ďťż

Nie byłem na KIMB'ie

bigos - mój pamiętnik, wspomnienia, uczucia, przeżycia ...

A miało być tak pięknie.
Przygotowania jak zwykle zaczęły się z dużym wyprzedzeniem. Najpierw głosowania powsimordowe, potem wstępne przyzwyczajanie szefostwa, że "jak zwykle" część urlopu biorę w maju. Jest "wstępna" zgoda. Zbliża się wiosna, zbliża się KIMB.
Zaplanuj coś - rozśmieszysz Pana Boga mówi stare porzekadło. Wiosna była dość paskudna, no i ten chichot z góry ...
Najpierw drogą mailową, potem zwykłą pocztą przyszło oficjalne pismo. Do tego lista wymagań dotyczących bezpieczeństwa, stroju, plan wejścia, karta identyfikacyjna, karta parkingowa, słowem trzeba zacząć się przygotowywać do WIZYTY. Przegląd szafy nie pozostawił złudzeń: będą wydatki. Mieszkamy w aglomeracji, to nie powinno być specjalnych problemów z nabyciem czegoś odpowiedniego. Już pierwsze 6 butików w galerii handlowej rozwiało moje nadzieje. W sklepach pełnych tysięcy kiecek nie ma jakiejkolwiek choć trochę "podobnej" do tej, która mogła by być odpowiednia. Trzeciego dnia poszukiwań (ten facet z aureolką nad głową, to ja) jest: piękny materiał na kostium. Musiał być piękny, droższego $^&^%$#$% piękniejszego nie było;). Krawcowa to tylko drobny szczegół, bo nie musiałem chodzić na przymiarki. Jeszcze tylko modystka i nakrycie głowy (wymagane protokołem). Przeszło w miarę bezboleśnie.
A KIMB?
A KIMB coraz bliżej,


Dobry pomysł. Też na KIMBie zacznę wymagać strojów wieczorowych.:smile: No tak, i nakrycie głowy, z moją łysiną- konieczne!
A kto będzie robił za arystokrację???
Nadszedł dzień najważniejszy. W sobotni wieczór poszedłem do kina na jakąś głupią strzelankę.
Nie dało się zagłuszyć myśli: ONI są na KIMB'ie
W niedzielę odpaliłem kompa i ... nic, żadnej "gorącej" relacji. W końcu na boksie pojawił się Browar. Pytam, jak było? A było padła lakoniczna odpowiedź. Byłeś gdzieś?, byłem... w lesie, dużo drzew widziałem. To i pogadali.
Nie minęła dłuższa chwila i wylądowałem na Wyspie. Wieczorne meldowanie się w hotelu: Pan Tomasz z żoną, ... którą? przytomnie pyta recepcjonista, z wyglądu typ bliskowschodni ;)
Po czym dowiedziawszy się, że jesteśmy z Polski pyta, czy znam.. i strasznie szeleszcząc w skupieniu wymawia nazwisko> szoszaszybowszsky. Po kilkakrotnym powtórzeniu chwytam Sosabowski? Generał? yeees, uśmiech od ucha do ucha i wręcza nam klucze do pokoju. Skąd to pytanie o Generała? Nie wiem.


Wczesnym przedpołudniem udaliśmy się na wędrówkę po dżungli. Sprytna podziemna ciuchcia zawiozła nas w samo serce tej głuszy. Jakoś tak Oxford czy Picadilly... wysiadło dużo turystów i my też. Ponieważ i w Polańczyku i na Solinie nic dla mnie ciekawego nie ma, to i tu szybko porzuciłem utarte ścieżki i skręciwszy w pierwszą w prawo poszedłem w nieznane.
Najpierw natknąłem się na zagubione malownicze jeziorko, by następnie wyjść na małą połoninkę, gdzie pasły się konie.
Im dalej od utartych szlaków, tym więcej zwierzyny. W pewnym momencie poczułem się trochę nieswojo, u nas lwów raczej się nie spotyka
Pokaż proszę tą kreację a nie jakieś zwierzaki ;)

Im dalej od utartych szlaków, tym więcej zwierzyny. W pewnym momencie poczułem się trochę nieswojo, u nas lwów raczej się nie spotyka Fakt, nawet w bok od Polańczyka.
Basiu!
W Sopotach byłem i też nie widziałem. Coś mi się widzi, że w Duszatynie.....

Pozdrawiam
Bo byłeś krótko, za krótko i bez Renatki, to jak mogłem tak połowicznie?
W takiej głuszy pełnej zwierza dzikiego każdy może się poczuć wyobcowany, znaczy obco, znaczy ja jako obcokrajowiec jestem tam obcy, .. alien? Taki był zamysł artystyczny tej niezwykłej rzeźby
przyszło popołudnie.
Tak Basiu teraz będzie o TYM.
Weszliśmy jak zwykle wejściem służbowym, dla pracowników; przepustki itd. na dziedziniec Royal Mews. Trzeba się przebrać stosownie do okazji. Jest już orkiestra, wypakowuje instrumenty. Obok jakiś środek transportu, nie dla nas:mrgreen:
Zresztą my mamy od bramy do bramy kilkaset metrów, karta parkingowa się nie przyda. Nie mamy też samochodu. Król chodzi czasem piechotą, to i my też możemy
Jest dość chłodno... to eufemizm. Jest wręcz zimno. Dobrze, że nie pada, ale za to wieje. Spotkanie jest plenerowe, więc jestem mocno zaniepokojony o zdrowie małżonki.
Trudno, kurtki przecież nie włoży. Idziemy.
Nad pałacem powiewa dumnie flaga Królowej. Znak, że głowa państwa jest w pałacu. Jeszcze fotka przed wejściem i rozpoczyna się procedura wejścia. Policjant sprawdza dokumenty, zaproszenia i karty identyfikacyjne. Kilka minut i już są po drugiej stronie.
Zostałem się pod bramą obserwując, jak goście przemierzają dziedziniec, by zniknąć z oczu w bramie pałacu.
O jedno mogę być spokojny.
Są bezpieczni.
Dalszy ciąg znam z opowiadań:
Zaproszeni goście już na terenie ogrodu zostali ustawieni w szpalery, którymi miała przechodzić Królowa. Orkiestra grała, ludzie czekali. Nie trwało to długo. Punktualność jest wyrazem szacunku dla gości i wszystko odbyło się punktualnie. Dzięki dyskretnej opiece Fila (szef syna) Joanna zajęła miejsce przy końcu szpaleru, z dala od głównego zgromadzenia i tłoku. Na taras wyszła Osoba Najważniejsza wraz z całą najbliższą rodziną (Kate wyglądała ślicznie w żółtej sukience). Królowa weszła między ludzi i podchodząc do wybranych osób zamieniała z nimi kilka słów. Ostatnią osobą była pani stojąca obok Joanny. Małżonka zaczęła z powrotem oddychać, jak Królowa odeszła. Po oficjalnym spotkaniu rozpoczęto serwowanie herbaty, ciasteczek, kanapeczek. Orkiestra grała. Można było zwiedzać ogród. I choć w zaproszeniu wyraźnie proszono, by nie wnosić aparatów fotograficznych, a telefony wyłączyć i nie robić zdjęć, to nikt, nawet zaproszeni dyplomaci, nikt tego zakazu nie respektował. Joanna i Michał w czasie ceremonii spotkań nie fotografowali, ale już zwiedzając ogród pozwolili sobie na kilka fotek telefonem.
Ja stojąc w tym czasie przed pałacem zmarzłe mimo kurtki i ocieplacza.
Po wyjściu pytam żony, bardzo zmarzłaś? Nie, odpowiada, adrenalina taka, że nie czułam chłodu.
Dzień pełen wrażeń, że końcówkę spędziliśmy na chmurce ;)
Ogrody królewskie prawie tak ładne jak Duszatyn.
Kreacja super, a Joanna wygląda jak siostra swojego syna :)
Joanna już Cię lubi ;)
Co by nie było... ja też miałem z tego wyjazdu drobną przyjemność. W nagrodę za cierpliwe czekanie pod bramą Syn "dał mi się przejechać" swoim pyrkaczem. Kilka kółek po dziedzińcu Royal Mews ;).
Na ulicę nie odważył bym się wyjechać. Nawet jak jadę autobusem, to trzymam się kurczowo fotela: ten kierowca jedzie na czołowo lewą stroną jezdni; koszmar. Nie tylko zwierzęta w centrum odróżniają to miasto od naszych.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl