bigos - mĂłj pamiÄtnik, wspomnienia, uczucia, przeĹźycia ...
Nie umiem marzyć. Jestem zadaniowcem. Cel - plan - realizacja. Tak też było ze Świdowcem. Kiedy w zeszłym roku zobaczyłam na zdjęciach znajomych jak tam jest pięknie, jak pusto, i że góry aż po sam horyzont... postanowiłam, że tegoroczną majówkę spędzę właśnie tam. Jeszcze w grudniu, wiedząc, że będę jej potrzebować, wraz z OC kupiłam zieloną kartę. Potem pozostało zorganizować sobie odpowiednie towarzystwo. Minimum jedna, maksimum 4 osoby. I nie bierzemy ludzi bez doświadczenia. Takie było założenie. Spodziewałam się śniegu i możliwości wystąpienia temperatury poniżej zera, a noclegi były planowane pod namiotem. Jak to zwykle bywa, przez kolejne miesiące zgłaszały się kolejne osoby chętne na wyjazd. Nigdy jednak nie podchodzę na serio do takich zapowiedzi, ale i nie martwię się o to, że nie będę miała towarzystwa. Tydzień, dokładnie tydzień przed wyjazdem skład się wyklarował. Pojechaliśmy we czwórkę. Ania (Jimi, córka Browara), Daniel, Grzesiek i ja.
DZIEŃ 1
Z Rzeszowa wyjeżdżamy o 7 rano i kierujemy się na Barwinek, a potem na Użgorod, Mukaczewo, Rachów, aby wieczorem dotrzeć do Jasinji. O tym, dlaczego wybraliśmy właśnie tę trasę dowiesz się z mojego bloga. Artykuł: Plan wyprawy na Świdowiec i praktyczne porady dla jadących samochodem
Po drodze, jadąc przez Słowację wzdłuż zalewu Domasa, naszą uwagę zwracają piękne ruiny kościoła stojącego przy drodze. Nie jest łatwo zawrócić na wąskiej i krętej drodze, ale przy odrobinie sprytu i całej masie szczęścia, udało nam się to zrobić. Widok był tego wart.
Załącznik 37613
Kościół ten pochodzi z 1767 roku, stał on wówczas pośród innych zabudowań wsi Kelca. Wieś została najpierw spalona przez oddziały armii niemieckiej w 1944 roku, a następnie 20 lat później zatopiona. Zachowano jedynie kościół. Jest otoczony grubym i dość wysokim wałem przeciwpowodziowym. Co ciekawe, do 1993 roku kościół ten był w użyciu. Dziś stanowi jedynie pamiątkę po dawnych czasach i przypomina o historii tego miejsca.
Wkrótce docieramy do granicy słowacko-ukraińskiej. Przed nami kilkanaście samochodów. Przez głowę przebiega myśl "no to postoimy". Strażnikom kontrola idzie jednak zaskakująco szybko i sprawnie. Po godzinie z małym hakiem jesteśmy już po stronie ukraińskiej. Bez "smarowania".Mniej więcej do miejscowości Sołotwino, droga prezentuje się znośnie. Na tyle, aby rozwinąć prędkość 70 km/h. Potem jest już gorzej. Im dalej, tym większe i głębsze dziury. Ba! To nie dziury, to wyrwy w drodze. Wchodzi w grę jedynie jazda slalomem, najczęściej przeciwnym pasem. Średnia prędkość spada do 20 km/h. Taką drogą mamy do pokonania zaledwie 80 km, ale jest to tak męczące jak 600 km na autostradzie. Nie można się wyłączyć ani na sekundę, nie można spojrzeć we wsteczne lusterko, bo sekunda nieuwagi oznacza gwałtowny wjazd w dziurę.
Z miejscowością Sołotwino wiąże się jeszcze jedno ciekawe zjawisko, a mianowicie zamczyska. Ogromne, niewykończone wille, przypominające zamki, stojące po obu stronach drogi, często w skupiskach po kilka - kilkanaście sztuk obok siebie. Co jeszcze ciekawsze, na działkach o powierzchni niewiele przekraczającej powierzchnię budynku. To prawdopodobnie cygańskie wille.
Załącznik 37614 Załącznik 37615
Do naszego celu, czyli do miejscowości Jasinja docieramy ok. godziny 20. Bardzo szybko udaje nam się znaleźć nocleg â wynajmujemy jeden pokój z łazienką, za â uwaga â 120 hrywien za całość, czyli po uśrednionym kursie â 7 zł/os. Co prawda pokój nie grzeszy czystością i miejsc sypialnych liczy zaledwie 3, ale za taką cenę grzechem byłoby grymasić. W pobliskim barze degustujemy specjalności tutejszej kuchni, czyli pielmieni w sosie grzybowym, sprawdzamy, czy jakość ukraińskiego piwa się nie popsuła w ciągu ostatnich kilku miesięcy i zasypiamy⌠w czwórkę na złączonych ze sobą łóżkach.
Dzień 2
Tuż po śniadaniu w lokalnym barze udajemy się na poszukiwania transportu na Dragobrat. Znajduje się tam dość duży ośrodek narciarski â dobra baza do wyjścia w góry. Na Dragobrat można oczywiście wyjść, ale wiązałoby się to z jednym dniem straty, na co nie możemy sobie pozwolić. Szukamy zatem kogoś z UAZem albo innym pojazdem terenowym, który nas tam wywiezie. Chętnych nie brakuje. W samym centrum Jasinji ma postój cała korporacja taksówkarzy z UAZami. Oni się jednak cenią i jeden drugiemu patrzy na ręce, żeby się nie wyłamał.
Załącznik 37622
Porzucamy to miejsce, próby negocjacji i idziemy drogą z nadzieją, że po drodze ktoś się znajdzie. Znalazł się bardzo szybko. Wziął od nas po 50 hrywien za osobę i zawiózł pod samą turbazę. Szybkie piwo w barze o wdzięcznej nazwie Oaza i wyruszamy na Bliźnicę â najwyższy szczyt Świdowca.
Aura nam jednak nie sprzyja. Z pozoru niewinna mżawka szybko zamienia się w regularną ulewę. Do tego dochodzi silny wiatr i po trzech kwadransach jesteśmy już mokrzy. Udaje nam się dotrzeć jedynie na Żandarm. Tam decydujemy się zawrócić i przeczekać deszcz na Dragobracie, licząc na to, że kolejnego dnia Matka Natura nam zrekompensuje drobne utrudnienia.
Załącznik 37623 Załącznik 37624
Moglibyśmy iść dalej i zrealizować plan, ale czy mielibyśmy z tego jakąkolwiek przyjemność? Raczej nie. Wróciłyśmy zatem do baru, a panowie poszli szukać noclegu. W tym miejscu warto pochodzić po pensjonatach i popytać, gdyż ceny są bardzo zróżnicowane. W jednym z hoteli usłyszeliśmy 1300 hrywien za pokój dwuosobowy, a kilkanaście kroków dalej cena była już dziesięć razy niższa.
Dzień 3
Przed nami wyzwanie. W ciągu jednego dnia musimy przejść to, co mieliśmy rozplanowane na dwa dni. Aby zmieścić się w czasie, musimy nocować za Tempą, przy ścieżce prowadzącej na Płaj Apecki. Oznacza to, że mamy do pokonania ponad 25 km. Na szczęście już nie pada, nie wieje, temperatura powietrza nie przekracza 15 stopni⌠idealne warunki do chodzenia po górach.
W Świdowcu najpiękniejsze jest otoczenie. Wszędzie wokół widać góry â Czarnohorę, Gorgany, Góry Marmaroskie. I ani jednej osady. Przez cały dzień wędrówki, nie było w zasięgu naszego wzroku jakiegokolwiek miasteczka czy choćby wioski. Spotkaliśmy za to dwie, może trzy grupki ukraińskich turystów. Przez znaczną większość czasu byliśmy sami. Nie chcę myśleć, co w tym czasie działo się na Tarnicy, czy Połoninie WetlińskiejâŚ
Załącznik 37625 Załącznik 37626 Załącznik 37627 Załącznik 37628 Załącznik 37629 Załącznik 37630 Załącznik 37631 Załącznik 37632 Załącznik 37633 Załącznik 37634
Zgodnie z planem, rozbiliśmy namioty przy ścieżce prowadzącej na Płaj Apecki, tuż obok lasu i strumienia. Rozpaliliśmy ognisko, zjedliśmy kolację i przy dźwiękach szumiącej wody, w zimowych śpiworkach, ubrani na cebulkę, zasnęliśmy.
Dzień 4
Kolejny deszcz znowu przywitał nas deszczem. Tym razem nie mieliśmy wyjścia, nie mogliśmy zostać w namiocie i przeczekać. Musieliśmy jeszcze tego samego dnia dotrzeć do Jasinji. Zanim jeszcze rozpadało się na dobre, udało się rozpalić ognisko, zjeść śniadanie, wypić coś ciepłego i umyć strategiczne miejsca w strumieniu.
Załącznik 37635
Potem było już gorzej â deszcz padał coraz mocniej, widoczność była niewielka. Znów zdecydowaliśmy się zmodyfikować plan i zrezygnować z wyjścia na Apecką. I w ten oto sposób, po kilku godzinach marszu przez łąki, lasy i pastwiska, dotarliśmy do wsi Krasna.
Załącznik 37636 Załącznik 37637 Załącznik 37638 Załącznik 37639 Załącznik 37640 Załącznik 37641
Stamtąd pozostało nam się już tylko dostać do Jasinji. To ponad 150 km. Godzina 17 czasu polskiego i zakarpackiego, godzina 18 czasu ukraińskiego⌠o tej porze w tych stronach nic już nie kursuje. Autostopem dostaliśmy się do miejscowości Dubowe, stamtąd taksówką do miejscowości Bedewla, potem marszrutą do Rachowa i znowu taksówką do Jasinji. Transport z Krasnej do Jasinji kosztował nas ok. 180 hrywien/os. Na miejscu byliśmy ok. godziny 22. O tej porze udało nam się jeszcze znaleźć nocleg w czymś na kształt schroniska turystycznego, o nazwie Edelweis.
Dzień 5
Wracamy do Rzeszowa po śladach.
Załącznik 37642
Granicę udaje nam się przekroczyć równie szybko, co ostatnio.
W pobliskim barze degustujemy specjalności tutejszej kuchni, czyli pielmieni w sosie grzybowym, sprawdzamy, czy jakość ukraińskiego piwa się nie popsuła w ciągu ostatnich kilku miesięcy i zasypiamyâŚ
...... Na Dragobrat można oczywiście wyjść, ale .... Szukamy zatem kogoś z UAZem albo innym pojazdem terenowym, który nas tam wywiezie....... Szybkie piwo w barze o wdzięcznej nazwie Oaza i wyruszamy na Bliźnicę â najwyższy szczyt Świdowca...... No fajnie i to taxi gruzawikami i to piwo w Oazie. :) Teraz już wiem jak szliście , bo wyjście z Jasinia na Drohobrat to nuda i męczarnia, oczywiscie strata czasu.My zawsze tą drogę robiliśmy odwrotnie ...zjazd z Drohobratu do Jasinia ....jazda na dół 20 tonowa wywrotką Kamaz ,to dopiero przeżycie i adrenalina. :) dzieki za relacje ...przynajmniej mam to ;)na czas nie bycia tam.
ps. dam filmik z naszego zjazdu z Drohobratu do Jasinia https://www.youtube.com/watch?v=RcL0NpgYx9I trochę Wam nie zazdroszcze tej ...;) pogody ...ale to też trzeba czasem przeżyć ..tak już jest , nie zawsze jest "miodzik" , ale i tak jest dobrze.
....Wracamy do Rzeszowa po śladach. ....Załącznik 37642..... Czy to już jest Rzeszów ? ;)
Aura nam jednak nie sprzyja. Z pozoru niewinna mżawka szybko zamienia się w regularną ulewę. Do tego dochodzi silny wiatr i po trzech kwadransach jesteśmy już mokrzy. Udaje nam się dotrzeć jedynie na Żandarm. Tam decydujemy się zawrócić i przeczekać deszcz na Dragobracie, licząc na to, że kolejnego dnia Matka Natura nam zrekompensuje drobne utrudnienia.
Załącznik 37623 Załącznik 37624
Tak sie zastanawiam czy to jest to samo miejsce co na zdjęciu mojego syna z 2008 roku:
https://lh3.googleusercontent.com/-W...0/DSC_0010.jpg
Oni mieli taką pogodę w połowie września.
https://lh3.googleusercontent.com/-g...0/DSC_0019.jpg
https://lh3.googleusercontent.com/-q...0/DSC_0027.jpg
Ostatecznie też skrócili trasę i w dwa dni zeszli na Okole, skąd trochę pieszo, trochę stopem wrócili do Jasini.
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl brytfanna.keep.pl
DZIEŃ 1
Z Rzeszowa wyjeżdżamy o 7 rano i kierujemy się na Barwinek, a potem na Użgorod, Mukaczewo, Rachów, aby wieczorem dotrzeć do Jasinji. O tym, dlaczego wybraliśmy właśnie tę trasę dowiesz się z mojego bloga. Artykuł: Plan wyprawy na Świdowiec i praktyczne porady dla jadących samochodem
Po drodze, jadąc przez Słowację wzdłuż zalewu Domasa, naszą uwagę zwracają piękne ruiny kościoła stojącego przy drodze. Nie jest łatwo zawrócić na wąskiej i krętej drodze, ale przy odrobinie sprytu i całej masie szczęścia, udało nam się to zrobić. Widok był tego wart.
Załącznik 37613
Kościół ten pochodzi z 1767 roku, stał on wówczas pośród innych zabudowań wsi Kelca. Wieś została najpierw spalona przez oddziały armii niemieckiej w 1944 roku, a następnie 20 lat później zatopiona. Zachowano jedynie kościół. Jest otoczony grubym i dość wysokim wałem przeciwpowodziowym. Co ciekawe, do 1993 roku kościół ten był w użyciu. Dziś stanowi jedynie pamiątkę po dawnych czasach i przypomina o historii tego miejsca.
Wkrótce docieramy do granicy słowacko-ukraińskiej. Przed nami kilkanaście samochodów. Przez głowę przebiega myśl "no to postoimy". Strażnikom kontrola idzie jednak zaskakująco szybko i sprawnie. Po godzinie z małym hakiem jesteśmy już po stronie ukraińskiej. Bez "smarowania".Mniej więcej do miejscowości Sołotwino, droga prezentuje się znośnie. Na tyle, aby rozwinąć prędkość 70 km/h. Potem jest już gorzej. Im dalej, tym większe i głębsze dziury. Ba! To nie dziury, to wyrwy w drodze. Wchodzi w grę jedynie jazda slalomem, najczęściej przeciwnym pasem. Średnia prędkość spada do 20 km/h. Taką drogą mamy do pokonania zaledwie 80 km, ale jest to tak męczące jak 600 km na autostradzie. Nie można się wyłączyć ani na sekundę, nie można spojrzeć we wsteczne lusterko, bo sekunda nieuwagi oznacza gwałtowny wjazd w dziurę.
Z miejscowością Sołotwino wiąże się jeszcze jedno ciekawe zjawisko, a mianowicie zamczyska. Ogromne, niewykończone wille, przypominające zamki, stojące po obu stronach drogi, często w skupiskach po kilka - kilkanaście sztuk obok siebie. Co jeszcze ciekawsze, na działkach o powierzchni niewiele przekraczającej powierzchnię budynku. To prawdopodobnie cygańskie wille.
Załącznik 37614 Załącznik 37615
Do naszego celu, czyli do miejscowości Jasinja docieramy ok. godziny 20. Bardzo szybko udaje nam się znaleźć nocleg â wynajmujemy jeden pokój z łazienką, za â uwaga â 120 hrywien za całość, czyli po uśrednionym kursie â 7 zł/os. Co prawda pokój nie grzeszy czystością i miejsc sypialnych liczy zaledwie 3, ale za taką cenę grzechem byłoby grymasić. W pobliskim barze degustujemy specjalności tutejszej kuchni, czyli pielmieni w sosie grzybowym, sprawdzamy, czy jakość ukraińskiego piwa się nie popsuła w ciągu ostatnich kilku miesięcy i zasypiamy⌠w czwórkę na złączonych ze sobą łóżkach.
Dzień 2
Tuż po śniadaniu w lokalnym barze udajemy się na poszukiwania transportu na Dragobrat. Znajduje się tam dość duży ośrodek narciarski â dobra baza do wyjścia w góry. Na Dragobrat można oczywiście wyjść, ale wiązałoby się to z jednym dniem straty, na co nie możemy sobie pozwolić. Szukamy zatem kogoś z UAZem albo innym pojazdem terenowym, który nas tam wywiezie. Chętnych nie brakuje. W samym centrum Jasinji ma postój cała korporacja taksówkarzy z UAZami. Oni się jednak cenią i jeden drugiemu patrzy na ręce, żeby się nie wyłamał.
Załącznik 37622
Porzucamy to miejsce, próby negocjacji i idziemy drogą z nadzieją, że po drodze ktoś się znajdzie. Znalazł się bardzo szybko. Wziął od nas po 50 hrywien za osobę i zawiózł pod samą turbazę. Szybkie piwo w barze o wdzięcznej nazwie Oaza i wyruszamy na Bliźnicę â najwyższy szczyt Świdowca.
Aura nam jednak nie sprzyja. Z pozoru niewinna mżawka szybko zamienia się w regularną ulewę. Do tego dochodzi silny wiatr i po trzech kwadransach jesteśmy już mokrzy. Udaje nam się dotrzeć jedynie na Żandarm. Tam decydujemy się zawrócić i przeczekać deszcz na Dragobracie, licząc na to, że kolejnego dnia Matka Natura nam zrekompensuje drobne utrudnienia.
Załącznik 37623 Załącznik 37624
Moglibyśmy iść dalej i zrealizować plan, ale czy mielibyśmy z tego jakąkolwiek przyjemność? Raczej nie. Wróciłyśmy zatem do baru, a panowie poszli szukać noclegu. W tym miejscu warto pochodzić po pensjonatach i popytać, gdyż ceny są bardzo zróżnicowane. W jednym z hoteli usłyszeliśmy 1300 hrywien za pokój dwuosobowy, a kilkanaście kroków dalej cena była już dziesięć razy niższa.
Dzień 3
Przed nami wyzwanie. W ciągu jednego dnia musimy przejść to, co mieliśmy rozplanowane na dwa dni. Aby zmieścić się w czasie, musimy nocować za Tempą, przy ścieżce prowadzącej na Płaj Apecki. Oznacza to, że mamy do pokonania ponad 25 km. Na szczęście już nie pada, nie wieje, temperatura powietrza nie przekracza 15 stopni⌠idealne warunki do chodzenia po górach.
W Świdowcu najpiękniejsze jest otoczenie. Wszędzie wokół widać góry â Czarnohorę, Gorgany, Góry Marmaroskie. I ani jednej osady. Przez cały dzień wędrówki, nie było w zasięgu naszego wzroku jakiegokolwiek miasteczka czy choćby wioski. Spotkaliśmy za to dwie, może trzy grupki ukraińskich turystów. Przez znaczną większość czasu byliśmy sami. Nie chcę myśleć, co w tym czasie działo się na Tarnicy, czy Połoninie WetlińskiejâŚ
Załącznik 37625 Załącznik 37626 Załącznik 37627 Załącznik 37628 Załącznik 37629 Załącznik 37630 Załącznik 37631 Załącznik 37632 Załącznik 37633 Załącznik 37634
Zgodnie z planem, rozbiliśmy namioty przy ścieżce prowadzącej na Płaj Apecki, tuż obok lasu i strumienia. Rozpaliliśmy ognisko, zjedliśmy kolację i przy dźwiękach szumiącej wody, w zimowych śpiworkach, ubrani na cebulkę, zasnęliśmy.
Dzień 4
Kolejny deszcz znowu przywitał nas deszczem. Tym razem nie mieliśmy wyjścia, nie mogliśmy zostać w namiocie i przeczekać. Musieliśmy jeszcze tego samego dnia dotrzeć do Jasinji. Zanim jeszcze rozpadało się na dobre, udało się rozpalić ognisko, zjeść śniadanie, wypić coś ciepłego i umyć strategiczne miejsca w strumieniu.
Załącznik 37635
Potem było już gorzej â deszcz padał coraz mocniej, widoczność była niewielka. Znów zdecydowaliśmy się zmodyfikować plan i zrezygnować z wyjścia na Apecką. I w ten oto sposób, po kilku godzinach marszu przez łąki, lasy i pastwiska, dotarliśmy do wsi Krasna.
Załącznik 37636 Załącznik 37637 Załącznik 37638 Załącznik 37639 Załącznik 37640 Załącznik 37641
Stamtąd pozostało nam się już tylko dostać do Jasinji. To ponad 150 km. Godzina 17 czasu polskiego i zakarpackiego, godzina 18 czasu ukraińskiego⌠o tej porze w tych stronach nic już nie kursuje. Autostopem dostaliśmy się do miejscowości Dubowe, stamtąd taksówką do miejscowości Bedewla, potem marszrutą do Rachowa i znowu taksówką do Jasinji. Transport z Krasnej do Jasinji kosztował nas ok. 180 hrywien/os. Na miejscu byliśmy ok. godziny 22. O tej porze udało nam się jeszcze znaleźć nocleg w czymś na kształt schroniska turystycznego, o nazwie Edelweis.
Dzień 5
Wracamy do Rzeszowa po śladach.
Załącznik 37642
Granicę udaje nam się przekroczyć równie szybko, co ostatnio.
W pobliskim barze degustujemy specjalności tutejszej kuchni, czyli pielmieni w sosie grzybowym, sprawdzamy, czy jakość ukraińskiego piwa się nie popsuła w ciągu ostatnich kilku miesięcy i zasypiamyâŚ
...... Na Dragobrat można oczywiście wyjść, ale .... Szukamy zatem kogoś z UAZem albo innym pojazdem terenowym, który nas tam wywiezie....... Szybkie piwo w barze o wdzięcznej nazwie Oaza i wyruszamy na Bliźnicę â najwyższy szczyt Świdowca...... No fajnie i to taxi gruzawikami i to piwo w Oazie. :) Teraz już wiem jak szliście , bo wyjście z Jasinia na Drohobrat to nuda i męczarnia, oczywiscie strata czasu.My zawsze tą drogę robiliśmy odwrotnie ...zjazd z Drohobratu do Jasinia ....jazda na dół 20 tonowa wywrotką Kamaz ,to dopiero przeżycie i adrenalina. :) dzieki za relacje ...przynajmniej mam to ;)na czas nie bycia tam.
ps. dam filmik z naszego zjazdu z Drohobratu do Jasinia https://www.youtube.com/watch?v=RcL0NpgYx9I trochę Wam nie zazdroszcze tej ...;) pogody ...ale to też trzeba czasem przeżyć ..tak już jest , nie zawsze jest "miodzik" , ale i tak jest dobrze.
....Wracamy do Rzeszowa po śladach. ....Załącznik 37642..... Czy to już jest Rzeszów ? ;)
Aura nam jednak nie sprzyja. Z pozoru niewinna mżawka szybko zamienia się w regularną ulewę. Do tego dochodzi silny wiatr i po trzech kwadransach jesteśmy już mokrzy. Udaje nam się dotrzeć jedynie na Żandarm. Tam decydujemy się zawrócić i przeczekać deszcz na Dragobracie, licząc na to, że kolejnego dnia Matka Natura nam zrekompensuje drobne utrudnienia.
Załącznik 37623 Załącznik 37624
Tak sie zastanawiam czy to jest to samo miejsce co na zdjęciu mojego syna z 2008 roku:
https://lh3.googleusercontent.com/-W...0/DSC_0010.jpg
Oni mieli taką pogodę w połowie września.
https://lh3.googleusercontent.com/-g...0/DSC_0019.jpg
https://lh3.googleusercontent.com/-q...0/DSC_0027.jpg
Ostatecznie też skrócili trasę i w dwa dni zeszli na Okole, skąd trochę pieszo, trochę stopem wrócili do Jasini.