¿, tu¿. Mog± siê pojawiæ jacy¶ w¶cibscy tury¶ci. Jeszcze kto¶ siê tym ekskluzywnym domkiem zainteresuje ...
- Co wiêc towarzysz pu³kownik rozka¿e? - spyta³ s³u¿bi¶cie Pawe³.
- Dyslokujemy siê do s±siedniego o¶rodka wypoczynkowego p. Basi, tu¿ obok. S± tam dwa drewniane domki z kominkiem. Schowamy siê w domku nr 1. Wolê go od 4-ki, poniewa¿ mniej siê rzuca w oczy, jest po³o¿ony bardziej w g³êbi o¶rodka. Ma nowy kominek, wiêc napalimy i nie zmarzniemy. A tych dwoje zapêdzimy do r±bania drewna na opa³, niech przestan± my¶leæ o ucieczce. Mojego mercedesa te¿ gdzie¶ ukryjemy, najlepiej na podwórku le¶niczówki.
- To kiedy wyruszamy?
- Zaraz. Bierz dziwkê i tego niewydarzonego trubadura bez gitary, na muszkê pistoletu. Idziemy!!!
Wyszli, wypuszczaj±c przodem Anetê i Korybuta. Uprzedzili, ¿e w razie najmniejszej próby ucieczki ich zastrzel±.
Schodzili powoli dró¿k± wzd³u¿ ogrodzenia o¶rodka, byli ju¿ przy kontenerze ze ¶mieciami.
W tym momencie wiewiór Iwan skoczy³ z drzewa na g³owê A³ganowa, a kruk W³odzimierz, niczym nurkuj±cy bombowiec, zaatakowa³ twarz m³odego lejtnanta GRU. Pawe³ wypu¶ci³ broñ, chc±c rêkami odpêdziæ ptaka i za wszelk± cenê ochroniæ oczy. Równie¿ A³ganow broni³ siê rozpaczliwie przed szalej±c± na jego g³owie wiewiórk±. Zanim j± str±ci³ mocnym uderzeniem, zd±¿y³a go nie¼le poharataæ z±bkami i pazurkami. Odparli wreszcie ten atak, ale up³ynê³o kilka cennych minut.
Aneta i Korybut pêdzili w stronê stokówki wiod±cejdo Chmiela. Liczyli na padaj±cy ¶nieg zasypuj±cy ich ¶lady i na to, ¿e rosyjscy szpiedzy nie odgadn± kierunku ich ucieczki. Mieli s³uszno¶æ. Lecz tylko do czasu.
Pu³kownik i lejtnant GRU, pogryzieni, podrapani i podziobani, dotarli wreszcie jako¶ z ca³ym swoim szpiegowskim baga¿em do domku nr 1 na terenie o¶rodka wypoczynkowego w Sêkowcu. W³amali siê tam, a nastêpnie zdezynfekowali i opatrzyli rany.
- ¯ebym tylko ptasiej grypy nie dosta³! - niepokoi³ siê Pawe³.
- Jednego durnia bêdzie mniej. Mówi³em ci gamoniu, trzymaj ich na muszce pistoletu i strzelaj w razie najmniejszej próby ucieczki! A ty co?! Pozwoli³e¶ im zwiaæ. Co za kretyna mi ten Iwanow z Moskwy tu podes³a³!
- Ma towarzysz pu³kownik racjê. Proszê mnie rozstrzelaæ.
- To jeszcze zd±¿ê. A teraz bierz kluczyki, wsiadaj do mercedesa i jed¼ w kierunku Dwernika i Lutowisk. Oni tam musz± biec po szosie, bo gdzie indziej by uciekli? Dobrze, ¿e zniszczy³e¶ komórkê tej dziwki, bo ju¿ by zes³a³a nam na kark ca³± delegaturê ABW z Rzeszowa. Dobrze siê rozgl±daj! Znajd¼ ich na drodze, rozwal, a cia³a zataszcz do lasu. Nakarm g³odne wilki!
- Tak jest, towarzyszu pu³kowniku!
Pawe³ wskoczy³ do mercedesa i jecha³ wolno, ca³y czas siê dooko³a rozgl±daj±c, postêpuj±c ¶ci¶le wg wskazówek szefa. Min±³ le¶niczówkê, zjecha³ z górki i wyjecha³ na drogê wiod±c± z Zatwarnicy w kierunku obwodnicy bieszczadzkiej.
Nad nim szybowa³ kruk W³odzimierz, najwyra¼niej uwa¿aj±c ich pojedynek za niedokoñczony.
Aneta i Korybut dotarli a¿ do koñca drogi stokowej. Przed nimi zamajaczy³y w padaj±cym ¶niegu ostatnie zabudowania Chmiela.
- I co teraz ? - zastanawia³ siê Korybut, któremu bez gitary jako¶ trudno by³o zebraæ my¶li.
- Chod¼my ¶cie¿k± w górê, do Chaty Socjologa. Ju¿ odbudowana. Tam nas na pewno nie bêd± szukaæ. I kto¶ na górze bêdzie mia³ komórkê, zadzwonimy na Policjê. Albo zejdziemy stamt±d z jak±¶ liczniejsz± grup± do Lutowisk.
I tak post±pili. Zaczêli siê wspinaæ na Otryt ¶cie¿k± przyrodniczo-historyczn±. Brnêli w ¶niegu po kolana, a miejscami jeszcze g³êbszym.
Tymczasem Pawe³ je¼dzi³ tam i z powrotem na odcinku Zatwarnica - Smolnik, ca³y czas bezskutecznie wypatruj±c uciekinierów. A¿ kruk W³odzimierz siê w górze zasapa³:
- Ile¿ mo¿na, do k... nêdzy, tak fruwaæ wte i wewte?!
[Tak± a nie inn± pisowniê ww. potocznego okre¶lenia (chodzi oczywi¶cie o „wte i wewte”, a nie o „k... nêdzê”) znalaz³em na str. 860 „Nowego S³ownika Ortograficznego PWN” z 1997 r. Nie nale¿y jednak weryfikowaæ wyników niedawnego dyktanda naszych parlamentarzystów. Ów s³ownik wskazuje bowiem jako poprawne dwa sposoby pisowni (cyt. ze str. 860): „wte i wewte (pot.)” oraz „w tê i we w tê (stronê)”.]
Wreszcie Pawe³ zrozumia³. Ol¶ni³o go. Po prostu pomy¶la³ o tym, co sam by uczyni³, bêd±c na miejscu przeciwnika.
- Ale¿ ten A³ganow to stary dureñ! - stwierdzi³ w my¶lach. - Da³ siê namierzyæ w Wiedniu z Kluczykiem. Teraz z kolei wydaje mi idiotyczne rozkazy! Najwy¿szy czas mu ju¿ przej¶æ na mundurow± emeryturê. I niech zwalnia miejsce m³odym i zdolnym, na ten przyk³ad mnie!
Ko³o sklepu w Chmielu (nareszcie przyzwoitym pod rz±dami nowej w³a¶cicielki) skrêci³ na wiejsk± drogê w kierunku Otrytu. Dopóki móg³, jecha³ samochodem. Gdy droga zrobi³a siê ju¿ nieprzejezdna, zaparkowa³ na jakim¶ od¶nie¿onym kawa³ku pobocza, zamkn±³ wóz, sprawdzi³ broñ i uda³ siê dalej pieszo.
Dotar³ do ostatniej cha³upy. Kopniakami odpêdzi³ obskakuj±ce go kundle i ... zauwa¿y³ ¶wie¿e ¶lady na ¶niegu. ¦lady dwóch osób. Widzia³ to wyra¼nie, ¶nieg bowiem przesta³ padaæ ju¿ od oko³o godziny.
- Mam ich ! - pomy¶la³ z³owieszczo.
Powoli ich dopêdza³. By³ mniej zmêczony, swoj± piesz± wêdrówkê zacz±³ dopiero w Chmielu. Poza tym szed³ po ich ¶ladach, a tamci musieli brn±æ w ¶wie¿ym ¶niegu. Ponadto Aneta i Korybut mieli za sob± trudy przedzierania siê przez za¶nie¿on± stokówkê, któr± szli, a miejscami przekopywali siê w ¶niegu, a¿ z samego Sêkowca. Pawe³ wyci±gn±³ ju¿ broñ. Po coraz bardziej ¶wie¿ych ¶ladach zorientowa³ siê, ¿e za parê minut wreszcie ich dopadnie.
Kruk W³odzimierz te¿ siê przekopywa³ przez ¶nieg, w³amuj±c siê do gawry Mi¶ki z Otrytu.
- Wstawaj Misieñko, ju¿ wiosna! - Delikatnie i pieszczotliwie dzioba³ j± w ty³ek.
- Jaka¿ tam wiosna ?! Mróz i ¶nieg. Wiosna to w tym roku zacznie siê dopiero w maju, albo i jeszcze pó¼niej - marudzi³a senna Mi¶ka.
- Wstawaj, jest dla ciebie robota - W³odek by³ uparty.
- Robota nie zaj±c, nie ucieknie - Mi¶ka lubowa³a siê w powiedzonkach z epoki PRL, dzi¶ ju¿ niezrozumia³ych. - A ty mnie nie bud¼, bo ciê zjem!
- Mo¿esz mi naskoczyæ na wa³ek i zatañczyæ kawa³ek - W³odzimierz z trudem utrzymywa³ siê w ¿artobliwej, knajackiej konwencji. A po chwili ju¿ spyta³ powa¿nie:
- Pamiêtasz tego typa, co ci rozwali³ gitarê na g³owie?
- No, jak¿eby nie! Niech ja go tylko dopadnê!!!
- W³a¶nie teraz masz po temu okazjê. Jest kilkaset metrów st±d. Idzie ¶cie¿k± w górê Otrytu, goni takich dwoje nieboraków.
Mi¶ka b³yskawicznie wyturla³a siê z gawry. W gniewie by³a straszna. Rozwar³a paszczê, ukazuj±c swoje imponuj±ce k³y nied¼wiedzie.
W³odzimierz zd±¿y³ j± uprzedziæ:
- Uwa¿aj! Ma broñ paln±!
- Pomo¿esz mi?
- Oczywi¶cie. Ja i moja sotnia.
Kruk W³odzimierz zd±¿y³ bowiem w miêdzyczasie zawezwaæ posi³ki.
Posi³ki te, w liczbie kilkudziesiêciu kruków, kr±¿y³y ju¿ z³owieszczo nad m³odym lejtnantem GRU. Najwyra¼niej widzia³y w nim padlinê.
A on ¿y³ dopiero 29 lat.
- I wystarczy! - stwierdzi³ Kto¶ Najwa¿niejszy w Za¶wiatach, gasz±c jedn± z kilku miliardów maluteñkich ¶wieczek, rozstawionych na olbrzymiej palecie.
Pawe³ nie zauwa¿y³ kruków, które zreszt±, na polecenie W³odzimierza, zachowywa³y siê wyj±tkowo cicho. Szybowa³y nad nim prawie bezszelestnie.
Nie patrzy³ w górê, tylko wytê¿a³ wzrok przed siebie. I w koñcu dostrzeg³ dwie sylwetki. Aneta i Korybut byli jednak jeszcze zbyt daleko, aby zaryzykowaæ strzelanie z pistoletu.
- Gdybym mia³ swój karabin snajperski... Wtedy na pewno bym ju¿ trafi³ - rozmarzy³ siê Pawe³. - Podejdê w ich kierunku jeszcze kilkadziesi±t metrów ...
W tym momencie ujrza³ czaj±cego siê do skoku nied¼wiedzia. Skierowa³ broñ w jego kierunku, lecz nagle zosta³ zaatakowany przez to samo ptaszysko, które ju¿ wcze¶niej poharata³o mu twarz. W dodatku tym razem ptak nie by³ sam. Ca³e stado kruków pikowa³o z góry na wyci±gniêt± d³oñ Paw³a, uzbrojon± w pistolet.
Zd±¿y³ wystrzeliæ tylko raz. Oczywi¶cie w tych warunkach musia³ to byæ strza³ niecelny.
Mi¶ka z Otrytu zdzieli³a Paw³a parê razy swoj± ciê¿k± ³ap±, a potem, ju¿ och³on±wszy, zabra³a siê spokojnie do konsumpcji. Zdaje siê, ¿e ¿y³ jeszcze, gdy zaczyna³a go po¿eraæ. Po d³ugim ¶nie zimowym nied¼wiedzica by³a najzwyczajniej w ¶wiecie bardzo, ale to bardzo g³odna.
Kruki na ten widok podnios³y w¶ciek³y wrzask. Ich krakanie s³ychaæ by³o w ca³ej okolicy.
- Nie b±d¼ egoistk±, nam te¿ daj siê po¿ywiæ - zgani³ Mi¶kê kruk W³odzimierz. - Gdyby nie my, to by¶ teraz le¿a³a z kulk± w ¶licznym ³ebku!
- Dobrze, ju¿ dobrze. Zapraszam do sto³u. Niech siê twoi kamraci nie obawiaj±, nie odgoniê ich. Poczekaj tylko chwilê, niech dokoñczê je¶æ serce i w±trobê. Co on tak siê na mnie gapi? Wydziobcie mu najpierw oczy.
************************************************** ****************************************
Dyrektor jednego z du¿ych, resortowych o¶rodków wczasowych w Polañczyku ju¿ od pewnego czasu bardzo siê niepokoi³.
Jego dobry pracownik, Pawe³ Iksiñski, znikn±³ kilkana¶cie dni temu! Wzi±³ urlop na jeden dzieñ i ... wszelki s³uch po nim zagin±³. By³ to facet m³ody, samotny, bez rodziny, mieszkaj±cy w pokoiku s³u¿bowym w budynku o¶rodka. Inteligentny, pracowity, bez na³ogów, zawsze dyspozycyjny, odgaduj±cy w lot my¶li i ¿yczenia szefa. Dobrze zna³ rosyjski, w mowie i w pi¶mie. Bardzo siê to przydawa³o siê w kontaktach z turystami ze wschodu. Wrêcz idea³ pracownika!
Chocia¿ by³ te¿ nieco tajemniczy. Korespondencja do niego przychodzi³a na poste restante, a nie na adres o¶rodka. Tak¿e do¶æ czêsto, co pewien czas gdzie¶ wyje¿d¿a³. Ale potem zawsze punktualnie wraca³, nigdy nie dopuszczaj±c do nieusprawiedliwionej absencji w pracy. A¿ do tego razu.
- Jaka¶ dziewczyna pewnie go omota³a. M³ody jest, przecie¿ to jeszcze kawaler! - rozumowa³ pocz±tkowo pan dyrektor Kuchciñski.
Potem jednak postanowi³ powiadomiæ Policjê. Poda³ wszystkie urzêdowe dane osobowe Paw³a, jego numer PESEL, NIP, i tak dalej.
- Mo¿e co¶ mu siê sta³o, wpad³ w jakie¶ tarapaty? - my¶la³.
Ju¿ po kilku dniach pan dyrektor dosta³ wezwanie do Komendy Powiatowej Policji w Lesku.
Przyj±³ go zastêpca komendanta, na co dzieñ jego kumpel, ale tym razem co¶ dziwnie jako¶ bardzo oficjalny. Oprócz niego w pokoju byli oficer ABW i wyra¼nie zdenerwowany, m³ody, co najwy¿ej trzydziestoletni mê¿czyzna.
- Szukasz Paw³a Iksiñskiego ? Numer PESEL taki to a taki ? - zapyta³ go formalnie komendant.
- No tak, mówi³em ci przecie¿. Pracuje u mnie ju¿ prawie cztery lata. Powiniene¶ go pamiêtaæ. Na moje polecenie odwozi³ ciê kiedy¶ „zmêczonego” do domu.
- Zamknij siê, nie pamiêtam go. Dobrze wiesz, ¿e ja na s³u¿bie nigdy nie pijê! I nie ¿artuj sobie, bo to jest bardzo powa¿na sprawa! Poznaj prawdziwego Paw³a Iksiñskiego - powiedzia³ wskazuj±c na zdenerwowanego, m³odego cz³owieka.
A ów m³odzian przedstawi³ siê panu dyrektorowi i opowiedzia³, jak to piêæ lat temu skradziono mu saszetkê ze wszystkimi dokumentami na stadionie X-lecia w Warszawie. Na tym najwiêkszym bazarze ¶wiata w³a¶nie kupowa³ co¶ od Ruskich, gdy zrobiono sztuczny t³ok. A potem ju¿ nadaremnie rozgl±da³ siê za swoj± saszetk±, w której oprócz portfela ze stu paroma z³otymi, dowodem osobistym i prawem jazdy, mia³ te¿ kalendarzyk z pozapisywanymi wa¿nymi informacjami osobistymi.
************************************************** ****************************************
Aneta i Korybut wêdrowali dalej w górê Otrytu, ju¿ naprawdê resztkami si³. Byli tak zmêczeni, ¿e nawet nie zareagowali na dochodz±ce z ty³u ryki nied¼wiedzia, krakania kruków i nawet, jak im siê chyba wydawa³o, huk wystrza³u.
I nie mieli najmniejszego pojêcia o tym, ¿e w³a¶nie przed chwil± cudem uniknêli ¶mierci. Ich ¶wieczki w za¶wiatach dalej pali³y siê mocnym, jasnym p³omieniem. Podobnie jak wielu innych m³odych i zdrowych ludzi (nie mieszkaj±cych w krajach ogarniêtych wojn±, oczywi¶cie).
Natomiast jedna zgaszona ¶wieczka zosta³a ju¿ dyskretnie usuniêta z ogólnej, p³on±cej blaskiem wielkiej palety. Jej d³ugo¶æ wskazywa³a, ¿e mog³a siê paliæ jeszcze przez wiele, wiele lat. Bo tak naprawdê, to wypali³ siê dopiero jej czubek.
Pewien jeszcze m³ody, w koñcu zaledwie 29-letni mê¿czyzna, dla Rosjan bohater tajnego frontu, a wg nas zwyk³y, bezimienny kacapski szpieg, nie doczeka³ siê nawet w³asnej mogi³y. Otrzyma³ natomiast, po¶miertnie, awans na starszego lejtnanta.
A Aneta i Korybut jako¶ siê w koñcu dowlekli do Chaty Socjologa.
W Lutowiskach Chuck Norris skrêci³ w lewo i zaparkowa³ na skwerku, przy dwóch sklepach „delikatesowych”. Powy¿ej zauwa¿y³ lokal galerii i zarazem kawiarni (w tamtym budynku te¿ niegdy¶ by³ sklep). Wysiad³ z samochodu i najpierw uda³ siê w kierunku pawilonu po³o¿onego bardziej w g³êbi placu.
Zrobi³ zakupy, ogo³acaj±c obydwa sklepy z alkoholi oraz z konserw i zup w proszku. Zapakowa³ sprawunki do toyoty i rozgl±da³ siê teraz niezdecydowanie.
Przede wszystkim uderzy³o go, ¿e nikt nie zareagowa³ spontanicznie na jego widok, tak jak do tej pory mia³o to wszêdzie miejsce i do czego zd±¿y³ siê ju¿ przyzwyczaiæ. Owszem, w Lutowiskach poznawano go, u¶miechano siê z sympati±, ale ludzie byli czym¶ bardzo zaaferowani, zupe³nie co innego mieli na g³owie. Wszêdzie panowa³ rwetes i gor±czkowa krz±tanina.
Nawet w tych pawilonach delikatesowych, które Chuck dopiero co odwiedzi³. Obecne tam panie nie robi³y, jak zazwyczaj, zakupów spo¿ywczych, lecz nabywa³y g³ównie kosmetyki - cienie do powiek i tusz do rzês, a wszystko to wy³±cznie w kolorze zielonym! W jednym ze sklepów chwilowo zabrak³o owego asortymentu, wiêc przed budynkiem ustawi³a siê, jak za czasów PRL, spora kolejka. Kolejka ta ros³a z minuty na minutê, gdy¿ ci±gle nadje¿d¿a³y prywatne samochody oraz bieszczadzkie busiki, dowo¿±c coraz to nowe przedstawicielki p³ci piêknej. Przyje¿d¿a³y z najdalszych zak±tków gminy Lutowiska, a tak¿e z gmin i powiatów s±siednich. W drodze by³y trzy autokary z wojewódzkiego Rzeszowa. Kr±¿y³a plotka, ¿e jedzie te¿ jeden autobus z Poznania.
W³a¶ciciel sklepu dzwoni³ do hurtowni i nerwowo dar³ siê do s³uchawki:
- Mówiê ci, ¿e wszystko mi pójdzie! Tak, od razu p³acê gotówk±. Dawaj ka¿d± ilo¶æ! Ale pamiêtaj, tylko zielone! I pospiesz siê, do cholery!
Chuck Norris nic a nic z tego nie rozumia³. W³a¶nie przesz³y ko³o niego dwie wymalowane na zielono dziewoje, wiêc uk³oni³ im siê szarmancko.
- O, cze¶æ Chuck, a sk±d ty siê tu wzi±³e¶? - odezwa³a siê jedna. Poczym, nie czekaj±c na jego odpowied¼, obydwie odesz³y. Rozmawia³y ze sob± gor±czkowo o czym¶ zupe³nie innym. Ani im dzisiaj w g³owie by³ jaki¶ tam Chuck Norris!
Chuck postanowi³ pogadaæ powa¿nie z kim¶ miejscowym. Poniewa¿ wszystkie baby od lat 16-tu wzwy¿ by³y tak przejête, ¿e wrêcz nieprzytomne, musia³ porozmawiaæ z facetem. Dostrzeg³ siedz±cego na ³aweczce przed sklepem tutejszego sta³ego bywalca. Ów siedzia³ przy drugiej ju¿ butelce piwa my¶l±c z przera¿eniem, ¿e nie starczy mu pieniêdzy na trzeci±. A przecie¿ wypi³by i czwart±. Chuck Norris spojrza³ na niego, domy¶li³ siê i postawi³ przed nim tzw. czteropak piwa wareckiego mocnego.
- O co biega? Co jest grane? - spyta³ miejscowy pijaczek z pozornym spokojem.
- A nic. Tak tylko chcia³bym trochê z tob± pogadaæ - odpar³ Chuck, równie obojêtnie.
- Nie p...l. Napijesz siê ze mn±, a potem bêdziesz chcia³ kupiæ moj± nerkê. Albo mnie ca³ego porwiesz na narz±dy! Nie jeste¶ st±d, ale chyba ju¿ ciê gdzie¶ kiedy¶ widzia³em...
- Kto by tam kupowa³ twoje przepite narz±dy! Co one s± warte?! Wszystko przesi±kniête, zatrute alkoholem. Nikt nie da³by za nie z³amanego centa. I wcale nie zamierzam z tob± piæ, poniewa¿ prowadzê samochód. Widzisz tê terenow± toyotê? Ja ni± przyjecha³em. A cztery piwa, to tylko dla ciebie. Poczêstunek ode mnie. I przestañ siê mnie wreszcie baæ, bo pracujê dla Rz±du IV RP. Wykonujê zadanie zlecone z zakresu administracji rz±dowej.
- No to o co ci chodzi?
- Nie mnie, tylko tym sfiksowanym babom. Odpicowa³y siê jak ¿ona stró¿a w Bo¿e Cia³o. Albo jak na Dzieñ Kobiet lub rocznicê Rewolucji Pa¼dziernikowej w by³ym Zwi±zku Radzieckim. W dodatku wszystkie maj± zielone makija¿e. Mo¿esz mi to wyt³umaczyæ?
- Ale¿ oczywi¶cie! - pijaczek by³ uradowany, ¿e ³atwo i bezpiecznie zarobi³ cztery piwa. - Wysztafirowa³y siê tak, idiotki jedne, bo za trzy godziny bêdzie tu jaki¶ wa¿ny literat z Warszawy!
- Co za literat?
- A bo ja siê znam? Masz tu pe³no plakatów, poczytaj sobie.
Faktycznie. Dopiero teraz Chuck Norris zauwa¿y³, ¿e wszystkie budynki dooko³a s± oblepione ¶wie¿ymi, jednakowymi plakatami. Podszed³ do najbli¿szego i przeczyta³:
OG£OSZENIE
Dyrekcja Szko³y Podstawowej i Gimnazjum
im. Wojsk Ochrony Pogranicza
w Lutowiskach,
w porozumieniu z Naszym Kochanym Wójtem
(oby ¿y³ i panowa³ nam wiecznie!),
ma zaszczyt zaprosiæ Szanownych Pañstwa
w sobotê dn. 1 kwietnia 2006 r. o godz. 17-tej
na wieczór autorski s³ynnego poety i krytyka literackiego
MGR. IN¯. KRZYSZTOFA K.,
ZNANEGO RÓWNIE¯ POD PSEUDONIMEM ARTYSTYCZNYM „KRISS40”.
W programie:
1. Recytacja utworów w³asnych Krissa40 z poetyckiego cyklu „Dla Zielonookiej”, w tym równie¿ wierszy nowych, dotychczas niepublikowanych.
2. Wyg³oszenie wyk³adu - krytyki literackiej na temat wy¿szo¶ci serialu telewizyjnego „Plebania” nad serialem „M jak mi³o¶æ”.
3. Zbieranie podpisów pod wnioskiem w sprawie nominacji powie¶ci w odcinkach pt. „Bieszczadzka grafomania. Refleksje kruka”, której Kriss40 jest wspó³autorem, do literackiej Nagrody Nobla.
4. Konkurs na wy³onienie „Miss Zielonych Oczu w Lutowiskach”. Jury jednoosobowe: Kriss40.
Na zakoñczenie wieczoru autorskiego przewidziany jest poczêstunek winem oraz rozdawanie autografów przez Krissa40.
Szanowne Panie informujemy równie¿, i¿ S³ynny Autor nie wyklucza zawarcia bli¿szej, a nawet intymnej znajomo¶ci ze zwyciêzczyni± konkursu wymienionego w pkt. 4 programu.
Teraz Chuck Norris wreszcie zrozumia³, sk±d ów wielki zgie³k, ha³as i zamieszanie. Chyba jeszcze wiêksze ni¿ to, jakie podczas jarmarków prze¿ywa³y Lutowiska przed I wojn± ¶wiatow±. Kiedy to s³ynê³y w ca³ej ówczesnej Europie ¦rodkowej z handlu wo³ami.
Bogobojna i uczynna ludno¶æ miejscowa wyt³umaczy³a Chuckowi znaczenie primaaprilosowego ¿artu. Ju¿ zd±¿y³ o tym zapomnieæ. Ma inny - i to powa¿ny - problem: w³a¶nie nadesz³a depesza z Pentagonu, ¿e SB to Stary Bolszewik.
Czyta³ tê depeszê po raz kolejny.
- It's impossible - pomy¶la³ - to jaka¶ dezinformacja. W Pentagonie musi dzia³aæ "kret". Nie po raz pierwszy zreszt±.
Po chwili by³ ju¿ tego pewien. Stwierdzi³ te¿, ¿e owego kreta w dodatku musiano ¼le przeszkoliæ.
- Gdyby go nauczono historii b. ZSRR, to by wiedzia³, ¿e wszystkich starych bolszewików wymordowa³, jawnie lub skrycie, Józef Miko³ajewicz Przewalski. A zatem, czy i jaka mo¿e byæ w tym wszystkim rola owego literata? Zajmê siê tym - postanowi³.
Ale ma problem. Jak wyt³umaczyæ Prezydentowi, ¿e istniej± dy¿uru w Dwerniku??? Jak to zrobiæ, ¿eby nikogo nie obraziæ ???
Ale ma problem. Jak wyt³umaczyæ Prezydentowi, ¿e istniej± dy¿ury w Dwerniku??? Jak to zrobiæ, ¿eby nikogo nie obraziæ ??? - Có¿, trzeba bêdzie jako¶ zje¶æ tê ¿abê - pomy¶la³ Chuck Norris.
Tego samego zdania by³a równie¿ jego kotka Fruzia, któr± niedawno przygarn±³. Zagubi³a siê, albo kto¶ j± wyrzuci³ kilka dni temu, podczas pamiêtnego zamieszania w Lutowiskach. Tak mu siê przynajmniej wydawa³o.
Chuck nawet nie przypuszcza³, ¿e to on uratowa³ kotce Fruzi ¿ycie. Moherowe babsko zawioz³o j± bowiem do u¶pienia, gdy zauwa¿y³o, ¿e kotka ³akomie spogl±da na ptaszki za oknem.
- Jeszcze mi ptasi± grypê do domu przywlecze - pomy¶la³a ciemnota i pojecha³a ze zwierz±tkiem do weterynarza. - Niech pan j± koniecznie u¶pi, panie doktorze - poprosi³a. - Tylko jakim¶ najtañszym zastrzykiem, bo jestem biedn± emerytk± ...
Lekarz bezskutecznie usi³owa³ jej to wyperswadowaæ. Baba siê upar³a, i ju¿! Wtedy pan doktor odczyta³ okólnik nades³any od G³ównego Lekarza Weterynarii Kraju i w³adowa³ jej w potê¿n± d... rzeczywi¶cie najtañszy specyfik, s³u¿±cy (wg etykiety na fiolce) do u¶pienia w¶ciek³ego s³onia.
Fruzia, która ju¿ wcze¶niej wyczuwa³a swoim zwierzêcym instynktem, co siê ¶wiêci, nie ¿a³owa³a nic a nic swojej pani, tylko szybko da³a drapaka. Poszwenda³a siê trochê po Lutowiskach, a potem przylgnê³a do Chucka Norrisa, równie samotnego i zagubionego jak ona.
Teraz przekornie patrzy³a wiernymi ¶lepkami na swojego nowego pana.
- Nic siê nie bój. Zadzwoñ do Prezydenta i powiedz Mu, co wiesz o dy¿urach w Dwerniku - zdawa³o siê mówiæ jej przeurocze kocie spojrzenie.
I Chuck Norris tak uczyni³. Z t± tylko ró¿nic±, ¿e zadzwoni³ do wszechw³adnego prezydenckiego brata. Nie chcia³ bowiem bieszczadzkimi duperelami zawracaæ g³owy samemu Pierwszemu, ostatnio bardziej zajêtemu sprawami zagranicznymi.
Wybra³ w swojej komórce zastrze¿ony, znany tylko niewielu osobom numer: [urzêdowa ingerencja cenzury].
- Chuck Norris melduje siê pos³usznie, Panie Prezesie!
- Cze¶æ, stary zabijako - odpowiedzia³ Jaromir £abêdzki. Wykona³e¶ ju¿ zadanie?
- Jakie zadanie? Jeszcze go przecie¿ od Pana Prezesa nie dosta³em.
- Racja, przypominam sobie. Wiesz, trochê siê zmieni³y realia. Bêdziesz teraz gwarantem nie paktu stabilizacyjnego, lecz koalicji rz±dowej, któr± mo¿e stworzê. A mo¿e i nie stworzê. To tak na marginesie, bo sam jeszcze nie jestem przekonany. Odnalaz³e¶ ju¿ tê swoj± polsk± mi³o¶æ, jak jej tam, Anetê?
- Jeszcze nie, ale chyba nied³ugo j± spotkam. Jestem ju¿ bowiem w Bieszczadach, w samych Lutowiskach!
- I sam tam jeste¶?
- Nie sam. Mam kotkê Fruziê.
- To uca³uj j± ode mnie. Uwielbiam koty. A tak w ogóle, by the way, to po co do mnie dzwonisz? Jestem teraz bardzo zajêty. Mam w³a¶nie wa¿n± naradê. Jest u mnie minister - koordynator, Zdzis³aw Wodnicki.
- To siê doskonale sk³ada, bo ja w³a¶nie telefonujê w sprawach specs³u¿b...
- Poczekaj chwilê, w³±czê nag³o¶nienie. Ju¿. Mo¿esz mówiæ dalej.
- Operacyjnie dowiedzia³em siê, ¿e ¿adna ze s³u¿b rz±dowych nie monitoruje dy¿urów w Dwerniku! A przecie¿ przy³a¿± tam ró¿ni tacy, wymieniaj± has³o i odzew, a potem ¿r± pierogi i chlej± piwo. Sk³ada kto¶ Panu Prezesowi raporty o tym, o czym oni gadaj±? Podejrzewam, ¿e nie.
Zapad³o z³owrogie milczenie. Po chwili minister - koordynator zacz±³ siê dr¿±cym g³osem t³umaczyæ:
- To jeszcze zaniedbanie z czasów rz±dów postkomuny, Panie Prezesie. Poza tym robiê teraz reorganizacjê s³u¿b, mam za ma³o ¶rodków i etatów...
- Masz siê tym zaj±æ. Natychmiast. A jak nie, to zlecê to Lucjanowi Nordowi, nadzoruj±cemu Policjê - rozkaza³ krótko Jaromir £abêdzki.
A po chwili zapyta³ Chucka:
- Co tam s³ychaæ w Lutowiskach?
- Wielkie zamieszanie, Panie Prezesie. Ludzie, a szczególnie tutejsze kobiety bardzo prze¿ywaj± ...
- Nie dziwiê siê - przerwa³ mu Jaromir £abêdzki. - Po tym sejmowym g³osowaniu w sprawie samorozwi±zania parlamentu ...
- To absolutnie nie o to chodzi, Panie Prezesie.
- A o co?
- Pierwszego kwietnia mia³ siê tu odbyæ wieczór autorski Krissa40...
- Znam. Czytam jego poezjê. Nawet mi siê podoba. Ale dlaczego mówisz „mia³ siê odbyæ”? Nie odby³ siê? Co siê sta³o?
- Wszystko by³o ju¿ przygotowane. Dopiête na ostatni guzik. Przyjecha³o mnóstwo, mnóstwo ludzi, g³ównie p³ci piêknej. Z terenu gminy, ale nie tylko. By³ nawet autokar z ¿eñsk± wycieczk± studentek UAM z dalekiego Poznania. Sala gimnastyczna szko³y, gdzie mia³o siê odbyæ spotkanie z Krissem40, by³a zape³niona po brzegi. Dziewczyny siedzia³y nawet okrakiem na koszach do gry w koszykówkê.
- No i?
- Punktualnie o godzinie 17-tej, gdy mia³o siê rozpocz±æ spotkanie z nim, zatelefonowa³ Kriss40 i powiedzia³, ¿e to wszystko prima aprilis!!! I ¿e nie przyjedzie. ¯e w ogóle nawet nie wyjecha³ z Warszawy!
- Jak ludzie zareagowali?
- Z ogromnym oburzeniem. Wszyscy winili za ten fakt rz±d SiP-u premiera Kazimierkiewicza. I nie od razu siê rozeszli. Szczególnie te zamiejscowe panie, których tu nikt nie zna.
- Co one robi³y? - zainteresowa³ siê minister - koordynator.
- Nachalnie uwodzi³y mê¿czyzn. Napali³y siê wcze¶niej na Krissa40 i musia³y znale¼æ jakie¶ uj¶cie dla swojej namiêtno¶ci.
- Ciebie te¿ uwiod³y?
- O tak!!! Nawet nie przypuszcza³em, ¿e tu, w Polsce, w dodatku na dalekiej prowincji, pobijê swój rekord ¿yciowy.
- Ciekawe. A jaki¿ to rekord?
- Przedtem, w Hollywood, odstawi³em z jedn± pani± nieskoñczon± ilo¶æ numerków. Trzy razy pod rz±d je odstawi³em. A teraz uda³o mi siê to uczyniæ cztery razy, ka¿dorazowo mno¿±c przez nieskoñczono¶æ, oczywi¶cie!
- A co nas obchodz± twoje seksualne wyczyny, ty moralny wykolejeñcu! Mów nam natychmiast, jakie s± spo³eczno - polityczne nastroje ludno¶ci?!
- Ju¿ wspomina³em, ¿e bardzo, ale to bardzo z³e. Wg lokalnego sonda¿u Pana partia, SiP, ma teraz tu 0% poparcia, a OP Ronalda Kusta ca³e 100%. Miejscowi przedstawiciele Ronalda rozg³aszaj± wszem i wobec, ¿e to przez was nie odby³ siê wieczór autorski Krissa40. ¯e go na pewno aresztowali¶cie lub zastraszyli¶cie, i dlatego nie przyjecha³. I ¿e za ich rz±dów taki blama¿ nigdy nie móg³by mieæ miejsca. I ludzie w ogóle nie wierz± w to t³umaczenie primaaprilisowe Krissa40.
Jaros³awowi £abêdzkiemu i Zdzis³awowi Wodnickiemu a¿ dech zapar³o w piersi z oburzenia.
- To skandal! Ka¿ê powo³aæ specjaln± komisjê ¶ledcz±! Ja mu tego p³azem nie puszczê - stwierdzi³ z³owrogo Jaromir.
- Panie Prezesie, a ja mam inny pomys³ - powiedzia³ z o¿ywieniem Wodnicki. - Ukarzemy go po cichu, ale dotkliwie. A przy okazji rozwi±¿emy ten problem monitorowania dy¿urów w Dwerniku.
- Co wymy¶li³e¶?
- Najpierw niech Nord we¼mie Krissa40 w kamasze. Potem oddeleguje go do mnie, do której¶ z podleg³ych mi specs³u¿b. A ja wtedy dam mu specjalne zadanie, z wykorzystaniem jego talentu, jak najbardziej!
- Mo¿esz to rozwin±æ, wyja¶niæ?
- Oczywi¶cie. Pani± Basiê, szefow± „Piekie³ka” w Dwerniku, poprosimy, aby sobie codziennie robi³a krzycz±cy zielony makija¿. To piêkna, elegancka kobieta. Rasowa, dobrze zbudowana brunetka. Jeden z moich agentów, m³ody dwudziestoletni ch³opak, dozna³ spe³nienia na sam jej widok!
- Czy móg³by¶ nie ¶wintuszyæ?!
- Ja mia³em na my¶li spe³nienie tylko platoniczne. Ale ju¿ dobrze, dobrze. Przepraszam. Nastêpnie rozka¿emy zmobilizowanemu Krissowi40 siedzieæ codziennie, po cywilnemu, na dy¿urze w „Piekie³ku”. Od koñca kwietnia do po³owy pa¼dziernika. Bêdzie patrzy³ Barbarze w zielone oczy i czerpa³ z nich natchnienie! I niech sobie pisze, niech jak najwiêcej tworzy! Bo tu, w Warszawie, to co¶ mu chyba klimat ostatnio nie s³u¿y. Wrêcz przeciwnie, tylko przeszkadza w twórczo¶ci poetyckiej. Na przyk³ad: pi±tego kwietnia napisa³ na forum co¶ o dwóch butach, prawym i lewym. To ma byæ romantyczne? Dla Zielonookiej?
- Ile nas to bêdzie kosztowa³o? I co my z tego bêdziemy mieæ? - zapyta³ rzeczowo Jaromir £abêdzki.
- Koszty bêd± niewielkie. Noclegi „U Lestka”, diety na ca³odzienne wy¿ywienie w "Piekie³ku", ekstra dodatek na piwo i wino bieszczadzkie (w zasadzie w cenie piwa). Wyposa¿ymy go te¿ w odpowiedni sprzêt, tzn. ukryt± kamerê. Bêdzie siê w³±czaæ sama automatycznie, gdy tylko kto¶ wypowie odpowiednie has³o i odzew.
- O tych najlepszych pierogach? I Adminie jesieni±? Doskonale pomy¶lane! Na razie jeszcze ciê nie zwolniê. W rz±dzie zostaniesz nawet po rekonstrukcji gabinetu, po koalicji z „Obron± Konieczn±”.
- Na to liczê i dziêkujê, Panie Prezesie. Jeszcze tylko dokoñczê referowaæ mój plan. Nasz przyjaciel Chuck Norris, przynajmniej dopóki bêdzie przebywa³ w Bieszczadach, niech dopilnuje, aby wszystko dzia³a³o bez zarzutu. Bêdzie odbiera³ od Krissa40 wykonane nagrania i mejlowa³ mi je do centrali.
- Akceptujê. Proszê wykonaæ! - postanowi³ Jaromir £abêdzki.
- Tak jest! - równocze¶nie odkrzyknêli s³u¿bi¶cie Chuck Norris i Zdzis³aw Wodnicki.